16. Chryste, na co ja się zgodziłam.

2.8K 133 30
                                    

- Dziękuję, że się na to zgodziłaś. To tylko dwa tygodnie, a mama zejdzie z karku i mi i tobie - mój tata poklepał delikatnie moje plecy, kiedy razem zatrzymaliśmy się przed wielką rezydencją.

Ta dzielnica Atlanty była jedną z najbogatszych jakie do tej pory widziałam. Wyglądający jak pałac budynek należał do znajomego taty, którego jeszcze nie poznałam. Zgodziłam się pracować tutaj tylko dlatego, że zaoferowali mi trzydzieści pięć dolców za godzinę. Jedna dziewczyna z obsługi złamała nogę i potrzebują czternastodniowego zastępstwa, a to wszystko przez to że zjechało się kilka rodzin i nie potrafią się wyrobić. Z tego co wiem moim obowiązkiem będzie pomoc w kuchni lub ewentualna zabawa z dziećmi. Za te pieniądze powinnam robić znacznie więcej, ale zdecydowanie nie narzekam. Poza tym to miejsce wygląda jak z bajki i zapewnia mi odskocznie od codzienności. Jak dla mnie dziesięć na dziesięć.

- W porządku - machnęłam ręką, a potem prawie dostałam zawału kiedy ktoś nagle otworzył drzwi od strony pasażera.

Z szybko bijącym sercem spojrzałam na nieco starszego pana w czarnym garniturze i białych rękawiczkach, który czekał aż wysiądę. Niezręcznie odchrząknęłam, a potem zabrałam swoją torebkę i wysiadłam z pojazdu.

- Dzień dobry - uśmiechnęłam się do mężczyzny, który uprzejmie skinął głową.

Boże, czułam się dziwnie.

- Ah, Thomas! - przed ogromnymi drzwiami wejściowymi stał wysoki mężczyzna, na oko w wieku mojego taty.

To pewnie musiał być ten jego znajomy. Obydwoje uścisnęli sobie dłonie, szeroko się uśmiechając. Żwawym krokiem ruszyłam w ich stronę, zakładając kosmyki włosów za uszy co tylko odsłoniło moją pozłacaną biżuterię.

- Jestem ci bardzo wdzięczny. W tych czasach ciężko jest znaleźć kogoś kto się nadaje - ciemnowłosy mężczyzna westchnął, a potem przeniósł na mnie swoje brązowe oczy. - Ty musisz być Sloane.

- Tak, dzień dobry - skinęłam głową. - I dziękuję, za danie mi tej pracy.

Zdecydowanie nie poznawałam siebie w tej dziwnie miłej i uprzejmej odsłonie. Ah, czego człowiek nie zrobi dla pieniędzy.

- To ja dziękuje - położył dłoń na swojej klatce piersiowej. - Jestem Maverick, znam się z twoim tatą jeszcze ze studiów. Elaine zaraz wszystko ci wyjaśni. Pewnie już na ciebie czeka w środku - wskazał dłonią na wielkie drzwi, które zaraz zostały otwarte przez stojących po dwóch stronach pracowników. - W razie pytań jestem do dyspozycji.

Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć mężczyzna zaczął rozmawiać z moim tatą, dlatego postanowiłam się stamtąd ulotnić. Weszłam do rezydencji, a szczęka omal nie opadła mi na podłogę. Nigdy nie widziałam w życiu aż tyłu złotych filarów i żyrandoli, które na sto procent były prawdziwymi diamentami.

- Sloane Harmon? - gdy tylko usłyszałam swoje imię i nazwisko moje oczy powędrowały z sufitu na stojącą przede mną rudowłosą kobietę.

Miała na sobie granatowy garniturowy komplet i szpilki, a w dłoni trzymała czarną teczkę i inne papiery. Wyglądała na dość młodą i przyjemną, dzięki czemu czułam się nieco bardziej komfortowo.

- Tak, to ja - odpowiedziałam uprzejmie, kiedy kobieta podeszła nieco bliżej.

- Jestem Elaine, a to jest twoja rozpiska - rudowłosa wręczyła mi druk. - W skrócie mówiąc, masz tutaj wszystkie potrzebne informacje. Rozplanowanie twoich obowiązków i przerw na najbliższe dwa tygodnie. Później na spokojnie sobie przejrzysz, chodź za mną - gdy tylko skończyła mówić ruszyła szerokim korytarzem, nie marnując czasu, a ja zaraz za nią.

TeaserWhere stories live. Discover now