013 - Umowa

51 6 7
                                    

Zawahał się, ale przyjął gest. Zresztą kto by jej odmówił? Miała delikatny uśmiech przepełniony dumą. Zdecydowanie była zadowolona z walki. On sam wiedział, że przebicie bariery było czymś nadzwyczajnym. Nikt do tej pory tego nie zrobił, nawet Son Goku. Margo zastanawiała się chwilę, czy właśnie nie ma możliwości treningu z kimś silniejszym.

— Jesteś bardzo dobry — wydukała niepewnie...

— Ty również — odpowiedział, podpierając się o swoją żonę.

— Kim będzie mój ostatni przeciwnik? — Zapytała, podlatując do Króla Vegety.

— Najpierw odpocznij — rozkazał. — Gine zajmij się naszym gościem.

Odpoczynek dobrze zrobi Margo, była cała poobijana. Chyba nikt nie sprawił jej tyle łomotu co Bardock. Patrzyła na mężczyznę, był odprowadzany przez innych Saiyan w stronę wioski.

Powoli opuściła się na ziemi, nie spuszczając go z oczu. Jak przebił jej barierę? Czy tylko on umie zmieniać się w Super Saiyana?

Kiedy Gine wróciła i ją opatrywała miała milion pytań, tylko czy kobieta była odpowiednią osobą do odpowiedzi? Nagle poczuła pieczenie na policzku. Gine przykładała ze skupieniem wacik. Chyba jeszcze nie widziała kobiety tak dokładnej, ciągle tylko gadała, pytała i się śmiała.

— Wiesz, że mogę wziąć Senzu i to wszystko zniknie?

— Po co chcesz je marnować? — Odpowiedziała pytaniem z uśmiechem. — Chcesz udać się przez bramę, a tam przyda ci się bardziej niż tutaj.

— Będę miała blizny...

— Jak dobrze zadbamy to dalej będziesz idealna, bez skazy — przerwała jej. — Przejdziesz przez wrota?

— Muszę tamtędy przejść i to zrobię — zacisnęła pięść. — Właśnie tam będzie czekał na mnie Goku i wrócę do nich.

— Wiem i bardzo chciałabym tam być, chociaż zobaczyć go z daleka — Gine posmutniała, jednak nie przerywała opatrywania ran. — Gdy go wysyłaliśmy na Ziemie, powiedziałam do zobaczenia, ale nigdy się nie zjawiłam.

— Nie udacie się ze mną? — Zdziwiła się Margo, była pewna, że Saiyanie nie przepuszczą okazji na zemstę.

— Wątpię, aby Król na to pozwolił — odpowiedziała. — Skończyłam — dodała, przyklejając ostatni plaster.

— Skąd macie opatrunki? — Zapytała, patrząc na kamienną wioskę.

— Dostajemy od pracowników strażnika piekła.

Obie udały się do reszty. Dziewczyna nic z tego nie rozumiała. Dostawali materiały od kogoś, ale gnili w jakiejś wiosce zrobionej ze skał? Potwierdziła tylko sama przed sobą, że Saiyanie to bardzo skomplikowana rasa, odkryła to, gdy bliżej poznała Vegetę. Są uparci, dumni i waleczni.

Margo szła przez wioskę obok matki swojego przyjaciela. Wszyscy patrzyli na nią ze zdumieniem. No tak pokonała Super Wojownika nie zmieniając formy. Na Ziemii nawet się tego nie podejmowała, więc była jeszcze dumniejsza.

— Z reguły umarli nie są głodni — zaczęła Gine, zatrzymując się. — Jednak my Saiyanie po prostu lubimy jeść!

Stała przed kamiennym długim stołem. Cały był zastawiony, na samym szczycie było rozpalone ognisko. Do stołu zasiadł Król, Margo została posadzona obok niego, po prawej stronie siedziała Gine i Bardock, a dalej jego najlepsi przyjaciele. Reszta Saiyan siedziała, gdzie tylko chciała, krążyli między sobą i się bawili. Dziewczyna doskonale wiedziała, dlaczego matka Goku została posadzona obok niej. Oczekiwała na potok pytań, na które nawet nie zdąży odpowiedzieć. Król podniósł kielich.

Hybryda [Korekta 3/61]Where stories live. Discover now