Rozdział 28

27 1 2
                                    

- Na pewno dziś nie potrzebuje Pani naszej pomocy?
- Nie ma potrzeby, po wczorajszym dniu zapewniam Was oboje, że mogę dziś wziąść sobie dzień wolny. Korzystajcie z życia, jesteście młodzi, więc pozwiedzajcie nasze urokliwe miasteczko.
- Skoro tak Pani sądzi to miłego wypoczynku życzę.
- Wzajemnie kochani - Madame pomachała nam na pożegnanie i zamknęła drzwi wejściowe jak tylko wyszliśmy ze sklepu.
Idąc przez miasteczko uważnie się rozglądałam.
- Doux czego my tak dokładniej szukamy? - zapytałam by się upewnić.
- Antykwariatu... - pstryknął palcami, gdy zauważył po chwili znajomy szyld.
Madame wspominała podczas wczorajszej rozmowy, że Merlin tutaj pracuje.
Weszliśmy do środka.
Pomieszczenie, w jakim przybywaliśmy prawie niczym się nie różniło od tego, w którym kiedyś byłam.
Zwykła biblioteka.
Zasłony zostały już odsłonięte, więc pewnie z antykwariatu można było wypożyczać książki.
Kominek był przygaszony.
Przy nim stał jeden skórzany fotel.
Na wszystkich ścianach widoczne były regały z starymi, chodź nie tak jak w naszych czasach zniszczonymi księgami.
Na górę prowadziły znajome kręcone schody.
- Dzień dobry? - spytałam niepewnym głosem.
- Rozglądnijmy się, może coś znajdziemy - zaproponował Hisirdoux, a ja kiwnęłam zgodnie głową i rozeszliśmy się w dwie różne strony.
W trakcie poszukiwań przyglądałam się zdjęciom powieszonym nad kominkiem.
Była tam fotografia, na której znajdował się sam Merlin.
Obok niego stała się kobieta przypominająca Morgane - siostrę Króla Arthura.
- Znałaś ją? - niespodziewanie usłyszałam zza rogu głos Hisirdouxa.
- Tak, ją chyba nie dało się z nikim innym pomylić. Widziałam się z nią nie raz na korytarzu. Czasami zaglądałam do jej komnaty i mnie uczyła, była nawet miła...
- Miła? To chyba tylko w twoich czasach...
- Aż tak źle? - spojrzałam z ciekawością na jego w połowie widoczną twarz.
- No cóż powiedzmy, że prawie zabiła Merlina i w tym też resztę moich znajomych oraz no cóż...zlikwidowała całe miasto, które musieliśmy odbudować.
- Ajć - skrzywiłam się próbując tym samym zachować poważny ton.
- No ajć - wziął głęboki wdech i usiłował być w stosunku do mnie miły.
Jako iż nigdy mi nie mówił o tym co się działo w miasteczku zanim się zjawiłam często dowiadywałam się okropnych rzeczy.
Byłam zbyt ciekawska, ale wiedziałam, uszanowałem prywatność Hisirdouxa.
Wydawało mi się, że nie były to zbyt dobre wspomnienia.
- Po co przyszliście?
Natychmiast odwróciliśmy się w stronę głosu.
- Zwiedzamy wszystko co wasze miasteczko ma do zaoferowania - odparłam pewnie w stronę schodzącego ze schodów starca.
W tych czasach zdecydowanie był młodszy od poznanej mi wersji.
Jego skóra nie była pomarszczona, miał bardzo mało prawie niewidocznych zmarszczek, a długa broda jaką zazwyczaj widziałam, miała kolor brązowo - siwy i była dość krótka.
Przy nosie można zauważyć było zjawiskowe kręcone wąsy.
Ubrany w brązowy garnitur, a po lewej stronie marynarki w kieszonce zauważyłam mały, uroczy żółty kwiatek.
W lewym oku nosił specyficzny monokl.
Nadal miał na szyi srebrną błyskotkę.
- To wy wczoraj pomagaliście Madame ogarnąć ten wielki tłum przy stoisku? - zapytał dosyć poważnie.
- Tak, podobno każdemu smakowało jedzenie...
- Miło, że są jeszcze ludzie na świecie, którzy mają takie chęci.
- Mer...- ugryzłam się mocno za język i od razu poprawiłam.
- Proszę Pana chcielibyśmy...
-...wypożyczyć książkę? - dokończył moje zdanie.
- Raczej nie - zaprzeczałam.
- To w czym problem?
Podszedł do jednego regału i szukał wzrokiem encyklopedii.
- Lepiej byś usiadł, bo zapowiada się długa historia - rzekłam zwracając mu uwagę.
Zaskoczony mężczyzna odziwo mi zaufał.
Niepewnie usiadł na skórzanym fotelu, a Hisirdoux zaczął spokojnie z nawet najmniejszymi szczegółami wyjaśniać naszą dość nietypową sytuację.
Oby Nam tylko uwierzył - powiedziałam sobie w myślach.

Uwierzyć w przeznaczenieTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon