| XXXVII |

1.2K 77 3
                                    

Siedziałam wraz z Riddlem nie w bibliotece, a na dziedzińcu na jednej z ławek, gdzie kilka minut wcześniej zaciągnęłam Toma. Nie było ciepło, gdyż był to początek grudnia jednak nie wydawało mi się aby Ślizgon narzekał.

- Tom, jesteś tam? - zapytałam patrząc z oczekiwaniem na chłopaka, który uniósł lekko brwi i odwrócił głowę w moją stronę. - Pytałam co chciałbyś dostać ode mnie na urodziny?

- Nie musisz mi nic dawać - powiedział na co wywróciłam oczami.

- Ale chcę, więc?

- Nic.

- Mógłbyś choć raz pójść mi na rękę. Chociaż w takiej sprawie - poprawiłam się na ławce zaciskając mocniej szalik na mojej szyi. - Może nową szatę wyjściową? Wydaje mi się, że Slughorn urządza u siebie przyjęcie przed wyjazdem innych uczniów, to dostałbyś wcześniej.

- Nie - powiedział krótko nie siląc się na jakiekolwiek mile słowa.

- Wiem! Mam pomysł, ale ci nie powiem. To będzie niespodzianka - stwierdziłam widząc w jaki sposób patrzył na mnie w tym momencie Riddle. Jakby coś mi odbiło. - O czym myślisz? - zapytałam gdy ujrzałam u chłopaka nieobecny wzrok.

- O tym, o czym powiedziałaś mi w wakacje - powiedział zamyślonym głosem. - Horkruks, pamiętasz? Znalazłem o nim wspomnienie w księgach i było jedynie napisane, że pozwala zachować cząstkę duszy nawet po śmierci - opowiadał z zawzięciem. - Muszę się czegoś więcej o tym dowiedzieć.

- Dobrze, ale szukałam przecież w książkach i niczego nie znalazłam - odparłam czując jak chłód owiewa moje ciało. Był czas aby wracać do środka.

- Więc zapytamy Slughorna - stwierdził podnosząc na mnie wzrok, który do tej pory był wpatrzony w bliżej nieokreśloną rzecz w oddali.

- Proszę bardzo. Będziesz miał nawet okazję - dodałam pocierając ramiona rękami. - Zimno się robi stwierdziłam, wstając z ławki i patrząc wyczekująco na Ślizgona. - Idziesz?

- Muszę coś zrobić - powiedział nieobecnym głosem i odszedł szybkim krokiem znikając za którymś z kolei zakrętem.

Westchnęłam cicho mentalnie wzruszając ramionami i ruszyłam przed siebie w kierynku pokoju wspólnego. Po drodze jednak natknęłam się na Lukrecje, która gdy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się.

- Darcy! Dawno ze sobą nie rozmawiałyśmy.

- I nadal nie będziemy - stwierdziłam próbując wyminąć Ślizgonke, która odwróciła się gdy przechodziłam obok dalej patrząc w moją stronę.

- Hej! Wiem, że jesteś na mnie zła, ale ja do ciebie nic nie mam - mówiła idąc za mną w równym tempie. - Jak mówiłam, gdyby nie fakt iż nie chcę podpaść komuś innemu nic bym Ci nie robiła.

- Małe mi pocieszenie - powiedziałam bardziej pod nosem.

- Gdy ją spotkasz, sama się przekonasz - stwierdziła lekceważącym tonem.

Po tych słowach Black nie szła już za mną, co jednoczenie mnie cieszyło, ale i budowało we mnie dziwne uczucie. Byłam ciekawa, oczywiście że byłam ciekawa kim była ta tajemnicza dziewczyna. Gdybym tylko wiedziała z jakiego domu pochodzi byłoby mi zdecydowanie łatwiej jednak byłam bez jakichkolwiek informacji.

W zamyśleniu weszłam do pokoju wspólnego, zauważając siedzącego na kanapie Averego.

- Jak się czujesz? - zapytałam patrząc na blondyna, który zerknął na mnie znad książki. Musiałam przyznać iż często, przez charakter Ślizgona, zapominałam iż Avery jest dość inteligentnym gościem z dobrymi ocenami. Mam wrażenie, że przez jego zachowanie jest to całkowicie przyćmione.

- Lepiej - stwierdził zamykając księgę. Zerknęłam na jej tytuł.

- Nie wiedziałam, że interesujesz się historią - odparłam faktycznie zaintrygowana. Blondyn uśmiechnął się w moją stronę pokazując zęby.

- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz - zasugerował Avery na co uśmiechnęłam się pod nosem.

- Zapewne, więc? Co masz mi do powiedzenia? - zapytałam rozkładając się bardziej na kanapie na co blondyn popatrzył z rozbawionym wzrokiem.

- Zależy co byś chciała wiedzieć - wzruszył ramionami. - Nie mam nic ciekawego do opowiedzenia jeśli mam porównywać swoją osobę do ciebie.

- Dlaczego akurat do mnie?

- Bo jesteś dla wszystkich chodząca zagadką - powiedział podpierając się na ręce gdy mówił dalej. - Pojawiła się nagle, mówią, że jesteś krewną Dumbledore'a, jako jedyną Riddle dopuszcza cię do niego i jak widzę nawet dość blisko - stwierdził biorąc nagle moją lewą rękę i unosząc ją patrząc głównie na pierścień.

- Co ma do tego.

- Oh, myślałem że nie uważasz mnie za takiego idiotę, na jakiego się zachowuje - stwierdził Avery. - Akurat jestem trochę mądrzejszy. Po pierwsze, jest to pierścień rodowy, noszony na serdecznym palcu. Mógłby być twojego rodu, ale nosisz go od niedawna - odparł prowadząc swego rodzaju analizę, która widać było, że mu się podobała. - Do tego nosisz go od pewnego czasu cały czas jak i również Riddle - powiedział uśmiechając się pod nosem wypowiadajac te słowa.

- Czasem zapominam, że nie jesteś głupi - powiedziałam na głos swoje myśli.

- Wolę się tak zachowywać - przyznał odwracajac się nagle w stronę drzwi, w których stanął Malfoy widocznie czymś zirytowany. Gdy tylko pojawił się w wejściu zlustrował wzrokiem pomieszczenie, a jego wzrok zatrzymał się na mnie o sekundę za długo. W tym samym momencie na jego twarzy pojawił się niezbyt przyjazny uśmiech. Blondyn podszedł do mnie i Averego siadając na fotelu na przeciwko.

- Witam pannę Weaver, Avery - skinął na nas głową. Będąc szczera, Malfoy to była osoba, która najbardziej przypominała mi taką, pochodząca z wysoko urodzonej, ale i postawionej rodziny. Jego mowa, wygląd czy zachowanie wystarczająco o tym świadczyło.

- O co chodzi Malfoy? - zapytał Ślizgon poruszając się niespokojnie na kanapie.

- Wydaje mi się iż w pokoju wspólnym może spędzać czas każdy - odparł mierząc blondyna wzrokiem. - A ja zechciałem porozmawiać z wami. Czy to jest zbrodnia?

- Jeśli coś ode mnie chcesz, lepiej będzie jeśli powiesz mi wprost - odpowiedziałam nieświadomie przysuwając się do Averego gdy rozmawiałam z Malfoyem.

- Jedyną moją intencją jest ciekawa rozmowa, która jest gwarantowana gdy towarzysz w niej ciekawy rozmówca - mówił patrząc prosto na mnie. Musiałam przyznać, że jego wyniosłość i styl bycia peszył mnie, a w szczególności w tej sytuacji.

- Dlaczego uważasz mnie za ciekawego rozmówcę? - zmarszczyłam brwi.

- Jest dużo przyczyn, o których zdajesz i nie zdajesz sobie sprawy - odparł wymijająco. Zauważyłam, że większość Ślizgonow nie mówi wprost i unika odpowiedzi, z Riddlem na czele.

- Więc? O czym chciałeś porozmawiać?

- Oh, to proste.

- Witaj, Malfoy - do Ślizgona od tyłu podszedł Riddle mierząc go chłodnym spojrzeniem. - Czy masz do mnie jakąś sprawę?

- Nie - powiedział od razu powstrzymując się od drgniecia na dźwięk głosu Toma.

- Świetnie. Idziemy - tym razem zwrócił się w moją stronę. Miałam wielką ochotę uderzyć go za to, ale uznałam że w tej sytuacji należy dać się poprowadzić Riddle'owi, który zdecydowanie bardziej ode mnie wiedział co robić.

- Żegnam - odparłam do Ślizgonów wychodząc z pokoju wspólnego wraz z widocznie zirytowanym Riddlem.

Po drugiej stronie | Tom Marvolo RiddleWhere stories live. Discover now