Rozdział 19

29 1 0
                                    

-Violet trochę w lewo! - zasugerowała Mary Wang.
- Skoro tak mówisz - ostrożnie stanęłam na górnej krawędzi drabiny, zawieszając trochę bliżej siebie lampki.
- I jak? - zwróciłam się do niej, chodź już nie patrzyła się w moją stronę, lecz w stronę Douxiego.
Wywróciłam oczami i zaczęłam schodzić po drabinie.
Jeden szczebel dziwnym trafem zniknął, a ja upadłam na ułożony wcześniej stos poduszek.
Mary wydała z siebie cichutki pisk.
- Żyje! Całe szczęście...- krzyknęłam do nich natychmiast wstając i otrzepując się, chodź ostatnie zdanie powiedziałam już pod nosem.
- Spojrzałam na chłopaka, który wyszedł z namiotu.
Był to młody Hisirdoux.
Mary znów wydała niewyobrażalny pisk, a ja zaczęłam w jego stronę biec - doskonale wiedziałam w tej chwili, że to on mi to zrobił.
- Jak Cię złape to masz przerąbane! - rzuciłam w jego stronę poduszkę.
- Czyli to nie był sen - odparła Darcy i zemdlała. Mary i Clair podbiegły do niej.
O tyle dobrego, że złapał ją Tomy.
- Mówiłam Ci, że masz nie wychodzić, czy do twojej zakutej pały nic nie wchodzi! - odparła zagryzając zęby Zoe.
- Hejka ludziska! Steven przyszedł...- nie dokończył zdania patrząc na dwóch obok siebie tych samych ludzi.
- Drugi Douxie tutaj, a to Ci niespodzianka - odparł siedzący na poduszce kot.
- Nie mówiliście mu?
- Jakoś zapomniałem o Nim - wzruszył ramionami Doux.
- Hej może zamiast marudzić pójdziecie po przekąski? - zaproponowała Jim, trzymający w dzbanku lemoniadę.
Tak też zrobili.
Młodszy Hisirdoux dostał namiot, w którym miał sobie siedzieć i być cicho, a ja szłam do paczki znajomych Claire.
-Hej Violet kogoś Ci przedstawię, ich jeszcze nie znasz - uśmiechnęła się dziewczyna dokańczając picie.
Steven trzymał wysoką o jedną głowę, blondynkę.
Czerwona koszula w kratę i niebieskie spodnie z czarnymi butami.
Obok niej stał chłopak z brązowymi długimi do szyi włosami.
Ubrany w niebieską koszule z jeansami oraz trampkami.
- To jest Adża oraz jej brat Krel - ścisnęłam ich rękę.
- Są kosmitami - odparł zachwycony Steven.
- Wolimy jakbyś mówił istotami pozaziemskimi - pocałowała w policzek chłopaka.
- Według moich obliczeń dziś gwiazdy będą najbardziej rozświetlać niebo - odparł Krel
- Zbliża się wieczór, więc czas zapalić lampki - uśmiechnęła się Claire.
Tak też się stało.
Wokół Nas zrobiło się niesamowicie jasno.
Wyglądało to jak magia, ale nią nie była.
Widziałam coś pięknego, co nawet nie przypuszczałam, że mogę zobaczyć.
Zaniemówiłam z wrażenia.
- No dziewczyny dałyście radę - odparła zadowolona Zoe, uderzając delikatnie każdą z Nas po przyjacielsku w ramię.
Każda osoba przybywającą na dachu antykwariatu usłyszała melodyczny dźwięk dobiegający z przeciwnej strony.
W małym kąciku z wieloma kolorowymi pufami na samym środku grał Douxie na gitarze.
Siedział i zaczął nie znany mi nigdy kawałek.
Był on dość spokojny.
Tak jak reszta podeszłam i usiadłam na wyznaczonym miejscu.
Słuchałam i wpatrywałam się w większy niż moja dawna drewniana lutnia instrument.
Do mnie przysiadła się Zoe.
Uśmiechnęła się i podała mi coś o czym wcześniej niż wspomniałam.
Drewnianą lutnię, ale nie była to moją własnością.
- Douxie stwierdził byś sobie pograła, podobno też to lubisz.
- Dziękuję, czy to jest...
- jego własność? Należy do niego, ale pomyślał, że idealnie dziś się nada.
Masz okazję, więc wskocz na scenę i dajesz czadu!- zaczęła mnie dopingować różowo włosa.
Podeszłam do sceny podenerwowana.
Doux zajął moje miejsce na widowni.
Usiadłam podłodze, wzięłam głęboki wdech by się uspokoić i zamknęłam oczy.
Wyobrażałam sobie zapisane na kawałkach pergaminu nuty, tworzące piosenkę tak delikatną, a zarazem bardzo dla mnie emocjonalną.
Nikt nic nie mówił, aż do chwili skończenia.
Ukradkiem na nich wszystkich spojrzałam.
Wiele par było tym zachwycone, trzymało się za ręce i czekało na więcej.
Po chwili usłyszałam oklaski, najpierw ze strony młodszego Douxiego, a następnie od Zoe kończąc na Steve obżerającym się masą nachosów z lepiącym serem.
Odłożyłam instrument i zeszłam ze sceny.
- No brawo... - zaklaskał ponownie starszy Douxie.
- Ty też byłeś niczego sobie - uśmiechnęłam się.
- Zagraj dla mnie jeszcze raz - poprosiła dziecięcym głosikiem Zoe.
Złapała go za ramię i pociągnęła do sceny.
Usiedli plecami do siebie, a on zaczął grać.
Przysiadłam się do Adży i Krela.
Chciałam ich bardziej poznać.
- Więc jesteście istotami z góry? - zaczęłam rozmowę podstawiając bliżej różową pufę.
- Można tak to powiedzieć - odparł Krel i zaoferował pomoc.
- To czemu nie wyglądacie tak, inaczej?
- Czasami lubimy się zmieniać, chodź
nie trwa to zbyt wiecznie.
Kamuflaż zanika po dwunastu godzinach, ale ze względu na Darcy oraz Mery, które Nas się jeszcze boją to stwierdziliśmy, że to zrobimy.
Steve powiedział, że jeszcze poznamy kogoś nowego i tak jakoś wyszło, że to ty - uśmiechnęła się dosyć przerażająco, że aż się wzdrygnęłam.
- Wszystko w porządku? - spytał Krel
- Tak, znaczy nigdy nie widziałam takich istot jak wy i jestem trochę zdumiona...
- Gdy zobaczysz nasze prawdziwe oblicze to chyba Nam tu zemdlejesz - zaśmiała się Adża
- Aż tak jesteście inni? - spojrzałam na Nich
- Oj tak, uwierz...
Z tłumu wydobył się głos chłopaka kosmitki.
- Adża, chodź zatańczyć ze mną, teraz jest wolny! - złapał ją i poszli w stronę tłumu.
- Może się przyłączymy? - wyciągnął do mnie dłoń kosmita.
- Jasne Krel, w sumie nie mam pary do tańca, więc chodźmy - uśmiechnęłam się i dołączyliśmy się do reszty.
Tańczyliśmy do rytmu granej przez Douxiego muzyki.
Minęły sekundy, a nawet minuty.
Nie liczyłam ich, była to niesamowita chwila, która trwała za krótko.
Gdy zaczęła się skoczna muzyka, wszyscy skakali i śmiali się.
Młodszy Hisirdoux stał w kącie i przyglądał się.
Myślał, że jest odtrącony.
Czuł się tak jak ja na samym początku, więc stwierdziłam, że nie może tak to wyglądać.
Podeszłam i bez słowa, wzięłam go pod ramię.
Zaczęliśmy się skręcić w kółko.
Potem złapałam Tomiego, Stevena i Claire.
Muzyka przycichła, a wszyscy się rozeszli do namiotów lub poszli zjeść przekąskę.
- Violet widzę, że sama będziesz siedzieć w namiocie, więc może się przyłączysz?
Adża poszła do Stevena na te dziwne ludzkie...jak wy to mówicie? Przekomażanki, tak? -
- Chyba tak, sama tutaj dopiero jestem nowa, ale miejmy nadzieję, że o to Ci chodzi.
- To idziesz?
- Daj chwilę, muszę z kimś porozmawiać - odparłam z uśmiechem na ustach.
Zwróciłam się w stronę końca dachu.
Siedział tam prawdziwy Douxie.
- Hej jak tam? - przysiadłam się i położyłam dłoń na jego ramieniu.
- To był świetny pomysł by zorganizować imprezę - znów odparłam.
On jedynie kiwnął głową.
- Możesz mi powiedzieć co Cię trapi?
Gdzie Zoe?
- Piękne są te gwiazdy. Widzisz tamtą? -
Chyba nie chciał poruszać tego tematu, więc ucichłam.
- To jest niedźwiedź.
- Doprawdy? Podobno nie uczyłeś się astronomii.
- Może i się nie uczyłem, ale zaciekawiłaś mnie.
Powiedz którego miesiąca się urodziłaś.
- To przesłuchanie? - podniosłam brwi.
-Nie, ale skoro się tak boisz to podaj chociaż rękę -
Zrobiłam to udając, że robię to niechętnie.
- Widzisz tą linię? To linia życia, jest ona tuż przy kciuku i widać mocny łuk, a to znaczy, że masz dość dużo energii do dalszego życia.
Tutaj w czwartej kolejności od kciuka, natomiast to linia słońca pokazuje ona talent i ambicję, a widzę ich niezwykle wiele.
Widzę linię losu, to ta prosta przy środkowym palcu.
Jest ona bardzo słaba i jak na razie o twojej przyszłości nic mi nie wiadomo.
A ta to linia serca, jedna z najważniejszych, stoi tuż przy linii życia i też tworzy niesamowity łuk.
Za każdym razem gdy wspominał mi o linkach, delikatnie dotykał ich opuszkiem palca.
- Ta linia opisuje uczucia, jakimi darzymy ludzi i rzeczy wokół nas, jednak trudno mi ją odczytać.
Widzę, że masz zawahania i nie wiesz czy dobrze wybrałaś.
- Po co mi to mówisz? - spytałam ciekawsko co było do mnie raczej nie podobne.
Wszyscy wokół już mieli zasłonięte namioty oraz przygaszone światła, było dość cicho i bardzo spokojnie.
- Twoja przyszłość jest bardzo ciekawa.
- Moje życie to jedna głupia gierka.
Ciągle coś się dzieje, a ja nie umiem nikogo ochronić i jestem piątym kołem.
- Jesteś histeryczką. Dobrze, że ja taki nie jestem.
- No weź Doux... - uderzyłam go w ramię.
Spojrzał na mnie tak jak kiedyś.
- Miałeś chyba mówić coś o gwiazdach, co nie? - szybko skierowałam wzrok na małe kropki na niebie.
- Ah tak gwiazdy...no, więc tamte ułożenie gwiazd pokazuje skorpiona.
A tamta lisa...
- Lisa? Chyba jeszcze źle odczytujesz gwiazdy mój drogi, bo to jest waga - uśmiechnęłam się i spokojnie wzięłam rękę, gdy ten pokazał znów źle pewny zodiak na niebie.
- To jest Strzelec - podniosłam kącik ust.
- Będę pamiętać na przyszłość -
- Dziękuję za wypożyczenie lutni, bardzo lubię na niej grać -
- Nie ma za co, tak robią przyjaciele...
- Właśnie przyjaciele.
Głowę pochyliłam na jego ramię.
Ta chwila mogła trwać jeszcze dłużej, ale przypomniałam sobie pewną ważną rzecz.
- Wiesz, obiecałam Krelowi, że zanocuje u niego w namiocie.
Też nie ma pary i no...
- Nic nie mów, rozumiem i sam muszę się zbierać do Zoe.
Czeka niecierpliwię na mnie znając ją.
- Hah cała Zoe - odparłam wstając z pomocą Douxiego.
- Do jutra.
- Pa Doux - pomachałam w jego kierunku, gdy ten się odwrócił, przeczesał ręką włosy i chciał coś powiedzieć, ale chyba wolał zachować to między samym sobą.
Poszłam według wcześniejszych podczas naszej rozmowy wskazówek Krela do niebieskiej namiotu.
Czekał już, a raczej spał.
Wzięłam poduszkę i poszłam na drugi koniec zrobionego łóżka.
Zasnęłam razem z Nim.

Uwierzyć w przeznaczenieWhere stories live. Discover now