18

12 4 1
                                    

Od kiedy pamiętam w mojej rodzinie zawsze byłam pomijana. Wyjazdy, przeprowadzki, remonty, zwierzęta, znajomi, a nawet obiady. Wszystko było przeciwko mnie. Ale jestem takim człowiekiem, że się tym nie przejmuje, po prostu żyje dalej. Nie rusza mnie gdy Aiden mi mówi jaka jestem beznadziejna, albo matka, że zawsze robię wszystko na odwal, już się przyzwyczaiłam. Oni nawet nie wiedzą co, kiedy, gdzie i z kim robię, bo ich to nie interesuje. Moja mama czeka, aż się wyprowadzę i nie będzie musiała mnie widywać.
Myśle, że jednym z powodów takich relacji z rodziną i mojego podejścia do tego wszystkiego jest to, że nigdy nie ma mojego taty. Myśle, że gdyby miał inną prace i bywałby w domu wszystko byłoby inne. Wychodzilibyśmy gdzieś razem, jedlibyśmy posiłki w domu rodzinnie. Nie wiem, nawet nie umiem sobie tego wyobrazić.
Mój tato był jedyną osobą, która okazywała mi uczucia i była moim autorytetem. Gdy byłam mała patrzyłam na niego jak w obrazek.
Gdyby ,,był" w moim życiu byłoby dwa na dwa. Matka z Aiden'em i ja z tatą. Myśle, że mój tato by to wszystko naprawił. Przytrzymałby nas wszystkich razem i bylibyśmy zwyczajną rodziną. Jednak jako, że go nie ma muszę radzić sobie sama. Gdy wszystko się zaczęło, wszystkie kłótnie ja walczyłam ciszą. Nigdy się prawie nie odzywam, ale to nie dlatego, że nie mam nic do powiedzenia w kłótni tylko nie widzę sensu. Po co mam się produkować jeśli do mamy to nie dociera, o Aiden'em nawet nie mówię.
My tak naprawdę żyjemy kompletnie oddzielnie. Nigdy nie zgłosiłam się do mojej mamy po pomoc, więc gdy jednak jej potrzebowałam to tylko i wyłącznie internet mógł mi pomóc. Przez to przestałam zwracać na nią uwagi, no bo...po co?

Gdy zaczęłam chodzić na imprezy, zaczęło się dziać coś nowego, więc wykorzystywałam to zawsze jak najbardziej mogłam i właśnie dlatego ludzie mnie znali. Robiłam pojebane rzeczy, których nigdy nie żałowałam.

Wchodziłam do czyjegoś domu i od razu ktoś mnie zaczepiał. Mogłam mieć kogo i co tylko chciałam. Mogłam powiedzieć ,,przynieś to", ,,zrób to", ,,powiedz to". Wykorzystywałam to.
Po prostu korzystałam z życia.

Podsumowanie.
Zawsze byłam sama i to mi wystarczało, wpadałam w kłopoty, podrywałam chłopców, miałam złe oceny, nie wracałam na noc do ,,domu", nie mam rodziny.

Jednak coś się zmieniło.
Jeden głupi wieczór, jedna impreza zmieniła tak dużo.
Gdybym miała to opowiedzieć nieznajomemu w wielkim skrócie brzmiałoby to tak:

Poznałam chłopaka. Na początku nie miałam zamiaru zwracać na niego uwagi, ale zostawił swoje rzeczy w moim aucie... Zaczęliśmy spędzać razem czas, poznałam jego znajomych, chodziliśmy razem na imprezy, ale nie robiłam już tego co wcześniej, nie wykorzystywałam ludzi ani nie robiłam głupich rzeczy.
Spotykaliśmy się codziennie, już nie byłam sama. Była to dla mnie nowość i na początku nie dowierzałam, że jest to coś innego niż wygląd, ale zabrał mnie nad jezioro i przesiedzieliśmy razem całą noc...
Zaczęłam czuć szczęście i euforię. W końcu poczułam spokój. Przez to zaczęłam zdobywać dobre oceny, a to było coś kompletnie nowego. Zawsze miałam same jedynki, zwykle musiałam przekupywać dyrekcje jakimiś sumami, żeby mnie przepuszczono do następnej klasy.
Nie chciałam stwarzać niepotrzebnych sytuacji tylko po to, aby zdobyć atencję. Chociaż większość głupich rzeczy robiłam dla siebie nie dla innych, to z tym też skończyłam.
W krótkim czasie stałam się innym człowiekiem. Zaczęło mi zależeć na tej jednej osobie. I co najlepsze, nie chciałam tego zmieniać.

