Rozdział 23

35 1 6
                                    

Byliśmy znów w tym samym miejscu co wcześniej.
Las niczym się nie wyróżniał.
Kamień stał na swoim miejscu, a jedynym zmienionym tam elementem było ułożenie wspomnianych wcześniej przez Douxiego szarych kamieni.
Chłopak ustawił nas na wyznaczonym białą kredką kółku.


Wystawiliśmy ręce do przodu i krzyknęliśmy jeszcze raz znane Nam zaklęcie.


- Quatilis Ovandre!


Znów nic, żaden stos kamieni nawet nie pomógł.


Po chwili ciszy, Douxie usiadł na zerwanym, pewnie wcześniej przez wiatr pieńku i westchnął.


- Ja...ja nic nie rozumiem -


Zakrył dłońmi twarz.
Widziałam, że był załamany.


- Dajmy z tym spokój Douxie - złapała go za ramię jego dziewczyna, a mój wzrok powędrował w dół.
Też byłam smutna, chciałam by w końcu coś się nam udało.


Trzymałam mocno swój nadgarstek.


Chłopak wstał, chodź nie był zbytnio szczęśliwy z tej decyzji.


Wszyscy powoli odchodziliśmy, aż nagle odrzucił nas gorący żar.
Odwróciliśmy wzrok i spostrzegliśmy łowcę nagród.
W swoich szponach trzymał niesamowity ognisty miecz.
Rzucił się w naszym kierunku.
Zoe podbiegła pod drzewo i wzięła księgę, w której szukała skutecznego zaklęcia na powstrzymanie mrocznego rycerza.
Ja natomiast odparłam atak i wyczarowałam wokół niej barierę.
Chciałam by czuła się bezpiecznie.
-Violet! - krzyknęła spanikowana dziewczyna, gdy nie uniknęłam ataku łowcy i zostałam rzucona w stronę stosu kamieni.
Próbowałam się podnieść, ale za każdym razem czułam niemiłosierny ból.
- Douxie pomóż jej! - głośno odparła rożowowłosa dziewczyna.
- Znajdź coś, bo nas zabiję, a zapewniam Cię, że Jim nie dotrze tu na czas! - rzucił pośpiesznie Doux biegnąc w moją stronę.
Imponującą sunął się pod nogami rycerza, a następnie chwycił mnie za rękę i osłonił torsem ciała.
Zaczął wystukiwać zaklęcie na swojej bransoletce i stworzył niebieską osłonę.
- Zoe! - krzyknął zdenerwowany.
Bariera coraz bardziej się rozsypywała, a raczej zanikała za każdym razem, gdy łowca w nią uderzał.
- Doux ja wiem, że to nie odpowiednia chwila, ale popatrz! - wskazałam na rozwalony stos kamieni, który zaczął lewitować.
- Znalazłam! - krzyknęła uradowana Zoe, skacząc i wymachując księgą.
- Pospiesz się!
Nasza bariera rozwaliła się w drobny mak.
Stos kamieni podświetlił się i odrzucił łowcę nagród w stronę pnia drzewa.
Doszliśmy szybko do wniosku, że musimy uciekać, więc pośpiesznie wstaliśmy.
Byliśmy tuż przy Zoe, gdy nagle jakaś niesamowita siła zaczęła Nas przyciągać do tworzącego się tajemniczego portalu.
- Doux, Violet! - wyciągnęła w naszą stronę rękę, ale było za późno.
Siła była zbyt silna by cokolwiek zrobić.
Z góry otworzył się kolejny portal.
Spojrzałam tam i dostrzegłam spadającą postać.
- Zoe stwórz coś co ugodzi upadek...
Wiatr coraz mocniej wiał.
Nie zdążyłam dokończyć zdania.
Wpadłam do portalu, słysząc zza sobą krzyki Douxiego.
- Zoe wrócę obiecuję, ona sobie nie poradzi tam!
- Nie!
Wbiegł zza mną, a ja nagle straciłam przytomność.
Ostatnie co spostrzegłam to sylwetkę dziwnej, zielonej nimfy, próbującej nas oboje chwycić za rękę.
_._
Budzę się z wieloma obrażeniami.
Boli mnie głowa i powoli dochodzę do siebie.
Wstaję z trawnika i poprawiam ubrania.
Obok widzę leżącego Douxiego.
- Doux wstań proszę - kucnęłam przy nim i spojrzałam pełna nadziei.
Sprawdziłam tętno.
Na szczęście wszystko było w normie.
Minęła chwila, a on powoli ocknął się.
Wstałam i próbowałam zorientować się gdzie wylądowaliśmy.
Zauważyłam, że byliśmy w jakiś labiryncie.
- Violet udało Nam się...
- Co? - zdziwiona spojrzałam na niego.
- Widziałem ją...- wstał i próbowałam dokończyć zdanie.
-Widziałem Nari...

Uwierzyć w przeznaczenieWhere stories live. Discover now