048 - Wiara

9 0 0
                                    

Saiyanie przyglądali się wszystkiemu ignorując Goku, jedynie kilka kobiet starało się go obudzić. Oboje walczyli między sobą. Bardock nie zmienił formy. Był ponad tą moc bez zmiany.

Zatrzymał pięść wnuka i zaczął ją gnieść. Goten czuł jak każda kość w dłoni błaga o pomoc. Bardock kiedy poczuł, że to koniec rzucił nim w ziemię i sam podleciał spokojnie do Goku. Jego wnuk leżał na ziemi czując niesamowity ból. Bardock wyjął zza zbroi małą fiolkę.

— To od Margo — wyszeptał, przystawiając ją do ust syna. — Już rozumiem czemu miałem trzymać ją przy sobie.

Goku przyjął napój bez sprzeciwu słysząc od kogo jest. Po chwili powstał. Każda rana zniknęła, nawet ta najmniejsza. Potwierdził, że płyn nie miał zupełnie smaku, tak jak wspominała mu Margo.

Wstał i zaczął się rozglądać. Kiedy tylko zauważył swojego syna od rano podbiegł i go podniósł. Goten chwycił się za dłoń i próbował udawać, że wszystko jest dobrze. Goku go chwycił marszcząc brwi i przekazał swoją moc. Robił to tak długo aż ręka ozdrowiała. Nie mógł pozwolić aby Goten ucierpiał przez jego pomysł.

Oboje wstali i spojrzeli na Saiyan. Goku zacisnął zęby, kiedy w kuli pojawiła się chwila poddania Gohana. Wolną pięść zaciskał z nerwów, ledwo łapał oddech. Był wściekły.

Nie słyszał co mówi syn, ale zrozumiał, że jego usta mówiły, że przeprasza. Został zabity. Tak samo jak Piccolo ostatecznie dostał wiązką Ki w serce. Energia przebiła serce. Zanim upadł na ziemię ciało zniknęło. Goku mimo że wiedział gdzie trafił czuł złość.

— Krillan, Osiemnastka, Tien, Chaotzu, Piccolo. — wydukał. — Gohan... Wszyscy zginęli, z rąk kogoś kto śmie twierdzić, że jest ich przyjaciółką.

Zacisnął pięści jeszcze mocniej. Czuł jak całe jego ciało rozrywa nienawiść, złość. Każdy się odsunął. Oprócz Gotena, który dalej trzymał ojca za rękę. Czuł to samo co on.

— Ojcze zwrócimy mu życie. Miałeś pomysł, dlatego tu jesteśmy.

W kuli dojrzeli jak Vegeta próbuje pokonać wroga, mimo licznych obrażeń. Goku obserwował wszystko jednak przed oczami miał śmierć syna. Do tego wiedział, że jego towarzysz nie ma najmniejszych szans z wrogiem. Czuł jedynie nienawiść. Odwrócił się do swojego ojca.

— Pomożesz czy jej los i Twoich wnuków Cię nie interesuje? Margo w Ciebie wierzyła!

— To już czas przeszły.

Bardok odwrócił się na pięcie i odszedł, nie chciał nic więcej słuchać. Nie chciał aby każdy widział, że jest mu źle z tymi co musi ukrywać.

Wzbił się w powietrze i odleciał koło drzwi które oddzielały piekła. To był jego azyl. Nigdy Saiyanie się tam nie pojawili, więc mógł trenować swoją zdolność. Nawet Gine pojawiała się tylko kiedy nie było go dłuższy czas.

Siedział bez ruchu aż ktoś się przed nim pojawił. Zanim otworzył oczy już wyczuł jego moc. Ciepła i dobra energia, aż sam się brzydził co od niego biło. Przypomniał sobie jak Margo o nim opowiadała. Ona kochała to uczucie, jego brzydziło.

— Skoro jesteś moim dziadkiem, to pomóż. — Usłyszał pretensje. — Pomóż jej... Pomóż nam.

— Ona doskonale sobie poradzi a wy wracajcie do siebie.

Spojrzał na niego i próbował ukryć wszelkie emocje i wizje. Jednak postawa Gotena go zbiła z tropu. Usiadł naprzeciwko niego i czekał. Nie naciskał, tylko patrzył z uśmiechem i... nadzieją.

Bardock nie chciał z nim rozmawiać. Właściwie to chciał przegadać z wnukami wszystko, ale nie to. Jednak to spojrzenie kogoś mu przypominało. Tak samo zachowywała się Margo. Po prostu czekała.

Hybryda [Korekta 3/61]Where stories live. Discover now