39. Is it over? - part II/III

630 60 24
                                    

Jasny błysk za oknem rozbudził Nicole. Jęknęła w nagłą ciemność otaczającą jej łóżko. Teraz już na pewno nie zaśnie, nie dość że miała koszmar w którym ktoś chciał ją zabić to na dodatek obudziła się mała Nevis kopiąc ją niemiłosiernie w brzuch. Rany, potrzebowała snu. Ostatnio chodziła jak zombie, plus mając  humorki wyżywała się na wszystkich po kolei. Odpuściła sobie dziś nawet spanie tej nocy z Xavierem. By się wyspać. Wszystkie plany nagle runęły. 

Popatrzyła przed siebie na sufit wyobrażając sobie że liczy te słynne owieczki. Jedna wredna owca, druga wredna owca, trzecia głupia owca... o, błysnęło za oknem znów, czwarta owca, piąta owca... Na nic. To wszystko było na nic. Musiała pomyśleć o czymś milczym. Przyszłość, tak przyszłość. Teraz kiedy w szkole nie było ani Lisy ani Scotta, mogła naprawdę myśleć o przyszłości. Skończeniu liceum, napisaniu testów, dostaniu się na Parsons gdy tylko będzie mogła. No i naturalnie urodzenie dziecka, co przekładało się na ślub z ukochanym mężczyzną. Och, Xavier, pomyślała, mogłam jednak spać z tobą. Przytulenie się w jego ciepłe ciało na sto procent by ją uśpiło. Gdyby tylko nie było przerażającej burzy, wstałaby i wdarła do niego. Na pewno by się ucieszył, albo tylko zachrapał w głębokim śnie. Pocałowałaby go w policzek i zasnęła. Plan idealny, ale chyba nie do zrealizowania.

Przewróciła się na bok i zamarła. Błyskawica,  która nagle przecięła granatowe , nocne niebo, ukazała czyjąś sylwetkę stojącą nad łóżkiem jej przyjaciółki, Chayenne Saint. Nie dostrzegła kto to, lecz zdołała zobaczyć iż trzyma w ręku nóż, a drugą ręką głaszcze śpiącą dziewczynę po blond włosach. Kolejna błyskawica pokazała psychopatyczny uśmiech Scotta Davisa. Rany.  Gdy pierwszy szok minął zapaliła lampkę i usiadła na łóżku.

- Zostaw ją - wysyczała żałując że nie poprosiła Xaviera o pistolet na takie okazje. - Odejdź! 

Scott tylko uśmiechnął się jeszcze bardziej i leniwie skierował wzrok na Nicole. 

-Mamuśki nie mają prawa głosu Carter. - wyszeptał.- Na ciebie też przyjdzie pora, nie martw się ale najpierw słodka Saint .

- Chay! - krzyknęła  chcąc obudzić dziewczynę. Miała nadzieję iż tym razem panna Saint nie spała zbyt mocno. - Chay do cholery! - krzyknęła jeszcze głośniej. - Davis, wypad stąd. Weź swoje leki, odejdź ze szkoły nim cię zabiją i nas zostaw - wstała z miejsca krzywiąc się przez kopnięcie Nevis. Cicho mała, cicho. Nie denerwuj się. - Masz jeszcze szansę być kimś normalnym. Nie musisz być jak Lisa. 

Westchnął odsuwając się lekko od dziewczyny i podszedł bliżej w kierunku Nicole. Błyskawicznie złapał za obie ręce i wykręcił do tyłu a nóż przystawił jej do szyi. 

-Cicho malutka.- warknął.- Bo ty i twoje dziecko umrzecie... albo...- jego twarz wykrzywił paskudny uśmiech.- Samo twoje dzieciątko. Co będzie gorsze ? Śmierć twojego dziecka czy narzeczonego  , który właśnie zmaga się z pożarem ? Pozwolisz mi pobawić się z Chay a ja pozwolę ci do niego pobiec. 

- Nigdy cię nie lubiłam, wiesz? - wymruczała próbując go kopnąć w nogę. Bez obcasów było to trudne. Bała się, strasznie się bała, ale jej wola walki musiała być silniejsza niż lęk. - Nie pozwolę ci się pobawić z nikim! Zostaw nas! - starała się mówić teraz głośniej. Obudź się Saint, albo Auber, Obudźcie się! - Idź być psychopatą gdzie indziej!

Popchnął ją na ścianę, starając się by złość nie przysłoniła mu logicznego myślenia. 

-Ty zaraz kurwa będziesz martwa gdzie indziej! O tam !- wskazał na okno.- Za oknem. Zobaczymy co szybciej spada: baba w ciąży czy szafka.

Jęknęła z bólu kiedy uderzyła głową o mur, ale założyła kosmyk za ucho patrząc na Scotta z nienawiścią. Szybko rzuciła się w kierunku Chay i musząc to zrobić uderzyła dziewczynę w twarz.

The Scoffers and The Scoffers 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz