Rozdział 1: Cztery croissanty

8K 235 204
                                    

To był mroźny wiosenny wieczór. Marinette siedziała w domu z nosem w książce, modląc się by jej chłopak w końcu ją odwiedził.

Wypatrywała go od ponad godziny i tylko liczyła czas sprawdzając co chwilę zegar.

- No gdzie on jest... - zapytała samą siebie po cichu.

Kiedy tak czekała na Lukę, postanowiła sprawdzić nową kolekcję Gabriela Agreste - najlepszego projektanta w całym paryskim świecie mody.

Marinette marzyła by być choć w połowie tak dobrą designerką jak on. Zawsze chciała przełamać się i odwiedzić wielką firmę ,,Entreprise Agreste". Jej marzeniem było by wejść tam i nie chcąc słyszeć słowa sprzeciwu, zaprezentować Gabrielowi Agreste swoje prace.

Nigdy jednak nie miała na tyle odwagi by się przemóc i tego dokonać. Była pewna, że do końca życia będzie pomagać rodzicom w piekarni i rozdawać ulotki na ulicy.

Minęło 10 minut, a Luki wciąż nie było. Była zła, ponieważ pierwszy raz jej rodzice wyjechali na tydzień z Paryża, żeby pozałatwiać jakieś sprawy związane z rodzinnym interesem i miała nadzieję, że będzie wstanie wykorzystać pusty dom.

Granatowowłosa miała już dość czekania, więc ubrała ciemny długi płaszcz, czarne botki i wyszła z mieszkania rodziców, zamykając je za sobą.

Opuściła pomieszczenie od strony piekarni i kiedy wychodząc zobaczyła przez przyciemnioną szybę pofarbowaną na niebiesko czuprynę chłopaka, wyszła by się z nim przywitać. Już miała lecieć do niego w objęcia, lecz gdy otworzyła drzwi zobaczyła... Lukę całującego się z jakąś lafiryndą przed drzwiami jej piekarni.

- Co to ma do cholery znaczyć?! - wrzasnęła wściekła Marinette, odpychając dziewczynę od Luki

- Marinette ja nie chciałem- jednak granatowowłosa nawet nie pozwoliła mu dokończyć. Luka został tak mocno spoliczkowany, że pozostał mu mały czerwony ślad.

- W dupie mam co chciałeś a czego nie! Nienawidzę cię, zejdź mi z oczu i nigdy więcej się nie pokazuj pod tą piekarnią! - wrzasnęła tak głośno, że wydawało by się iż cały Paryż ją usłyszał.

Mimo wszystko miała to zupełnie gdzieś. Na odchodne pokazała Luce środkowy palec, przygryzając dolną wargę tak, by nie wybuchnąć płaczem.

Kiedy weszła z powrotem do piekarni potwornie się rozpadało.

Granatowowłosa zatrzasnęła za sobą drzwi i kiedy była pewna, że jest sama w pomieszczeniu, zsunęła się w dół opierając się o drzwi lokalu. Pozwoliła łzom popłynąć i zaczęła wyglądać odrobinę jak małe dziecko. Po kilku minutach bezczynnego płakania, wstała, dała sobie delikatnie z liścia i otrząsnęła się.

- Co jest z tobą Marinette? Nie będziesz płakała przez jakiegoś idiotę, który nawet na ciebie nie zasługuje - mówiąc to pośpiesznie pobiegła do pokoju by wziąć telefon.

Napisała szybko do przyjaciółek, że Luka ją zdradził i że ogłasza kod czerwony. Wysłała wiadomość do Alyi i Tikki. Były to jej najlepsze przyjaciółki więc na razie tylko z nimi chciała podzielić się tym smutnym przeżyciem.

Po przesłaniu SMS'a, jak za dotknięciem magiczną różdżką Marinette usłyszała dzwonek oznajmujący, że ktoś właśnie wszedł do piekarni.

Była zdziwiona, ponieważ było już dosyć późno. Wtedy w głowie miała trzy scenariusze. Pierwszy był taki, że może to Luka wrócił by błagać ją na kolanach o przebaczenie, drugi, że może to zwykły klient, a trzeci, że może to jej przyjaciółki, które jak tylko dowiedziały się o kodzie czerwonym przyleciały do Marinette z prędkością światła. Cokolwiek by to nie było, granatowowłosa była gotowa.

Kiedy tak odpływała w myślach zorientowała się, że w piekarni ktoś nadal czeka.

Odetchnęła próbując się uspokoić i szybko sprawdziła w lustrze czy nie jest czerwona i spuchnięta od płaczu. Była lekko zaczerwieniona, ale pomyślała, że prawdopodobnie jest to jeden z jej stałych klientów i pomyślą sobie, że to tylko rumieniec. Praktycznie każdy stały kupujący wiedział, że dziewczyna jest dość nieśmiałą osobą, a wypieki na jej twarzy to już codzienność.

Zimną wodą przemyła miejsca pod oczami opuszkami palców i zaczęła kierować się w stronę piekarni. Kiedy do niej weszła, jeszcze nie zauważona przez odwiedzającego, usłyszała męski głos, który dosłownie sprawiał, że cała jej skóra momentalnie pokrywała się gęsią skórką. Nie znała tego głosu. Z ust klienta, którego jeszcze nie widziała, bo gdy usłyszała głos zatrzymała się na chwilę, donosiło się pytanie czy ktoś tu pracuje.

- Przepraszam, ale strasznie się rozpadało i wolałbym już wrócić do pracy, więc jakby mógł mnie ktoś łaskawie obsłużyć to byłbym bardzo wdzięczny.

Po tych słowach Marinette pomaszerowała do piekarni i wtedy zobaczyła wysokiego, przystojnego mężczyznę. Miał blond włosy i zielone oczy niczym dwa szmaragdy. Był elegancko ubrany, miał na sobie granatowy garnitur i spodnie pod kolor.

- Dob-dobry wieczór, em w-w czym mogę po-móc - powiedziała Marinette lekko się jąkając.

- Yy.. wybaczy Pani wścibskość, ale czy my się znamy? - zapytał blondyn, kiedy ujrzał jej lekko zaczerwienione policzki, wielkie fiołkowe oczy, którymi na niego patrzyła z taką niewinnością, śliczne małe malinowe usta i granatowe włosy do ramion.

- My? Nie-nie sądzę - mówiąc to jeszcze bardziej się zaczerwieniła, ale tym razem już nie przez Lukę.

Marinette szybkim krokiem podeszła do kasy i zapytała klienta w czym może pomóc, na co ten poprosił ją o cztery croissanty.

- Już podaję. - wzięła w rękę małą papierową torebkę i wpakowała do niej cztery, świeże rogaliki.

Wręczyła je mężczyźnie przy tym bardzo się zbliżając. Nawet nie zauważyła, kiedy patrzyła już w jego wielkie zielone oczy, a on w jej fiołkowe. Byli bardzo blisko, nawet trochę za blisko. I wtedy chłopak przypomniał sobie skąd zna dziewczynę.

Raz, kiedy jego ojciec szukał nowych projektantów, natrafił na nią pomiędzy wieloma pracami. Aż dziwne, że ją zapamiętał.

Kiedy byli niebezpiecznie blisko, a blondyn już miał otwierać usta by jej powiedzieć skąd ją zna, do piekarni weszła Tikki i Alya z butelką wina i torbą pełną ciastek i innych rzeczy tego typu.

Wchodząc momentalnie wybudziły parę z transu.

- To będą dwa franki. - powiedziała dziewczyna wręczając mężczyźnie torebkę z wypiekami.

Blondyn wręczył jej pieniądze, zręcznie zostawiając przy okazji swoją wizytówkę. Nie miała pojęcia po co jej ona, ale mimo to schowała ją w tylną kieszeń spodni i poszła przywitać się z dziewczynami.

_______________________________________

Hej tu Autorka 💖

Jeśli podobał Ci się rozdział zostaw gwiazdkę i komentarz 🦄

Take me there [Miraculum 18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz