Rozdział 7

48 2 2
                                    

Minęło już sporo czasu.
Po zajęciach, poszłam na najwyższy szczyt wieży, z której mogłam zobaczyć Kamelot.
Minęły trzy dni od wydarzenia, które zmieniło moje życie.
Dopiero teraz zrozumiałam jak żałowałam, że nigdy tutaj nie spędzałam dużo czasu.
Nie patrzyłam wtedy na zachód słońca, który w tej chwili się zbliżał.
Wtedy nie miało to najmniejszego znaczenia.
Dopiero, gdy odebrano mi to - zrozumiałam, że Kamelot to jest mój dom i nie powinnam go nigdy opuszczać.
- Hej, mogę się przysiąść? - usłyszałam za plecami czarno włosego chłopaka.
Gdy się denerwowałam, często trzymałam się prawej dłoni i dotykałam każdej bransoletki.
W tej chwili właśnie to robiłam.
- Kamelot będzie zawsze dla mnie jak dom, a Arkadia miastem, w którym Was poznałam.
Oprócz Merlina oraz tych, którzy byli czasami w zamku nikogo nie miałam.
Nawet nie wiem czy mogę Was uznać za przyjaciół, skoro znamy się zaledwie trzy dni.
- Nie przejmuj się. Wszystko będzie w porządku, trzeba iść do przodu.
Kiedyś miałem przyjaciółkę.
Leśną istotę o imieniu Nari.
Była niezwykła, ale któregoś dnia się poświęciła żebyśmy wszyscy nadal żyli.
Nigdy jej nie zapomnę.
Chodź minęło sporo czasu to nadal za nią tęsknie.
Nie znam innej osoby, która byłaby tak niezwykła.
Gdybyś ja spotkała...
- Wierzę na słowo - cicho odparłam.
- Od tamtej chwili idę dalej i nie patrzę się w przeszłość.
Mam paczkę znajomych i dziewczynę, a teraz nową przyjaciółkę - uśmiechnął się do mnie i szturchnął po przyjacielsku moje prawe ramię.
- A ja mam nowego przyjaciela - odwzajemniłam uśmiech.
Nastała głucha cisza, którą chciałam powstrzymać, więc zeszłam z murku i odparłam.
- Chyba Zoe na ciebie czeka, a poza tym masz z Jimem iść do tego dziwnego miejsca -
- Mówisz o podziemnej krainie Trolii?
Wiesz mam propozycję nie do odrzucenia -
- Słucham? - udawałam zdziwioną, chodź wiedziałam co chce mi przekazać.
- Skoro nigdy ich nie widziałaś to może chcesz pójść tam z Nami?
- Nowa przygoda? Niech pomyśle...- obróciła się o 360 stopni i odparłam.
- Oczywiście, że tak - chwyciłam go za dłoń i pokierowałam w stronę schodów.
_._
Szliśmy lasem już dłuższą chwilę.
Gadaliśmy sobie o tym jaki Merlin jest czasami markotny.
Śmialiśmy się i wygłupialiśmy.
- Dobra powiedz mi szczerze. Widziałam twoją błyskotkę, która pomaga Ci tworzyć różne zaklęcia, tak?
- Mówisz o tym - pokazał na prawej ręce to o czym wspomniałam.
- Ja czegoś takiego nie mam, ciekawa i przydatna rzecz - odparłam.
- Słuchaj mam super pomysł.
Nikt nas nie widzi, więc może byś mi pokazała jak tą twoją niezwykłą sztuczkę z teleportacją, na prawde mi to by pomogło.
- No dobra - stanęłam w miejscu.
- Zazwyczaj zamykam oczy i wyobrażam sobie miejsce, w którym się znajduję. Tak naprawdę sama nie wiedziałam czy to się uda.
Myślałam, że moja moc podczas spotkania z łowcą jest nadal słaba, ale jak mówił Merlin i tym naszyjniku, to miał rację.
Polepszył moje zdolności i teraz bez problemu przenoszę się gdzie chcę i kiedy chcę.
- No to może spróbuję? Spotkamy się szybciej z Jimem.
- No dobrze, więc złap mnie za rękę i zrób to co Ci przed chwilą mówiłam.
Nastała chwila ciszy.
Nic się nie stało.
- Spokojnie może się uda teraz -
Znów nic.
- A jakby tak zrobić to razem? - zasugerował.
Spróbowaliśmy.
- Gdzie chcesz się wybrać?
- Pod most w Arkadii -
- Dziwne miejsce, ale dobrze, ufam Ci. Niech tak będzie - odpowiedziałam pewnie.
Obaj synchromatycznie zamknęliśmy oczy i stało się.
Dziwne uczucie obeszło mnie po całym ciele, ale gdy już otwarłam pewnie oczy to pojawiliśmy się w nowym, jeszcze dla mnie nieznanym miejscu.
Przy kamiennym murze opierał się Jim.
Na nasz widok podszedł bliżej.
- Ola Amigos - przywitał Nas miło.
- Trochę zagadaliśmy z Merlinem, ale zdążyłem i w dodatku Voilet do Nas dołączy.
- Clair i Tomy już są w środku, więc może pójdziemy tam? Blinky robi mi pewnie kolejne kazania, że się spóźniam - zaśmiał się.
Podeszliśmy do ściany, która chwilę temu zmieniła się w grotę, przez którą przeszliśmy bez najmniejszego trudu.
Niepewnie weszłam, chodź im bardzo ufałam.
Szliśmy ciemnym korytarzem, schodami na sam dół.
W pewnej chwili byliśmy już w innym świecie.
Pod miastem skrywało się niesamowite miasteczko Trolli.
Przechodziliśmy obok wielu istot sprzedających na targach żywność oraz jakieś różne ich własnoręczne wytwory.
Douxie podszedł do jednego stoiska.
Podał parę monet istocie o zielonej karnacji z czterema rękami po bokach ciała.
Skierował się w moim kierunku i rzucił do mnie czarny kamień, zawieszony na srebrnym sznurku.
- To na pamiątkę - cicho odparł.
- Dziękuję, nie spodziewałam się tego po tobie - rzuciłam.
-No widzisz - oddalił się do Jima, z którym dłuższą chwilę rozmawiał.
Weszliśmy do kamiennego domu.
Na przywitanie rzuciła się w moją stronę Claire.
- Nie spodziewałam się tutaj Ciebie, ale chociaż będzie raźniej - zaśmiała się.
- Merlin Wam dał w kość, co nie? - spytał Tomy.
- A jakże inaczej - odpowiedział Douxie.
Rozglądałam się po pomieszczeniu.
Na środku stał mały kamienny stół.
Przy ścianach stało wiele regałów z księgami, które były chaotycznie poukładane.
Niektóre były w gorszym stanie.
Zdecydowanie to miejsce nie byłoby dla Merlina.
Mistrz musiał mieć wszystko poukładane od a do z.
Nie było wymówek, więc często musiałam sprzątać w jego komnacie.
Napotkałam się na wiele rozrzuconych po podłodze rzeczy.
- Zdecydowanie miejsce nie dla Merlina - powiedziałam tym razem by na głos.
- Zdecdywanie to mało powiedziane - odparł Douxie.
Na końcu była kotara, w której pojawił się dziwny
zielonkawo-niebieski Troll z czterema rękami, niebieskimi włosami i zestawem krótkich rogów z tyłu głowy.
Ma trzy brązowe oczy po obu stronach długiego, pomarańczowego nosa i wzory na brodzie, ramionach i klatce piersiowej.
Jego kamienna skóra jest pokryta bliznami.
- Poznaj Blinky'ego Galadrigala.
- Mistrzu Jim, nie spodziewaliśmy się gości.
- Dzień dobry, jestem Violet.
- Dzień dobry nie jest dobrym skojarzeniem dla trolla, bo jeśli dobrze wiesz to nie możemy wychodzić dopóki nie zajdzie słońce.
- Zapomniałabym, przepraszam - dotknęłam się za głowę.
- A to AAARRRRGHH.
Spojrzałam tym razem niepewnie na wychodzącego za Blinkym, kolejnego tym razem o szarej jak skała skórze, zielonych oczach, ciemnozielonej brodzie i włosach na ramionach, plecach i klatce piersiowej trolla.
Ma cztery krótkie, ale jakże imponujące rogi oraz też duży czarny nos, mały ogon i ryciny na ramionach, kolanach, talii i klatce piersiowej.
- Miło mi Was obu poznać, jesteście niesamowici - odparłam bez zastanowienia.
Zrobiło mi się głupio, więc szybko odwróciłam wzrok na fiolkę z zielonym płynem, która stała na jednej półce po mojej prawej stronie.
- Violet nigdy nie widziała trolla - odparł szybko Jim.
- A czym się zajmuje ta Violet? - dopytał zaciekawiony.
- Czarami, coś pomiędzy Claire, a Douxie - odpowiedział znów.
- To dość zrozumiałe, za pewne przyda Wam się.
Mistrzu Jim, chciałeś chyba ze mną porozmawiać?
- Tak, chciałem porozmawiać o Darkarze.
Troll po wypowiedzeniu przez chłopaka imienia, zmienił wyraz twarzy.
- Darkan - zagryzł zęby, aż nagle uderzył w stół.
Drugi troll krzyknął z gniewu i obrócił się wokół własnej osi.
- Niegodziwą istota, która ma wielu zwolenników. Łowcy nagród często z Nim współpracowali, a nawet nadal współpracują w poszukiwaniu kamienia, który go ożywi, ale na całe szczęście Merlin go zmienił i nikt go już nigdy nie zobaczy -
Douxie chrząknął, skierował wzrok na posadzkę i złapał się za ramię.
- W sumie to jest teraz taki mały wyjątek - zaczął mówić.
- Bo Widzisz Blinky. Ta oto nowa nasza przyjaciółka pochodziła z równoległego świata i Merlin Nam ją tu wysyłał z tym kamieniem -
- Na brodę Merlina! Czy on do reszty poszalał! Niemożliwe to było.
Ten starzec musi go jak najszybciej zniszczyć! Gdzie go macie?! - spytał roztargniony, poszukując jakiegoś pergaminu.
- Jest u mistrza - wychyliłam się nieśmiało z końca grupki.
- To czemu go nie zniszczyliście?! - krzyknął zrzucając wszystko co było na stole i stawiając stary zwój.
- Taki kamień nie jest łatwo zniszczyć, mistrz sam mówił, że lata zajęło mu jak to zrobić.
Możliwe, że już o tym zapomniał.
- Nie może! Jeśli to się stało to trzeba wymyśleć coś innego. W każdej chwili ktoś może go przecież znaleźć.
- Myślą, że ja go mam. To ja go tu przyniosłam.
W tej chwili znów coś zrozumiałam.
To przezemnie wszyscy teraz cierpią. Gdybym ich nie znała,może losy by się inaczej potoczyły.
Powinnam to jak najszybciej wziąść ze sobą i uciec z dala od Arkadii.
Czułam się źle z sumieniem, więc wyszłam podczas kłótni Blinkego z Jimem i Douxiem.
Usiadłam na kamiennych schodach od dłużej chwili już o tym rozmyślałam.
- Hej coś Cię trapi - zawołał miłym głosem Tomy.
Przysiadł się do mnie.
- Oh cześć. Nic się nie stało, po prostu zatęskniłam za wcześniejszym życiem - skłamałam mając nadzieję, że już skończy ten temat.
- Tamci gadu gadu i potrwa to za pewne dużo czasu, więc może poszlibyśmy razem z Claire na rynek.
Pokaże Ci najlepsze jedzenie, które na pewno odrzuci twoje złe myśli w kąt.
- Chyba teraz tego potrzebuje, zatem chodźmy.
Poszłam po Claire, która wyszła dyskretnie podczas kłótni.
Zgodziła się z Nami pójść, więc poszliśmy.

Uwierzyć w przeznaczenieWhere stories live. Discover now