4. Na prawdę powinnam wracać.

3.4K 156 17
                                    

- Co ci jest? Wyglądasz jakbyś miała zacząć się hiperwentylować - Jake kopnął w moje krzesło, odwracając moją uwagę od kartki papieru spoczywającej w moich dłoniach.

Ekscytacja zawładnęła moim ciałem, kiedy zaczęłam machać przed jego twarzą swoją ocenioną kartkówką z matmy. Dosłałam czwórkę i byłam z tego powodu tak cholernie szczęśliwa, że prawie zaczęłam skakać i piszczeć.

- Zabierz to ode mnie - Jake pacnął moją rękę. - Nawet nie widzę co dostałaś.

Przygryzłam z zadowoleniem wargę i przesunęłam kartkę w jego stronę. Oparłam się wygodniej na krześle ruszając gwałtownie głową w dół, przez co okulary przeciwsłoneczne które miałam na głowie opadły mi na nos.

- Harmon, Harvey - pani Rush posłała nam ostrzegawcze spojrzenie, ale miałam to gdzieś bo byłam zbyt szczęśliwa.

Chyba pierwszy raz przesiedziałam matematykę bez odczuwania ochoty żeby wyskoczyć przez okno. Ogólnie dzisiejszy dzień był całkiem przyjemny. Na zewnątrz robiło się coraz cieplej ponieważ była prawie połowa czerwca, a ja nie marzyłam o niczym innym jak o porządnych wakacjach. O dziwo kompletnie nie przejmuje się egzaminami końcowymi, chociaż będą one determinować to gdzie pójdę na studia. Gdyby tylko czas mógł szybciej płynąć.

W końcu udało mi się odpocząć po ostatnich intensywnych nocach. Odbiłam sobie przez ostatnie trzy dni i nigdzie nie wychodziłam. Szłam na zajęcia a potem prosto do domu, gdzie odwiedzała mnie Vee. Wszystko było spokojne i nawet moja mama wyjątkowo nie zaczynała kłótni. Może świat w końcu postanowił zbliżyć się ku równowadze i dać mi spokój. Alleluja.

Zaraz po wyjściu z sali sięgnęłam do torebki po arbuzowego lizaka. Oderwałam zębami jego opakowanie, a potem wetknęłam go do ust.

- Musisz zawsze ssać to ścierwo? - Jake zrobił zniesmaczoną minę.

Był chyba jedyną osobą na tym świecie która nienawidziła lizaków. Co z nim jest do cholery nie tak?

- Tak, muszę. Chyba lepiej ssać lizaki niż coś innego - mruknęłam pod nosem.

Jake pstryknął mnie w czoło, a ja strzeliłam go w tył głowy następnie masując lekko obolałe miejsce na czole. Byliśmy właśnie w drodze na kolejną i na szczęście ostatnią lekcje dzisiejszego dnia. Vee nie było dzisiaj w szkole, ponieważ miała wizytę u dentysty i prawdopodobnie zemdlała na tym fotelu trzy razy. To była jedna z niewielu rzeczy których brunetka się bała, podczas gdy ja świrowałam na widok pająków albo kiedy byłam na szczycie budynku. Miałam wiele dziwnych fobii, które nie ukazywały się za każdym razem. To właśnie było w tym najgorsze, bo nigdy nie wiedziałam czy zaraz padnę jak długa czy jednak nie.

- Kiedy twoi rodzice jadą na jakąś konferencje? - Jake szturchnął mnie lekko w ramię. - Dawno nie robiliśmy u ciebie sławnych nocy.

Zaśmiałam się głośno, wyjmując na moment lizaka z buzi. Chłopak miał rację. Zawsze w trójkę upijaliśmy się w moim salonie kiedy rodzice byli nieobecni. Robiliśmy mini koncerty i skakaliśmy po całym domu. Zazwyczaj kończyło się to tak, że budziliśmy się w różnych jego częściach i chyba w najdziwniejszych pozycjach. Pamiętam jak kiedyś zasnęłam opierając nogi o wyspę kuchenną, moje ramię było owinięte wokół krzesła a głowa spoczywała na butelce po winie. Nie mogłam poruszać szyją przez prawie dwa dni. A jakim cudem ta butelka robiła mi za poduszkę? Nie mam pieprzonego pojęcia i nigdy się dowiem.

- Uwierz, chciałabym się ich pozbyć ale to nie takie proste - wymamrotałam pod nosem, znów wkładając słodycz do ust.

- Co to miało znaczyć? - zapytał, marszcząc swoje gęste brwi.

TeaserTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang