~~14~~

800 35 21
                                    

-Więc, Annabeth, jest jeszcze coś, o czym chciałabyś porozmawiać? Jestem tu, aby ci pomóc, więc możemy pogadać o czym tylko chcesz.

Annabeth przelotem spojrzała na psycholog, siedzącą na przeciwko niej, po czym ponownie odwróciła wzrok na zegar wiszący na ścianie i kontynuowała przyglądanie się upływającym sekundom, minutom. Zwykle czas płynął bardzo szybko, lecz teraz, gdy oczekiwała od niego, że przyśpieszy, jak na złość wlókł się niemiłosiernie.

-Mówiłam już pani, że nie chcę rozmawiać. Jestem tu, bo moja przyjaciółka, Yvonne, zaciągnęła mnie tutaj.

-Nie zrobiła tego bez powodu, prawda? - zapytała ją psycholog, uważnie się jej przypatrując.

Annabeth nabrała powietrza, w pierwszym odruchu chcąc nakrzyczeć na psycholog, lecz w ostatniej chwili się powstrzymała i głęboko odetchnęła.

-Ona jest po prostu przewrażliwiona i zamartwia się nade mną bez większego powodu. Tylko tyle.

-Tylko tyle... - powtórzyła po niej psycholog zamyślonym głosem - ja jednak mam inne zdanie na ten temat. Rozmawiałam wcześniej z twoją przyjaciółką, Yvonne. To fakt, martwi się o ciebie. Sądzi, że masz problemy, z którymi sobie nie radzisz.

-Nie mam problemów. Radzę sobie ze wszystkim. - odparła Annabeth przez zęby, kładąc nacisk na każde słowo, podkreślając pewność tej wypowiedzi.

-Pewnych rzeczy się nie widzi, albo nie chce się widzieć, wiesz, Annabeth? Wiem, że chcesz sprawiać wrażenie osoby twardej i stanowczej, żyjącej bez łaski i niepotrzebującej nikogo, ale każdy czasami potrzebuje chociażby pogadać, czy zwierzyć się komuś ze swoich problemów, bo nie ma człowieka, który by ich nie miał, większych lub mniejszych. Tak więc jestem tu, z chęcią wysłuchania cię i pomocy ci. Reszta zależy od ciebie, Annabeth.

-Nie potrzebuję pani pomocy! Doskonale radzę sobie sama! - krzyknęła Annabeth, nie mogąc się dłużej powstrzymać.

-Yvonne mówiła, że możesz tak reagować. Mówiła też, że nie zawsze taka byłaś. Tak więc, kiedy taka się stałaś? Chodzi o jakieś wydarzenie z twojej przeszłości? Przykładowo, śmierć twojego ojca? - spytała się psycholog, patrząc na Annabeth współczującym wzrokiem.

Annabeth patrzyła na nią przez chwilę pustym wzrokiem. Absolutnie nie spodziewała się tego po psycholog.

Po chwili, gdy minął jej szok, napłynęły bolesne wspomnienia, zalewając ją całą i podduszając ją swoim ciężarem. Annabeth zacisnęła dłonie na podłokietnikach fotela, odwróciła głowę i zamknęła oczy. Psycholog rozdrapała jej starą ranę, która nigdy się nie zasklepiła, lecz Annabeth nauczyła się z nią żyć. Niejednokrotnie próbowała pogodzić się ze stratą swojego ojca, lecz na próżno. Nie potrafiła opanować swoich emocji, więc za każdym razem, gdy o tym myślała, wyrywały się one z pod kontroli i opanowywały ją, doprowdzając do szaleństwa. Gdy już mijały, za każdym razem stawała się coraz większym wrakiem człowieka i czuła kompletną pustkę.

-Czyli chodzi tu o to? - ponowiła pytanie psycholog.

Annabeth spojrzała w jej stronę. Jej intensywnie zielone oczy były błyszczące od łez i przepełnione cierpieniem.

-Skąd mam wiedzieć? Nie myślę o tym, na pewno nie w ten sposób. Zresztą, przecież nigdy nie myślę! To zbyt skomplikowana czynność jak dla mnie! - powiedziała Annabeth uniesionym głosem, dając upust emocjom - o to pani chodziło, tak? Do tego chciała mnie pani doprowadzić?

-Nie, Annabeth. Po prostu miałam na myśli-

-Nie obchodzi mnie co miała pani na myśli! Obchodzi mnie, co pani tym zrobiła! Miała mi pani pomóc, nie pogorszyć wszystko! Zna się w ogóle pani na swoim zawodzie!? - zaczęła krzyczeć Annabeth, nie dbając o to, że może urazić tym psycholog. Gwałtownie wstała z fotela, patrząc na nią dziko błyszczącymi oczami i już chciała kierować się w stronę wyjścia z pomieszczenia.

