Kate’s POV:
Co ja najlepszego zrobiłam? Już kilka minut po głośnym wyjściu Justin’a, siedziałam zapłakana na łóżku. Łzy spływały kaskadami po moich bladych policzkach, a ja miałam nadzieję, że chociaż przez chwilę ukoją mój ból.
Kolejny raz dałam się omotać przez wspomnienia, które na dobrą sprawę są już jedynie nimi. On nigdy nie wróci, a ja powinnam zacząć żyć dalej. W tym momencie to zabrzmiało pewnie zupełnie absurdalnie i śmiesznie, ale marzyłam, by częścią mojej przyszłości był Justin. Szkoda tylko, że przed chwilą go wyrzuciłaś. Moja podświadomość syczała zawzięcie. Pociągnęłam nosem, zagubiona we własnych uczuciach.
Zdarzenia z ostatnich dni obróciły się przeciwko mnie, mimo, że przyjechałam tu, by właściwie poprawić swoje życie. Z jednej strony przyzwyczaiłam się, że nigdy nie jest tak jak bym chciała, a z drugiej – gdzieś głęboko we mnie siedzi totalna marzycielka, wierząca, że szatyn nadal mnie pragnął.
- Czemu ja mam takiego skurwiałego pecha? – Warknęłam sama do siebie, uderzając pięściami w pościel. Omiotłam pokój zimnym spojrzeniem, zauważając coś dziwnego na podłodze. Wygięłam się do przodu, by złapać spory kawałek materiału. Bluza Justin’a, której nie zdołałam oddać. Uśmiechnęłam się, obejmując męskie ubranie i układając je na poduszce. Już po chwili leżałam wtulona w ciuch, wspominając wczorajsze wydarzenia. Dawno nie czułam się tak potrzebna i doceniona jak wczoraj. Gdy ciało chłopaka było blisko, a jego język lawirował we mnie, czułam, że dotykam nieba, jednak jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki wszystko zepsułam. Może to jakiś nawyk? Jedyne, czego byłam pewna w tamtej chwili to tego, że chciałam, by Justin wrócił. Musiałam z nim porozmawiać i chociaż spróbować mu to wytłumaczyć.
Wszystko tak nagle na mnie spadło. Uczucie, którym go darzę jest o wiele słabsze od tego, co czułam do James’a, a jednak pozwala mi zapomnieć. To jest tak cholernie mylące. Leżąc w fałdach pościeli czułam się jak nastolatka z problemami sercowymi, gdy tak naprawdę starałam się wszystko uporządkować. Chaos nigdy mi nie sprzyjał, a teraz spowodował wiele szkód. Przypomniał mi się ból, który tkwił w karmelowych oczach chłopaka, dzisiaj rano. To wszystko było i jest moją winą.
Justin’s POV:
Kiedy wyszedłem z apartamentu, poczułem, że muszę odreagować. Będąc w swoim pokoju wyjąłem telefon i pośpiesznie wystukałem numer Kimberly. Bez względu na to jak bardzo jest ona irytująca, zawsze mi pomoże, a w tamtym momencie potrzebowałem wsparcia jak nigdy wcześniej.
Przyłożyłem urządzenie do ucha, słysząc sygnał. Po trzecim w końcu odebrała.
- Czego potrzebujesz, Justin? – Usłyszałem jej znużony głos.
- Czy jak do ciebie dzwonię to zawsze muszę czegoś chcieć? – Odpysknąłem, śmiejąc się.
- Tak – odpowiedziała bez zastanowienia.
- Masz czas?
- Dla ciebie zawsze. Powiedz mi tylko gdzie i za ile? – Uwielbiałem jej bezpośredniość.
- Ten sam bar, co zawsze. Będę tam za trzydzieści minut – stwierdziłem i bez pożegnania wcisnąłem czerwoną słuchawkę. Przeczesałem włosy dłonią, czując dziwne ukłucie w ciele. Nie wiedziałem, co teraz robi Kate, ale miałem cichą nadzieję, że nie myśli o James’ie.
Wziąłem zimny prysznic, chcąc się odświeżyć po wczorajszej nocy. Bez względu na to, co zdarzyło się rano, zdobyłem coś, o czym marzyłem. Dziewczyna nie była pijana, a i tak mi zaufała. Uśmiechnąłem się, będąc pewnym, że jeszcze wszystko się ułoży… Chociaż na jakiś czas.
Przebrałem się szybko, a przed samym wyjściem założyłem kapelusz i okulary. Miałem jeszcze jakieś piętnaście minut, ale Kim się pewnie spóźni, jak zwykle zresztą.
Po kwadransie stałem przed budynkiem, w którym byłem ostatnio razem z Kate. Do tej pory pluję sobie w brodę, że miała szansę porozmawiać z tym barmanem. Gdyby nie on, to wszystko może potoczyłoby się inaczej.
Przeszedłem przez próg, czując ulgę. Ludzi nie było dużo, a zapach nie był jeszcze tak bardzo przesiąknięty alkoholem. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnąłem jednego. Już po chwili dym dostał się do moich płuc, rozluźniając moje mięśnie. Zamówiłem piwo, stukając palcami o kontuar. Gdy otrzymałem kufel, przeniosłem się na kanapę w głębi lokalu.
Wrzuciłem pet do popielniczki, leżącej na stoliku. Chciałem cały dzień spędzić pośród tych przesiąkniętych smrodem ścian. To jedno z niewielu miejsc, w których mogłem się rozluźnić. Upijając coraz to kolejne porcje napoju, czułem oddalającą się złość.
Kufel był w połowie opróżniony, gdy drzwi baru otworzyły się z trzaskiem, a ja już wiedziałem, kto przyszedł. Stuk obcasów dotarł do moich uszu, a po chwili stanęła przede mną blondynka o śniadej skórze. Posłała mi ciepły uśmiech i tak po prostu się dosiadła.
- Cześć – powiedziała, odrzucając swoją torebkę. Jej palce ozdobione długimi tipsami strzeliły na barmana, który prawie natychmiast podszedł.
- Więc? Co się stało? – Spytała, gdy blondyn odszedł z zamówieniem.
- Pamiętasz Kate? Wspominałem ci o niej kiedyś – zacząłem odważnie.
- Wspominałeś? Żartujesz sobie ze mnie? Gdy ostatnio byliśmy na mieście nie potrafiłeś się zamknąć i ciągle o niej napieprzałeś – uderzyła mnie żartobliwie w ramie, a jej perlisty śmiech rozniósł się po lokalu. Nie byłem w stanie oderwać wzroku od jej szerokiego uśmiechu.
- Taaa, może – odpowiedziałem, uśmiechając się blado.
- No i co z nią? – Znów skupiła się na mnie, patrząc głęboko w moje oczy. Odsunąłem się trochę, schylając nad naczyniem z brązowym napojem. Wpatrywałem się przez chwilę w pianę, by po chwili znów się odezwać.
- James, on znowu się stał – nie potrafiłem zatrzymać goryczy, która rozpływała się po moich słowach. – Ona nie potrafi o nim zapomnieć. Wszystko było wczoraj wspaniale, nawet pozwoliła… - Zacząłem, ale dziewczyna mi przerwała.
- Błagam, oszczędź mi szczegółów.
- Dzisiaj rano, po wyjściu spod prysznica nawet nie dała mi się dotknąć - westchnąłem głęboko, łapiąc się za głowę. – Czułem jak w tamtym momencie rozerwałem się na pół. Ona jest tak bardzo myląca – zniżyłem swój głos, a gdy zauważyłem rozbawioną twarz blondynki, zamilkłem.
- Co cię tak śmieszy? – Warknąłem.
- Nic, po prostu nie sądziłam, że mój Justinek się kiedykolwiek zakocha, awwwww – zagruchała, a ja poczułem jak się rumienię. Ale z ciebie baba, Bieber. Warknęła moja podświadomość, a ja miałem ochotę uderzyć się w głowę.
- Skończ – warknąłem, jednak nie potrafiłem się nie uśmiechnąć.
- No przyznaj się, chłopie – przeczesała swoje blond loki, przysuwając się bliżej. Po chwili jej zadbana dłoń znalazła się na moim kolanie.
- Ale przecież wiesz, że to wszystko pomiędzy mną a nią jest skończone. Już na starcie – stwierdziłem.
- Chyba nie chcesz się poddać, co? Suka zawróciła ci totalnie w głowie, a ty chcesz dać za wygraną? Nie poznaje cię – zaśmiała się głośno.
- Nie rozumiesz? – Odpowiedziałem zdenerwowany. Kto, jak kto, ale ona powinna najlepiej zrozumieć moją sytuację.
- Przestań zachowywać się jak ciota – spoważniała natychmiast. – Wiesz dobrze, że James do niej nie wróci.
- Może i nie, ale co ja kurwa zrobię, gdy ona o wszystkim się dowie? – W końcu mogłem wydusić z siebie wszelkie wątpliwości, które trzymałem wgłębi od kilku dni. Zamówiłem dla nas kolejkę, chcąc jeszcze dalej uciec od tego wszystkiego. Czułem, że to jedyne wyjście.
- Tego nie wiesz, ale możesz zrobić coś, by nie potrafiła o tobie zapomnieć. Użyj swojego mózgu i wykorzystaj swój urok, by zawładnąć jej sercem. Zrób wszystko, żeby nie potrafiła bez ciebie żyć.
Jej słowa wywołały dziwny skurcz gdzieś głęboko we mnie, a ja potrafiłem jedynie zalać to uczucie kieliszkami wódki, które otrzymaliśmy.
Milczałem, nie wiedząc, co tak naprawdę miałem powiedzieć.
- Widzisz, co ona z tobą zrobiła? – Kimberly miała ze mnie niezły ubaw. – Zupełnie cię nie poznaję, Biebsss – rzuciła zaczepnie, połykając kolejną dawkę alkoholu. Gdy na nią spojrzałem, jakby za naciśnięciem pilota oboje wybuchliśmy śmiechem.
- A chociaż dobrze się pieprzy? – Spytała, łapiąc oddech.
- Ja jeszcze… - zawahałem się, a widząc zszokowaną minę dziewczyny, wiedziałem, że mogłem siedzieć cicho.
- Chyba sobie żartujesz? Jeszcze jej nie puknąłeś? – Miałem nadzieję, że tego nie skomentuje, ale po chwili głośny rechot skupił uwagę kilku osób w barze.
- Zamknij się – jęknąłem, coraz bardziej zażenowany jej zachowaniem.
- Oszalałeś – stwierdziła. – Ty naprawdę zwariowałeś.
- Kurwa Kim! Nie mogłem, okej? Ona była taka delikatna i niepewna. Bez względu na wszystko nie jestem bestią i nie chciałem jej wykorzystać.
- Wcale nie chciałeś jej wyruchać, wcale. Justin, nawet nie próbuj mnie okłamać. Marzyłeś, by zamoczyć w niej swojego przyjaciela, oboje o tym wiemy.
Nie mogłem się powstrzymać, więc wybuchnąłem śmiechem.
- Znasz mnie lepiej niż ja sam – zachichotałem, obejmując ją ramieniem.
- Więc co teraz? – Spytała, gdy skończył się nam alkohol.
- Jeszcze ci mało? - Zapytałem, nie ukrywając rozbawienia.
- Nie o to mi chodziło – odpowiedziała, lekko zirytowana.
- Ahh te kobiety – skomentowałem jej nagłą zmianę humoru. – Więc o co?
- O Kate. Jaki masz plan?
- Żadnego. Zawsze działem spontanicznie.
- No tak, w końcu jesteś facetem. Tym razem tak jednak nie będzie.
- Co masz na myśli? – Rzuciłem zaciekawiony.
- Zadzwoń do niej, teraz.
Kate’s POV:
Wyszłam spod prysznica z zupełnie świeżym umysłem, mając już opracowany plan. Wiedziałam, co muszę zrobić, by ukoić swoje serce. Włosy podsuszyłam na szybko suszarką, by po chwili ubrać na siebie wybrane rzeczy. Pomalowałam pośpiesznie twarz, starając się wykonać równe kreski na powiekach. Gdy byłam już gotowa zabrałam ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i zamknęłam apartament. Taksówka już na mnie czekała.
Wsiadłam do niej i pośpiesznie podałam adres kierowcy. Nie stresowałam się już. Byłam raczej ciekawa tego, co się wydarzy. Zastanawiałam się jak on zareaguje.
Samochód po półgodziny zatrzymał się pod hotelem Roosevelta, a ja po oddaniu należnych pieniędzy, wysiadłam. Wdrapałam się po schodach, starając się omijać służbę. Bałam się, że mógł mnie ktoś rozpoznać, a moja ostatnia wizyta tutaj nie była za ciekawa. No okej, chociaż ten tort, a raczej resztki były smaczne.
Przeszłam pośpiesznie przez hol, dyskretnie się rozglądając. Mój cel odnalazł się szybciej, niż mogłam marzyć. Już po chwili skierowałam się w stronę wyjścia na basen, przy którym wylegiwał się James wraz z blondynką.
Od progu zalała mnie fala ciepła, czując gorące promienie słoneczne na ciele. Podeszłam do ich leżaków. Na szczęście mieli zamknięte oczy.
- Cześć James – powiedziałam głośno, chcąc zwrócić jego uwagę. – A ty to pewnie Megan, tak? – Spytałam, zauważając, że oboje otworzyli oczy. Źrenice chłopaka natychmiast się powiększyły, a dziewczyna zupełnie zdezorientowana, spojrzała na niego.
No to zaczynamy zabawę… Będzie ciekawie.