19. Chce ciebie mieć obok mnie, zawsze

753 29 44
                                    

Rano wstałam z bólem w karku. Przeciągnęłam się na prawą stronę i ujrzałam brak mojej poduszki. Spałam na nagłówku z łóżka, który był twardy i niewygodny do spania na nim całą noc.

Wstałam ledwo ruszając karkiem, kierując się w stronę strony domku Walczuka. Uchyliłam cicho drzwi i zauważyłam bruneta z dwoma poduszkami, nie no chuj.

Postanowiłam nie być miła za ten gest. Na płacząc pobiegłam do kuchni po szklankę i wodę. Oczywiście, obleje go, dość przewidywalne.

Zakładałam się po cicho nad jego głowę tylko po to by po chwili zobaczyć jego wściekłą twarz i wodę roznoszącą się po jego twarzy, koszulce i poduszce. Zaśmiałam się głośno po czym wyrwałam mu poduszkę spod głowy.

— To za mój kark kurwikleszczu. — rzekłam pokazując mu język zamykając drzwi.

Wesoła i dumna z siebie i swojego pomysłu skierowałam się na swoją część domku by się ubrać i ogarnąć. Ubrałam luźne, dresowe spodenki w kolorze czarnym oraz obcisłą białą, prostą bluzkę z krótkim rękawem.

Nie chciało mi się jakoś szykować więc włosy związałam w koka a makijażu nawet nie dotknęłam, i tak by mi się zmył.

Wyszłam z pokoju i poszłam do domku moich rodziców. Mieli domek niedaleko naszego, jakieś 2 domki dalej. Szłam do nich w moich klapkach, które wydawały przyjemne dźwięki gdy stawiałam kroki.

Zapukałam do nich a po chwili ujrzałam mojego tatę w kąpielówkach, najwyraźniej zbierał się już do wyjścia, lecz gdzie mu się tak spieszy skoro grill jest dopiero za kilka ładnych godzin.

— Joł siemanko. — odparłam witając się z rodzicami. — Truskawki!

Na te słowa moja mama wybuchła śmiechem. Podbiegłam do miski z truskawkami i zaczęłam je jeść. Co jak co, kocham truskawki i mogę jeść je kilogramami.

Chcąc, nie chcąc zabrałam pudełko z truskawkami do rąk zajadając przy rodzicach.

— Jedziecie gdzieś? — spytałam gdy zauważyłam, że w dwójkę się gdzieś szykują. Zaprzeczyli.

— Lecimy rozpalać grilla. — rzekła mama a tato tylko odpalił papierosa.

— Z rana? — zdziwiłam się bo mieli rozpalać dopiero w południe.

— Jest 15:00. — rzekł White a ja zrobiłam wielkie oczy. — Jak się śpi niczym niedźwiedź to czas mija szybko.

— Mówi pan ranny ptaszek. — przekręciła oczami Paula i klepnęła męża w plecy pokazując mu znak by wyszedł. — Będziemy przy jeziorze.

Rodzice wyszli i zostałam w ich domku całkiem sama. W sumie nie wiedziałam co mogę robić wiec chyba najlepszą opcją było wrócić do mojego domku i się przygotować na grilla.

Wróciłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżko. Nie mam totalnie siły. Jestem zmęczona, tym wszystkim, czemu zdałam sobie sprawę z tego akurat teraz, to było najśmieszniejsze.

Leżałam tak chwile i poczułam coś zimnego co przenosi się na całych włosach i koszulce, jebany Walczuk. Podniosłam się do góry szybkim ruchem nie wiedza nawet, że umiem się poruszać tak szybko.

- Co? Riposta za wcześniej? - rzekłam wkurzona patrząc na niemalże ucieszonego chłopaka, której energicznie pokiwał głową.

- Tak. Przynajmniej wiesz co wtedy czułem. Nie fajne co? - odparł głosem przesiąkniętym ironicznym żalem.

- Jasne. - rzekłam poprawiając mokre włosy. W sumie, mogło być gorzej. - Mogłeś wylać na mnie wiadro, wtedy to byś chyba wisiał na żyrandolu.

PAPIEROSY I CHANEL | Fukaj || ZAKOŃCZONE Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon