Rozdział 12

43 1 0
                                    

- Nigdy przenigdy nie wychodzę już na żadne wzgórze - powiedziałam biorąc głęboki wdech.
Ponad trzydzieści minut drogi na wzgórze Magdoga.
Najwyższe w całym tym magicznym świecie.
Są legendy, że tutaj zbierano nawet łzy syren, więc warto spróbować - powiedział Merlin wykładając swój sprzęt astronomiczny na trawę.
- Już widzę jak nasza grupka łowców trolii wchodzi na górę - zaśmiałam się, ale po chwili zaniemówiłam.
Z czarnego tunelu wyszła paczka przyjaciół.
- Blinky, Jim, Tomy oraz Claire.
- Wy szliście? Nie lepiej było się teleportować? - spytała niewinnie.
- Daj spokój, Merlin stwierdził sobie, że woli iść. Żadne czary przy nim nie wchodzą w grę - wziął głęboki wdech jego uczeń.
Starzec przywitał się z trollem.
- Nie wiedziałam, że umiesz, aż tak dobrze czarować.
- Zasługa psora - uderzyła w ramię Hisirdouxa.
- Uczył Cię? - spoglądnęłam zdziwiona.
On uśmiechnął się głupio i poszedł do mistrza coś omówić.
- To teraz popatrz na to! - zasugerował chłopak Claire.
Z kieszeni wyjął niebieski lśniący talizman, przypominający zegarek kieszonkowy.
Jim następnie wymówił dziwne zaklęcie.
"Na wieczną chwałę Merlina, światłości bądź mi orężem".
Jego strój zmienił się w srebrną piękną zbroje, która po prawej stronie miała już przyłożony talizman.
Merlin poprosił by wyjął miecz, więc tak też zrobił.
Z pochwy wyciągnął srebrne, piękne ostrze.
- Zadanie jest proste. Wypatrujcie spadających gwiazd, a gdy już ujrzycie jedną, to trzeba ją schwyać końcem ostrza.
- Ja będę trzymał miecz, więc krzyczycie, gdy coś zobaczycie - zasugerował.
Ja będę tutaj z Merlinem oraz Blinkym.
Rozejdzie się i zacznijcie szukać.
Po ostatnich słowach, poszliśmy w różne strony.
Tomy i Clair poszli w prawo.
Natomiast Merlin kazał mi iść z Duxiem.
Poszliśmy w drugą stronę.
Wieży widokowej na wioskę jak i sam zamek Kamelotu.
- Cudnie tutaj - oparłam się o drewnianą barierkę przeznaczoną do siedzenia.
Niebo zabłysło tysiącami, małych jak drobinki szkła, gwiazd.
Żadna z nich nie spadała.
Chciałam być skoncentrowana, więc jednym sposobem jaki mi pomagał, było zdjęcie gumki z włosków - tak zrobiłam.
Pukle turkusowych, kręconych włosów opadły mi na ramiona.
- Jak to jest, że różni Nas jedynie rok wiekowo? - spytałam ciekawsko.
- Wyobraź sobie - odparł cicho podchodząc bliżej i przyłączając się do oglądania błyszczących iskierek.
- Bez żadnych takich sztuczek - odparłam, mając nadzieję, że nie stanie się to co mogłabym przypuszczać.
- Nie martw się.
- Ja się nie martwię, ale wiesz co, jedno mnie zastanawia.
- Mów - spojrzałam na gwiazdy.
- Jak znalazł Cię Merlin?
- Kiedyś ja oraz Arch mieliśmy małe stoisko z zgadywaniem pod którym kubkiem, znajduję się kulka.
Oczywiście kulką był kot, więc nikt nigdy nie wygrywał.
Zarabialiśmy na tym by przeżyć.
Pewnego dnia przyszli rycerza chcący wygrać, więc stało się.
Gdy odkryli prawdę to chcieli mnie wsadzić do lochu, ale wtedy zjawił się Merlin.
Zobaczył coś we mnie i tak się stałem jego uczniem.
Sam w to czasami nie mogę uwierzyć, ale taka prawda - powiedział spokojnie.
Skoro ja powiedziałem to teraz twoja kolej - zaśmiał się.
- Nic nowego. Historia jakich tysiące.
Uciekałam z ciemnego lasu przed trollem, wtedy znalazł mnie Król Arthur oraz Merlin.
Oczywiście uratowali mnie ,ale wielce król kazał mnie oddać do sierocińca.
Merlin się jednak nie zgodził i powiedział, że potrzebna mu uczennica.
Tak też nią się stałam.
Miałam kogoś na kim mogłabym polegać.
Merlin dał mi dom jak i rodzinę, której wcześniej nie miałam.
- Teraz my nią jesteśmy - uśmiechnął się do mnie.
- Chyba tak - odpowiedziałam ze wzajemnością.
W tej chwili wiedziałam, że byliśmy zbyt blisko siebie, przez chwilę nawet patrzyliśmy się z wzajemnością, doszukując czegoś co nie do końca sami wiedzieliśmy.
- Wiesz twoje włosy są niezwykłe - powiedział chwytając niepewnie za jedno pasemko.
- Na prawdę? Co w nich takiego niezwykłego? - zapytałam ciekawsko, nie odwracając na ani chwilę wzroku od jego śliniących w blasku księżyca oczów.
- Nigdy takich nie widziałem, są one zbyt naturalne.
Wpatrywałam się w jego piwne oczy jak zahipnotyzowana.
Przysunął się bliżej, jednak ani on ani ja nie odważyliśmy się na to co mogłabym przypuszczać.
Oparłam się po przyjacielsku na jego ramieniu i przyglądałam się gwiazdą.
- Znasz się na astronomii? - spytałam chcąc w końcu zakończyć tą głuchą ciszę.
- Jakoś nie przykładałem do tego najmniejszej uwagi, zasnęłam na niejednej lekcji - zaśmiał się cicho, a ja parskłam śmiechem.
- Widzisz tą? - cicho spytałam i tym samym pokazałam, bardzo jasną i wyraźną gwiazdę, zaznaczające się na niebie.
- Oznacza ona życie w zdrowiu i dobrym samopoczuciu. A już tamta...- znów szybkim ruchem pokazałam na kolejną tym razem już mniej lśniącą od tamtej.
Wyglądała ona jak przygaszony płomyk.
- To symbol zbliżających się problemów, które jednak szybko uda się przezwyciężyć.
Podobno gwieździste niebo często utożsamiane jest z odnalezieniem spokoju oraz odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytania.
- A ty masz jakieś? -
- Czemu się za mnie poświęcił, skoro ja miałam umrzeć. Przewidział to?
- Nie wiem czemu, ale postąpił dobrze. Przeżyć zaledwie garstkę życia to coś okropnego.
Merlin i tak żyje o wiele dłużej od Nas.
Wolę się nie pytać ile ma lat.
- Nie ty jeden. Douxie, patrz! - zwróciłam natychmiast uwagę na gwiazdę, która spadała.
- hm? - spojrzał na mnie niepewnie, ale krzyknął by wszyscy tu jak najszybciej przybiegli.
Gwiazda krążyła nad Nami.
Wyglądało to tak jakby bawiła się w berka.
- Chodź tu! - krzyknął Jim.
Pofrunęła w stronę Douxiego.
Chłopak rzucił mu miecz, a gwiazda uniknęła jego rzutu ostrzem i uciekał do Claire.
Teraz była nademną, złapałam w ostatniej chwili ostrze, ale chybiłam.
Ostatnią szansą okazał się Tomy.
Chwycił za Ekskalibur i rozbił gwiazdkę na małej odłamki.
Jim wziął szybko pusty flakonik i wlał przezroczystą substancje, która rozpłynęła się nad Nami wszystkimi.
Udało Nam się.
Odetchnęłam z wielką ulgą.
Merlin i Blinky dobiegli trzymając różne sprzęty.
- Proszę udało Wam się!
Podajcie mi proszę fiolkę.
Jesteście pewnie zmęczeni, więc jutro pomyślimy o tym.
Wracajmy do zamku.
Douxie nie ma nic przeciwko by zanocowali u niego - odparł, nie pytając się o zdanie swego ucznia.
- Nic, a nic - burknęł chłopak.
- Wyruszajmy do zamku! - krzyknął uradowany jak nigdy dotąd mistrz.

Uwierzyć w przeznaczenieWhere stories live. Discover now