Rozdział 34.

1 0 0
                                    

Na początku troszeczkę mnie zamurowało, i nie wiedziałam co odpowiedzieć:

-UM jasne Niall, czemu nie- Odpowiedziała gapiąc się na niego jak Liam ma Justina.

-O to super!- Ucieszył się i w podskokach uciekł

Stałam tak jeszcze z chwilę, kiedy Louisek popierdolonisek postanowił mnie zaczepić i strzelił mi kulką w łeb

-AŁA Louis, co ja mówiłam!?- Krzyknęłam na niego i odrazu uformowałam kulkę ze śniegu. Sęk w tym, że był tam jeszcze lód ale postanowiłam strzelić mu w kurtkę. Zamachnęłam się i trafiłam mu prosto w jego... no sami wiecie...

-Nic się nie stało- Odrzekł Louis po czym położył się na śniegu trzymając się w tamtym miejscu. Odrazu podbiegłam do niego i zaczęłam przepraszać, bo nie tak to miało się skończyć

-Dobra nie mazgaj się i tak dzieci ci nie będą potrzebne- Podniósł go Harry (bo wiecie Louisek też jest niziutki hihi). Wziął go pod pachę i wsadził do auta, jak małego bachorka. Jeszcze chwilę pogadałam Louisem i wróciłam do domu. Mama jak zawsze wypytała mnie jak mój dzień i jak oceny a następnie postanowiłam trochę pogadać z Louisem, jednak on nie mógł z bytnio gadać bo Harry był u niego (jak zawsze). Stwierdziłam, że pójdę na spacer i pooglądam ziewające zwierzęta. Na spacerze zadzwonił do mnie Justin.

-Hej, Jeni idziesz na bal?- Zapytał jakoś dziwnie spokojny

-UM tak idę, a ty?- Spytałam chłopaka, miałam nadzieje, że pójdzie z Liamem czy coś

-Chyba tak, a co?- O kurde chyba się czegoś domyśla

-No ty się zapytałeś, to ja też pytam- Po moim głosie można było poznać, że udaje czy coś

-No okej? No ja idę- Odpowiedział i od razu się rozłączył. Kiedy wracałam ze spaceru z Anakondzią poślizgnęłam się i wpadłam w zaspę do góry nogami. Anakondzia uciekła a ja utknęłam w zaspie. Lecz na szczęście udało mi się wygramolić z tamtąd cała i zdrowa. Szukałam Anakondzi z godzinę i finalnie udało mi się to zrobić była już 23, więc czas wracać do domu. Szłam do domu i rozmyślałam o Louisie i Harrym, w sensie jakby oni tak pomagają Liamowi i Justinowi a nikt nie zauważa, że oni też powinni być razem. Ale nie chciałam się mieszać. Tak rozmyślając weszłam w słup i miałam lekkiego guza na boku czoła. Wróciłam do domu ogarnęłam się do spania i położyłam się spać. Rano obudził mnie irytujący dźwięk zza okna , były to gołębie mojego sąsiada psychopaty. Wzięłam bazuke ale sukę i strzeliłam w ptaszysko, ale mam słabego cela i strzeliłam w okno pani dupczyńskiej. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie śniadanie następnie ubrałam się w stylowe ubrania z drogiego sklepu o nazwie Sinsay i wyszłam do szkoły. Dzisiaj miały być przygotowania do balu który był o 18. Gdy dotarłam do szkoły zobaczyłam Louisa którym nosił Jajnika na rękach a po chwili wrzucił go w śnieg. AH kocham tych debili. Podbiegłam więc do nich.

-Hej chłopaki co tam?- Zapytałam

-A spoko co nie jajnik?- Śmiał się Louisek

-HaHaHa, ale śmiejsze pajacu- odrzekł jajnik, wstał ze śniegu i ruszył w stronę szkoły

Chwilę sobie pogadaliśmy gdy nagle podszedł do nas Harry wziął Louisa na ręce (mmmmmm hot) i zaniósł go do szkoły (co za dżentelmen). Pobiegłam za nimi, bo i tak miałam za 5 minut lekcje polskiego z panią Mąką. Kiedy weszłam do szkoły zadzwonił dzwonek a ku moim oczom ukazał się Justinek.

-Hej gotowa jesteś na sprawdzian z dziadów?- Zapytał Justin

- Że z jakich dziadów, Onie zapomniałam- Krzyknęła i już miałam załamanie

Gang Bad Boyuw Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang