Rozdział 15

28 1 0
                                    

- Violet musisz uciekać - słyszę znany mi głos.
- To ty mistrzu? - zapytałam niepewnie oczekując natychmiastowej odpowiedzi.
- Weź kamień i uciekaj najdalej od Arkadii. Granice jego są, gdy przekroczysz most, potem nic Ci się nie stanie.
- Ale co z kamieniem? - zapytałam znów.
- Kamień zniszczysz tylko wtedy, gdy przekroczysz granicę. Arkadia jest magicznym miejscem, ale dalsze już jego rejony są poza kontrolą.
Ci co ją przekroczą od razu tracą magię.
Każdy przedmiot zmienia się w nicość.
- Muszę pogadać o tym z teraźniejszym mistrzem.
Myślę, że on będzie...
- Nie możesz. On tylko trzyma kamień na odpowiednią chwilę, potem się zwróci od wszystkich.
- To niemożliwe jest taki jak ty.
- Zostałem zmieniony, kiedyś przysięgłem wieczność ciemności i teraz się to wypełnia.
Musisz uciekać, zapamiętaj most, tam się udaj - głos zaczął się oddalać, odczułam dziwne uczucie co sprawiło, że się obudziłam.
Chłopak jeszcze spał.
Powoli dochodziło do mnie co się stało.
Spokojnie wyszłam z pokoju.
Przetarłam oczy, a później poukładałam trochę moje poszarpane włosy.
Przegryzłam dolną wargę.
Przedemną były wielkie wrota prowadzące jak zawsze na zajęcia do Merlina, jednak tym razem już na nich nie będę.
Dziwne uczucie doskwierało mi w tej chwili.
Przecież słuchałam swojego Merlina, zawsze mu wierzyłam i będę wierna tak jak wcześniej.
Cicho weszłam do środka.
Kamień, który był na stole znikł.
Odwróciłam się w stronę skarbca.
Był on zamknięty dzięki magii, którą na szczęście mój Merlin nauczył mnie na samym początku.
Przyłożyłam dłoń i zamknęłam oczy.
Wyobraziłam sobie dokładnie ten przedmiot i wypowiedziałam zaklęcie.
- Eskelento.
W dłoni pojawił się kamień, który natychmiast założyłam na szyję.
Miałam wyjść, ale usłyszałam Merlina.
- Dzisiaj chyba jeszcze za wcześnie na naukę.
- Masz zdecydowaną rację. Douxie i tak nadal śpi, więc się przeszłam trochę, ale nie za szkodzi jak pójdę tam, gdzie dawno nie byłam - próbowałam go przekonać swoimi kłamstwami.
Odwróciłam się.
- Ty też taka byłaś. Ile razy musiałem Cię wybudzać na lekcje, ale widocznie się to opłacało.
- Hah, masz zawsze rację mistrzu.
Kiwnęłam głową na pożegnanie i wyszłam pośpiesznie.
_._
Szłam wzdłuż lasu.
Byłam już poza Kamelotem, jeszcze chwila, a uda mi się zniszczyć kamień.
Szelest liści zakłócił mi rozważanie czy tutaj zostać.
Zwróciłam się w kierunku krzaka, wystawiłam dłoń z małym, przed chwilą wyczarowanym płomykiem.
Z niego wyszedł królik, odetchnęłam z ulgą, chodź tylko na chwilę bo ktoś z imponującą dość siłą uderzył we mnie.
Upadłam na pień.
Plecy zaczęły mnie boleć, do takiego stopnia, że przez chwilę straciłam przytomność.
Szybko jak było możliwe, otrząsnęłam się.
Okazało się, że byłam przywiązana do drzewa.
Pierwsza rzecz, którą powinnam zniszczyć znikła.
Z mroku wyjawiła się dziwna postać.
W swych okropnych, długich szponach trzymał kamień.
- Nie szarp się. To węzły talitesa, z nich żaden czarodziej się nie uwolni dopóki ktoś sam tego nie zrobi.
- Kim jesteś! - krzyknęłam wściekle.
- Na pewno nie tym za kogo się podawałem.
Zrozumiałam.
Zrozumiałam, że to on mnie tutaj sprowadził, wiedział, że będę posłuszna swemu Merlinowi.
Teraz to przezemnie ma kamień.
- Głupia wiedźma.
- Ał te słowa za bardzo bolą. Nie można tak mówić. My wolimy jak się mówi na Nas Czarodzieje.
Zza drzewa pojawił się...
- Uczeń Merlina. Jak miło, że zjem jeszcze deser.
- Wątpię w to. Jak na razie chciałbym odzyskać tą błyskotkę - wskazał na naszyjnik.
- ...no dobrze ją też - wywrócił oczami, skierował niebieski płomień w moją stronę.
Węzeł się rozwiązał, a ja zwinęliśmy kamień, Douxie złapał mnie za dłoń i zmieniliśmy natychmiast miejsce.
W tamtej chwili troll krzyknął z flustracji.
Byliśmy w innym lesie, tuż przy Kamelocie.
- Czy ty do reszty zgłupiałaś? - podniósł głos i odebrał to co należało do mnie.
- Oddaj to! - próbowałam to wyrwać, ale bezskutecznie.
- Co Cię napadło by uciekać?!
- Nie uciekałam, chciałam jedynie dobrze! -
- Dobrze? Danie wrogowi tego jest dobre?! - zaczął wywijać nim w różne strony.
- Dziś w nocy usłyszałam głosy mojego mentora, myślałam, że przejście przez granicę Arkadii może zniszczyć magię panującą w kamieniu.
Parsknął śmiechem.
- Nie ma mowy. Jesteś naiwna...
- Ja naiwna? Kto tu jest naiwny? Słyszałam ciągle, że kłócisz się z swoją różowo włosą panienką i za każdym razem potem do niej wracasz!
- Czemu o niej wspominasz?
- Czy to takie ważne, po prostu...
- Jeśli się nie mylę to moja decyzja z kim chce być.
- ...mi Cię szkoda - westchnęłam ciężko.
Chłopak zamilkł.
- Nie będę Wam wchodzić już w drogę.
W tej chwili wiedziałam, że muszę skończyć z tym na dobre.
- Violet czekaj, nie...
Przemieściła się do Arkadii.

Uwierzyć w przeznaczenieWhere stories live. Discover now