Kim jest Theo?

47 1 0
                                    

Evelyn dawno skończyła swoje lekcje, a na niebie świecił jasno księżyc w pełni. Dziewczyna miała na sobie grube legginsy z przylegającym, czarnym topem, a na to zarzuconą ciemno zieloną kurtkę. Powoli szła przez las, rozglądając się uważnie i mając w dłoniach kuszę. Wszystko wydawało się spokojnie, ale przez wszystkie lata nauki z Kate o magicznych stworzeniach wiedziała, że taka cisza, która trwała już kilka miesięcy, nie mogła wróżyć nic dobrego, a ona nie chciała obudzić się w środku nocy z wilkołakiem, który wkradł się do jej domu. Powoli podeszła do miejsca, gdzie kończy się las, ale nie zauważyła niebieskiego jeepa i trójki chłopaków, którzy również się tam znajdowali. Zmęczona już chodzeniem po lesie od kilku godzin, postanowiła wrócić do siebie, ale wciąż nie schowała broni. Wolała móc się obronić, gdyby coś ją zaatakowało. Po chwili na środku drogi zauważyła Scotta ze Stilesem, którzy pochylali się nad niebieskim samochodem.

– Hej, co robicie tak późno poza domem? – zapytała po tym jak schowała broń, rozwiązując po tym swoje włosy. Scott uśmiechnął się szerzej na widok dziewczyny, gdy młodszy z maturzystów próbował naprawić swój jeep.

– Byliśmy w drodze do szkoły, ale jeszcze chcieliśmy spojrzeć z góry na miasto. Zawsze to jest dobrze marnować trochę benzyny na przyjazd tu, prawda? – odpowiedział Stiles i posłał dziewczynie lekki uśmiech. Liam, który siedział w samochodzie, miał już zakładać słuchawki, ale zauważył nagły grzmot za samochodem Stilesa.

– Chłopaki? – Liam zawołał, spoglądając ponownie za samochód i zauważając grzmot jeszcze bliżej nich. – Chłopaki! – zawołał, odwracając się do nich ze strachem.

– Jeszcze chwilę. – Odpowiedział Stiles, kontynuując obklejać wewnętrzne części samochodu, znajdujące się pod maską.

– Liam, zostań w samochodzie, okej? – dodał Scott nim za dwójką chłopaków uderzył kolejny grzmot, na co oboje się spojrzeli w tamtą stronę, a blond włosa odsunęła się aż bliżej tyłu samochodu.

– To było blisko. – Powiedziała na wydechu Evelyn, spoglądając jeszcze na chłopaków.

– Bardzo blisko. – Dodał Stiles i gdy samochód ponownie ruszył to wraz ze Scottem obrócił się z powrotem w jego stronę. W tym czasie Liam wychylił się przez tylnią szybę samochodu i zapytał:

– Bierzemy Evelyn i jedziemy? – W kilka chwil pozostała trójka weszła do samochodu, a Evelyn zajęła miejsce koło Liama. Gdy wszyscy zapięli pasy, Stiles zaczął ponownie prowadzić w stronę szkoły, aby odebrać jeszcze w drodze Malię.

– Wybacz spóźnienie. – Powiedział Stiles w stronę dziewczyny z brązowymi włosami, wychylając się przez swoje okno i chwilę później Malia go pocałowała.

– Też przepraszam. – Dodał łagodnym głosem Liam, przechylając się bardziej do przodu, a Evelyn nie była w stanie powstrzymać swojego krótkiego śmiechu. Malia chwilę później zajęła miejsce po drugiej stronie Liama, a dwójka chłopaków z przodu odwróciła się w jej stronę.

– Co? – zapytała szatynka, zaczynając ze starszymi rozmowę o tym czy dostała maila, który powiedziałby jej czy zdała. Evelyn spoglądała z zaciekawieniem na Liama, gdy ten tłumaczył, dlaczego Malia miałaby pójść do letniej szkoły.

– Było go zostawić przy drzewie. – Powiedział w stronę Scotta kierowca jeepa, odwracając się twarzą do przedniej szyby i oboje pojechali już w stronę szpitala, by podrzucić Liama. Evelyn ostrożnie się przeciągnęła, poprawiając przy tym swoje włosy. Liam założył słuchawki na uszy, gdy blondynka oparła się o szybę koło niej, obserwując drogę. Evelyn czekała z Malią przy recepcji, aż w końcu chłopaki do nich dołączyli.

– Skąd to wszystko? – zapytał Scott, zauważając kolejnego rannego na łóżku prowadzonym przez swoją mamę. Melissa odwróciła się w jego stronę, odpowiadając:

– Nożownik na trasie 115. Jest korek. – Gdy skończyła mówić, od razu ruszyła dalej korytarzem.