Jednak to było najgorsze...
Po słowach matki wszystko do mnie doszło.
Straciłam moc. Zgubiłam siebie. Trzeba było to naprawić.


*Perspektywaa Bryce'a*

Usłyszałem z dołu jak Hailey z kimś rozmawia. Chciałem tylko podejść, zobaczyć co się dzieje.

Stałem na schodach i słyszałem jakiś podirytowany głos.

-Wracasz ze szkoły i o niczym nie pomyślisz!-okej, to jedna z pospolitych kłótni.-Nie przejdzie ci przez myśl, żeby zrobić coś do jedzenia, albo posprzątać, nie!-krzyczała jej mama.

Odpowiadałem na te pytania w głowie.
Czemu miałaby robić coś takiego skoro pewnie gdyby zrobiła kolacje dostałaby za to pogadankę, że albo coś jest nie dobre, albo marnuje jedzenie, albo ktoś nie ma czasu na takie rzeczy?

-Ty myślisz tylko o sobie. Myślisz, że możesz wszystko? Czemu nie możesz być taka...-już wiedziałem co powie.-jak Aiden?

Zastanawiało mnie czym Aiden sobie zasłużył na bycie takim ulubieńcem. On dosłownie jest nikim. Jedyne przez co coś się dzieje w jego życiu to przez jego dom i pieniądze. Hailey ma więcej do zaoferowania.

-A jaki jest Aiden?-zapytała bez emocji.

Hailey wie jak grać w tą grę. Ona jest spokojna i nie przejmuje się niczyją opinią, ale cieszyłem się, że ciągnęła temat, a nie poddała się i odeszła.

-On jest dobrym dzieckiem?-nic nie rozumiałem.-wie jak się zachowywać przy ludziach, nie robi mi wstydu, nie sprawia mi problemów.-krzyczała z nienawiścią.
Na chwile się wyłączyłem żeby to przeanalizować.

Brat Hailey jest maminsynkiem. Liże dupę swojej matce, bo za to nie ma żadnych problemów. Może kłócić się z Hailey o byle co, bo Pani Sophia zawsze weźmie jego stronę, a on to wykorzystuje. On jest zjebany.

-Powiedz co ty dobrego ostatnio zrobiłaś?-kontynuowała.

Ona jest dobrym człowiekiem.

-Poprawiłam swoje oceny.-odparła wciąż bez zbędnych emocji, nie starając się tym samym prowokując matkę.

Przez pare sekund była cisza.
Stałem za ścianą na jednym z ostatnich schodków i wsłuchiwałem się porządnie.

-I tak rozczarujesz wszystkich od nowa.

Nie dowierzałam. Na chwile jakbym się wyłączył. Jak można tak powiedzieć własnemu dziecku.
Nigdy nie pomyślałbym, że usłyszę coś takiego. Pomimo, że nie było kierowane to do mnie.
Ona nie zasłużyła na takie słowa.

Usłyszałem kroki coraz cichsze i dalsze. Kobieta sobie poszła, a ja wychyliłem się zza ściany. Zobaczyłem dziewczynę stojącą tyłem do wszystkiego oprócz kuchni. Nie ruszała się. Jakby zamarła. Wgapiała się w ścianę w kuchni, tam pewnie stała Sophia.
Podeszłem do niej jak najszybciej.
Nie spojrzała na mnie pomimo, że stanąłem centralnie przed nią.
Jej wzrok nie był taki jak zawsze, był pusty i bez emocji. Nie mogłem na to patrzeć.

Złapałem jedną ręką na tył jej głowy, a długą przełożyłem pod jej szyją, na plecach i przyciągnąłem ją do siebie przytulając blisko.
Nie odwzajemniła.
Bardzo chciałem, żeby mi pokazała, że wszystko z nią okej, że się nie przejmuje, ale ta jakby nie żywa po prostu opierała się na mnie tak jak ją trzymałem.

Rozumiałem to, ale naprawdę miałem nadzieje...

-Twoja dusza jest zbyt piękna na ten świat.-musiałem coś powiedzieć.

I go soloWhere stories live. Discover now