-Ouh... To... To był po prostu zbieg okoliczności, dużo rzeczy ułożyło się po mojej myśli i dzięki temu skończyłam na podium - odpowiedziała szybko - po prostu miałam szczęście.

-Nie przesadzaj, gdybyś nie była świetnym kierowcą, to byś nie dała rady, nawet z dobrym bolidem i dużą dawką szczęścia, no nie? - zakwestionowała Yvonne i spojrzała na swoją przyjaciółkę. Przez chwilę ich spojrzenia się spotkały, przez co obie szybko uciekły wzrokiem

-No... Niby tak... - przyznała niechętnie Annabeth.

-Na pewno tak. Sama przyznasz, że z pewnością znajdzie się kierowca gorszy od ciebie - stwierdziła Yvonne pewnym głosem, chcąc przekonać do tego Annabeth.

-Uhm... - przytaknęła Annabeth.

Chwilę siedziały w milczeniu, pijąc kawę. Po dłuższym czasie Annabeth wreszcie zebrała się do powiedzenia czegoś:

-Więc... Um... Wiem, że pewnie nie chcesz o tym gadać, ale... Chciałam wrócić do tego, co powiedziałaś mi, gdy ostatnio rozmawiały-

-O, hej Annabeth! Od kiedy ty jesteś w Monako? - jakiś głos przerwał wypowiedź Annabeth, do której szykowała się tyle czasu.

Annabeth zapewne obdarzyłaby tą osobę morderczym wzrokiem, gdyby nie rozpoznała autora tego głosu. Charles Leclerc.

Annabeth od pewnego czasu, można powiedzieć, "zakolegowała się" z nim. Choć nie do końca można było to tak nazwać. Głównie to Charles chciał z nią utrzymywać kontakt, ona jedynie wreszcie odpuściła minimalnie swoje bycie wredną, co zresztą było kompletnie nie w jej stylu i nie miała pojęcia, czemu to zrobiła. Tak więc rozmawiali czasami ze sobą w padoku lub pisali do siebie. Nic specjalnego.

-Hej, Charles - odpowiedziała mu Annabeth - po co się do nas przyczepiasz?

Monakijczyk zaśmiał się krótko.

-A tak sobie, bo uwielbiam cię wkurzać - zażartował i dosiadł się do ich stolika. Yvonne spojrzała na niego wzrokiem, w którym mieszały się chęć zamordowania go, niedowierzanie i szok.

-Taa, bo przecież jestem takim idealnym obiektem do wkurzania - rzuciła Annabeth - a ty co, całe wakacje przesiedzisz w Monako?

-Tak właściwie to tak, jakoś nie mam nastroju na wyjeżdżanie gdziekolwiek - odparł kierowca Ferrari - a ty? Na ile zostajesz tutaj?

-Niecałe dwa tygodnie. Chciałam odpocząć, ale teraz, zgaduję, będziesz starał mi się uprzykrzać życie?

-No oczywiście - zaśmiał się Charles. Annabeth zrobiła minę niezadowolonej z tego, ale w głębi wcale nie przeszkadzało jej to, że będzie mogła z nim spędzić chwilę poza światem Formuły 1. Nie rozumiała tej myśli, więc od razu odrzuciła ją od siebie

Rozmawiali tak jeszcze przez dłuższy czas. Annabeth nawet nie zwróciła uwagi na to, jak szybko zapomniała o tym, co miała powiedzieć Yvonne. Jak szybko zapomniała, że jej przyjaciółka w ogóle siedzi obok niej.

Gdy już skończyły im się tematy do omawiania, Annabeth przypomniała sobie o obecności swojej przyjaciółki.

-Więc... Masz jakieś plany na teraz czy masz czas wolny? - spytała się jej, co wyrwało Yvonne z lekkiego zamyślenia.

-Hm? A, czy mam czas. Tak, mam. Czemu pytasz? - dodała z nutką nadziei w głosie.

-Pomyślałam, że może przejdziemy się gdzieś jeszcze w trójkę?

-W trójkę?... - spytala trochę tępo Yvonne.

-No, z Charlesem - odparła Annabeth.

-Ah, no tak... To... Możemy, nie mam nic przeciwko.

-I fajnie - skwitowała Annabeth i wstała od stolika - chodźcie, powłóczymy się po ulicach czy coś.

"Włóczenie się po ulicach" skończyło się na tym, że Annabeth gadała z Charlesem o różnych sprawach związanych z Formułą 1, a Yvonne szła obok nich, nie odzywając się i wpatrując się w chodnik.

Gdy zaczęło się ściemniać, Annabeth spytała Yvonne o jej adres, aby odprowadzić ją do jej domu. Gdy doszli do budynku, Yvonne rzuciła tylko szybkie pożegnanie i znikła za drzwiami. Annabeth nie przywiązała do tego większej uwagi.

Charles odprowadził ją do domku, który wynajęła na wakacje. Chwilę rozmawiali jeszcze, jednakże po jakimś czasie Annabeth uznała, że jest już trochę zmęczona i chce iść do domu. Charles tylko pokiwał głową, przytulił ją krótko na pożegnanie i odszedł w stronę swojego domu.

Jednakże Annabeth stała sztywno jeszcze przez chwilę i patrzyła się w stronę, w którą odszedł. Ogarnęło ją jakieś dziwne uczucie. Z jednej strony, jej normalna osobowość miała ochotę zamordować go za to. Z drugiej strony, coś w niej uznało to za coś przyjemnego. Przez chwilę obracała jeszcze w myślach ten moment, przeżywając na nowo każdą sekundę, lecz po chwili sprowadziła siebie na ziemię i opanowała się. Wzięła głęboki oddech, zignorowała lekko szybciej bijące serce i weszła do domu.

𝐑𝐨𝐚𝐝 𝐭𝐨 𝐠𝐥𝐨𝐫𝐲 {𝐅1 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧}Where stories live. Discover now