– Jest tylko jedna droga z lotniska. – Powiedział Stiles, gdy Scott po krótkiej wymianie zdań zaczął iść w stronę drzwi wyjściowych ze szpitala.

– Nie wierzę, że on naprawdę chce tam iść. W końcu co z tego, że jest tam nożownik. – Dziewczyna wywróciła oczami i oparła się o recepcję.

– Będziemy się już zbierać. Podwieźć cię, Evelyn? – Stiles odwrócił się w stronę dziewczyn, ale blondynka pokręciła lekko głową, dziękując mu i tak za propozycję.

– Spacer mi dobrze zrobi.

– Bądź ostrożna, może nie znam cię na tyle, bym nazwała cię przyjaciółką, ale i tak głupio byłoby żebyś umarła już po naszym pierwszym spotkaniu. – Malia posłała uśmiech dziewczynie z dłuższymi włosami, a chwilę później w trójkę opuścili szpital. Chwilę przed jeepem Stilesa, Evelyn odeszła w swoją stronę i skierowała się spokojnie w jej domu. Zaczęła przy tym żałować, że ma na sobie jedynie cienką kurtkę, bo teraz zaczęło się jej robić zimno, a dodatkowo zaczął padać deszcz.

Mimo deszczu udało się dziewczynie po pewnym czasie zauważyć Liama, który biegł koło liceum tak jakby musiał przed czymś zdążyć. Evelyn zaczęła za nim biec, ale deszcz po pierwsze uniemożliwiał jej szybki bieg oraz wyraźny widok na blondyna. Gdy dotarła w końcu na miejsce, gdzie po raz ostatni widziała Liama przed nią ukazała się piątka ludzi, czyli Kira, Scott, Stiles, Malia i oczywiście Liam. Przed nimi był jeszcze jeden nastolatek, który z rozbawionym uśmiechem się odezwał:

– Nie pamiętasz mnie? – Po chwili ten sam chłopak zatrzymał się przed Scottem, wciąż spoglądając mu w oczy. – Chyba wyglądam inaczej niż w czwartej klasie.

– Theo? – Udało się blondynce usłyszeć głos Scotta, gdy w tym czasie schowała się za ścianą, póki żadne z nich nie zauważyło, że jest tutaj. Miała już dawno przemoczone ubrania przez to, że goniąc za Liamem zaliczyła parę upadków.

– Znasz go? – Zapytała, któraś z dziewczyn i Evelyn mogła jedynie zgadywać, że była to Malia, która prawdopodobnie oddaliła się od dziewczyny, sądząc po tym, że jej głos z każdą literą był cichszy.

– Znałem. Myślałem, że was więcej nie spotkam. – Zielonooka usłyszała głos, który zgodnie z tego, co wywnioskowała po usłyszeniu rozmowy, należał do Theo, ale jego następne słowa zostały stłumione przez krople deszczu uderzające o podłoże i rury. Evelyn nawet nie wiedziała jakim cudem mogły one spadać aż tak głośno.

– Co chcesz? – Ponownie odezwał się Scott, a w tym czasie młoda Argent sprawnie zawiązała włosy w koka, aby nie zasłaniały jej widoku. Z każdą chwilą czuła się coraz gorzej podsłuchując ich rozmowę, ale nie było dla niej normalne to, aby Liam tak po prostu w ulewę musiał pobiec koniecznie do szkoły. Dodatkowo naprawdę zaciekawił ją chłopak, który dopiero, co przyjechał do Beacon Hills.

– Wróciłem do Beacon Hills z całą rodziną. Chcę być w twoim stadzie. – Evelyn na ostatnie słowa nowego chłopaka lekko zmarszczyła swoje brwi, ale gdy z trudem udało jej się powstrzymać kichnięcie zdecydowała się, że już jest to pora, aby wróciła do domu. Nie może dłużej ryzykować tego, że któreś z nich ją usłyszy.

Evelyn w domu zmieniła się spokojnie w grubą bluzę z suchymi spodniami i na stopy założyła jeszcze ciepłe skarpety. Szybko skierowała się do kuchni, robiąc sobie gorącej kawy i po tym jak zajęła miejsce na jednej z szafek, zaczęła ją spokojnie pić, mając nadzieję, że chociaż tak uda jej się powstrzymać możliwość zachorowania. W jej głowie po raz kolejny pojawiły się słowa Theo. „Chcę być w twoim stadzie", czy naprawdę mogło mieć to takie znaczenie, które jako pierwsze nasuwało jej się do głowy? Czy jest szansa, żeby Scott nie był zwyczajnym chłopakiem?

The Sun (Teen Wolf)Where stories live. Discover now