~~15~~

814 29 23
                                    

Annabeth powoli otworzyła oczy. Zamrugała kilka razy, aby dobudzić się trochę. Przeciągnęła się i usiadła na łóżku. Na chwilę pociemniało jej w oczach, ale po chwili wszystko wróciło do normy.

Sennie rozejrzała się po pokoju. Zwykły, hotelowy pokój, do których Annabeth zdążyła się już przyzwyczaić.

Tym razem znajdowała się we Francji. Był sobotni poranek, dzień kwalifikacji. Jeżeli tym razem Annabeth chciała wreszcie dobrze ukończyć ten wyścig, musiała się postarać.

Powoli wstała z łóżka i dotknęła bosymi stopami zimnej podłogi. Przeszył ją dreszcz zimna, ale zignorowała to i ruszyła do łazienki. Po drodze wzięła ubrania, które rzuciła na ziemię obok łóżka poprzedniego dnia.

Weszła do łazienki i szybko się przebrała. Spojrzała w lustro na burzę swoich ciemnobrązowych włosów na głowie i zaczęła ją rozczesywać. Gdy skończyła, zaczęła zastanawiać się nad nową fryzurą. Postanowiła sobie zrobić warkocze.

Gdy spojrzała na swoje odbicie, by ocenić nową fryzurę, nagle uderzyły ją wspomnienia z przeszłości. Przypomniała sobie, jak nocowała pewnego razu u Yvonne. Przyjaciółka zrobiła jej wtedy takie same warkocze jak miała na sobie teraz...

Annabeth zamknęła oczy i zacisnęła dłonie na krawędzi umywalki, aż pobielały jej palce. Musiała przestać myśleć tyle o Yvonne, musiała skupić się przed kwalifikacjami i pojechać je jak najlepiej.

Powoli wyszła z łazienki i skierowała się do aneksu kuchennego. Wyciągnęła kubek z szafki i zagotowała wodę na herbatę.

Gdy już zrobiła sobie ów napój, wzięła kubek do ręki i napiła się kilka łyków. Próbowała zignorować fakt, iż jest to ulubiona herbata Yvonne.

Ogarnij się, powiedziała w myślach do siebie. Praktycznie wszystko ci się z nią kojarzy, musisz nauczyć się to ignorować.

Szybko wypiła herbatę, odłożyła kubek na niewielki blat kuchenny, poszła po swój plecak i ruszyła w stronę drzwi. Jeżeli chciała zdążyć na trzeci trening, musiała się pośpieszyć.

W momencie, w którym nacisnęła klamkę, rozległo się pukanie nie drzwi. Annabeth jednak nie zdążyła zareagować i z całym impetem uderzyła drzwiami stojącego za nimi Lando.

-Norris! - krzyknęła do niego - nic ci nie jest?

-Nie... - odpowiedział Lando, wydając wcześniej jęk bólu.

-A szkoda, może przynajmniej pozbyłabym się ciebie na jakiś czas - mruknęła do siebie Annabeth - po co tu przyszedłeś? - dodała, już głośniej.

-Chciałem się ciebie spytać, czy byś nie chciała żebyśmy razem poszli na tor. Razem jest weselej, no nie?

Annabeth chciała rzucić mu jakąś wredną odpowiedź, ale przed tym znowu dostała napływu wspomnień.

Choć było to tylko przypomnienie sobie faktu, że Yvonne też kiedyś po nią przychodziła, to i tak odbiło się to na Annabeth. Zbyt wiele razy już sobie dzisiaj o niej przypomniała.

Nie umiesz tak żyć, co nie? Odezwał się głos w jej głowie. Nie potrafisz sobie nie przypominać ciągle o niej. Ale to ona zniszczyła waszą przyjaźń. Zniszczyła to jednym zdaniem. Zostałaś przez nią sama, bo nie miałaś nikogo poza nią.

A co jeżeli to ja to zniszczyłam? Swoją reakcją? Swoim brakiem zrozumienia? Tym, że nie odzywam się do niej od tamtego czasu? Przecież jej jest trudniej, to ja powinnam pierwsza wyciągnąć do niej rękę na zgodę. To ja...

𝐑𝐨𝐚𝐝 𝐭𝐨 𝐠𝐥𝐨𝐫𝐲 {𝐅1 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧}Where stories live. Discover now