Rozdział 11

35 1 0
                                    

Wstałam dość późno.
Jedynasta dobiegała na zegarku.
Na fotelu siedział Doxu i popijał herbatę.
- Co jest?
- Dzień dobry cukiereczku, wstawaj i się zbieraj, bo spóźnimy się do Merlina - powiedział.
Słowa się niesamowicie ze sobą zrymowały.
- Gdzie inni?
- W szkole, ale nie martw się, Archie ich zawiadomi i przyjdą na czas do Kamelotu.
- Jeśli chodzi o wczoraj to ja tylko Ci towarzyszyłam - odparłam.
- Spokojnie wstałem wcześniej niż one i zmieniłem się miejscami z Darcy. Wzięłam ją i spała z tobą oraz Mary na kanapie.
- Byłam u Zoe wczoraj, przed tym jak przyszedłeś i się pogodziłyśmy.
Oddałam jej wisiorek od Ciebie. Wydawało mi się, że tego bardziej potrzebowała niż ja.
- Jasne, zauważyłem to wczoraj, ale nic nie mówiłem, stwierdziłam, że po co robić awanturę?
Nie mam Ci za złe, miło z twojej strony.
- Idę się przebrać - odparłam.
- Nie spiesz się, wogóle, ale tak między Nami to za dwadzieścia minut mamy być u Merlina.
- Co?!
- Przesunął termin spotkania i jaka tak wyszło.
- Douxie jak ja Cię! - krzyknęłam i wbiegłam na górę.
Szybko przebrałam się w czarne spodnie, krótka koszule, którą ładnie związałam, by nie odkrywała pępka.
Buty takie jak zawsze, srebrnym kolczyk w lewym uchu.
Włosy upięte w znany mi zawsze niechlujny kok.
Rzuciłam się na schody.
Zza domem już na mnie czekał.
Drzwi zamknęłam magicznym trickiem i poszłam.
- Tego też mnie musisz nauczyć - odparł.
- Nie ma mowy.
Przez całą drogę od lasu do Kamelotu albo się śmialiśmy lub kłóciliśmy o bardzo głupie rzeczy.
Nagle coś przykuło moją uwagę.
Coś co wcześniej nie miał.
Gdy zdjął bluzę, pod rękawkiem pojawił się symbol.
- Pokaż mi to! - złapałam za dłoń i przyjrzałam się.
Był to imponujący tatuaż.
- Uważaj nowa rzecz, miło, że zauważyłaś jako jedyna z nielicznych.
- Co on oznacza?
- Nie wiem.
- Każdy tatuaż ma jakieś znaczenie jak mogłeś to zrobić, nie wiedząc co to oznacza.
- Fajny jest -
Weszliśmy już po schodach.
- Kiedy to sobie zrobiłeś?
- Wczoraj po pracy u jakiegoś faceta. Stwierdziłem, że skoro Zoe mnie zostawiła to muszę się opamiętać i poczuć coś złego.
- Oj Douxie, lepiej gdybyś tego nie pokazywał.
- A podoba Ci się chociaż?
- Dobra, szczerze jest ładny.
Tatuaż nie był jakiś minimalistyczny.
Był od początku ramienia, aż do większej połowy zakrytego rękawka.
Wyglądał w Nim doroślej.
- No w końcu, dwie minuty spóźnienia to nic dla Was nie znaczą?
- Oj mistrzu.
- Nie mistrzuj mi tu, Hisirdouxie! - upomniał srogo.
- Mistrzu mam wiadomość. Wiem jak zniszczyć kamień.
- Mów drogie dziecko, a ciebie mam na oku.
Chłopak wzdychął na jego kolejną groźbę.
- Excalibur może go zniszczyć. Miecz wykutych przez czarodzieja oraz istoty pozaziemskie.
- To super!
Jim go posiada, a dziś ma przyjść - odważył się powiedzieć, znów chłopak.
- Jedno mamy z głowy, ale oprócz tego potrzebuje łzy gwiazdy - powiedział Merlin
- Łzy gwiazdy? To tylko legenda jaką się czytało dzieciom w Kamelocie!
- Każda legenda ma w sobie ziarenko prawdy Hisirdouxie, więc lepiej uważaj na dobór słów - uznał ostrzegawczo.
- Jeśli mamy ja mieć to potrzebujemy dużo fiolek, w nocy trudno je złapać, złaszcza tutaj.
- Dlatego pójdziemy na najwyższe wzgórze.
- Dobra myśl, ale co dalej? - spytałam
- To się okaże, gdy ujrzycie spadającą gwiazdę dajcie znać Jimowi - odparł mistrz, a my zaczęliśmy się zbierać.

Uwierzyć w przeznaczenieWhere stories live. Discover now