Zaginięcie Liama i Hayden

22 1 0
                                    

Evelyn czekała przed domem rodziny Argent, mając nadzieję, że Theo niedługo się pojawi, ale chłopak nie przyszedł zgodnie ze swoją obietnicą, aby pomóc jej trenować. – Raeken jeśli nie odbierzesz to osobiście zadbam o to, byś zginął śmiercią bardzo bolesną. – Cicho warknęła, wybierając numer telefonu chłopaka, który jej zapisał po tym jak umówili się na spotkanie. Czekała przez wszystkie sygnały, ale kiedy okazało się, że chłopak nie odebrał to jedynie wróciła do środka. Spojrzała w stronę salonu, który został sprzątnięty, a przed kanapą było uszykowane miejsce na ich trening. Zadzwoniła potem do Liama, mając nadzieję, że może on chce się spotkać, ale też nie odebrał. Blondynka mocniej zacisnęła swoje dłonie i zadzwoniła do Scotta, pytając gdzie jest Liam. Z łatwością udało się jej zrozumieć, że Scott robiąc przerwę próbował znaleźć prawdopodobną wymówkę.

– Scott, nawet jako wilkołak nie jesteś w stanie kłamać. Gdzie naprawdę jesteście?

– Skąd wiedziałaś, że kłamię? – zapytał w szoku Scott, podjeżdżając ze Stilesem pod szkołę.

– Nie byłam tego pewna, ale przez to tylko utwierdziłeś moją teorię, Scott. Poza tym można powiedzieć, że w rodzinie Argent nie daleko pada jabłko od jabłoni. Chcę wam pomóc, Scott. Możesz mi nie wierzyć, ale nie powiesz mi, że nie będziecie potrzebować dodatkowych par rąk podczas swojego planu. – Chłopak szybko podał przez telefon ich położenie, mając i tak pewne obawy pod tym względem. Dziewczyna nie przebierając się ze swojego sportowego stroju założyła na siebie czarną bluzę i uszykowała sobie pistolety oraz kuszę, chowając je zamiast książek do plecaka. W kilkanaście minut udało jej się dobiec do szkoły i po cichu weszła do środka, spotykając się przed drzwiami z Malią. – Hej, Tate.

– Hej, Argent. – Odpowiedziała z uśmiechem brunetka, ale i tak widać było, że ma podejrzenia.

– Nie martw się, jeśli zauważysz bym robiła coś podejrzanego to masz prawo poderżnąć mi gardło. Tylko uważaj, byś nie zrobiła tego za głęboko, bo mogę skończyć taka jak ty. – Cicho się zaśmiała, ale szybko się uciszyła jak usłyszała podejrzane dźwięki. Evelyn wyciągnęła z plecaka kuszę, upewniając się, że ma przy sobie strzały. Schowała pistolety do swoich spodni, a plecak odłożyła między szafki, już żałując, że go wzięła.

– Parrish? Gdzie on jedzie? – Wyszeptała Malia, odwracając się do drzwi wejściowych i kierując się do nich. Blondynka lekko wywróciła oczami, idąc powoli za nią i co jakiś czas odwracając się za siebie.

– Malia? – Odwróciła się gwałtownie, słysząc jej krzyk i zauważając jak Doktorzy Strachu wchodzą do środka, ale nie potrafiła się poruszyć. Jej mięśnie jakby się zacisnęły, a oni nawet nie zwrócili na nią uwagę. W oczach młodej Argent pojawiły się łzy, ale szybko je odgoniła, wciąż próbując zachowywać pozory twardzielki. W pewnym jednak momencie jej umysł automatycznie zaczął wspominać chwile z jej dzieciństwa, gdy pomagała w torturowaniu magicznego stworzenia.

– Nie mogę! Dlaczego mam to zrobić? Dlaczego musimy ich krzywdzić?! – Odezwała się dwunastoletnia dziewczynka, stojąc przed metalową ścianą, do której przymocowane były dwa wilkołaki. Po jej lewej stronie stał Gerard, a po prawej Kate. Dłonie młodszej delikatnie drżały, gdy starsza blondynka po raz kolejny kazała jej porazić wilkołaki.

– Pamiętaj, że jeśli nie zrobisz tego ty to oni i tak zostaną skrzywdzeni. Nie będę się jak ty wahać z zadaniem im bólu. Zabili niewinnych, Marie. – Odezwał się Gerard i chwilę po jego słowach uruchomił prąd tak, aby porazić dwa stworzenia. U obu z nich świeciły się już oczy, a zamiast ludzkich zębów mieli wilcze kły.

– Nie pozwól im skrzywdzić innych. Dobrze wiesz, że tacy jak oni mogą zabić Allison. Nie chcesz chyba, aby to się jej stało. – Powiedziała Kate, pochylając się nad swoją córką, a na jej twarzy nie było prawie żadnych emocji, jedynie chęć zemsty i nieograniczona nienawiść względem tych stworzeń. Dłoń dziecka wciąż drżała i zamykając oczy, aby nie musieć patrzeć na ich cierpienie włączyła po raz kolejny prąd, mogąc słyszeć wycie obu stworzeń.