-Annabeth, stój - zatrzymała ją psycholog, delikatnie łapiąc za dłoń - nie chciałam ci tego zrobić, chciałam ci pomóc. Nie wiedziałam że tak na to zareagujesz. Jeżeli chcesz, możesz już iść, wystarczy już na dziś. Mam jednak nadzieję, że przyjdziesz tu ponownie, i wtedy zobaczymy, co jeszcze mogę dla ciebie zrobić.

Annabeth tylko kiwnęła jej głową i czym prędzej wybiegła z gabinetu, nawet się uprzednio nie żegnając.

Po GP Australii była lekko dłuższa przerwa od wyścigów, gdyż następne Grand Prix zostało odwołane, więc Annabeth znajdowała się w swoim rodzinnym mieście w Austrii. Zamierzała udać się do swojego domu, lecz wcześniej postanowiła odwiedzić Yvonne i solidnie na nią nakrzyczeć za to, że kazała jej iść do psychologa.

Nie chcąc iść w ciszy, wyciągnęła słuchawki i włączyła sobie muzykę. I tak już była zdołowana, więc puściła sobie One more light.

Who cares if one more light goes out?
In a sky of a million stars
It flickers, flickers
Who cares when someone's time runs out?
If a moment is all we are
Or quicker, quicker
Who cares if one more light goes out?
Well I do*

Annabeth doszła do domu Yvonne. Stanęła pod drzwiami i zadzwoniła.

Yvonne otworzyła jej niemalże od razu z uśmiechem na twarzy, który jednak znikł, gdy zobaczyła minę Annabeth. Odsunęła się na bok, wpuszczając przyjaciółkę do budynku.

Annabeth zamknęła za sobą drzwi i popatrzyła na Yvonne.

-Uhm... Może... Wejdziesz? Napijesz się herbaty, czy coś? - zapytała trochę nieśmiało Yvonne.

Annabeth kiwnęła jej głową i poszła za nią do kuchni. Stanęła, opierając się o blat, i zaczęła patrzeć na Yvonne, robiącą herbatę.

-Więc... Jak było u psycholog? - przerwała milczenie Yvonne.

-A co, nie widać? Nie domyślasz się? - odparła nerwowo Annabeth. Nawet jej przyjaciółka musiała zadawać jej głupie pytania?

-Ja... - zająknęła się Yvonne - chciałam... Chciałam się po prostu spytać. Tak dla pewności. Bo może coś źle zinterpretowałam.

Annabeth parsknęła śmiechem.

-Rzeczywiście, bardzo dużo tu do interpretowania - stwierdziła ironicznie - to było do przewidzenia, że będzie beznadziejnie. Jedynie pogorszyła wszystko.

-Co takiego ci powiedziała? - spytała Yvonne, zdobywając się na pewniejszy ton głosu.

Annabeth uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Zaczęła mrugać, próbując powstrzymać się od płaczu.

-Przypomniała... Przypomniała mi pewne zdarzenie z przeszłości - odparła cicho Annabeth - śmierć mojego ojca. Wiem, minęło już trochę lat, ale to nadal boli, Yvonne. Nigdy się z tym nie pogodziłam, a teraz to już jest tylko trudniejsze, jeżeli nie niemożliwe.

Yvonne pokiwała głową ze zrozumieniem, chodź nigdy tak do końca nie rozumiała swojej przyjaciółki. Sama nie była nigdy w podobnej sytuacji, więc nie wiedziała, co zrobić.

-Rozumiem... - powiedziała - ja... Ja chciałam ci tylko pomóc...

Złość ponownie zagotowała się w Annabeth.

-Nie potrzebna mi pomoc! Kiedy wy to zrozumiecie!? - krzyknęła na Yvonne - zresztą, po co ty tak usilnie chcesz mi pomóc, co!?

Yvonne spojrzała ze smutkiem na Annabeth. W jej oczach zalśniły łzy.

-Bo... Bo ja kocham cię Annabeth. Kocham cię.

Annabeth wpadła w nagłe otępienie. Patrzyła się pusto na Yvonne, powoli trawiąc jej słowa.

-Ty... Ty co?... - zadała trochę głupie pytanie - nie, nieważne. Nic nie mówiłam, zapomnij. Ogólnie zapomnij. Zapomnij o mnie - wyrzuciła z siebie dziwnie złożone kilka słów, po czym wybiegła z domu Yvonne, zostawiając ją samą, nie zdolną nawet zarejestrować bólu z powodu odtrącenia przez najbliższą jej osobę.

*Linkin Park, "One more light"

𝐑𝐨𝐚𝐝 𝐭𝐨 𝐠𝐥𝐨𝐫𝐲 {𝐅1 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧}Where stories live. Discover now