Rozdział 20: To koniec

2K 99 90
                                    

Previously on ,,Take me there..."

-KURWA! Co się dzieje? Czemu wszystko tak cholernie zaczęło się sypać?!

Wtedy dotarło do niego coś o czym wcześniej nawet nie mógłby pomyśleć.

Ten pieprzony dziad! Ten nawalony starzec musiał... Nie wiem rzucił jakąś klątwę. Ale skąd on kurwa wiedział że to robiliśmy. Jezu jeszcze zboczeniec?! Nie no Adrien pojebało cię... zrzucasz winę na jakiegoś niewinnego staruszka który pewnie nawet nie wiedział co mówi przez alkohol.

Jego myśli mówiły jedno, lecz czyny drugie. Nie wrócił do szpitala, wsiadł w samochód i jechał przed siebie. Nie widział celu ani przyczyny. Po prostu jechał i z każdym oddaleniem się od miejsca w którym leżała Marinette przyspieszał.

Dotarł na praktycznie pustą drogę. Zero ludzi, aut, znaków... przepisów.

Wcisnął gaz najmocniej jak potrafił, a pojazd z niebywale niebezpieczną prędkością pojechał w nieznanym dla blondyna kierunku.

Nic nie ma sensu! NIC! Całe to popierdolone życie! Cały ten ból! Cała ta miłość...

-TO WYPIERDALAJ Z MOJEGO DOMU I Z CAŁEGO MOJEGO ŻYCIA ADRIENIE AGRESTE! NIE CHCĘ CIĘ TU WIECEJ WIDZIEC ROZUMIESZ?! WYPIERDALAJ!

-Już! Z chęcią wyjdę! I już nigdy, podkreślam nigdy nie wpakuję się w te twoje manipulanckie zagrywki rozumiesz?!

Te dwa zdania utkwiły mu w głowie niczym atrament wylany na kartkę. Nie umiał ich wymazać w żaden sposób.

-Ostatnie co zdążyłem jej powiedzieć...- szepnął do siebie po czym spojrzał na kierownice.-KURWA!

|Plag Malchance i Tikki Joie|

*od razu po tym jak Adrien został wyrzucony*

-Kurwa ale może trochę grzeczniej!- oburzył się ciemnowłosy wstając z miejsca.

-Plag! Siadaj na dupie jak nie chcesz do niego dołączyć.- powiedziała Tikki chwytając chłopaka za kawałek rękawa od bluzy.

Tym ruchem przyciągnęła go z powrotem na miejsce. Usiadł z naburmuszoną miną po czym spojrzał na drzwi w których jeszcze przed chwilą widział bójkę przyjaciela z ochroniarzami.

-Tak w sumie to dobrze zrobił! Czemu my nie możemy tam wejść?- wstała Chloe i podeszła do jednego z napakowanych mężczyzn.

-Ponieważ pacjent musi mieć spokój laleczko. Teraz usiądź na tym tyłeczku za nim sam cię na nim posadzę.

Blondynka nie zamierzała zignorować tego komentarza. Jej dłoń niemal natychmiast spotkała się z policzkiem mężczyzny po czym zrobiła dokładnie to samo co Agreste.

-Marinette... ty kiedyś naprawdę wciągniesz się w coś potwornego, a teraz nie rób sobie żartów i się obudź. Wszyscy wiemy, że- załamał jej się głos kiedy patrzyła na ledwo oddychającą przyjaciółkę- wiemy że będzie dobrze...

Przyłożyła dłoń do nosa w geście zatamowania szlochu i wyszła z sali zamykając za sobą drzwi. Oparła się o nie i zjechała w dół chowając twarz w nogach.

-Ona jest taka... blada, delikatna. To nie jest nasza Marinette... nie wiem kto tam leży ale to nie jest ona- wybuchła płaczem.

Dla wszystkich było to trudne i niewytłumaczalne. Nikt poza Adrienem nie wiedział o tabletce poronnej, bo skąd by mieli?

Odkąd Marinette poznała blondyna wiele się zmieniło. Nie tylko w jej życiu romantycznym... ale w jej całym postrzeganiu świata. Już po porwaniu wiedziała, że nic nie będzie takie samo, ale pozostawała nadzieja...

Take me there [Miraculum 18+]Where stories live. Discover now