Rather Be

74 4 0
                                    

Przed balem trzecioklasistów, na który Kurt miał po raz pierwszy pojawić się ze swoim nowym i zarazem pierwszym chłopakiem. Był podekscytowany z tego powodu. Szczególnie, że jego chłopak robił to specjalnie dla niego, bo sam nie miał zbyt dobrych wspomnień z tego typu imprezami. Kurt chciał, żeby wszystko było idealnie. Nie dla niego, a dla jego chłopaka. Kiedy usłyszał dzwonek do drzwi od razu zbiegł na dół, żeby je otworzyć, ale uprzedził go Burt.

- Dobry wieczór panie Hummel - powiedział chłopak z uśmiechem, a Kurt przełknął głośno ślinę. Jego tata nienawidził być tak nazywany, bo to oznaczało dla niego, że jest już stary. Zamarł na schodach i uważnie przyglądał się sytuacji z bezpiecznej odległości.

- Ile razy mam ci powtarzać Anderson… - pokręcił głową. Szatyn zauważył delikatny skurcz na twarzy chłopaka, który był najprawdopodobniej spowodowany przerażeniem - Możesz tu przychodzić, spotykać się z moim synem przy otwartych drzwiach, ale nigdy, przenigdy nie nazywaj mnie „panem Hummelem”. Jestem Burt, jasne?

- Tak panie… Burt - wyglądał na prawdę mało w porównaniu do dorosłego mężczyzny. Kurt w tym momencie zdecydował się do nich podejść.

- Tato? Mogę? Przerażasz go - powiedział spokojnym tonem

- Wygląda na twardego osobnika - odsunął się od drzwi i dopiero wtedy Kurt mógł się dokładniej przyjrzeć swojemu chłopakowi

- Hej - powiedział z uśmiechem i przytulił mocno bruneta - Wyglądasz niezwykle przystojnie - puścił go

- Ty też - odpowiedział Blaine - Jesteś już gotowy? - starał się tego nie pokazywać Kurt'owi, ale nie czuł się zbyt komfortowo w obecności jego ojca.

Oczywiście, że Burt nie zabraniał im się spotykać, ale czuł dziwne napięcie z jego strony, jakby mężczyzna go nie zaakceptował jeszcze w roli chłopaka swojego syna. Było to pewnie trochę wyolbrzymione przez nastolatka, bo mężczyzna normalnie z nim rozmawiał i oglądali nawet raz wspólnie mecz razem z bratem chłopaka, ale było w atmosferze coś takiego, co sprawiało, że Blaine czuł presję tego, żeby pokazać Burt'owi, że jest dobrym chłopakiem dla Kurta i nie chce go skrzywdzić. Oczywiście niechęć ojca chłopaka mogła po prostu wynikać z braku przyzwyczajenia się do nowej sytuacji i to wszystko zmieniłoby się po prostu z czasem.

- Tak, tylko zostawiłem telefon u góry. Zaraz wrócę, chyba że chcesz wejść. W takim razie… - wskazał kciukiem na schody, a Blaine złapał go za drugą rękę i ją delikatnie pogłaskał

- Jest w porządku, poczekam na ciebie - czuł się osądzany przez Burta, dlatego tak zareagował.

- Okej - szatyn się uśmiechnął - Będę za sekundkę - Anderson puścił jego rękę, więc chłopak pobiegł na górę.

Blaine nie lubił czuć na sobie czyjegoś osądzającego wzrostu, jak każdy. Nie czuł się z tym dobrze i to nic dziwnego. Miał nadzieję tylko, że mężczyzna nie zacznie z nim konwencji na jakiś…

- Jak jest w Dalton, od kiedy Kurt tam nie chodzi? - właśnie tego się obawiał.

- Jest dobrze. Oczywiście wszystkim nam brakuje Kurta i jego talentu, ale cieszę się, że wrócił do McKinley, bo wydaje się przez to szczęśliwszy i będzie mógł pojechać do Nowego Jorku, a to od zawsze było jego marzenie - starał się ważyć słowa, ale gdy się denerwował włączał mu się słowotok - Chciałbym, żebyśmy dalej chodzili do jednej szkoły, ale on się drugi raz nie przeniesie. Widziałem jego radość, gdy w dniu powrotu witał się z przyjaciółmi. - zaczął pocierać kciukiem nadgarstek drugiej ręki

- Na prawdę lubisz mojego syna?

- Och, jest świetnym człowiekiem o wielkim sercu. To dzięki tobie nie boi się tego pokazywać. Mój ojciec nie był taki wspierający, gdy dowiedział się o mojej orientacji, ale cieszę się, że Kurt nie miał takich problemów.

Klaine one shot Where stories live. Discover now