2.10 The Fear and the risk.

2.1K 60 25
                                    

 Rozdział dziesiąty

Lekcje matematyki nigdy nie należały do ulubionych zajęć Charlesa, nawet jeśli były na poziomie podstawowym, a pani Winters dawała im niezłe fory w porównaniu do zaawansowanej grupy.  On umiał matematykę, lecz wybrał ten poziom tylko ze względu na swoje lenistwo i niechęć do robienia setek zadań jakie zadawała innym. Nie miał czasu na zajmowanie się obliczaniem ile metrów ma jakaś siatka w sadzie sąsiada, ani o ile procent obniży się cena jakiegoś ubrania. Ten czas wolał spędzać w palarni, z Lisą, ewentualnie grając z Sheppardem w gry wideo w ich pokoju. 

Spojrzał na zeszyt pełen liczb zaczynających mieszać się w jego głowie i zadrżał z chłodu bijącego od otwartego na oścież okna. Co za cholerna, zimna pogoda. Mogłabyć jeszcze bardziej łaskawa i zatrzymać słońce do chociażby listopada. Nie musiałby przynajmniej wychylać się przez okno lub kryć się w toaletach by zapalić. Lisa co prawda mówiła mu że może palić gdzie chce, ale nie bardzo w to wierzył. Evans złapał go parę dni temu i dał karę. Musiał sprzątać łazienke, a Lis nic nie zrobiła w tej sprawie. Tylko zaśmiała się wrednie i wzruszył ramionami. Nadal jednak go fascynowała. Miała w sobie coś co nie pozwalało mu odpuścić. 

Rany, strasznie toksyczna miłość.

Otulił się bardziej marynarką patrząc na okno. Gdyby Nicole zjawiła się na tej lekcji zamknełaby na pewno źrodło zimna. Pochodziła z Miami wiec chłody stanu Massachusetts jej strasznie przeszkadzały. W zimie musiała zakładać trzy swetry by złagodzić mróz. Miała potem fajną wysypkę od wełny.

Zachichotał. Zegarek dwa razy zapikał dając mu znak, że jeszcze sekunda i usłyszy ten upragniony dźwięk oznaczający koniec ostatniej lekcji tego dnia. Bingo. Krzekliwy szkolny dzwonek wył jezcze przez dwie minuty, a Chuck zdążył wpakować obtargany zeszyt do plecaka w jeszcze gorszym niż zeszyt stanie i wyjść z klasy. Niemal czuł już wolność wieczoru. Nie miał żadnych zadań, za to posiadał towar i mógł się ujarać.

Gdyby tylko Nicole dołączyła. Ale ona nie dawała znaku życia od dwóch dni, Patrick sądził że odreagowuje stres więc śpi ile wlezie jak to ona, lecz Chuck naprawdę się martwił o dziewczynę. Nie odbierała telefonów, nie otwierała drzwi kiedy chciał się do niej dostać. Nic, zero. Cisza. Raz czy dwa pomyślał nawet że została kolejną ofiarą E.B.M co było prawdopodobne ze względu na jej nowe hobby jakim było węszenie za Szydercami. 

Przełknął ślinę przeganiając te myśli. Niemożliwe. Niemożliwe. Otworzył metalową szafkę i wrzucił do niej swój plecak. Wzrokiem poszukał Patricka. No tak, Nicole nie ma to zaczepia inną. Stał w kącie flirtując z młodszą o rok Cecily de Folken. Dziewczyna uśmiechała się nawijając na małego, grubego palca swój rudy lok. Charles uniósł brew.W tym momencie miał tylko jedno pragnienie: uderzył w twarz chłopaka mówiac by się opamiętał. Powstrzymał się; kłótnia z przyjacielem nie była na miejscu w czasie kiedy powinni, według Dośka, się jednoczyć. Po za tym jęczenie Shepparda że boli go szczęka całą noc moglo być uciążliwe.

Zignorował irytujący widok kierując swoje kroki do Internatu Chlopców. Wział z przegródki swój klucz mówiąc posyłając Evansowi niewinny uśmiech i ruszył dalej. Czasem przeklinał los który dał mu pokój na ostatnim piętrze, bo samo wychodzenie po schodach było męczące, a winda się popsuła zeszłego wieczoru. Jakiś maluszek się w niej zatrzasnąl, pół nocy ją naprawiali by wydostać leniwego szczeniaka. Z tego co Lisa pisała to mały ma dwutygodniowe zostawanie po lekcjach. Biedak.

Telefon zabuczał mu w kieszeni, więc wyjął go w pośpiechu. Mmm, Lisa musiała naprawdę się stęsknić skoro zaprosiła go na kolejny wieczór. Przeczytał wiadomość dwukrotnie. Poczuł nagle kogoś przy sobie kto odbił się i zatoczył lekko do tyłu.

The Scoffers and The Scoffers 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz