2.19 Crocodile Tears

1.9K 56 9
                                    

Mimo że nieznośna jesienna pogoda dawała już w kość i deszcz padał niemal codziennie, dzisiejszy dzień zapowiadał się naprawde pięknie. Niebo było prawie bezchmurne a  promienie słońca przyjemnie muskały Cammie po twarzy. Ciepły wiatr rozwiał jej brązowe włosy. Spojrzała na zegarek niedlugo miały zacząć się lekcje. Matematyka została odwołana z niewiadomych powodów, więc Cam wybrała spacer. Zaciągnęła się mocno czystym powietrzem i wyciągnęła z małej torebki paczkę papierosów. Nie czuła większej potrzeby sięgnięcia po papierosa poprostu od czasu do czasu lubiała poczuć drażniący dym w płucach. Odpaliła go i opierając się o ławke zatopiła się w muzyce która rozbrzmiewała z jej słuchawek - "lonely day - system of a down". Zamknęła oczy delektując się mocnymi dźwiękami gitary. Przypomniało się jej kiedy będąc w Nowym Jorku jej przyjaciółka Annie puściła jej tą piosenke pierwszy raz. Tak ją polubiła iż puszczała ją wiele razy dziennie doprowadzając ojca do szału.

Ojciec, no właśnie...

Próbowała  się do niego dodzwonić już od dawna. Wszystko na nic. Ktoś w słuchawce informował ją iż telefon ojca znajduje się poza zasięgiem sieci, albo w ogóle nie było sygnału. Dobrze wiedziała że za tym stoją Szydercy... Ale przecież nie musiała wcale opowiadać ojcu co się dzieje w tej szkole: że giną ludzie, że ktoś atakuje jej przyjaciół za to że odkryli coś czego nie powinni, o tym że ma przerąbane bo obrzuciła jakaś sukę makaronem. Chciała mu powiedzieć, lecz zdawała sobie sprawę iż uznałby że ma zbyt bujną wyobraźnię. Zawsze miała z nim dobry kontakt, więc naprawdę brakowało jej rozmowy. Zwykłej rozmowy o czymkolwiek. Nawet o ocenach, chłopakach, studiach. Kiedyś rozmawiali po pare godzin dziennie, lecz wszystko się zmieniło kiedy poznał matkę Chucka.

Camm nie wierzyla w ich miłość od pierwszego wejrzenia, bo ze strony Meredith Perry, wyglądało to na miłość od pierwszego dolara. Ta materialistyczna zołza zabrała jej ojca i  nie chciała go oddac. Zmuszała go tylko do cięższej pracy by mógł płacić za jej ubranka, limuzyny, obrazy które kupowała do ich mieszkania. A kiedy miał już czas, spędzał go właśnie z ukochaną Meredith. Ojciec był tak w niej zakochany że ślepo wierzył w jej dobre intencje. Cam marzyła o dniu w którym staruszek obudzi  się z uroku i zauważy iż ma córkę która go potrzebuje. Chciała równiez  wrócić do  czasów Nowego Jorku, nawet do tej głupiej, żeńskiej katolickiej szkoły. Wszystko byłoby lepsze niż Tinsley's i teraźniejszość. 

Wypuściła dym z głośnym westchnięciem.

Patrick robił tak często kiedy siedzieli tu na tej ławce, w wielkim szkolnym parku. Pamiętała jak beztrosko wtulała się w jego płaszcz i wdychała te charakterystyczne perfumy pomieszane z zapachem tytoniu. Brakowało jej tego, tak samo jak normalnych rozmów z chlopakiem, bez żadnych szyderstw z jego strony na temat jej dziewictwa. Chciała go jako przyjaciela, chociażby, któremu z kolei mogłaby powiedzieć o wszystkim co ją trapi w ostatnich dniach. Zanim wyjechał prawie udało im się porozumieć, lecz kiedy wspomniał o tym iż jest z Nicole uśmiechnęła się życząc im szczęścia, a serce prawie pękło z żalu. Chciała dla nich jak najlepiej, chociaż oboje ją zranili brakiem szczerości. 

Przez to że tak czesto o nim myślała zdala sobie  sprawę iż to co do niego czuła nie było miłością. Potrzebowała bliskości, a ona ufała każdemu kto pozornie traktował ją lepiej niż inni. Powoli odpuszczała sobie tęsknotę do młodszego Shepparda; powinna wiedzieć  że jemu zawsze chodziło o zdobycie Nicole. 

Poczuła czyjąś dłoń na swoim policzku. Aż podskoczyła ze strachu. Próbowała wypatrzeć kto zakłóca jej chwile, ale rażące słońce uderzyło ją w oczy. Przysłoniła je dłonią i jej oczom ukazala się znajoma twarz. Uśmiech sam pojawił się na jej twarzy. Chłopak podał jej ręke i przyciągnął ją do siebie. 

The Scoffers and The Scoffers 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz