Rozdział 8

42 1 0
                                    

Minęła chwila i już byliśmy na miejscu.
- Zaprosiłem Stevena.
Jeszcze go nie znasz, ale fajny z niego nawet koleś - powiedział Tomy.
Stanęliśmy przy furgonetce serwującej jedzenie na wynos.
- Hej potrzebujemy trzy burritos amigos - zawołał do sprzedawcy.
- Już się robi Tomy - odparł, zaczynając tym samym robić jedzenie.
Podeszliśmy do stolika, przy którym czekał już chłopak jedzący tacos.
Był szczupły.
Ma ciemne blond włosy i brązowe oczy.
Na sobie nosi turkusową koszulkę polo z żółtym symbolem, jasnobrązowe dżinsy i białe tenisówki.
- Hej Tomy i Claire, a ty za pewne Violet nowa dziewczyna z voodoo.
- Voodoo? - skrzywiłam się po jego wypowiedzi.
- No czarujesz i tym podobne, tak?
- To nie jest jakieś tam voodoo tylko czysta magia - upomniałam go grzecznie.
- Tak, oczywiście - ugryzł jedzenie i przepił jakimś słodkim, pomarańczowym napojem.
- Violet trzymaj. Posmakuje Ci.
Tomy wziął dla Nas na szczęście wersję nie ostrą, chodź szanuje jak można to zjeść.
- podał mi jedzenia.
- Adża jedynie tak umie - stwierdził Steven.
- Adża? - spytałam się, gryząc po raz pierwszy dziwne danie zwane burrito.
Było one w podpieczonym placku, do niego włożone warzywa oraz kawałki mięsa, wszystko polane smacznym sosem.
- Adża to moja dziewczyna.
- Czy wszyscy z waszego grona mają kogoś? - powiedziałam z irytacją.
- Nie no coś ty. Douxie oraz brat Adży są wolni - rzucił chłopak, dokańczając ostatni kęs smacznej potrawy.
- Tylko braciszek Adży, bo Douxie ma dziewczynę, nie pamiętasz?
Zoe taka z różowymi włosami na głowie - powiedziała Claire mocno podkreślając jej imię.
- Serio? Zapomniałem kompletnie, często się kłócą, więc myślałem, że w końcu się rozstali.
- Oj Steve - walnęła się w twarz dziewczyna.
-Tomy miałeś rację z tym burrito. Bardzo dobre - powiedziałam chcąc ominąć wcześniejszy temat jak najszybciej.
- Najlepsze w całej Arkadii, lepszego nie jadłem, ale to zasługa tego Amigos, który tak .iędzy Nami też jest kosmitą - cicho powiedział by nikt nie usłyszał.
Robiło się coraz ciemniej, więc gdy wszyscy dokończyli jeść musieliśmy się rozejść.
Claire mieszkała niedaleko, a wiedząc, że jestem tu nowa to stwierdziła, że mnie odprowadzi do antykwariatu.
- Słuchaj, jeśli będziesz chciała to drzwi do mojego domu będą zawsze dla Ciebie otwarte.
- Dziękuję Ci za wszystko co dla mnie robisz.
- Tylko weź inaczej załóż tą bluzkę. Zdejmij płaszcz. Teraz to się każdy ubiera modnie, więc..- szybko wyjęła koszulę z spodni i rozpięła mi ją.
Od połowy ładnie ją związała.
- O tak powinnaś chodzić - uśmiechnęła się i przytuliła na pożegnanie.
Weszłam do środka.
- Douxie nie podoba mi się to - odparł znamy mi już, aż za dobrze głos Zoe.
Rozmowa odbywała się na samej górze, więc pewnie nie usłyszeli jak wchodziłam do środka.
- Oj daj spokój, ona tutaj może zostać, na dole śpi. Czemu Ci to tak przeszkadza?
- Nie mam do niej zaufania, niech pójdzie do kogoś innego.
Zeszli że schodów i nagle stanęli na mój widok.
- Widzisz sam? Nie podoba mi się to i tyle.
- O co chodzi? - spytałam.
Nikt mi nie chciał odpowiedzieć.
- Bo kochana Zoe nie chce byś tutaj została - dołączył sie do rozmowy kot.
- Jedynie Archie nie bał się mi to przekazać? - podniosłam brew.
- Tylko ja - przeciągnął się w swoim kącie.
Wyciągnęłam dłoń w kierunku walizki z ubraniami.
Szybko do mnie przyleciała.
- Co ty robisz? - spytał chłopak.
- Skoro Zoe mnie nie toleruję to trudno. Nie chciałam się narzucać, nie wiedziałam, że mogę sprawić tyle kłopotu, a nie chce byście cierpieli.
- Mądre słowa - burknęłam pod nosem dziewczyna.
- Nie musisz tego robić - złapał mnie za dłoń, gdy już opuszczałam lokal.
Natychmiast wyślizgnęłam się w tej bardzo złej sytuacji.
- Doux spokojnie, to nie twoja wina, ani Zoe. To ja tu sprawiam kłopot. Wprowadzę się znów do Claire i będzie wszystko dobrze - uśmiechnęłam się.
Lepiej idź już do niej, bo niezbyt lubi jak z tobą rozmawiałem -
- Chyba masz rację, dojdziesz sama?
- Poradzę sobie, w każdym razie wyściskaj odemnie twego wiernego kociego towarzysza, jest miły.
- Cały on. Dzięki za wszystkie i przepraszam za kłopot, czasami Zoe jest...
- To nie jej wina jak Ci już wcześniej wspomiałam. Sama bym się wściekła, gdybym miała takiego chłopaka jak ty - zagryzłam natychmiast zęby.
Powiedziałam coś bardzo głupiego, co nie było na miejscu.
Pomachałam mu i uciekłam.
Czułam się strasznie teraz źle.
Widziałam jak się popatrzył na to co powiedziałam.
Pewnie sobie źle o mnie pomyślał.
- Głupia ja - walnęła się w czoło.
- Hej coś się spodziewałam Ciebie.
Zbyt dobrze znam Zoe. Chyba by Ci tego nie darowała - zaśmiała się Clair.
- Weź i tak jeszcze zrobiłam coś głupiego - parskłam śmiechem.
- Lubię głupoty, coś zrobiła?
- Nic to co by Cię interesowała - uśmiechnęłam się żartobliwie w jej kierunku i poszłam do znanego już wcześniej pokoju.
Odrzuciłam w bok walizkę i położyłam się na dmuchanym łóżku.
Claire zasnęła natychmiast, a ja rozmyślałam o tym co mogłabym zrobić z kamieniem, gdybym wszystko dokładnie zaplanowała i uciekła stąd.
Po chwili oczy się poddały i już obie spałyśmy.

Uwierzyć w przeznaczenieWhere stories live. Discover now