25. Autodestrukcja.

2.7K 135 24
                                    

Przy stole siedzieli moi dziadkowie, rodzice mojej mamy oraz jej siostra, ciocia Daisy. Zdecydowanie nie spodziewałam się ich odwiedzin, a tym bardziej o tej porze. Do tego nie do końca za nimi przepadałam, ponieważ byli dokładnie tacy sami jak moja matka. Kochali oceniać i krytykować, a to było coś czego nienawidziłam.

- Siadaj, Sloane. Zjedz trochę sałatki - oznajmiła uprzejmie moja mama, co lekko zbiło mnie z tropu.

Przecież ona nie bywała uprzejma. Przynajmniej nie dla mnie. Miałam nadzieję na szybką ucieczkę, ale wiedziałam że przy nich będzie to niewykonalne. Już miałam coś odpowiedzieć, ale wyprzedziła mnie babcia Alyiah.

- Katherine, pozwalasz swojej córce wychodzić do ludzi w takiej bluzce? - spojrzała na mój strój z obrzydzeniem. - Co za obsceniczna młoda dama - dodała z dezaprobatą, kręcąc głową.

Spojrzałam w dół na swoją bluzkę z wiązaniem na środku które ciągnęło się od samej góry aż do dołu. Jednak ścisnęłam je raczej mocno, pozostawiając jedynie cienki pasek przez który moja skóra była widoczna. Poczułam się nieco dziwnie, kiedy wszyscy na mnie spojrzeli a ich reakcja była podobna.

- Cóż, mamy dwudziesty pierwszy wiek. Najwyższy czas wyjść ze średniowiecza - odparłam dosyć szorstko, a ostry wzrok mojej mamy od razu się we mnie wwiercił.

- A cóż to za odzywki! Brak szacunku! - uniósł się mój dziadek, a widelec z głuchym echem odbił się od talerza. - Żeby tak zwracać się do ukochanej babci? Toż to skandal!

- Spokojnie, Edgar - babcia ułożyła dłoń na jego ramieniu. - To wolny kraj, niech mówi co chce. Kiedyś w końcu się utemperuje jak wyjdzie z tej dziwnej nastoletniej fazy.

- Mama ma rację - swoje trzy centy wrzuciła także ciocia Daisy. - Potrzebna jest jej twarda ręka. Stanowczy mężczyzna potrafi zdziałać cuda.

- Wszystko było dobrze, dopóki nie miała kaprysu i nie zerwała z młodym Brooksem - westchnęła moja rodzicielka, podczas gdy ja mocno wbijałam paznokcie w skórę swoich dłoni.

- Brooks? Na Boga! A mogliście mieć w rodzinie elitę - moja babcia zaczęła wachlować się dłonią.

- Ah, znałem Mattersona Brooksa. Jego dziadka. Dobrze wychowywał swoich potomków, na prawdziwych mężczyzn z krwi i kości. To grzech zaprzepaścić coś tak wybitnego - mój dziadek sięgnął po szklankę z whisky, wcześniej lekko się na mnie krzywiąc.

Serce ze złości palpitowało w mojej klatce piersiowej. Myślałam, że im człowiek starszy tym więcej na świecie dostrzega. Jednak oni byli coraz bardziej zaślepieni. Zatrute geny Walkerów które w sobie nosze, zawsze będą moim największym przekleństwem. Jeśli kiedyś stanę się taka jak oni, to z chęcią skoczę z wieżowca. Każda sekunda w ich towarzystwie wstrzykiwała kolejną dawkę jadu wprost do moich żył. Gdybym wiedziała, że to oni są gośćmi to nigdy nie wracałabym do domu.

- Już? - zapytałam, krzyżując ręce na brzuchu.

- A co to miało znaczyć? - Aliyah zmarszczyła brwi, a kieliszek z winem zatrzymał się w połowie drogi do jej ust.

- Czy już skończyliście swoje inteligentne wywody, bo chciałabym stąd pójść - oznajmiłam, ciężko wzdychając.

- Wystarczy - moja matka wstała od stołu, a potem mocno złapała za moje ramię i pociągnęła mnie w kierunku domu.

Jej długie paznokcie mocno wbijały się w moją skórę, a ja byłam pewna że zaraz mi ją zedrze. Puściła mnie dopiero kiedy znalazłyśmy się w kuchni. Jej niezadowolona mina pełna obrzydzenia, była prywatnym prezentem tylko dla mnie.

TeaserWhere stories live. Discover now