prolog

706 24 0
                                    


   Ciemny korytarz z każdą chwilą stawał się coraz to dłuższy, jakby nieskończony. Nie było żadnego oświetlenia, czy to w postaci okien, czy też lamp. Wszystko to sprawiało, że bez względu na temperaturę człowiekowi robiło się chłodno. Chłopiec z kruczoczarnymi włosami, szczupłą sylwetką oraz różdżką w ręce sunął bezszelestnie po kamiennej posadzce, niczym duch, który unosi się nad ziemią. Każdy jego ruch wyglądał na przemyślany. Spokojne zielone oczy zerkały dookoła w poszukiwaniu zagrożenia. Wciągnął nieco więcej powietrza do płuc czując znajomy, zgniły zapach. Zacisnął na ułamek sekundy powieki, aby po chwili otworzyć je z nową determinacją.

   Na przeciw niego skrzypnęły sędziwe drzwi. Nie minęła sekunda, kiedy znalazł się za filarem i zaczął nasłuchiwać. Rozległ się oburzony męski baryton:

     – Trzeba to przekazać Czarnemu Panu. Toż to sprawa nie cierpiąca zwłoki.

     – Zrobię co w mojej mocy, Mulciber. – odpowiedziała kobieta z nieskrywanym jadem. Chłopiec od razu rozpoznał ten głos. Tylko jedna osoba potrafiła włożyć tyle wrogich emocji w jedno zdanie. Była to Bellatrix Lestrange.

   Wrota zamknęły się z głuchym trzaskiem, po czym rozległy się kroki. Wściekły stukot szpilek powędrował w prawą stronę korytarza, a tupot ciężkich buciorów w lewą.

   Gdy wszystko ucicho, chłopak ruszył w stronę drzwi zza których przed momentem wyszli Bellatrix oraz Mulciber. Nałożył na głowę kaptur swojej czarnej szaty, chociaż wiadomo było, że jeżeli ktoś by go złapał na nic zdałby się jego kamuflaż.

   W środku nie było żadnego okna, a zatem żadnego światła, co zmusiło chłopca do użycia niewerbalnie zaklęcia lumos. Pokój zalał się jasnym, wręcz białym światłem. Było to pomieszczenie o ciemnym ubarwieniu. Dwa regały ustawiono pod ścianami, fotele obito czarną skórą, a na środku stał dębowy stolik. Jedna strona pokoju była niemal jak lustrzane odbicie drugiej. Tu zapach zgnilizny był intensywniejszy.

   Jeden rzut oka wystarczył mu, aby rozeznać się w sytuacji. Czarnowłosy przypomniał sobie czarny, skórzany dziennik ze złotymi kantami jednocześnie rzucając jedno z zaklęć szukających. Nie musiał czekać długo, kiedy przedmiot trafił w jego ręce. Na jego twarzy jednak nie pojawił się zwycięski uśmiech, a kąciki jego ust nie powędrowały ku górze. To jeszcze nie był czas na triumf. Odwrócił się do drzwi, jakby wiedząc, że kłopoty już nadchodzą i jak na zawołanie z korytarza dobiegł go cichy odgłos rozmów, co jedynie przekonało go, że to nie koniec. Mianowicie Regulus Black doskonale wiedział, że to dopiero początek wszystkich tortur jakie czekały jego oraz cały świat. Tortur, które musiał powstrzymać za cenę własnego życia.

  

Wybraniec Krwi  || Regulus BlackWhere stories live. Discover now