Prolog

173 4 0
                                    

- Gdzie ona się podziewa? - spytał samego siebie stary starzec.
Wchodził po schodach.
Był przy drewnianych drzwiach.
Na nich widniała piękna, złota kłudka. Wszedł bez pukania do środka.
Pokój był duży.
Wokół poustawiane regały z wieloma księgami.
Puste miejsce zapełniały zniszczone oraz przestarzałe papiery z tajemniczymi symbolami.
Na środku stał wielki okrągły stół, na którym znajdowała się mapa z narysowanym królestwem.
Pergamin był na tyle długi, że stoczył się nawet na murowaną posadzkę.
Na samym końcu było wielkie okno.
Szedł w jego stronę.
Stanął, gdy uderzył o małą lutnię.
Skrzywił się na jej widok, ale nic nie powiedział.
Zza stołem zobaczył dziewczynę o białych jak śnieg włosach.
Wokół niej roiło się od wielu książek oraz rozpisanych kartek z nutami.
Nie zwróciła na niego nawet najmniejszej uwagi.
Czytała oraz uczyła się nowych sztuczek.
Podniosła dłoń, a z niej pojawił się mały turkusowy płomyk.
Starzec chrząknął, a wtedy spojrzała w jego kierunku.
- Widzę, że się uczysz - uśmiechnął się delikatnie w jej stronę.
- Tak jak Merlin zalecał.
- A co ta lutnia robi na podłodze?
Dziewczyna spojrzała na drewniany instrumenty z wyrzeźbionymi na nim pięknymi kwiatami.
Podrapałam się po głowie i poszukiwała odpowiedzi na jego pytanie.
- A te nuty - wziął kawałek papieru do ręki i dokładnie się przyjrzał.
- Trochę też pracowałam nad swoją nową melodią - odpowiedziała, chcąc ominąć jego kolejne pytanie.
- Nie czas na zabawę Violet. Musisz się cały czas uczyć. W każdej chwili może się coś stać złego - odparł surowo.
- Wiem Merlinie, ale już jestem nauczona i wiele wiem, na pewno bym sobie...
- Nie dość byś zmierzyła się z Durkarem - przerwał jej.
Dziewczyna wstała z miejsca.
Pstryknięciem palca rozkazała książką, które tam też leżały, by się zamknęły i poleciały na swoje dawne miejsce.
- Violet jaka jest moja trzecią zasada?
- By nie używać magii dla swoich korzyści - wywróciła oczami wiedząc, że postąpiła źle.
- Bardzo dobrze, a co teraz zrobiłaś? - szedł w kierunku stołu, a uczennica podążała za nim.
- Zrobiłam to - odpowiedziała zmęczona pytaniami nauczyciela.
- Zobacz na naszą krainę - wskazał by podeszła do okna.
Tak też zrobiła.
Spojrzała na miasto i zamek, w jakim się wychowywała.
Merlin był dla niej jak rodzina, której nigdy nie miała.
- Kiedyś ty będziesz nadwornym czarodziejem, a może nawet mistrzynią?
Kiwnęła głową.
Patrzyła się, widząc swoje odbicie.
Ktoś zapukał gwałtownie w drzwi.
Wzdrygnęła się.
Do komnaty wszedł rycerz o blond włosach.
- Witaj Lancelasie co Cię sprowadza?
- Merlinie, Król Arthur oczekuje Cię w sali tronowej, potrzebna natychmiastowa pomoc! - krzyknął podenerwowany.
Nie słuchałam ich, wolałam patrzeć się w kierunku mrocznego lasu.
Nigdy Merlin mi nie pozwalał do niego podchodzić.
Tam mieszkały okrutne istoty, jakie Król Arthur niszczył.
Nagle coś zwróciło moją uwagę.
Blask żółtego światła, który leciał w naszą stronę.
- Mistrzu! - krzyknęłam podbiegając do nich i rzucając zaklęcie bariery ochronnej.
Odłamki szkła odbiły się od wyczarowanej, turkusowej powłoki.
Kolejna kula uderzyła w dalsze mury zamku.
Ktoś chciał wejść.
- Przyszli po to...- powiedział zaskoczony starzec.
Podbiegł do swojego skarbca i za pomocą zaklęcia otwarł go.
Było tam małe czarne pudełko.
