~~26~~

664 31 21
                                    

-Wiem, że nie mogło być dobrze, więc ile w skali okropności?

Annabeth obrzuciła kolegę z zespołu zmęczonym spojrzeniem. Nie miała siły ani ochoty na żarty.

Była niedziela, kilka godzin po zakończeniu GP Austrii. Max wygrał, jego fani szaleli, krajobraz pokryła pomarańczowa chmura z dziesiątek rac.

A Annabeth?

Nie zdobyła nawet punktów.

W swoim domowym Grand Prix.

Masakra po raz kolejny. Jak cały ten sezon.

Z tego też powodu wylądowała dziś na rozmowie z Helmutem Marko i Christianem Hornerem.

Co okazało się być okropne. I nie chciała znowu tam wylądować.

Aby to się stało, musiała zacząć jeździć na poziomie.

A do tego zebrać się nie mogła.

Starała się próbować. Ile z tego wyszło? Raczej niewiele. Szczególnie, że sypały jej się wszystkie możliwe relacje, nawet pomimo tego, że wielu ich nie miała.

-Annabeth? Wszystko dobrze?

Dziewczyna uniosła wzrok na Maxa. Sama nie wiedząc, dlaczego to robi, odpowiedziała:

-Nie.

I od razu tego pożałowała.

-Więc co się dzieje?

Annabeth nie chciała na to odpowiadać - nie umiała zdefiniować tego, co przeżywała.

-Nie wiem. Nic. Nieważne - odparła szybko i chciała odejść. Wolała zachować to dla siebie, a jednocześnie potrzebowała to komuś powiedzieć.

-Annabeth. - powiedział twardym tonem głosu Max, łapiąc ją za rękę. Puścił ją jednak szybko, gdy zobaczył jej wzrok - po prostu powiedz. Wiem, że chcesz. A ja chcę dla ciebie dobrze.

-Dlaczego? Dlaczego to robisz? Powinieneś mieć mnie gdzieś.

-Bo zależy mi na tobie! - nie wytrzymał i krzyknął. Pod zaskoczonym spojrzeniem Annabeth dodał szybko - jako na znajomej. Na kierowcy, bardzo utalentowanym. Widzę, jak zaczynasz się zachowywać. Nie potrafię tak po prostu na to patrzeć.

Annabeth spojrzała na niego trochę zaskoczona. Nigdy nie usłyszała tego tak szczerze, tak prawdziwie współczująco, tak... Sama nie wiedziała jak. Na pewno nie powiedział jej tego...

-Charles. Myślisz o nim. Na tyle dużo i takie rzeczy, że cię to boli. Prawda?

Annabeth coraz więcej z tego nie rozumiała, ale przytaknęła mu szybko.

-Nie sądzisz, że to już nie to samo? Że to cię bardziej wykańcza, niż ci pomaga? Jest bardziej wymuszone niż-

-A co cię to obchodzi, co? To nie twoja sprawa! - zirytowała się Annabeth.

-Zadałem tylko pytanie. I dobrze wiesz, że mam rację.

Dziewczyna obrzuciła go niechętnym wzrokiem. Chłopak niewątpliwe mówił prawdę.

-Tak. Masz. Twoje poczucie własnej wartości odżyło?

-Nie chodzi mi o to. Chcę dobrze.

-Dla siebie?

-Dla ciebie. Nie jestem egoistą.

-Albo robisz to dla mnie, pod przykrywką, żeby zyskać coś dla siebie.

-Co masz na myśli? - w głosie Holendra wyczuwalna była nuta chwilowego zestresowania.

-A to już ty mi powiedz - odparła Annabeth, patrząc prosto na niego.

Max utrzymywał z nią kontakt wzrokowy przez chwilę, po czym westchnął i odwrócił spojrzenie.

-Annabeth... Nie chodzi mi o to...

-Tak, jasne. Radzę ci jak najszybciej zmienić twój obiekt zainteresowań.

-Annabeth, ja nie...

-Każdy tak mówi. Jesteście beznadziejni. Nie wierzę już w uczucia.

Holender widocznie chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz zanim się do tego zebrał, Annabeth już odeszła.

Dziewczyna była wkurzona. Czy Max naprawdę próbował do niej zagadać i zagrać na uczuciach wykorzystując jej problemy? I serio oczekiwał teraz, że zdobędzie w ten sposób szanse?

Przechodziła obok budynków należących do Ferrari. Zwolniła trochę, a potem przystanęła. Zastanawiała się jeszcze nad słowami Maxa. Nie posłuchałaby go specjalnie, żeby być na przekór jemu. Ale z drugiej strony...

Ruszyła w stronę czerwonych ścian. Już chciała spytać się kogoś, czy wie, gdzie jest Charles, gdy nagle problem rozwiązał się sam - Monakijczyk wpadł na nią, wychodząc skądś.

-Ann? Co ty tutaj robisz? - zapytał, lekko zaskoczony, z jakby nutą niezadowolenia w głosie.

Dziewczyna patrzyła na niego chwilę. Co ma zrobić? Co ma powiedzieć? Ma wyznać, co naprawdę myśli, czy żyć w półkłamstwie i niechęci, tak jak teraz?

-Chciałam... Pogadać - powiedziała, lekko jeszcze niepewnie.

-O czym? - niezadowolenie w jego głosie uderzyło Annabeth jak fala zimnej wody.

-O nas.

Charles spojrzał na nią lekko zaskoczony i bez zrozumienia dla jej słów w jego zielonych oczach. Przez to jedno spojrzenie w Annabeth wybuchła kula nienawiści i złości, żalu i irytacji. Czy on naprawdę nie wiedział, o co jej chodziło? Aż tak ją ignorował? Aż tak nic nie znaczyła?

-Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Nie patrz tak na mnie.

-Nie wiem...

-Nie kłam! Widzisz jak to wygląda! Widzisz co się między nami dzieje!

-O czym mówisz? - szukał wymówki Monakijczyk.

Annabeth patrzyła na niego, nie rozumiejąc, dlaczego jej to robi, dlaczego aż tak się zmienił.

-Wiesz co teraz powinnam zrobić? Powiedzieć, że cię nienawidzę, że żałuję, że kiedykolwiek cię poznałam. Ale nie potrafię tego zrobić. Jesteś dla mnie zbyt ważny. I nienawidzę tego w tym momencie.

Charles widocznie nie przygotował się na ten moment. Myślał, że to wszystko można zamieść pod dywan, że o tym można zapomnieć.

Ale niektórych rzeczy nie da się zapomnieć. Nie takiego traktowania przez kogoś, komu się zaufało, komu powierzyło się całego siebie.

W tym momencie do Charlesa i Annabeth podeszła jakaś dziewczyna. Odrzuciła swoje jasne włosy do tyłu i posłała Monakijczykowi uśmiech.

-Heej Charles i... Oh, Annabeth Walker, witaj.

Chłopak uśmiechnął się też do niej z lekko rozmarzonym wzrokiem, po czym przypomniał sobie, że tuż obok niego stoi Annabeth. Rzucił w jej stronę lekko wystraszone spojrzenie.

-Oh, rozumiem. Nie przeszkadzam już - powiedziała Annabeth, patrząc to na Charlesa, to na dziewczynę i obserwując szczególnie spojrzenia, jakimi się obdarzali.

-Annabeth! Charlotte to tylko...

Ale Annabeth rzuciła mu tylko po prostu pogardliwe spojrzenie i powiedziała:

-Między nami koniec.

I odeszła.

Nie zauważając Maxa, obserwującego całe to zdarzenie z pewnej odległości...

𝐑𝐨𝐚𝐝 𝐭𝐨 𝐠𝐥𝐨𝐫𝐲 {𝐅1 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧}Where stories live. Discover now