Rozdział 35

26 2 0
                                    

Nie uciekniesz przedemną Violet.
Słyszę dookoła siebie tajemnicze szepty.
Jestem w jakimś ciemnym pomieszczeniu.
Z oddali dostrzegam sylwetkę wysokiego mężczyzny.
- Douxie czy to ty? - niepewnie zwracam się do postaci.
Nie dostaje żadnej odpowiedzi.
Metaliczny dźwięk zbroi coraz bardziej się roznosi.
Wbijam wzrok w dwa pomarańczowe punkciki.
W prawej dłoni postać trzyma znajomy mi miecz.
Niespodziewanie przeszedł po mnie dreszcz - wiedziałam do kogo on należał.
To było ostrze, które zabiło Lancelota, a później mojego mistrza.
Darkan...
Powoli wycofywałam się w tył.
Nie wiedziałam, gdzie jest koniec tego dziwnego miejsca w jakim przebywałam, ale
strach jaki w tej chwili mi towarzyszył był nie do opisania.
Czeka Cię zguba...
Potknęłam się i upadłam.
Chciałam się podnieść, ale on był tuż przy mnie.
Skierował czubek ostrza do krtani.
Twój czas dobiegł końca...
Krzyknęłam zasłaniają dłońmi oczy.
Nagle postać znikła, a obraz się rozmazał.
Słyszałam tylko znany głos Hisirdouxa.
- Violet zbudź się proszę.
Otworzyłam powoli oczy.
- Co się stało?
- Przeszliśmy przez teleport, a ty nagle zemdlałaś.
- Nic nie pamiętam.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
Nasłuchuje stukot ciężkiej zbroi. Wszystko w porządku?
- Tak, chyba...
Pomyślałam sobie by lepiej mu nie mówić o zaistniałej wcześniej sytuacji.
- Dla twojego dobra, może już nie powinniśmy się teleportować.
- Chyba tak - chwyciłam dłoń chłopaka i wstałam z podłogi.
Rozglądnęłam się dookoła i nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam.
Byliśmy w komnacie Merlina o ile można było ją tak nazwać.
Wszystko było porozrzucane, księgi leżały byle jak na podłodze.
- Ktoś tutaj był...
- Chyba nie miał dobrych zamiarów.
- Popatrz, okno jest wybite.
- Merlinie mam dla Ciebie zlecenie! - ktoś zza drzwiami się odezwał.
- Violet schowaj się do szafy, prędko!
Zrobiłam to o co mnie poprosił.
Uchyliłem delikatnie drzwi by zobaczyć kto wszedł do środka.
Na szczęście był to tylko Król Arthur.
- Co tu się stało?! Kompletnym nieład! - wrzasnął na widok pomieszczenia.
- Witaj Królu coś się stało? - ukłonił się.
- Gdzie twój Mistrz chłopaku? - spytał oschle.
Nic się nie zmienił - powiedziałam sobie w myślach.
- Wyszedł na chwilę, mam coś mu przekazać?
- Powiedz mu, że chcę go jak najszybciej widzieć na dole i posprzątaj tutaj, bo nie dobrze mi się robi od samego patrzenia.
- Oczywiście, właśnie zamierzałem to zrobić drogi Królu - odpowiedział.
Arthur zbliżył się do szafy.
- Pewnie Król ma wiele roboty, więc jak mentor się zjawi, to od razu go poinformuję, a teraz może...
- Oj chłopcze ciągle Ci chodzą po głowie bzdury? -
- Jakie bzdury?
Douxie czas, CZAS...- ciągle myślałam o tym co się tutaj stało. Obawiałam się, że ktoś schwytał Merlina i Blinky'ego, a ja nic nie mogłam z tym zrobić, bo niefortunnie siedziałam w szafie.
- Myślisz chłopcze, że tego nie widzę?
- Na prawdę? - skrzywił się niepewnie.
- Zmieniłeś swój wygląd. Fryzura i nowy ubiór wiele mówią o człowieku, a mi się wydaję, że w końcu z kimś się spotkałeś.
No tak, styl młodszego Hisirdouxa w Camelocie w wiekach ciemnych różnił się od obecnego.
Chłopak złapał się za głowę i zorientował, że nie spiął włosów w kok.
- Król bardzo jest spostrzegwczy, ale może kiedyś indziej skończymy tą rozmowę? Obawiam się, że za niedługo zjawi się mistrz i...
- Nic nie musisz więcej mówić. To twoje prywatne sprawy i rozumiem, ale jeśli nadal będziesz nieposłuszny i arogancki tak jak tu, to twoja wybranka raczej po miesiącu odrzuci Cię.
Otworzyłam szeroko oczy.
Arthur wtykał nosa w nie swoje sprawy.
Nigdy nie patrzył na innych, a tu nagle mówi wprost chłopakowi jaki jest.
Coś tu mi nie pasowało.
- Tak, dziękuję bardzo za jakże przydatne rady - podziękował z ironią.