Podał mi je i razem pospiesznie wyszliśmy z pomieszczenia.
Udaliśmy się szybko jak tylko możliwe do króla.
- Napadają na zamek! - krzyczeli rycerze wybiegający na dziedziniec.
W sali tronowej nie było władcy, walczył jak to na króla przystało.
Bił się z czarnymi rycerzami, a na jego czele stał Durkan.
Osoba, która za wszelką cenę chciała rządzić Camelotem.
Mistrz opowiadał mi, że jest okrutny i nikogo nie zostawia podczas walki. Dużo krwi spłynęło z jego rąk.
- Na górę! - powiedział Lancelot.
Wbiegłam po schodach, aż nagle zdezorientował mnie głośny wybuch.
Schody przez, które chwilę temu przechodziłam rozpadły się na drobny mak.
Odcięto blondwłosemu rycerzowi przejście.
Chciałam stworzyć schody, ale było za późno.
Walczył z Durkanem.
Miecz wbił się w zbroje i wyszedł z drugiej strony.
Wyjął go i spojrzał na to, co trzymałam w ręce.
Biegłam przed siebie, aż na samą górę.
Zamknęłam drzwi, a Merlin chwycił za metalową laske.
Zielony kamień na samym środku się zaświecił.
- Merlinie czy jest jakaś nadzieja? - spytałam unikając kolejnej, tym razem czerwonej jak ogień kuli.
- Tak jest, ale musisz mi zaufać.
Mistrz wiedział co robić w takich sytuacjach, chodź było ciężko.
Naznaczył na podłożu okrąg i nagle znikąd pojawił się tunel, a raczej portal do jakiegoś lasu.
- Wyjmij z pudełka to co tam jest.
Otworzyłam je i ujrzałam fioletowy ametyst.
Był to naszyjnik na srebrnym sznurku.
- Załóż go i podaj puste pudełko - nakazał.
Zrobiłam to.
Drzwiczki zaczęły mocno trzeszczeć.
Durkan był po drugiej stronie i chciał wyważyć drzwi.
- Posłuchaj mnie Violet, musisz przejść przez to sama. Rozumiesz?
- Mistrzu, a ty? - popatrzyłam na jego zielone oczy.
- Spotkamy się niebawem, tylko mi zaufaj, dobrze?
Jeśli ten kryształ trafi w niepowołane ręce, to stanie się coś co przechodzi ludzkie pojęcie.
Drzwi się rozwaliły i wybiegł z nich mroczny Darkan.
- Portal za chwilę się zamknie, biegnij szybko! - krzyknął Merlin, próbując rzucić kolejne zaklęcie w wroga.
- Ufam Ci Merlinie! - krzyknęłam i wbiegłam z całej siły.
- Strzeż tego jak oka w głowie! - wykrzyknął, gdy ja już byłam w środku.
Poczułam się bardzo dziwnie, uderzyłam się o pień drzewa.
Spojrzałam w stronę mojego mentora.
Walczył z Durkanem.
- Oddaj mi to starcze! - odpowiedział ostro robiąc zamach.
Mentor za wszelką cenę chciał zamknąć portal.
- Upadł na posadzkę, wróg otworzył pudełko, ale nic tam nie było.
- Ty głupcze - przytrzymał jego dłoń i nagle ostry koniec uderzył w jego pierś.
- Nie, Merlinie! - krzyknęłam z całych sił i zaczęłam tam biec.
Chciałam mu pomóc.
Wtedy zauważył na mojej szyi tego co szukał.
- Nie! - chciał złapać, zamykający się okrąg, ale portal się zmniejszył i zniknął.
Upadłam na trawę.
Zaczęłam krzyczeć i płakać.
Na policzkach pojawiły się pierwsze łzy.
Straciłam wszystko co do tej pory kochałam.
Arkadię oraz mojego nauczyciela.
Osobę, którą uznawałam za przybranego ojca.
Nie wiem, gdzie i w jakim czasie wylądowałam.
Wokół mnie były tylko porośnięte liściaste drzewa.
Zdjęłam z szyi naszyjnik i oparłam się o najbliższą kłodę.
Przetarłam łzy i spojrzałam na kamień.
Zwykły kryształ, o którym nigdy mi nie mówił.
Rzecz, która odebrała mi wszystko.
"Strzeż tego jak oka w głowie" wspomniałam ostatnie słowa Merlina.

Uwierzyć w przeznaczenieWhere stories live. Discover now