Kiedy kilka chwil później Dan wraz z pracownikami przenoszą nasze podarunki, ja siedzę już z dwoma kuleczkami.

– Raczej nie urosną zbyt duże – stwierdza Roberta, po zapoznaniu mnie ze szczegółami, dotyczącymi karmienia, wizyt u weterynarza, pierwszych miesięcy maluchów, czy też kontroli wysyłanej ze schroniska.

Dan wraca do nas i widać, że nieco się zmęczył dźwiganiem wielokilogramowych worków, ale przecież nie takie ciężary podnosi na siłowni!

Pakujemy maluchy do transportera, a Roberta zaskakuje mnie pytaniem:

– Mogę zrobić sobie z panią zdjęcie?

– Jasne! – odpowiadam tak jak zwykle, choć nie spodziewałam się, że taka sytuacja będzie miała miejsce w schronisku.

Uśmiecham się do zdjęcia, stojąc obok trochę niższej ode mnie kobiety, a ona dziękuje mi serdecznie. Mówi o tym, jak bardzo uwielbia nasz zespół oraz że była na naszym koncercie, ale nie rozdawaliśmy wtedy autografów ani nie pozowaliśmy. Fakt, czasami zdarzają się takie sytuacje i bardzo często nie zależą od nas.

Wciąż mnie zaskakuje, że nasi fani są tak od siebie różni, a jednak podobni, przynajmniej pod względem gustu muzycznego. Przekrój wiekowy jest tak szeroki, że powinnam się już przyzwyczaić, że raz prosi mnie o zdjęcie szesnastolatka, a innym razem pięćdziesięciolatka. Po prostu z niektórych rzeczy się nie wyrasta. I to piękne, że muzyka jest jedną z takich rzeczy... Czymś więcej niż chwilową fascynacją, wyrazem buntu czy chęcią zaimponowania innym.

Pięć lat temu byłam jeszcze uczennicą liceum, w którym wiele osób za wszelką cenę chciało się wyróżnić, pokazać swoją osobowość, podkreślić oryginalność. Niektórzy nosili kolorowe włosy, inni wciąż pojawiali się w dresie. Teraz większość z nich zagubiła to po drodze, którą pokonała. A przecież jesteśmy młodzi... Zresztą młodość to tylko słowo, za trzydzieści lat też chcę nosić czerwone włosy i mieć w sobie tę odrobinę szaleństwa.

– O czym myślisz? – pyta mój przyjaciel.

– O życiu, Dan, o życiu – odpowiadam z uśmiechem.

Patrząc na niego, nie potrafię nie myśleć o tym, że on też zatracił swój charakter... Nie chodzi o to, że zrezygnował z piłki nożnej. To jego wybór, a ja rozumiem, że nie chciał podejmować ryzyka. Został trenerem i wszystko byłoby świetnie, gdyby naprawdę to czuł. Gdyby prowadzenie młodych zdolnych sprawiało mu taką radość, jak wcześniej granie, byłabym szczęśliwa. Niestety widzę, że jest smutny. Byłabym chyba najgorszą przyjaciółką, jeśli po tylu latach nie potrafiłabym wyczuć jego nastroju!

Dan udaje, że wszystko jest w porządku, ale ja wiem, że tak nie jest. Uwielbiam spędzać z nim czas, wciąż mogę mu się zwierzać jak za dawnych lat, a nasze wspólne poczucie humoru ani trochę się nie zmieniło. Tylko, że kiedy nie jesteśmy obok siebie; kiedy on się zamyśla, widzę niezadowolenie w jego oczach.

Niestety, na razie tylko obserwuję, ponieważ nie mam pomysłu na działanie. Rozmowa jest zawsze najlepszym rozwiązaniem, ale nie chcę powiedzieć mu wprost tego, co myślę, bo... Sama nie wiem... Jeszcze bardziej załamie się, gdy mu powiem, że widać po nim niepogodzenie z losem i brak radości życia? Nie mogę działać pochopnie, muszę zachować ostrożność.

Pierwsze miesiące po tym jak zyskał sprawność były naprawdę jasnymi punktami w jego życiu. Powróciła mu pełnia sił, a to wystarczające, by poczuć prawdziwe szczęście. Teraz jednak nieco przygasł... Ale już ja postaram się mu pomóc!

Wracamy do naszych domów, a pani Carla już czeka na dwa maleństwa. Siadamy wszyscy w ich salonie, i zapoznajemy maluchy z nowym miejscem. Mama przyjaciela cieszy się niemal jak w dniu, w którym na świat przyszła Nina. Pamiętam, że kiedy Rocky pojawił się w ich życiu, nie była tak pozytywnie nastawione, ale lata upływające z owczarkiem u boku, zupełnie zmieniły jej nastawienie.

– Jak rozróżniacie, który to Jax, a który Max? – pyta, a my z Danem spoglądamy po sobie.

Podchodzimy bliżej, siadamy na podłodze i wpatrujemy się w dwa brązowe szczeniaki, patrzące na nas wielkimi brązowymi oczyma. Niemal wybucham śmiechem, kiedy w głowie rodzi mi się myśl, że czasami takie spojrzenie rzuca mi narzeczony.

Podnoszę jednego z psiaków, a Dan drugiego. Po chwili wymieniamy się nimi, a później robimy to kolejny raz.

Przyjaciel patrzy na mnie, zabawnie krzywiąc usta.

– Dobra, ja nie mam pojęcia – wyznaje.

– Ten ma czarną plamkę na brzuchu, a plamkę miał Max. Albo Jax – stwierdzam poważnym głosem z wyrazem twarzy, jakbym właśnie odkryła coś ważnego.

– Tyle wiem! – mówi Dan ze śmiechem.

– Może wybierzcie teraz, jak będzie miał na imię ten z plamką. – Proponuje pani Carla, stojąc nad nami, jak wtedy, gdy byliśmy dziećmi i bawiliśmy się klockami rozrzuconymi po podłodze.

– Chyba zadzwonię do schroniska i zapytam.

– Tak, Alice, i stwierdzą, że jesteś nieodpowiedzialna, bo nie wiesz, który jest który. – Śmieje się Dan.

Zaciskam wargi i wzruszam ramionami, wybierając sobie pieska z plamką i nazywając go Maxem. Mam przy tym szczerą nadzieję, że to naprawdę on i wcześniej nie był Jaxem!

Proszę przyjaciela, by zrobił mi zdjęcie z nowym towarzyszem, a następnie wysyłam je do Jamesa. Chciałam pójść po niego od razu po przyjeździe, ale zauważyłam, że Dodge zniknął z podjazdu. Swoją drogą, w ostatnim czasie James wspomina coś o zakupie nowego auta, a ja w ukryciu zacieram rączki, szykując się na przejęcie czarnej bestii. Do dzisiaj nie pozwolił mi usiąść za kierownicą!

Dream Biggest #3 ✔ 18+Where stories live. Discover now