21. Nie musisz pytać dwa razy.

3K 145 37
                                    

Moje plecy zamaszyście uderzyły w ceglaną ścianę przesyłając tym samym okropny ból wzdłuż mojego kręgosłupa. W pustym pomieszczeniu stało czterech facetów łącznie z Devonem, który z uśmiechem mi się przyglądał. Dwójka z nich przyciskała mnie za ramiona do ściany, podczas gdy on był w trakcie palenia papierosa.

- Teraz już nie jesteś taka odważna, co? - zapytał, podchodząc nieco bliżej mnie. - Jaka szkoda.

Blondwłosy wydął usta w prześmiewczym grymasie, zmierzając moją sylwetkę od góry do dołu przez co zrobiło mi się niedobrze.

- Czego ode mnie chcesz? - mruknęłam pod nosem, nawiazując z nim kontakt wzrokowy.

Wciąż się wierzgałam, co niestety nie było zbytnio pomocne zważając na to jak silni byli nieznani mi mężczyźni.

- Z tobą chciałbym zrobić wiele, uwierz mi - oblizał swoje wargi, co sprawiło że coś skręciło się w moim żołądku. - Ale rozkazy to rozkazy.

Wyrzucił swojego papierosa a potem stanął tuż przede mną i oparł dłonie po dwóch stronach mojej głowy. Obróciłam twarz w bok, nie chcąc nawet na niego patrzeć.

- Powiedz mi, Sloane. Jakie zlecenie dał ci Maverick? - przejechał opuszkiem palca po moim policzku.

- Zlecenie? - zmarszczyłam brwi, patrząc na Devona z zażenowaniem. - Masz na myśli serwowanie śniadania?

Blondyn się uśmiechnął, a potem jego dłoń wylądowała na mojej szczęce którą szarpnął w górę powodując tym samym zderzenie mojej głowy ze ścianą.

- Nie mam czasu na twoje żałosne zagrania. Nasi ludzie widzieli cię w L'oasis z Nick'iem. Przeurocza z was para - wydął prześmiewczo wargi, wciąż mocno trzymając moją twarz.

I wtedy to ja się zaśmiałam. Patrzyłam prosto w jego oczy, które mnie przerażały ale nie mogłam zachowywać się jak spłoszone zwierzę. Musiałam coś wymyślić żeby się stąd wydostać, a czas mnie gonił. Powiedziałam Vee, że jadę do domu więc nikt nie będzie podejrzewać mojego zniknięcia. Sama wpakowałam się na minę, nawet o tym nie wiedząc.

- Para? Dobre sobie - prychnęłam pod nosem.

Kiedy tylko to się stało, na twarzy Devona pojawiło się zrozumienie. Teraz to on zaczął głośno się śmiać i puścił moją twarz. Patrzyłam na niego jak na chorego psychicznie, ponieważ tak właśnie się zachowywał. Zaczął głośno klaskać, a potem wyjął kolejnego papierosa aby zaraz zaciągnąć się nikotyną.

- Nicholas, Nicholas, Nicholas - mruczał pod nosem, kręcąc głową. - On na prawdę nic ci nie powiedział, co?

- O czym ty mówisz? - znów się szarpnęłam, łudząc się że tym razem coś wskóram chociaż na darmo.

- Po pierwsze kochanie, czytaj swoje kontrakty. A po drugie, naucz się jakie zasady panują w L'oasis zanim wkopiesz się jeszcze bardziej. Taka moja złota rada - znów się zaciągnął, a potem na mnie spojrzał. - A mogłaś być po stronie Brooksa. Wtedy wszystko byłoby łatwiejsze. Taka śliczna dziewczyna jak ty u naszego boku. To dopiero by było.

Devon wyrzucił kolejnego papierosa, a potem do mnie podszedł i poklepał dłonią mój policzek. Jego dłonie przejechały po mojej klatce piersiowej aż w końcu zacisnął je na moich biodrach.

- Nie dotykaj mnie, świrze - warknęłam, szarpiąc się.

Czułam jak palce dwóch trzymających mnie facetów mocniej zacisnęły się na moich ramionach i przycisnęły mnie do ceglanej posadzki. Nogami zahaczyli o moje dwie, całkowicie pozbawiając mnie możliwości ruchu. Zaczęłam wierzgać się jeszcze bardziej, już prawie nie czując jak bardzo bolały mnie miejsca w których mnie trzymali. Ja chciałam tylko się stamtąd wydostać.

TeaserWhere stories live. Discover now