5. You're mine / part I

1.7K 54 25
                                    

Z minuty na minutę stawała się bardziej nerwowa, a teraz, siedząc w drugiej ławce,  nie powinna zwracać na siebie uwagi pani McPherty, nauczycielki fizyki. Nie żeby była najgorszą jedzą w szkole; Victor zdetronizował ją podobno już po pierwszych pięciu minutach swojej lekcji, ale Nicole doskonałe zdawała sobie sprawe, że gdyby niechcący zlamała ołówek trzymany teraz w ręce, albo przewróciła oczami w momencie gdy McPherty na nią patrzy, mogłaby w jakiś sposób oberwać.

Ale miała prawo się denerwować. 

Po pierwsze dlatego, że lekcja nudnej teorii o jakieś prędkości czy szybkości pędzącego pociągu przedłużała się bezlitośnie. Przez ostatnie ' piętnaście minut' minęły jakieś cztery długie minuty. Rany, czuła że zaraz zaśnie. Była kompletnie niewyspana przez niby impreze w swoim pokoju. Prosiła Mary by nikogo nie zapraszała, ale ta kompletnie nie zwróciła na nią uwagi. Oznajmiła krótko że przychodzi Chayenne Saint i musi się z nią przywitać, bo nie widziała jej od czasu balu, bo ta była w szpitalu po otruciu. Świetnie. Nie dość że pół nocy piły i się śmiały to jeszcze wciągnęły ją, bo siedziała sama w kącie próbując zapomnieć o psychiatryku. Teraz żałowała że sięgnęła po alkohol bo następne pół nocy spędziła w toalecie przytulając ubikację. I naraziła swoje małe dziecko. Przełknęła ślinę obiecując sobie że więcej do ust wódki nie weźmie.

No i dziecko. Znów wróciły lekkie mdłości, a nie mogła wyjść na lekcji tak po prostu. Wystarczy, że opuściła pierwszą lekcję. Nie żeby Victor się czepiał, bo był zachwycająco miły, ale musiał wpisać jej nieobecność, a co za tym idzie minusa z zachowania. Ładne rozpoczęcie semestru. 

Trzecim powodem jej zdenerwowania był fakt kolacji z Rosenthalem. Czego on mógł od niej chcieć? Zawsze gdy zapraszał ją gdziekolwiek, prócz swojego klubu, gdzie pobyt był na porządku dziennym, oznaczało to że albo coś zbroił, albo ją uderzył, albo czegoś chciał. Raz dwa trzy, o co chodziło tym razem? Zastanawiała się tez jak powinna się ubrać. Wszystko co miała było albo za krótkie na takie okazje albo zbyt wyzywające. Zagryzła wargę próbując obmyśleć sobie każdą część garderoby. Nic ciekawego jednak nie znalazła.

- Co się tak kręcisz - spytał cicho Chuck. Jak zawsze siedział obok niej. Delikatnie westchnęła nie patrząc w jego stronę. Miała taki natłok myśli że nie wiedziała nawet co odpowiedzieć. Wymusiła tylko nerwowy uśmiech. 

- Toaleta - odpowiedziała po chwili zirytowanym tonem. Zaśmiał się pod nosem wracając do przepisywania jakiegoś przykładu z tablicy. Zmrużyła oczy przyglądając się zadaniu, które według nauczycielki, mieli teraz rozwiązać samodzielnie. Czarna magia. Jak się do tego zabrać? Och, chce łazienki, chce łazienki!

- Ale im bardziej się kręcisz to tym bardziej ta stara suka weźmie cię do tablicy.

- Zajmij się sobą Chuck - warknęła. Uniósł brew po czym pstryknął swoim długopisem. Prychnęła. Zbyt łatwo wpadała w złość. Policzyła do dziesięciu zamykajac oczy i  uspokajając się. Ale nie mogła. Gdy tylko znów spojrzała na klasę napotkała wredne spojrzenie Michelle Lemercier. Jak ona nie znosiła tej laleczki. Co Xavier widział w tej podłej cheerleaderce zachowującej się gorzej niż źle? To że spała z każdym w tej szkole i była sławna nie oznaczało że była fajna. Bo nie była. 

'Jeśli ja taka kiedyś byłam to współczuje całemu Nelsonowi...A byłam, tylko że ja zachowywałam wstrzęmięźliwość od puszczania się. Nadrabiałam dręczeniem ludzi'

Gdyby miała mniej klasy albo była w ciut lepszym humorze pokazałaby jej co o niej mysli jednym, wulgarnym gestem. Ograniczyła się tylko do słodkiego uśmiechu mówiącego ' Co mnie obchodzi co ty myślisz?'. Tak, nie przejmowała się tym, Nie da się zestresować tej szmacie. Chyba to wystarczyło by Chell przestała się do niej odwracać co chwila. 

The Scoffers and The Scoffers 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz