Klątwa

427 32 5
                                    

Dzięki ładnej pogodzie młoda para spędziła czwartkowe popołudnie na dworzu. Teddy siedział na kolanach blondyna i uważnie obserwował otaczającą go przyrodę. Zielonooki siedział tuż obok swojej rodziny i uważnie im się przyglądał. Wszyscy potrzebowali odrobiny spokoju w ich szalonych życiach. Teddy przeżył już zdecydowanie za dużo jak na dziecko. Po chwili do Złotego Chłopca dotarło że o nim wszyscy mówili tak samo. Biedny chłopiec, który stracił rodziców i musiał walczyć ze strasznym czarnoksiężnikiem. Wybraniec zacisnął dłoń na oparciu swojego krzesła i upił trochę zimnego napoju ze szklanki. Gryfon nie mógł dłużej wytrzymać tej ciszy i uznał że zada swojemu partnerowi nurtujące go pytanie.
- Mogę cię o coś spytać?
Szarooki popatrzył na niego i uniósł brew do góry.
- Od kiedy potrzebujesz pozwolenia, aby o coś pytać?
- Bo to jedne z tych cięższych pytań i nie chcę sprawić ci przykrości.
- Po prostu pytaj.
Harry wziął głęboki oddech i zaczął mówić.
- Myślałeś kiedyś o tym że przez własną rodzine twoje życie stało się piekłem?
- Chyba nie rozumiem...
- Uświadomiłem sobie że moi rodzice wkręcili się w te wojnę i zostali objęci przepowiednią. Następnie zostali zamordowani, a  ja stałem się wybrańcem.
- Chyba nie sądzisz że to ich wina?
- Nie wiem... Nie rozumiem jak ktoś mógł wpaść na tak idiotyczny pomysł aby wierzyć że niemowlę jest na tyle wyjątkowe aby zabić Voldemorta.
- Twoi rodzice nie chcieli twojej krzywdy Harry. Kochali cię nad życie. Po prostu byli cholernie potężnymi czarodziejami czym wystraszyli tego bydlaka.
- Wiem, masz racje... Po prostu przypominam sobie jak przez wszystkie te lata nie miałem rodziny. Jasne w Norze było super, ale to nie było miejsce dla mnie. I teraz dzięki tobie zacząłem budować taką rodzinę, mamy Teddiego... Ale boje się że coś pójdzie nie tak, że ciąży na mnie jakaś klątwa, która spadnie na to dziecko.
Blondyn położył dłoń na kolanie swojego partnera.
- Nie ma na tobie żadnej klątwy. Teddy jest z nami bezpieczny i szczęśliwy.
- Masz racje. Po prostu panikuje.
- I nie ma w tym nic złego.
Szarooki podał dziecko swojemu kochankowi i sam upił trochę napoju ze swojej szklanki.
- Wydaje mi się że moi rodzice może nie zniszczyli mi życia, ale chcieli mi narzucić ich plan na nie. Wiesz wzorowy syn, mąż i ojciec. Grzeczny piesek Czarnego Pana. Godny dziedzic bogactwa i tradycji rodu Malfoyów.
- Według mnie spełniłeś świetnie swoje obowiązki. Jesteś świetnym partnerem i masz prawie że syna.
- Nie wiem, czy mogę go nazywać swoim dzieckiem...
- Zajmujesz się nim i wychowujesz go ze mną. Według mnie jesteś już jego opiekunem.
Draco uśmiechnął się i wstał z krzesła.
- Przestań się tak wylegiwać, chodź pora się trochę pobawić z naszym małym urwisem.
Oboje zaczęli ganiać po ogrodzie z dzieckiem na rękach. Podrzucali go czym wywoływali na jego twarzy uśmiech. Chłopczyk szczęśliwie się śmiał i gaworzył do nich. Para przez długie godziny robiła głupie miny i tarzała się po trawie. W końcu wszyscy padli na kanapę w salonie, aby chwilę odpocząć. Ted siedział oparty o ramię zielonookiego. Mały Lupin obserwował swoją rodzinę z uśmiechem na ustach.

Mamy taki luźniejszy rozdział, planuje mały time skip do urodzin Teddiego a potem rocznicy znajomości chłopców. Co wy na urocze przyjęcie, a następnie na romantyczne wyjście?

Ostatni razOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz