Rozdział 31.

1 0 0
                                    

— Co chcesz powiedzieć przez to, że nie możesz się z nami spotkać? — ze słuchawki telefonu, wybrzmiał zdenerwowany głos Louisa. 

— Nie mogę — wywróciłam oczami, bo powtarzam mu to już od jakiś pięciu minut. — Moja babcia do mnie przyjeżdża, oddać mi Anakondę a poza tym już byłam z wami na caluteńki tydzień w górach! Nie wystarczy wam?

Chłopak ciężko westchnął, chyba specjalnie przykładając do ust mikrofon, by zabolały mnie uchy.

— To może przecież oddać ci psa pocztą. 

— Mhmmm, ciekawe jak byś ty zareagował na Marchewkę, w skrzynce pocztowej. — zaklnęłam zirytowana, jakbym zaklinała węże. Powinnam teraz sprzątać, bo jeżeli mama mnie przyłapie na rozmawianiu przez telefon, to mnie uziemi w ziemi. 

— Halo!!? — w tej chwili nie słyszałam Louisa, a....

— Harry, cześć. — przywitałam się z nim.

— Czy ja dobrze słyszę, czy ty nie chcesz przyjść na naszą próbę?? — w tle było słychać piski i okrzyki godowe chłopaków. Rzucanie garnków i przeklinanie, takie tam normalne. Justin też tam był, więc serdecznie mu NIE współczuję, że musi tego wysłuchiwać, ponieważ na pewno on wygadał chłopakom o moim nie przyjściu na ich próbę zespołu. 

 — Dostaliście owsików czy co? Nie, NIE IDĘ NA WASZĄ PRÓBĘ, ile razy mam wam to powtarzać?! Pozdrów Marchewkę, żegnam.

Tym oto pozytywnym akcentem zakończyłam rozmowę telefoniczną, z debilami. To znaczy... Z bed bojami (niezręczny uśmiech)

— Jennifer? ! Co ty tam się wydzierasz? Miałaś pójść tylko na chwilę i to po mopa! — krzyknęła moja mama z dołu. Na punkcie czystości, gdy mają być gości, była dość przewrażliwiona. 

— Już schodzę mamo! — zawołałam, odrzucając telefon na łóżko. Był to jednak zły pomysł, ponieważ moje łoże zamieniło się w fOOcking trampolinę i mój telefon zrobił dwa salta, skok w tył, łokieto i upadł na podłogę. 

Udałam, że i don't care, żeby więcej tak nie robił i wybiegłam na dół w towarzystwie mopa. 

Zaczęłam sprzątać, z pomocą mamy, ale ona musiała robić ciasto, więc większością zajęłam się ja. Wypolerowałam telewizor, a raz się tak zakołysał że myślałam że spadnie. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Gdyby jednak, już dawno bym nie żyła. Umyłam podłogę, stół, podlałam kwiatki, pozmiatałam i przygotowałam wszystko dla Anakondzi. Miałam nadzieję, że się na mnie nie obraziła, że nie było mnie tak długo. Jeszcze nigdy, jej na tyle nie zostawiałam. 

O godzinie czternastej pięć usłyszałam din don, więc pobiegłam otworzyć. Przede mną stała najbardziej cool osoba po siedemdziesiątce – moja babcia. (emotka z kox okularami)

— Hejka babciu! — przywitałam się z nią, a zaraz zobaczyłam Anakondzi. 

Pobiegła do mnie się przywitać, tym samym powaliła mnie na ziemię. Zaczęła lizać moją twarz, nawilżając moją skórę przy okazji.

Później było fajnie, nie myślałam o bad boyach, chociaż oni już tam mogli się dawno pozabijać. Zjedliśmy szarłotkę i okazało się że moja babcia ma uczulenie na jabłka, więc pojechaliśmy z nią na sor. Żartuje, nic takiego sie nie wydarzyło. Obejrzałyśmy wspólnie jej ulubiony serial turecki, a później trochę pośpiewałyśmy roraty. Ja poszłam na spacer z Anakondzią, a jak wróciłam zjadłam obiad - schabowe, ziemniaczki i suróweczka. 

— A ty to tam masz jakiegoś chłopaka? — usłyszałam wypowiedziane z ust babci słowa, podczas posiłku. Prawie się zakrztusiłam, ale szybko załapałam za wodę, która uratowała mi życie. 

Gang Bad Boyuw Where stories live. Discover now