Rozdział 25

35 1 0
                                    

_._
Przez natłok robót wyznaczonych od Pani Edith nie miałam czasu z Duxiem omówić wspólnego pomysłu na powrót do naszych czasów.
- Wesołego festiwalu dynii! - uśmiechnęła się do klientów starsza kobieta.
Właśnie kończyłam pakować w papier ciasteczka, które Madame Edith dodawała do każdego dzisiejszego zamówienia.
Niestety Douxiego w tym momencie nie było w sklepie.
Był na zewnątrz i przechadzał się po miasteczku - chciał dokładnie je zbadać.
W tym samym momencie co on, ja dostałam kolejne zlecenie od swojej szefowej.
Wspiełam się po drabinie i wyciągałam z najwyższej półki szmaragdowy materiał, który był teraz bardzo potrzebny Madame.
- Czy mogłaby Pani mi pomóc? - usłyszałam z dołu męski głos.
Spojrzałam szybko jak się tylko dało z góry na nieznaną mi osobę.
Był to mężczyzna.
Młody, ładnie odziany w ciemny garnitur.
Zdjął cylinder z głowy i ukłonił się gustownie.
- W czym mogłabym Panu pomóc? - uśmiechnęłam się miło, odkładając kolorowy materiał na blat.
- Chciałbym nowy garnitur. Niestety nie mam pojęcia jaki kolor by mi pasował. Pomyślałem, więc, że może nowa uczennica Madame Edith mi pomoże.
- Oczywiście, za chwilę przyniosę katalog z kolorami jakie mamy dostępne w ofercie.
Skłoniłam się nieśmiało i odeszłam w kierunku kasy.
- Madame? Mogłaby mi Pani powiedzieć, gdzie znajduję się katalog?
- Pod kasą, a czemu go poszukujesz?
- Pewien chłopak chciałaby złożyć zamówienie na garnitur, ale nie ma pojęcia jaki kolor mu pasuje.
Kobieta spoglądała na młodzieńca i zaskoczona oznajmiła:
- Oh to przecież Eric, syn burmistrza miasteczka.
No dobrze, zobaczymy czy sobie poradzisz. Chłopak często odmawia za pierwszym razem - uśmiechnęła się i podała grubą księgę.
Odwróciłam się w stronę chłopaka i zaczęłam obracać strony.
Przeróżne kawałki materiałów były podpisane nieznanymi mi numerami.
- Jest bardzo tego dużo...- powiedziałam szczerze.
Spojrzałam na chłopaka.
Był on krótko obciętym brunetem.
Na nosie miał małe prawie niewidoczne piegi, które dodawały mu uroku.
- Hmm, może by pasował Panu ten materiał? - wskazałam na butelkową zieleń.
- Coś mi się zdaje, że raczej nie, ale...- niespodziewanie dotknął mojej dłoni i przesunął ją na inny kolor materiału.
- Krwista czerwień? - zapytałam zdziwiona.
- A czemu by nie? - odpowiedział pytająco.
- Skoro Pan tak uważa...
- Pan to stwierdzenie dla starego mężczyzny, wolę jak mówią na mnie Eric - uśmiechnął się miło.
- No dobrze...
- A Panna jak ma na imię?
- Violet, miło mi poznać - odwzajemniłam jego gest.
- To do zobaczenia Panno Violet - ukłonił się, złapał delikatnie mój nadgarstek i ucałował go.
Zaniemówiłam.
Chyba nie byłam na to przygotowana, patrzyłam jak wychodzi z sklepu.
Dopiero, gdy odszedł zrozumiałam co się stało.
- No i jak? Wybrał kolor? - z równowagi wyprowadziła mnie kobieta.
- Tak, krwista czerwień - potwierdziłam wskazując numer.
- To do niego niepodobne. Zazwyczaj wybiera czerń, a może...
- Co może Pani Edith?
- Może w końcu znalazł tą jedyną? - zwróciła wzrok na mnie.
Wpatrywałam się w jej błękitne oczy przypominające ocean.
- Nawet mnie nie zna, więc skąd taki pomysł Madame Edith?
- Zostawił cylinder, a powiadam, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie robił, więc pewnie chciałby byś mu to zwróciła podczas dzisiejszego jarmarku - odparła krótko kobieta.
- Jestem zwykłą turystką, wątpię bym zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie.
- Może i twój przyjaciel Cię nie dostrzega, za to Eric tak.
Muszę szybciutko wracać do klientów. Radzę Ci też wrócić do pracy, później pójdziemy na festyn.
Zgodziłam się z jej ostatnimi słowami i zabrałam do dalszej roboty.

Uwierzyć w przeznaczenieUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum