30

20 2 0
                                    

Dzień powrotu. Czwartek.

Ze szkoły nic nie pisali, znaczy jeśli chodzi o nauczycieli. Nail zastanawiał się po dwóch dniach gdzie jestem ze względu na tą akcje z boiskiem. Nie interesowało mnie to, praktycznie o tym zapomniałam, a szczerze mówiąc myśle, że nikogo nie znajdą, bo jak? Jak będą pytać wszystkich po kolei i każdy powie, że był w domu to co? Będą chodzili po domach pytając rodziców czy napewno byli? Bez sensu? Na zewnątrz szkoły nie było kamer. Tylko w środku. Tak właściwie to po co one w ogóle w takim razie? Nie mi oceniać.

Jechaliśmy już przez dwie godziny, zostały trzy z hakiem.
Wyjechaliśmy o 10, tak jak powinno to się stać za pierwszym razem. Wyspaliśmy się, bo wróciliśmy wczoraj szybciej.

-Jak oceniacie cały wyjazd?-zapytała Camilla przykładając dłoń do ust Bryce'a udając, że to mikrofon.

-10/10.-odparł.

-Ciekawe czemu?-powiedział pod nosem Jordan. Camilla już dawała rękę do mnie, ale Bryce coś dopowiedział.

-Dlatego, że wszyscy przegraliście ZE MNĄ.-podkreślił.-w lasery.-obnosił się i wszyscy się śmiali.-słabe dupy.

Camilla przeszła do mnie.

-10/10.-rzekłam tak samo.

-Ciekawe czemu?-wyszeptała dziewczyna tym razem.

-Bo to ja siedzę z przodu, a nie wy grube dupy!-poszłam w ślady Bryce'a co mu się podobało.

-Jordan.-przeszła do chłopaka.

-20/10.-odparł bardzo pewnie.

-Ciekawe czemu!
-Ciekawe czemu!-krzyknęłam z Bryce'em w tym samym czasie.

Wszyscy się śmialiśmy. Każdy wypowiedział się co poważnie mu się najbardziej podobało. Niestety js musiałam skłamać...nie na miejscu byłoby powiedzieć prawdy.
Nie oszukujmy się, cała nasza czwórka prawdopodobnie skłamała w ten sam sposób.

W trakcie dalszej jazdy, gdy zostało około godziny zajechaliśmy do Wendy's. Wszyscy chyba to lubili, a jako, że był to powrót na stare śmieci to co innego jak nie to?

-Co jak co...ale to...-Jordan wskazał na swoją kanapkę.

Nie chcieliśmy się zatrzymywać, więc musiałam karmić Bryce'a. Nie do końca było to łatwe, bo wrócę jedzenia spadało mu na spodnie.

Podałam mu kanapkę trzymając rękę pod, jakby coś spało to na mnie, ale niestety ketchup nie trafił na rękę tylko na szare dresy.
Chłopak spojrzał tam z pełną buzią.

-No kurwa!-sam się z tego śmiał.-lepiej by wyszło gdybym dam jadł.

Nie mogłam wtedy się z niego nie śmiać. Nie mógł nic zrobić, ale nie chciałam być aż tak nie miła więc sięgnęłam po serwetkę i zaczęłam to wyciągać. Zanim jednak to zrobiłam, włożyłam całą kanapkę w twarz bruneta tak, że nie mógł nic powiedzieć. Wydawał tylko jakieś głośne dźwięki co sprawiało, że jeszcze bardziej się śmiałam.

***

Odwieźliśmy najpierw Jordana, później Cam i razem pojechaliśmy do swoich domów.

Oczywiście podziękowaliśmy za towarzystwo, a najbardziej za działalność Camilli wobec całej wycieczki. Kochana, że tak się starała. Wszystko jej wyszło, nic bym nie zmieniła. To też jej powiedziałam.

Bryce wjechał na swoją posesje i zaproponował, że pomoże mi wnieść walizkę.

Nie obawiałam się, że gdy moja matka nas zobaczy po tak długiej mojej nieobecności to zrobi awanturę, zwłaszcza przy brunecie...chociaż po ostatnim to sama nie wiem.
Nie sądzę, żeby zrobiła cokolwiek. Raczej nie obchodziło jej to, że nie byłam w szkołę, śni w domu na cztery dni. Może jej też nie było? Tak czy inaczej, wątpię, żeby się przejęła, ale nie miała czym. I tak bym jej nie słuchała.

I go soloWhere stories live. Discover now