Król odsunął się od szafy i wyszedł.
Uff...
Na chwilę jeszcze był w progu, odwrócił się i z uśmiechem odparł:
- Radzę wyczyścić też okno, jest całe brudne - odszedł w kierunku schodów.
Doux od razu zamknął na klucz drzwi, a ja wyszłam z szafy.
- Jakim cudem nikt w Camelocie nie zauważył rozbitego okna, ani nie usłyszał hałasu...
- Może Merlin wypowiedział zaklęcie złudzenia.
Doskonale kojarzyłam je.
Kiedyś czytałam o nim w księdze czarów.
Po wypowiedzenia go, daje obraz tego czego nie chciałby by ktoś zobaczył.
- Czyli użył zaklęcia po tym jak ktoś zrobił tu bałagan.
- To wiele wyjaśnia...- wyznał szczerze.
- Dlatego Arthur ujrzał wyłącznie ten nieład, reszty nie zauważył, bo zaklęcie zadziałało po chwili...
Chłopak podszedł do okna i wyjrzał przez wybite szkło.
Pstryknęłam palcami i w mgnieniu oka posprzątałam komnatę.
- A trzecia zasada Merlina? - podniósł zdziwiony brew, a później się zaśmiał.
- Oj nie bądź taki - wywróciłam oczami.
- Musimy odszukać Merlina, Blinky'ego i samą młodszą mnie wersję - zmienił temat rozmowy.
- Tylko gdzie szukać?
- Wydaje mi się, że najrozsądniejszym pomysłem, będzie pójście do lasu.
Pewnie to tam Łowca Nagród ich zabrał.
- Oby tylko nic im się nie stało.
- Nie tylko ty na to liczysz.
_._
- Doux przeszliśmy dopiero mniejszą część Knieji. Nie lepiej by było jakbyśmy użyli jakiegoś zaklęcia? - zaproponowałam mając nadzieję, że się zgodzi.
Chodzenie po kniejach nie było nigdy dobrym pomysłem.
- Wątpię by zadziałało.
To magiczny las, a o ile mi wiadomo, to uwielbia robić psikusy.
Jeśli rzucisz tu czar, to może poprowadzić Cię nie tam gdzie chciałbyś. Musimy być ostrożni, nigdzie nie jest bezpiecznie...
Szliśmy wgłąb lasu.
Knieje wydawały się coraz bardziej mroczne, im dalej tym było więcej zieleni i mniej światła.
- To co mówił Król Arthur...
- Nigdy go nie słucham, raz mi zagroził śmiercią - obojętnie odparł.
- Chodziło mi bardziej o to, że jesteś arogancki i nieposłuszny, wiesz ja tak nie uważam.
- Dzięki to naprawdę pocieszająca informacja od swojej dziewczyny - odparł łapiąc mnie odważnie za rękę.
Znów ucichłam. Nie pomyślałam, że ta rozmowa pójdzie w takim kierunku.
Nigdy jeszcze nie nazwałam Hisirdouxa swoim chłopakiem.
To był tylko jeden pocałunek.
Pocałunek, który rozwinął naszą znajomość.
Niespodziewanie usłyszałam szept.
- Słyszysz to? - zwróciłam się do chłopaka, lecz ten tylko zaprzeczył.
- Głos dobiega z tamtej strony.
Przeszliśmy przez szlak wiodący, aż do jaskini
Bez zastanowienia weszliśmy do środka.
Grota była ciemna, nic nie widzieliśmy, dopóki Doux nie wyczarował niebieskiego płomyka.
Głos jaki słyszałam był coraz bliżej.
Ukryliśmy się zza dużą skałą, widząc dwa cienie.
Na środku związany był młodszy Doux, Blinky i nasz mentor.
Hisirdoux postanowił tam podejść, jednak go powstrzymałam.
- Czekaj, to może być pułapka.
- To co sugerujesz Vi?
- Najlepiej jakbyś się ukrył, gdy z nim się nie dogadam to ty wkroczysz i go zaskoczysz. Łowca z pewnością nie wie, że jest was dwójka.
- To dobry plan - pochwalił mój pomysł i poszedł wgłąb jaskini, mając nadzieję, że znajdzie wejście na drugi stopień i zaskoczy go z góry.
Niepewnie weszłam do pieczary.
- Merlinie? - zwrócił się do niego po imieniu.
Starzec spojrzał na mnie i otworzył szeroko oczy.
- Violet kazałem Ci zostać! Jak mogłaś znów mnie nie posłuchać!
Dzieci są takie nieposłuszne...
Odparł wyłaniający się z cienia Łowca.
Zacisnęłam zdenerwowana pięść.
- Chciałbym się dogadać.
- Jaką masz zatem ofertę?
- Oddasz Nam mistrza, Blinky'ego i Hisirdouxa, a wzamian nic Ci się nie stanie.
Mroczny zakpił z mojej propozycji i odwrócił się.
Usiadł na kamieniu i ostrzył swój miecz.
Szukałam wzrokiem Douxa.
- Wiesz mam lepszą ofertę...oddasz mi kamień, a nikt nie ucierpi.
Tyle tygodni spędziłem na poszukiwaniu Ciebie.
Mój Pan czeka niecierpliwie by w końcu znów powrócić.
- Po moim trupie - zagryzłam zęby.
- Jak chcesz - szybko wstał i skierował ostrze na mnie.
Odskoczyłem i biegłam do Blinky'ego by go odwiązać, jednak on zaskoczył mnie i uderzył z boku.
Wpadłam na skałę.
- Ostrzegam Cię Łowco...
- Zamilcz głupi trollu - nakazał zwracając się do niego, a ja dostałam idealną okazję by wstać i odbiec w bezpieczniejsza miejsce.
- A ty gdzie uciekasz?!
- Nigdzie, po prostu zwabiam Cię - uśmiechnęłam się chytrze dostrzegając spadającego na Łowcę, Hisirdouxa.
Trzymał się jego pleców i coś kombinował wyczarować.
Udało się.
Łowca nagród został przeklęty.
Hisirdoux wyczarował zaklęcie zatrzymania.
Wróg nie mógł drgnąć.
- Szybko i po sprawie - zszedł z niego i przybiliśmy z satysfakcją piątkę.
- Tak, bardzo wspaniale, że się to Wam udało, ale na ile zaklęcie będzie działać? - zapytał mentor.
- A to jest na określony czas? - skrzywił się.
- Jeśli nie określiłeś czasu, to za trzydzieści sekund czar pryśnie! Uważajcie!
Nie zdążyłam się odwrócić.
Łowca chwycił Hisirdouxa za szyję.
Chłopak natychmiastowo stracił kontrolę nad swoim oddechem.
Młodszy Douxie zaczął dziwnie się zachowywać, tak jakby cierpienie Douxa przeniosło się też na niego.
- Co ty mu robisz?! - krzyknęłam zdezorientowana.
- Nadal głupia dziewczyno nie rozumiesz. Gdy pojawiają się w tym samym czasie dwie te same osoby, to ich dusze się łączą.
Każde zranienie, czy też uszczerbek na zdrowiu może obum zaszkodzić.
- Zostaw ich! - postawiłam się.
- Potrzebuje jedynie kamienia.
- Ja go nie mam.
- Oczywiście, że masz. Naszyjnik po jakimś czasie wraca zawsze do właściciela.
- Nie jestem jego właścicielką.
- Oczywiście, że nią jesteś. Starzec lub ten troll Ci o tym nie wspinali?
Spojrzałam na nich oboje.
- Myślałem, że Ambrozjusz Ci o tym mówił - odezwał się jako pierwszy Blinky.
- NIE CZAS NA ROZMOWY! - ryknął wróg.
Wyciągnął z swojego buta mały sztylet i przybliżył go do policzka Douxa.
Zrobił małe nacięcie, które pojawiło się też również u młodszej jego wersji.
- Przestań! Oddam Ci go!
Mroczny Łowca powstrzymał się.
Wyciągnął rękę w moim kierunku i czekał, aż oddam kamień.
Naszyjnik po jakimś czasie wraca zawsze do właściciela.
Zamknęłam oczy i próbowałam się z Nim połączyć.
Skoro jestem jego właścicielką, to znaczy, że ma się mnie słuchać.
Niespodziewanie poczułam ciężar w tylnej kieszeni spodni.
Włożyłam do niej dłoń i wyczułam kamień.
- Nie rób tego! - próbował wydusić z siebie Doux.
- Obiecaj mi, że ich nie skrzywdzisz.
- Słowo Łowcy - zapewnił.
Wyciągnęłam niepewnie naszyjnik i oddał mu.
- Mądre dziecko...- odrzucił chłopaka na drugi koniec jaskini, a ja czym prędzej do niego podbiegłam.
Łowca zniknął w ciemnościach.
Oparłam chłopaka na swych kolanach.
Przytuliłam go do piersi i cicho szepnęłam:
- Proszę Cię oddychaj -
Doux złapał oddech i przytulił mnie.
Zrobiło mi się trochę lżej wiedząc, że jest cały zdrów.
- Wybaczcie, że Wam przerywam gołąbeczki, ale może chcieliście łaskawie Nas odwiązać - opryskliwie wyznał młodszy Douxie.
Wywróciłam oczami i odeszłam od swojego chłopaka.
- Gołąbeczki! - krzyknął rozdrażniony mistrz.
- Jakoś tak wyszło - złapałam się za głowę.
- O tym porozmawiam z Wami później! - ostro wszedł mi w zdanie, nie pozwalając dalej mówić.
Blinky wstał i roztrzęsiony przemówił:
- Wracamy na Targowisko.
Musimy się przyszykować na najgorsze...

Uwierzyć w przeznaczenieWhere stories live. Discover now