You part of me.

By hirilwer

117K 5.1K 216

Ona wyjeżdża, by odzyskać ukochanego. On - musi załatwić pewną ważną sprawę. Spotykają się. Raz to przypadek... More

00. Prologue
01. Kradnę i zabijam, by zatrzymać go przy sobie.
02. Oddam ostatnią monetę, by móc go dzisiaj trzymać.
03. Teraz niebo to nasz punkt widzenia.
04. Zajrzymy w głąb naszych serc.
05. Możesz być słodkim snem albo pięknym koszmarem
06. Jesteś idealną kołysanką.
07. Czuję w głowie rytm bicia serca.
08. Co byś zrobił gdybym dała ci szansę?
09. Jego pocałunki zatruwają moje usta.
10. Zabawmy się!
11. Oddałbym ci moje życie, jeśli pozwoliłabyś mi spróbować cię pokochać.
12. Powiedz, że zostaniesz tu dla mnie.
13. Jesteś moją rozkoszą.
14. Więc rozerwij mnie na strzępy i zrób to jeszcze raz jutro.
15. Upojeni miłością.
16. Pozwolę zatańczyć ci z diabłem.
17. Szalona, mała rzecz zwana miłością.
18. Teraz jest czas, by zaryzykować.
19. Po co z tobą walczyć, skoro znowu powracasz?
20. Nie obchodzi mnie, co mówią inni.
21. Każde jutro jest dniem, którego nigdy nie planuję.
22. Mogę dać ci niebo.
23. Nie możemy przestać.
24. Utknąłeś mi w głowie.
25. Będę latać jak ptak przez noc.
26. Zobacz to jak nasze horyzonty się spotykają.
28. Czy twoje usta wciąż pamiętać będą smak mojej miłości?
29. Jesteśmy jak diamenty na niebie.
30. Nie powtarzaj wczorajszych błędów.
Druga część!
001. Cały ból, który starasz się ukryć.
002. Jestem w rozsypce.
003. Przybyłam tu, by uwolnić się od myślenia o tobie.
004. Będę cię kochać, zanim mnie znienawidzisz.
005. Wszystko czego pragnę to mała część twego serca.
006. Sprawiasz, że jestem silna.
007. Zamień mój smutek w najcenniejsze złoto.
008. Nie wiesz, że jesteś wszystkim co mam?
009. Wysokie nadzieje, to one cofają mnie do momentu, gdzie zaczęliśmy.
010. Nawet anioły mają swoje nikczemne intrygi.
011. Każdego dnia, każdej godziny zamieniaj ból w siłę.
012. Nawet, jeśli noc się zmienia, nigdy nie zmieni ciebie i mnie.
013. Wystarczająco troskliwa, by pozwolić ci odejść.
Od dziś również na wattpadzie!
014. Nigdy nie chciałam doprowadzić cię do płaczu.
015. Gdziekolwiek, byle w górę.
016. Gdzie teraz jesteś?
017. To będzie trwać wiecznie.
018. Rozpadamy się, za każdym razem wracając do siebie.
019. Jedna miłość, dwoje ust.
020. Jak mogę decydować co jest właściwe?
021. Twoja miłość, niczym pocisk, celuje w moje wnętrze.
022. Wszyscy potrzebujemy kogoś, na kim możemy się oprzeć.
023. Sprawiasz, że czuję, jakbym postradała zmysły.
024. Próbuję przestać, ale ciągle wracam po więcej.
025. Potrzebowałam jeszcze jednego dotyku, kolejnego smaku niebiańskiego pędu.
026. Poprzez ogień rodzimy się na nowo.
027. Dlaczego wciąż spoglądasz na złe ścieżki?
028. A ja zmierzam w stronę nieuniknionego końca...
029. To był duży świat, ale my myśleliśmy, że jesteśmy więksi.|+NOWE OPOWIADANIE
030. Jest częścią mnie.
Epilogue.

27. Kochanie, jestem pewna, że nie zamierzam poddać się tym razem.

1.7K 81 0
By hirilwer

Kate’s POV:

            W dłoni nadal trzymałam zaproszenie, wpatrując się w roześmianą twarz Megan. Wiecie co w tej sytuacji, było najbardziej zaskakujące? Że wcale nie przejmowałam się tym, że oni chcą wziąć ślub. Nie twierdzę, że nie byłam zaskoczona, jednak nie czułam się zazdrosna ani nic w tym rodzaju. Najwyraźniej ta cała miłość do Jamesa przeszła mi, bo jego miejsce zajął ktoś inny. Głośno wciągnęłam powietrze, w końcu wszystko pojmując. Wreszcie wszystko zrozumiałam. 

            Nie kończąc nawet posiłku, rzuciłam na stół kilka banknotów i na odchodne rzuciłam w stronę blondynki „gratulacje”. Wybiegłam z lokalu z prędkością światła.

            Musiałam spotkać się z Justinem.

            Musiałam z nim o moim odkryciu porozmawiać.

            Jak mogłam być tak kurwa głupia. 

            Na dworze było już widno, a słońce powoli chowało się za horyzontem, gdy ja znalazłam taksówkę. Czułam przyjemne łaskotanie w brzuchu, na samą myśl tego, co chciałam mu powiedzieć. Megan najwidoczniej chciała mnie zranić, zepsuć mi humor czy cokolwiek równie fałszywego, jednak to dzięki niej w końcu zrozumiałam wszystkie sygnały. 

            Kiedy dotarłam pod hotel, niebo było już głęboko granatowe. Zadrżałam z zimna, próbując ogrzać odkrytą skórę ramion, dłońmi. 

            Stanęłam na pierwszym schodku prowadzącym do wejścia, gdy usłyszałam cichy szept. Rozejrzałam się dookoła, przerażona mroczną scenerią. Chciałam iść przed siebie, wejść do budynku i nie odwracać się za siebie, jednak męski głos nie pozwolił mi na to.

            - Kate? – Spojrzałam na pobliską ławkę i zastygłam. Siedział na niej James. Co on tu robił? Zaskoczona i odrobinę zdenerwowana, skierowałam się w jego kierunku. Widząc jego smutną twarz, wydawało mi się, że mam deja vi. Jednak to nie było złudzenie – przecież takie wydarzenie miało już miejsce i niestety nie skończyło się dobrze.            

            - Jak dobrze, że już jesteś. – Wydusił z siebie z wielką ulgą. Moje wnętrzności wykonały nagłego fikołka, a mi zrobiło się prawie natychmiast niedobrze. Zrobiłam krok w tył, jednak o mały włos się nie wywróciłam, więc stanęłam z otwartą buzią, przez cały czas wpatrując się w jego zdruzgotaną twarz, którą kiedyś tak bardzo kochałam. No właśnie, „kiedyś” i wolałabym, żeby tak zostało. 

            - Czego tu szukasz? – Spytałam bezczelnie, wreszcie odzyskując zdolność mówienia. 

            - Mogłabyś usiąść obok? – Mówiąc to zduszonym i ledwie słyszalnym głosem, przesunął się w ławce, robiąc mi miejsce.

            - Nie mam czasu. – Stwierdziłam szybko, przeczuwając, że to nie może skończyć się dobrze. Odwróciłam się w stronę drzwi hotelu, jednak odruchowo spojrzałam na Jamesa.

            - Proszę – jego czoło zdobiły zmarszczki, a pod oczami widniały wielkie ślady niewyspania. Nigdy, odkąd go znam, nie widziałam go tak bladego. 

            - Ugh – westchnęłam, siadając obok niego. Zauważyłam, że od razu się rozluźnił. Wpatrywał się przez cały czas przed siebie, uciekając przed moim spojrzeniem. W sumie – pasowało mi to. Nie chciałam się z nim w jakikolwiek sposób spoufalać. 

            - Masz pięć minut – powiedziałam chłodno, krzyżując ramiona na piersi. Zimny powiew wiatru owiał nasze ciała. 