– Evelyn, hej. Wszystko okej? – Malia potrząsnęła ponownie Evelyn, wybudzając ją z jej własnych wspomnień. Dziewczyna pokręciła głową, posyłając po tym brunetce słaby uśmiech.

– Tak. Nie martw się o to, powinniśmy sprawdzić, co u reszty. – Malia pokiwała głową i obie poszły do pozostałych, znajdując po drodze leżącą na podłodze Lydię. Sprawnie dziewczyny znalazły się w szatni, zauważając brak pozostałych. Chwilę później pojawili się za nimi Mason ze Scottem.

– Zniknęli. – Powiedziała Lydia, nie odwracając się przez dłuższą chwilę do chłopaków.

– Hayden i Liam zniknęli. – Dodała Malia, spoglądając w stronę Scotta, gdy Evelyn stała przy jej boku, starając się zebrać ponownie swoje myśli. Za dużo się działo, ale wiedziała, że jeszcze więcej się wydarzy jeśli nie dowiedzą się prawdy o Doktorach Strachu. Chwilę po tym wychodzi z resztą do lasu, próbując odnaleźć jakieś ślady po Liamie i Hayden, ale nie udaje jej się nic zauważyć poza śladami Malii, Scotta albo jej własnymi. W tym też czasie gdy miała się oddalić i iść w przeciwną stronę usłyszała wycie McCalla, kierując się szybko w odpowiednią stronę.

– Nie ma żadnego zapachu, żadnych śladów. Nie zdołamy ich znaleźć. – Odezwał się Scott, ciężej oddychając. Evelyn stwierdziła, że sama też nie mogła nic znaleźć o ile tych właściwych śladów nie zdążyli już zadeptać.

– Liam może odpowiedzieć na twoje wycie, prawda? – Spytała Malia, podchodząc bliżej chłopaka.

– Jeśli mnie usłyszał. – Odpowiedział Scott, spoglądając w stronę miasta, a Evelyn mocniej okryła się bluzą, zaczynając odczuwać zimno, chociaż każdy by się raczej spodziewał tego na spacerze nocą. Chwilę po tym Scott poszedł na posterunek policyjny, gdy dziewczyny skierowały się do domu.

– Z Kirą wszystko dobrze? – Zapytał się Stiles w stronę swojego najlepszego przyjaciela, zauważając jak chłopak wszedł szybko do domu, ale ten nawet nie zatrzymał się w salonie.

– Scott? – Zapytał się Theo, kierując swój wzrok w stronę schodów, po których już wchodziła alfa.

– Nie znam go tak długo jak wy, ale to zdecydowanie nie jest normalne, aby on tak po prostu bez słowa wszedł tutaj, a po minie mogę stwierdzić, że był bardzo zdeterminowany, by zrobić to, co zaplanował. – Powiedziała Evelyn pod nosem, a chwilę po tym wraz z resztą wbiegła na górę.

– Nie podchodźcie za blisko. – Ostrzegła Lydia, wciąż patrząc w stronę Scotta, który swoje pazury miał wbite w kark Coreya. Evelyn spojrzała się na to z lekką obawą, odsuwając się nawet bardziej niż inni.

– Co on robi? – spytał Theo, spoglądając na wszystko uważnie.

– Sięga do wspomnień Coreya. – Wyjaśniła im szybko, a chwilę po tym Theo stanął bliżej Scotta, próbując dowiedzieć się więcej o tym, co właśnie się dzieje. Młody McCall z ciężkim oddechem odsunął się w końcu od chłopaka, a Stiles od razu go złapał.

– Nic mu nie jest? – spytał brunet, wciąż próbując uspokoić oddech.

– Co mi, do cholery, zrobiłeś? – zapytał Corey, dotykając się po karku i zauważając na swoich dłoniach krew z większym strachem niż przed chwilą. Scott zaczął go po tym krótko uspokajać, że wyleczy się po tej ranie.

– Słuchajcie. To chyba zadziałało. Zobaczyłem coś. Były tunele i rury wzdłuż ścian, i dwie wielkie, niebieskie rury przy wejściu po obu stronach. – Opowiedział chłopak, zaczynając rozrysowywać swoją wizję na jednej z kartek notesu.

– Poczekaj. – Stwierdził Stiles i wraz z Lydią doszli po chwili, co to jest za miejsce. Malia krótko spojrzała na Evelyn, dotykając jej ramienia uspokajająco.

– Przywykniesz jeszcze do takich spraw, wierzę, że nie pierwszy raz sytuacja tak gwałtownie się zmieni. – Evelyn słabo posłała dziewczynie uśmiech, wciąż obserwując Scotta z pewną obawą.

The Sun (Teen Wolf)Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