            - Kłamałem.

            - No coś ty? Naprawdę? – Nie potrafiłam zatrzymać sarkazmu i jadu rozlewającego się coraz bardziej, po każdym wypowiedzianym przeze mnie słowie. 

            - Kate! – Podniósł nagle głos, od razu mnie uciszając. – Chodzi mi o naszą ostatnią rozmowę przez telefon. – Zawahał się, ale po chwili znów wszczął swój monolog. 

            - Wszystko pamiętam. Co do joty – w tamtej chwili nawet nie byłam w stanie zarejestrować, kiedy jego twarz znalazła się naprzeciwko mojej. Niebieskie oczy chłopaka wpatrywały się we mnie, jakby próbowały rozszyfrować myśli, zajrzeć do środka mej duszy. Znowu zrobiło mi się niedobrze. 

            - Ja się po prostu pogubiłem – dłonie chłopaka wylądowały w jego włosach. Nie odzywałam się, wiedząc, że lepiej mu nie przerywać. Sam musiał zebrać własne myśli, ja mogłam jedynie słuchać jak ciężko mu się do wszystkiego przyznać.

            - Kiedy cię pocałowałem, to było jak… Objawienie. Dotarło wtedy do mnie, że zrobiłem źle. Moim największym błędem było zostawić cię dla Megan, skarbie – szepnął, a jego dłoń znalazła się nagle na moim policzku. Byłam w tak wielkim szoku, że nawet jej nie odrzuciłam. Ciągle wpatrywałam się w niebieskie tęczówki Jamesa, szukając w nich, chociaż krzty fałszerstwa. Niestety nic w nich nie było. Ani iskry, tylko pustka.  Zadrżałam.

            - I dotarło do ciebie to na kilka dni przed ślubem, ta? - Zironizowałam, chcąc uciec ja najdalej od niego, w obawie, że zacznie być mi go po prostu szkoda. Zamilkł, a we mnie nagle zawrzało. 

            - Przestań zachowywać się jak smarkacz. Myślisz, że przeprosisz, powiesz, że żałujesz i ja ci wybaczę? Nie pomyślałeś jak to wpłynie na Megan? Dupku, ona cię kocha! Walczy o ciebie jak lwica, a gdybyś ją teraz zostawił… Załamałaby się, to pewne. – Zamilkłam, chcą uspokoić oddech i szybkie bicie serca. 

            - Zrozum w końcu, że to nie ty jesteś na tym świecie najważniejszy. – Byliśmy tak blisko siebie, że jeszcze chwila, a nasze nosy zetknęłyby się.

            - Kate, ja cię kocham – starał się mnie za wszelką cenę zmiękczyć, ale było już na to za późno.

            - Wybacz Jay, ja już ciebie nie – wreszcie to powiedziałam. Wreszcie wydusiłam to z siebie, wpatrując się w jego zaciskającą się szczękę. Oboje zamilkliśmy, gdy przed moimi oczami przeminęły wszystkie nasze spotkania, te miłe chwile spędzone razem, kłótnie te większe i te mniejsze sprzeczki. Wtedy jeszcze mi na nim zależało, a teraz… Wszystko się zmieniło. Poczułam jak mój mur obronny pod nazwą „tylko się nie rozbecz” pękał. 

            - Mógłbym cię tylko przytulić? – Szepnął, nie odrywając ode mnie wzroku. Odkąd nasza rozmowa nabrała tego emocjonalnego charakteru, wszystko dookoła zniknęło. Była tylko ławka, ja i on. Prawie niezauważalnie przytaknęłam. Ku mojej uciesze, gdy jego ramiona owinęły się dookoła mojej talii nie poczułam żadnych motylków czy chemii, która kiedyś nas ze sobą połączyła. Nie czułam nic. Jakby serce wypełniło pustkę w sercu po naszym rozstaniu, czymś nowym. A raczej kimś nowym.

            - No ładnie, ładnie – usłyszałam i kiedy zrozumiałam, że nie powiedziałam tego ani ja, ani James, przełknęłam ślinę. Otoczka wokół nas zniknęła, gdy uwolniłam się z uścisku, obracając głowę. Na chodniku, jakiś metr od nas stał nie, kto inny jak Justin. Gdyby odbyło to się w innych okolicznościach, na jego widok uśmiechnęłabym się, jednak teraz jego spojrzenie totalnie mnie zmroziło.

            - Zostawić cię na kilka godzin i już latasz za nim, hm? – Szczęka szatyna była napięta, a dłonie zaciśnięte. Wiedziałam, że robi wszystko, by tylko się nie rzucić na Jamesa. On jednak nie odzywał się ani słowem, z głową spuszczoną, wpatrując się w swoje kolana. Bieber bez słowa, wszedł po prostu do hotelu. Wstałam z ławki i udało mi się wydusić:

             - Wiesz co mówią? Jeśli kochasz dwie osoby, to wybierz tę drugą, bo gdybyś naprawdę kochał tę pierwszą to nie pokochałbyś kolejnej. – Ale kij ma dwa końce skarbie – dogryzała mi moja świadomość. Z drżącymi rękoma ruszyłam śladami Justina. On niestety musiał być o wiele szybszy, bo gdy dotarłam pod windę, ta już jechała na moje piętro. Próbując za wszelką cenę poukładać w głowie sobie naszą rozmowę, a raczej moje wyznanie, czekałam na nią. Z sercem na dłoni wreszcie do niej weszłam i z charakterystycznym dźwiękiem ruszyłam w górę. Odsunęłam od siebie myśl o ślubie Megan i Jamesa, ciesząc się jedynie tym, że chociaż w małym stopniu wyprostowałam sprawę z byłym. Większą część moich myśli zajmował Justin. 

            Wchodząc do apartamentu, zwiesiłam głowę w dół, czując się winną. Jednak to, co zobaczyłam, a raczej najpierw usłyszałam zatrzymało krew w moich żyłach. 

            On kurwa siedział na łóżku i płakał. Twarz schowaną miał w dłoniach. Pośpiesznym krokiem usiadłam obok, obejmując albo, chociaż starając się objąć go ramieniem. 

            - Wiesz, że to wszystko nie ma sensu, prawda? – Cieszyłam się, że w końcu odezwał się, jednak to zdanie wypowiedziane jego zduszonym, zachrypniętym głosem, wywołało u mnie salwę łez. 

            - O czym ty mówisz? – Spytałam, próbując odsunąć od siebie najczarniejsze myśli. Niestety, stały się one po chwili rzeczywistością.

            - Ty i ja. To nie wyjdzie – odsunął w końcu dłonie sprzed twarzy, a widok jego czerwonych oczu był dla mnie jak wiadro zimnej wody. To wszystko kurwa przeze mnie. 

            - Nie mów tak – szepnęłam, chwytając dłońmi jego idealną twarz. Dolna warga chłopaka drżała, a ja marzyłam, by ją ugryźć, jednak nie teraz. Nie, póki on jest w takim stanie. 

            - Mamy przed sobą pełno tajemnic, to mnie wykańcza – wpatrywaliśmy się nawzajem w swoje oczy, tak blisko siebie, że czułam na twarzy jego oddech.

            - Wiesz, że damy radę Justin. Przez tyle przeszliśmy, chcesz to zaprzepaścić? – Mój głos nie brzmiał wcale jakbym to ja go używała. Był ode mnie oddalony o parę mil, zagłuszony falami mórz i oceanów. Zaczęłam się wiercić, umieszczając swoje dłonie na męskich kolanach. – Pozbyłam się w końcu Jamesa, teraz jesteśmy tylko ja i ty. 

            -  Właśnie widziałem jak się go „pozbyłaś” – wypowiadając ostatnie słowo zrobił w powietrzu cudzysłów. – I tak pewnie nadal chcesz do niego wrócić, wy dziewczyny, nie potraficie odsunąć się od tych raniących was skurwieli – westchnął, przeczesując swoje włosy. Nie płakał, jednak tym razem to u mnie łzy zaczęły spływać w dół policzka. 

            - Może i tak, ale wiesz, czego jeszcze nie potrafimy? Okłamywać własnych uczuć. Nie jesteśmy w stanie przeciwstawić się własnemu sercu, a ono w zwyczaju ma uzależniać się od kogoś w bardzo dziwnych i niespodziewanych okolicznościach. – Mówiąc to złapałam go za podbródek, by w końcu na mnie spojrzał.

            - Najgorsze jest jednak to, że mózg wyrzuca z siebie wiadomość o tym, że w kimś się zakochujemy. Ciągle przetwarza uczucia związane z osobą, która już odeszła. Na siłę przypomina o czasach, w których byliśmy szczęśliwi. Umysł nie lubi zmian. Jednak zasady są po to, by je łamać, prawda? – Wiedziałam, że zaczyna rozumieć, bo jego usta rozchyliły się bardziej, a oczy nie odstępowały moich na krok. 

            - Nie wiem, jakiego cholernego zaklęcia użyłeś, ale podziałało. Jestem cała twoja. Kocham cię Justinie Bieberze – chłopak był w szoku, starając się zarejestrować moje wyznanie, a ja już nie potrafiłam się oprzeć i po prostu… pocałowałam go.  Moje spierzchnięte wargi, musnęły jego. Chcąc uzyskać od niego jakąś reakcję, dotknęłam dłonią męskiego krocza. Zadziałało to jakbym dotknęła jakiegoś magicznego guzika, bo szatyn nie dość, że zaczął odwzajemniać moje pocałunki, to obrócił nas tak, że bez przeszkód mogliśmy się położyć. 

            Jego usta ozdabiały moją szyję wilgotnymi muśnięciami, a ja leżałam, jęcząc i rozkoszując się doznaniami.

            - Nawet kurwa nie wiesz, jak chciałem to od ciebie usłyszeć – smutek i gorycz w jego oczach zniknęła, pozostawiając miejsce iskrom podniecenia i żądzy. 

            - Kocham cię – powiedziałam po raz kolejny, chcąc ujrzeć ten cudowny uśmiech, który pojawił się na jego twarzy. 

            - Oh, maleńka, ja ciebie też – szepnął, ściągając z siebie koszulkę. Po chwili oboje byliśmy bez ubrań, zmieniając się w plątaninę ciał, jęków i krzyków pożądania.  

            Leżąc zupełnie nadzy, okryci jedynie cienką pościelą wpatrywaliśmy się w siebie. Oboje spełnieni, po odbytym stosunku, uśmiechnięci i co najważniejsze – zakochani w sobie.

            Moja głowa spoczywała na jego odkrytej klatce piersiowej, gdy on dłonią muskał skórę na moim ramieniu. Czułam, że przez nasze ciała przepływa uspokajający prąd. Wiedziałam, że muszę powiedzieć to teraz albo nigdy. Przecież nie mogę pójść tam sama. Wzięłam głęboki wdech i neutralnym głosem rzekłam:

            - Spotkałam się dzisiaj z Megan – a jego ciało nagle się spięło. – Powiedziała mi o ślubie. – Uścisk ramienia, którym oplatał moją talię stało się mocniejsze. Bałam się odwrócić i spojrzeć mu w oczy.

Continue Reading

You'll Also Like

3.3K 78 72
Zamówienia piszcie w komentarzach,albo na priv Jedyną moją prośbą jest to abyś napisał o mnie w opisie swojej książki , z góry dzięki! Najwyższe not...
44.7K 1.7K 40
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
3.6K 118 21
Wiktoria to 20 letnia dziewczyna która uwielbia mode i wszystko co z nią związane . Książka jest wymyślon
140K 11.2K 32
Z tym ,,Gorącym Devries'em" musiałam przepraszam xDD kusiło mnie Druga część opowiadania ,,Od Nienawiści do miłości" Czy Tym razem Leo i Mia zasmak...