Spokojnie jak na wojnie

By Karolina_eM

169K 5.9K 13K

Młoda brunetka wkracza w dorosłość w najgorszym czasie - w czasie wojny. To właśnie wtedy w jej życiu nastają... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 38
Dodatek | Hanna Miller
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
✨ROK✨
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56

Rozdział 37

2.9K 97 792
By Karolina_eM

W ᴍᴇᴅɪᴀᴄʜ ᴍᴀᴄɪᴇ ᴘɪᴏsᴇɴᴋę sanah "Sᴀᴍᴀ", ᴋᴛᴏ́ʀᴀ ᴘᴀsᴜᴊᴇ ᴅᴏ ᴛᴇɢᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀłᴜ. Pʀᴏᴘᴏɴᴜᴊę ʀᴏ́ᴡɴɪᴇż ᴘɪᴏsᴇɴᴋę sᴀɴᴀʜ – "Mᴇʟᴏᴅɪᴀ".

Tᴜ ᴏᴅ ʀᴀᴢᴜ ᴅᴀᴍ ᴅʟᴀ sᴘʀᴏsᴛᴏᴡᴀɴɪᴀ - ɢᴅᴢɪᴇś ᴛᴜ ɴᴀ ᴘᴏᴄᴢąᴛᴋᴜ ʙęᴅᴢɪᴇ ʀᴏᴢᴍᴏᴡᴀ ᴛᴇʟᴇғᴏɴɪᴄᴢɴᴀ ɪ ᴛᴇʀᴀᴢ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴇɴɪᴀ﹕

- ᴢᴡʏᴋłʏ ᴍʏśʟɴɪᴋ ᴛᴏ ᴏsᴏʙᴀ ᴅᴢᴡᴏɴɪąᴄᴀ!

ᴡɪęᴋsᴢʏ ɪ ᴘᴏɢʀᴜʙɪᴏɴʏ ᴍʏśʟɴɪᴋ ᴛᴏ ᴏsᴏʙᴀ, ᴋᴛᴏ́ʀᴀ ᴏᴅᴇʙʀᴀłᴀ ᴛᴇʟᴇғᴏɴ!

~ ᴘᴏɢʀᴜʙɪᴏɴᴀ "ғᴀʟᴋᴀ" ᴛᴏ ᴊᴇsᴛ ᴅʀᴜɢᴀ ᴏsᴏʙᴀ, ᴋᴛᴏ́ʀą ʙęᴅᴢɪᴇ słʏᴄʜᴀć ᴡ słᴜᴄʜᴀᴡᴄᴇ ᴜ ᴏsᴏʙʏ, ᴋᴛᴏ́ʀᴀ ᴏᴅᴇʙʀᴀłᴀ ᴛᴇʟᴇғᴏɴ!

_________________________________________

Minął tydzień. Z nakazu Orszy nie mogłam uczestniczyć w żadnej akcji. Po mojej ucieczce z kamienicy Bytnara, rozerwały się szfy, które były przecież zrobione dzień przed. W ten oto sposób sama doprowadziłam się do tego stanu. Tadeusz musiał usunąć poprzednie szfy, bo nic innego nie dało się z nimi zrobić. Obie rany zostały zszyte na nowo. Ból w nodze jest mimo wszystko o wiele gorszy. A przynajmniej taki był pierwszego dnia, z dnia na dzień jest lepiej.

Pierwszego dnia nawet nie ruszałam się z łóżka, gdyż domownicy mi tego kategorycznie zabronili. Natomiast obecnie chodzę, choć lekko kuleje.

Tak jak wspomniałam, nie biorę udziału w akcjach, nie wychodzę też z domu, aby nie nadwyrężać nogi.

Janka nie widziałam cały tydzień. Prawdę mówiąc nawet nie mam najmniejszej ochoty go widzieć.
Co jakiś czas odwiedza mnie Aniela, Maciek, Basia czy Heniek. Oni również są przybici całą tą sytuacją. Aniela i Maciek niejednokrotnie nalegali, abym dała Jankowi to wszystko wytłumaczyć, ale nie mam takiego zamiaru. Widziałam wszystko czarno na białym, zdania nie zmienię. Edek natomiast przychodzi codziennie, za co jestem mu wdzięczna jak nigdy dotąd.

Właśnie wstałam. Jak co dzień od tamtej pory, usiadłam na łóżku i tępo wpatrywałam się w okno. Było coś koło godziny dziewiątej.

Już od początku tygodnia po głowie krążył mi jeden i ten sam pomysł. Potrzebowałam świeżości, jakiejś odmiany, innego środowiska. Chciałam mój pomysł przedstawić dziś reszcie. Reszcie, czyli Tadkowi, Anieli, Maćkowi, Heńkowi, Basi i Edkowi. Mama już o wszystkim wie, bo kilka razy jej o tym wspominałam, kiedy byłyśmy same w domu, bo Tadek był na akcjach.

Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej sukienkę w kolorze ciemno brązowym z krótkim rękawem, a następnie poszłam do łazienki. Odświeżyłam się, ubrałam, po czym wzięłam się za czesanie. Rozczesałam włosy i spiełam je solidnie. Od ostatniego czasu to upiecie było dla mnie charakterystyczne. Jakoś miałam lekki uraz do upinania włosów w warkocz, a rozpuszczonych nie chciałam nosić, bo obecnie było mi w nich po prostu gorąco. Poza tym Edkowi podobam się w upiętych włosach.

Wyszłam z łazienki i weszłam do kuchni.

- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się lekko.
- Dzien dobry, słoneczko. - uśmiechnęła się delikatnie mama.

Powiedzenie na mnie "słoneczko", nie było adekwatne do mojego stanu. Słoneczkiem to ja na pewno nie byłam. Od tygodnia wyglądam dosłownie jak wrak człowieka. A wszyscy dookoła doskonale to widzieli, co za tym idzie, nie byli z tego zadowoleni.

Anastazja wyglądała dosłownie jak chodząca śmierć. Niewyspana, z podpuchniętymi i zaczerwienionymi oczami. Ubierała się ostatnio w ciemne sukienki, koszulę i spódnice. Włosy miała codziennie spięte, raz czy dwa była może w rozpuszczonych. O warkoczu można było tylko pomarzyć. Ta fryzura już za bardzo kojarzy jej się z Jankiem, dosłownie nim przesiąkła. A zachowanie? Zmieniło się, ale nie drastycznie. Na pewno jest jeszcze bardziej zamyślona i rozkojarzona niż była dotychczas. Całe dnie chodzi z głową w chmurach. Śmieje się najczęściej tylko w towarzystwie Edka, Anieli i Maćka. Jednak w głowie toczyła dwie zacięte bitwy. Nie wiedziała, czy po tym wszystkim ma teraz zacząć słuchać innych, czy wciąż stawiać na swoim. No bo, przecież raz nie posłuchała Tadka, jak tłumaczył jej, że Bytnar to nie chłopak dla niej, postawiła na swoim, a teraz okazało się to największym błędem w jej życiu..

- Musimy zwołać resztę, chcę wam coś powiedzieć. - oznajmiłam, siadając do stołu.
- O, no to ja już idę do pracy. - powiedziała pośpiesznie mama. - Miłego dnia, kochani. Uważajcie na siebie!

Mama szybko ulotniła się z kuchni i wyszła z mieszkania. Wiedziała, co chcę oznajmić Tadeuszowi i reszcie, bo rozmawiałam z nią o tym wcześniej. Chciałam znać jej opinię, zanim ostatecznie podjęłam decyzję.

- Co to było? - zapytał Tadeusz, jakby sam siebie. - Dobra, nie ważne.. - pokrecił głową. - Co chciałaś? O czym chcesz nam powiedzieć?
- Dowiesz się, jak przyjdzie reszta. - powiedziałam. - Mógłbyś zadzwonić do Anieli, Maćka, Basi i Heńka? Ja bym akurat zjadła.
- No dobrze, a Edek? - zapytał zdziwiony.
- Do niego zadzwonię sama.
- Jak chcesz. - wzruszył ramionami.
- Dzięki. - dodałam, a Tadeusz wyszedł z kuchni.

Po kilku minutach skończyłam śniadanie i posprzątałam po sobie. Weszłam do salonu, a Tadek kończył rozmowę przez telefon.

- Nie wiem, o co chodzi. - mruknął do telefonu. - A skąd mogę wiedzieć? Przyjdziesz to się dowiesz, ja też nie wiem i jakoś żyje! Nie powiedziała mi. Tak, też będzie. Już przestań, po prostu przyjdź. Na razie!

Chłopak odłożył słuchawkę i westchnął ciężko.

- Aniela? - zaśmiałam się lekko.
- Tak. - zaśmiał się. - Zadzwoniłem już do wszystkich, możesz dzwonić do Edka.
- Dobrze, dziekuje.

Uśmiechnęłam się delikatnie i podeszłam do telefonu. Znałam na pamięć numer Wilczyńskiego, w końcu dzwoniłam do niego codziennie po kilka razy. Przyłożyłam słuchawkę do ucha i czekałam, aż ktoś odbierze.

Tak, słucham? - odpowiedział dziewczęcy głos.
- Dzień dobry, czy mogłabym prosić Edwarda do telefonu?
A kto pyta? - zapytała.
- Anas-
  ~ Lena, kto dzwoni? - zapytał głos Edka w oddali.
Jakaś dziewczyna, chcę żebyś podszedł do telefonu.
  ~ To pewnie Anastazja.
Anastazja? To ta, w której się podkochujesz od przedszkola? - zakpiła, a ja poczułam, jak na mojej twarzy pojawią się rumieńce i cieszyłam się, że tego nie widzieli.
  ~ Tak, to moja dziewczyna. - odparł szybko.
Dziewczyna?! I nikomu nic nie powiedziałeś? Jak zaraz powiem rodzicom to-
  ~ Wszyscy wiedzą. - zaśmiał się.
Ale jako to?! - zawołała zbulwersowana. - Nawet Hania i Frania?
  ~ Tak, nawet one.
To czemu ja nic nie wiem! Pożałujesz, braciszku!
  ~ Nic nie wiesz, bo jesteś małą paplą. Zawsze wszystko wygadasz. - westchnął ciężko. - A teraz muszę cię przeprosić, ale Anka czeka.
Mamoooo!

Zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam niedowierzająco głową.

Edek jest najstarszy z rodzeństwa. Ma trzy młodsze siostry. Edward, jak wiadomo ma osiemnaście lat, jest najstarszym i pierworodnym synem. Jest mieszanką swoich rodziców. Ma czekoladowe oczy po matce i brazowe kręcone włosy po ojcu.

Lena Wilczyńska to najstarsza z córek państwa Wilczyńskich. Ta rozrabiaka ma obecne lat szesnaście. Ma piękne długie złociste włosy po matce, jak i czekoladowe oczy po niej. Innymi mówiąc jest kropla w krople jak swoja matka, a przynajmniej z wyglądu.

Hanna i Franciszka Wilczyńskie, znane również jako Hania i Frania to najmłodsze bliźniaczki. Obecnie mają lat dwanaście. Obie mają kręcone brązowe włosy i zielone oczy po ojcu, czyli są przeciwieństwem Leny, bo są kropla w krople jak ojciec.

- Tak, kochanie? - zapytał podchodząc do słuchawki. - Dużo słyszałaś? - zaśmiał się.
- Podkochujesz się we mnie od przedszkola? - zaśmiałam się, unosząc brew.
- Oczywiście, że tak. - zakpił. - Widzisz ile czasu musiałem się o ciebie starać?
- Mam nadzieję, że mi wybaczysz. - zakpiłam również. - Dobrze, a teraz na poważnie. Przyjdź dziś, proszę.
- Taki miałem zamiar, nie musiałaś dzwonić.
- Ale chciałabym, żebyś przyszedł już zaraz, a nie po południu..
- Stało się coś? - zapytał zdziwiony. - Anka?
- Nie, nic. Po prostu przyjdź, potrzebuje porozmawiać. - westchenęłam lekko.
- Dobrze, będę za jakiś kwadrans.
- Dziękuje, kochanie.

Powiedziałam "kochanie", choć to słowo sprawiało mi niewyobrażalny ból. Za każdym razem czułam, jakby ktoś mi przystawiał nóż do gardła, gdy tylko chciałam wypowiedzieć to słowo.. Ale przecież kochałam Edka, więc czemu tak się działo? Czy to wszystko jeszcze było zbyt świeże? Czy muszę jeszcze poczekać, żeby to się unirmowało? Żeby przestało boleć..?

- Do zobaczenia.

Odłożyłam słuchawkę i westchnęłam ciężko.

- Potrzebujesz porozmawiać? Mówiłaś, że chcesz nam coś powiedzieć. - powiedział Tadeusz, zakładając ręce na klatkę piersiową.
- Bo chcę.
- Nie powiedziałaś mu, że będzie reszta. - dodał.
- Bo nie pytał. - wzruszyłam lekko ramionami.
- Anka. - powiedział stanowczo Zośka. - Zataiłaś przed nim prawdę.
- Gdybym mu powiedziała, że będzie reszta, to wiesz jakie by było jego nastawienie. Dokładnie takie samo, jak Anieli, gdy jej powiedziałeś, że Edek też będzie. - oznajmiłam sfrustrowana.
- To twoje decyzje. - powiedział, unosząc ręce w geście obrony. - Ale wiedz, że i konsekwencje jakie z nich wyjdą, też będą twoje.
- Filozof się znalazł. - fuknęłam.
- Już przestań. - mruknął. - Usiądź i czekaj.

Chłopak zasiadł na swoim ulubionym fotelu, usadowił się wygodnie i zaczął czytać gazetę, która dotychczas leżała na stoliku. Natomiast ja usiadłam na sofie i założyłam ręce na klatce piersiowej, co poskutkowało tym, iż wyglądałam jak mała napuszona dziewczynka.

Po jakiś piętnastu minutach oczekiwania usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

- Już otwieram! - zawołałam, zrywając się z kanapy.

Podeszłam szybko do drzwi, odkluczyłam je i otwarłam. Moim oczom ukazali się Aniela, Heniek i Edek.

- No wchodzcież! - zawołałam, śmiejąc się.

Aniela i Heniek weszli pierwsi, a za nimi Edek.

- Dzień dobry, kochanie. - uśmiechnął się, obejmując mnie rękami wokół talii.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się również i pocałowałam go szybko w policzek.

Aniela przyglądała się tej jakże "rozkosznej" scenie z założonymi rękami. Blondynka miała wręcz odruch wymiotny widząc ich razem. Na każde "kochanie" z ich strony, przewracała poirytowana oczami, bo nie mogła tego słuchać. Ileż to kłamstw kryło się za tym jednym, niby niewinnym "kochanie".

- Aniela, przestań. - szepnął do niej Wierzbowski, widząc jak niezadowolona dziewczyna swoim spojrzeniem wierci dziurę w Wilczyńskim.
- Oh po prostu usiądźmy. - mruknęła. - Serwus Tadek!

Jej wyraz twarzy z poirytowanego momentalnie zmienił się w radosny. Na twarzy pojawił się promienny uśmiech, a i oczy stały się jakby weselsze. A wszystko to na widok młodego Zawadzkiego.

- Dzień dobry. - również się uśmiechnął. - Maćka i Basi jeszcze nie ma?
- Nie, ale pewnie zaraz przyjdą. - oznajmił Heniek.
- Cześć Tadeusz. - uśmiechnął się Edward, podchodząc razem ze mną do pozostałych.
- Cześć, siadaj. - zaproponował Zawadzki, widząc, że reszta już zasiadła.

Oboje usiedliśmy na sofie, Edek objął mnie ramieniem, a ja się w niego wtuliłam, bo wiedziałam, że i tak będziemy chwilę czekać. Heniek siedział razem z nami na sofie, natomiast Aniela siedziała na fotelu. Blondynka nie miała ochoty nawet patrzeć na Edka, a co dopiero go dotknąć podczas siedzenia na tej samej sofie.

Aniela była na pewno jedną z osób najbardziej źle nastawionych do mojego związku z Edwardem, a na pewno i do samego Edka. No, ale cóż ja mogę na to poradzić?

- Co chciałaś nam powiedzieć? - zapytał Henryk.
- Poczekajmy, aż przyjdą wszyscy, wtedy wam powiem. - oznajmiłam.
- To co ważnego? - dopytała Aniela.
- Zależy, jak to odbierzecie. Dla mnie jest ważne, dla was może nie być. - wzruszyłam delikatnie ramionami.
- Ale chcesz nas prosić o pomoc w czymś? - zapytał Edek.
- Nie, spokojnie. - odpowiedziałam, kręcąc głową. - Chce wam po prostu coś oznajmić, to nic wielkiego. - westchnąłem lekko. - Zrobić wam herbaty? 
- Zrób. - uśmiechnął się Tadeusz.
- Mi nie rób. - odparł szybko Heniek.
- Zrób. - powtórzył Zawadzki, patrząc na Wierzbowskiego.
- To jak? - zapytałam, unosząc brew.
- Zrób. - zaśmiał się Henryk, wiedząc, że nie wygra z Tadeuszem.
- Pomogę ci! - zawołała Aniela i zerwała się z fotela.
- Ależ nie trz-
- POMOGĘ. - powiedziała głośniej, złapała mnie za rękę i zaprowadziła do kuchni.

Podeszłam do szafki i wyjęłam z niej filiżanki. Następnie nalałam wody do czajnika i o mało co bym go nie upuściła, gdy Aniela pojawiła się nagle obok mnie.

- O co chodzi? - zapytała dobitnie, łapiąc mnie za nadgarstek, abym odstawiła czajnik.
- Mogę nastawić wodę? - zapytałam, patrząc to na nią, to na jej dłoń trzymajacą mnie.
- Nastaw. - mruknęła, puszczając mnie.

Tak więc nastawiłam ową wodę i odwróciłam się do blondynki.

- O co chodzi?
- W jakim sensie? - zapytałam.
- Anka, nie udawaj. - warknęła. - O czym nam chcesz powiedzieć? Co to za wielką tajemnica?
- Aniela, dowiesz się jak przyjdzie reszta. - oznajmiłam.
- Jesteś w ciąży? - wypaliła.

Spojrzałam na nią z szeroko rozwartymi oczami. Przez moment miałam nadzieję, że to żart, ale widząc jej poważną minę, zrozumiałam, że się mylę.

- Aniela! - zawołałam oburzona. - Co ci strzeliło do głowy!?
- Jesteś czy nie? - zapytała, patrząc mi w oczy.
- Jasne, że nie, na litość boską! - zawołałam. - A nawet gdybym była, to nie wypada tak pytać, nie sądzisz?
- Czyli jesteś?! - zawołała zmartwiona, zasłaniając ręką usta.
- Do cholery, Aniela! - zawołałam zbulwersowana. - Oczywiście, że nie!
- Ale.. Jesteś pewna..? - zapytała niepewnie.
- Jak matkę kocham.. - westchnęłam, łapiąc się za głowę. - Tak, jestem pewna!
- Ufff to dobrze. - uśmiechnęła się. - Chyba bym nie mogła spojrzeć na to dziecko, gdyby jego ojcem byłby Edek. - warknęła.
- Aniela! - zawołałam. - Po pierwsze, to bardzo nie miłe z twojej strony, a po drugie, nie do końca ciąża da się tak szybko wykryć, ale mniejsza. - powiedziałam, machając lekceważąco ręką.
- W takim razie.. O czym nam chcesz powiedzieć? - zapytała zdezorientowana.
- Na pewno nie o tym, że jestem w ciąży. - zakpiłam, zalewając herbatę wrzątkiem.
- Oj przestań, naprawdę się martwiłam! - zaśmiała się.
- Właśnie widziałam to przerażenie w twoich oczach.
- Ja się martwiłam po prostu, że to dziecko Edka. - fuknęła.
- Aniela! - zawołałam oburzona. - To naprawdę jest niemiłe! - westchnęłam. - A poza tym... To nie czasy na rodzenie dzieci.. - powiedziałam, patrząc w okno.
- Masz rację.. - westchnęła również. - Ale już, uśmiechnij się. - powiedziała sama się uśmiechając.

Wychodziłam z kuchni z tacą, na której były filiżanki, kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

- Otworzę. - powiedział Tadeusz, wymieniając ze mną porozumiewawcze spojrzenie.
- Serwus! - zawołał uradowany Maciej w drzwiach.

Odłożyłam tacę na stolik i również podeszłam do drzwi.

- Właśnie zaparzyłam herbatę, wchodźcie. - pogoniłam ich i zamknęłam drzwi.- Siadajcie, ja postoje.
- Anastazja, ale nie.. - zaczęła Basia.
- Postoje i tak nie usiedzę w miejscu. - powiedziałam.

Maciek usiadł na sofie obok Edka, a Basia na kolanach u Maćka tak, żeby wszyscy się zmieścili, natomiast ja podeszłam sobie do okna.

- A więc? O co chodzi? - zapytała Basia.
- Wy już wiecie? - zapytał Maciek, rozglądając się po wszystkich obecnych w pokoju.
- Nie, chciałam zaczekać na wszystkich. - oznajmiłam.
- A to coś ważnego? - zapytała zaniepokojona Basieńka.
- Nie, to nic wielkiego, nie martwcie się. - powiedziałam, patrząc się w szybę.

Stanęłam na wprost okna, tym samym stojąc tyłem do przyjaciół. Szukałam w głowie jakiś wyrafinowanych słów, aby oznajmić im to, co miałam w głowie, ale nie potrafiłam takich znaleźć. Więc po prostu użyłam najprostszych, najłatwiejszych i najbardziej bezpośrednich, jakich się tylko dało.

- Chcę wyjechać.

Odwróciłam się do nich, trzymając się kurczowo za dłonie, czekając tym samym na ich relacje. Pierwsze co zobaczyłam to zszokowana mina Anieli, która trzymała filiżankę przy ustach, a dłoń trzęsła jej się tak, że prawie zawartość owej filizanki wylała się na jej granatową spódnicę.

Następnie była pobladła Basia, patrząca lekko zdezorientowanym wzrokiem na Maćka, no i Maciek patrząc lekko przestraszonym wzorkiem na Basię.

Tadeusz patrzył, jakby pustym wzrokiem w tackę, na której stała moja, jeszcze nawet nie ruszona filiżanka.

Heniek chciał utkwić wzrok w herbacie w swojej filiżance, ale nie udawalo mu się to, bo mimowolnie spoglądał na Taduesza, chcąc widzieć jego reskcje.

Edek patrzył na mnie, jakby chciał się doszukać jakiejś wskazówki, jakiegoś niedopowiedzenia, ale w tych dwóch słowach nie było żadnych niedopowiedzeń. Były to najprostsze dwa słowa z najbardziej jasnym przesłaniem.

- I to jest twoim zadaniem nic wielkiego?! - zawołała zbulwersowana Aniela. - Tadeusz zróbże co!

Jednak Tadeusz nadal patrzył tępym wzrokiem w te samą samotną filiżankę.

- Ale.. Anastazja, jak to wyjechać..? - zapytała Basia.
- Po prostu.. Muszę, chcę..
- Ale tak sama? - zapytał Dawidowski.
- Chciałabym, aby Edek jechał ze mną.. - oznajmiłam, patrząc na niego.
- Oczywiście, że z tobą pojadę, nie zostawię cię. - powiedział, podchodząc do mnie.

Aniela prawie zakrztusiła się herbatą na to zdanie, przez co Henryk wbił w nią złowrogi wzrok.

- Na ile? - powiedział Tadeusz wstając z fotela.
- Słucham? - dopytałam.
- Pytam: na ile chcesz wyjechać?
- Mam w planie na miesiąc..
- Żartujesz?! - zawołała blondynka.
- Nie Aniela, ja naprawdę tego potrzebuje.. Muszę zmienić otoczenie na jakiś czas.
- Gdzie chcesz jechać? - zapytał Wierzbowski.
- Do Brwinowa. - oznajmiłam, łapiąc dyskretnie Edka z rękę, aby dodał mi tym samym otuchy. - Kasi pewnie przyda się pomoc, gdy nie ma Florka, więc jej pomogę przy okazji.
- Jadę z wami. - wypalił nagle Tadek.

Nagle wszyscy zebrani, łącznie ze mną spojrzeli zszokowani na Zawadzkiego. Chyba nikt z nas się tego nie spodziewał. A nawet jeśli, to nie miał odwagi tego powiedzieć, czy nawet o tym myśleć.

- S-slucham? - wydukałam, mając nadzieję, że to jakiś kiepski żart.
- Jadę z wami. Nie zostawię cię samej, nie ma takiej mowy.
- Tadeusz, a-ale ty jesteś pewnien..? - spytała Aniela, podchodząc do niego. - A co z sabotażem? Co z waszą matką?
- Wszystkim się zajmę. - odparł bez najmniejszego poruszenia.
- Niby jak?! - zawołała oburzona blondynka.
- Tadeusz, mam do ciebie ogromny szacunek, szanuje twoje decyzję i zawsze będę sądzić, iż jesteś najbardziej odpowiedzialny i opanowany z nas wszystkich. - zaczął Maciek. - Ale jak ty do cholery, chcesz się tym zająć?! Ty w ogóle o tym myślałeś?!

Czuć było, jak atmosfera w pokoju nieubłaganie się zaostrza, a to nie wróżyło nic dobrego.

- Maciek przestań. - skarciła go Basia. - Przecież, kiedy miał o tym myśleć, dowiedział się tak samo jak my w tej chwili.. - westchnęła, spoglądając na mnie smutnymi oczami.
- Kiedy chcesz wyjechać? - zapytał Heniek, który jako jeden z nielicznych siedział do tej pory w ciszy.

Można by rzec, że Henryk jako jedyny zachował zimną krew po ogłoszeniu mojej decyzji. Nie krzyczał, nie karcił. Zadawał tylko istotne pytania.

- Jutro. - odparłam, spoglądając na Edwarda obok mnie.
- JUTRO?! - zawołali jeszcze bardziej zszokowani.
- Anka, czy ty w ogóle myślałaś nad tym, co mówisz? - zapytał Dawidowski. - Przecież, jeśli dziś wyślesz list, to on za nic nie dojdzie do jutra do Brwinowa. Nawet nie będą wiedzieć, że macie przyjechać.
- Nie do końca.. - wymamrotałam.
- Jak to "nie do końca"? - zapytała Basia. - Anastazja, co masz na myśli? - dodała.
- W tym tygodniu dostałam list od Katarzyny, taki zwykły, chciała wiedzieć, co u nas słychać, jak się czujemy i tym podobne. - oznajmiłam. - W odpowiedzi na niego napisałam, żeby się nas, a przynajmniej mnie, spodziewała w najbliższym czasie. Sądzę, że w ciągu tygodnia list zdążył dojść.

Aniela spojrzała na Maćka, Maciek na Basię, Basia na Tadka, który od pewnego czasu siedział w ciszy. Zapewne analizował coś w głowie. Układał swoją słynną strategie, tym razem na to, jak zająć się wszystkim w Warszawie, nie będąc tym samym w Warszawie.

- Anka, mogę cię prosić na chwilę do kuchni? - zapytała Aniela.
- Ale po c-
- Do kuchni. - powiedziała stanowczo i złapała mnie z nadgarstek.

Kiedy znalazłyśmy się owym pomieszczeniu, Aniela spojrzała jeszcze, czy aby nikt nie jest w pobliżu i odwróciła się w moją stronę.

- Anastazja.. - zaczęła.

Usiadła przy stole na wprost mnie, a następnie ułożyła dłonie w wieżyczkę, co mogło tym samym wskazywać na to, że nie będzie to zwykła rozmowa.

- Ja wiem, że przeżywasz obecnie ciężki okres w swoim życiu.
- Aniela.. - mruknęłam, przewracając oczami.
- Sluchaj i nie przerywaj. - warknęła. - Ale Anka, ty nie jesteś jedyną osobą na tym świecie. Czy ty w ogóle myślałaś o konsekwencjach twojego wyjazdu? Co? Tak po prostu wyjedziesz na miesiąc, jak gdyby nigdy nic? A co z sabotażem? Jesteś sanitariuszką, jedyną naszą zaufaną pomocą, poza tym jesteś potrzebna na akcjach, masz dobre oko i potrafisz obsłużyć się bronią. Znasz dobrze niemiecki i wiele innych.
- Aniel-
- Poza tym chciałaś wyjechać sama? Naprawdę? Myślałaś, że cię tak puścimy? Wiesz, co mogło by ci się stać?
- Nie chciałam jechać sama, myślałam nad wyjazdem razem z Edkiem. - odparłam.
- A co gdyby się nie zgodził? Wyjechała byś sama? Myślałaś o tym?
- Ale się zgodził, Aniela prosz-
- W ogóle myślałaś o Edku? Przecież on też ma rodzinę. Trzy młodsze siostry, którymi się zajmuje, kiedy nie ma nikogo w domu. Myślisz, że od tak może sobie pozwolić na wyjazd na CAŁY miesiąc, i to tak na już, jutro?
- Lena nie jest małym dzieckiem, potrafi zająć się siostrami. - oznajmiłam. - Poza tym matka Edka straciła ostatnio pracę i mówiła, że nie zamierza szukać nowej w tych czasach, a tym samym powiedziała, że będzie mogła się lepiej zająć domem.
- A Tadeusz? - zapytała. - Czy ty o nim myślałaś?
- To nie było planowane..
- Anka on jest dowódcą! Ma kontakty, to on planuje akcje, dopracowywuje wszystko na ostatni guzik, konsultuje się z Orszą, zwołuje zbiórki. Ty myślałaś o tym, jak będzie wyglądać sabotaż bez niego?
- Aniela, on miał nie jechać! - zawołałam, chcąc wreszcie dojść do słowa. - Poza tym, jesteś jego zastępcom. Wiesz, jak to wszystko się robi, dasz sobie świetnie radę sama.
- A wasza matka? Sama przez miesiąc? Nie przeraża cię ta myśl?
- Oczywiście, że tak! Ale moja mama jest dorosła, przecież nie jest dzieckiem. Wychowała mnie i Tadka, przez tyle lat, to da sobie radę sama przez miesiąc.
- Anastazja.. Proszę powiedz mi, jaki jest powód wyjazdu..

Spojrzałam w okno, chcąc uniknąć jej wzorku. Blondynka złapała mnie za ręce i wbiła swoje piwne tęczówki w moją twarz.

- Potrzebuje odpocząć od tego. Muszę zmienić otoczenie, żeby móc to wszystko sobie przemyśleć na spokojnie.
- Masz mętlik w głowie, prawda? - westchnęła.
- To mało powiedziane. Ja.. Ja nawet nie wiem, co mam myśleć. Potrzebuje tego wyjazdu, jak niczego innego.
- Rozumiem. Ja.. Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam, nie wiem, co czujesz..
- Nic się nie stało, masz trochę racji, nie przemyślałam wszystkiego.
- To zrozumiałe, że w tej chwili myślisz, o tym, żeby naprawić swoje problemy. - uśmiechnęła się. - Choć raz.

Dziewczyna wstała, a ja razem z nią, po czym wyszliśmy z kuchni.

- Mamy plan. - powiedział Heniek.
- Będę przyjeżdżał w piątki i odjeżdżał w niedzielę. - oznajmił Tadek. - W piątki będziemy planować akcje, a w sobotę wcielać je w życie. Najwyżej mniejsze akcje będzie przeprowadzać w tygodniu Aniela. Poza tym jest jeszcze Maciek, Heniek i Janek, pomogą ci.
- Nie najgorzej, prawda? - zaśmiał się Maciek.
- Czym zamierzasz jechać? - zapytała mnie Basia.
- Myślałam, że pojedziemy pociągiem..
- Nie ma mowy. - pokrecił głową Edek. - Pojedziemy moim autem, będzie bezpieczniej.
- Ale jesteś pewien? - dopytałam.
- Tak, będzie szybciej, bezpieczniej i wygodniej.
- Ale naprawdę chcesz wyjechać już jutro? - zapytała Basia.
- Tak Basiu.. - westchnęłam. - Chce wyjechać jak najszybciej.
- Rozumiem. - uśmiechnęła się delikatnie.
- A kiedy wrócicie? - zapytał Henryk.
- Dokładnie za miesiąc. Na pewno nie szybciej. - powiedziałam, lapiąc Edka za rękę.
- Musimy wyjachac z samego rana. - oznajmił Tadeusz. - Tak będzie najlepiej.
- My się będziemy już zbierać. Pewnie chcecie się spakować. - powiedział Dawidowski, wstając z sofy.
- Ale już? - zapytałam.
- Tak, nie będziemy wam przeszkadzać. - powiedział Wierzbowski.
- Zadzwońcie, o której wyjeżdżacie, to przyjdziemy się pożegnać. - uśmiechnęła się Basieńka.
- Aniela idziesz?
- Ja jeszcze chwilę zostanę. - odparła.

Chłopcy wraz z Basią wyszli, zostawiając tym samym mnie, Edwarda, Tadeusza i Anielę samą. Była już godzina trzynasta trzydzieści. 

- Jeśli się nie obrazisz, to pójdę do siebie się spakować. - powiedział Edek.
- Mógłbyś przyjść później? W sensie, jak się spakujesz. Myślałam, o tym, żebyś tu nocował, a auto zaparkował gdzieś niedaleko.
- Też o tym myślałem. - uśmiechnął się, ukazując te jego piękne, radosne oczy. - Przyjadę gdzieś o osiemnastej.
- To ja też przyjdę później, pewnie chcecie się spakować w spokoju. - powiedziała Aniela.
- Nie, możesz zostać. - odezwał się Tadek .
- Nie, naprawdę przyjdę później. - uśmiechnęła się. - Gdzieś po osiemnastej będę.
- Odwieść cię? - zapytał Edek.
- Nie, nie trzeba przejdę się, mam niedaleko. - odparła szybko.

Byłam świadoma tego, że Edward zapytał ją o to, tylko i wyłącznie z grzeczności. Tak naprawdę, żadne z nich nie miało ochoty się spotykać, kiedy nie było to konieczne. Chcieli się jak najszybciej rozejść. Jednak Edek, jak i Aniela wiedzieli, że zależy mi na ich obojgu i nie chcę patrzeć na to, jak się kłócą, dlatego też starali się być dla siebie mili w mojej obecności. A przynajmniej próbowali.

Wyszli po chwili, zostawiając tym samym mnie i Tadeusza samych z własnymi myślami.

- Od jak dawna o tym myślałaś? - zapytał, patrząc w okno.
- Od tygodnia, może krócej. - wzruszyłam ramionami. - Nie musisz jechać, masz tu dużo do roboty. Ja i Edek damy radę.
- Decyzja zapadła, jadę i nie ma nic więcej do gadania. - powiedział, podchodząc do mnie. - Będę przyjeżdżał na niedzielę, dam sobie ze wszystkim radę.
- Dziękuję, że jesteś przy mnie. - powiedziałam, obejmując go mocno. - Zrobię obiad, potem zacznę się pakować.
- Ja pójdę od razu do Orszy, powiadomię go o wyjeździe. - oznajmił.
- Wróć zaraz.
- Nie wiem, ile mi tam zejdzie. - wzruszył ramionami.
- Uważaj na siebie. - dodałam, widząc, że łapie za klamkę.
- Na razie. - powiedział i wyszedł z mieszkania.

Stałam chwilę jak wryta, tępo wpatrując się w zamknięte drzwi. Następnie opadłam na fotel, westchenęłam ciężko i złapałam się za głowę.

- Mój Boże, co ja robię.. - powiedziałam sama do siebie.

Sama nie miałam już pojęcia, czy robię dobrze, czy robię źle. Z jednej strony mogłam być egoistką, która myślała tylko o swoich problemach, a z drugiej właśnie po raz pierwszy zajęłam się swoimi problemami, których już jest nadmiar. Od tego wszystkiego zaczęła mnie boleć głowa.

Zastanawiałam się, jakby się to wszystko potoczyło, gdybym wtedy nie nakryła Janka z Monią. Czy nadal była bym w nim głupio zakochana? Czy bylibyśmy obecnie parą? Na pewno nie była bym teraz z Edkiem i nie planowała wyjazdu. Na pewno nie siedziała bym teraz samotna, w wręcz żałobnych sukniach, nie wyglądała bym jak wrak człowieka, ani bym się tak nie czuła.

Naprawdę, jeden mały ruch, jedno małe wydarzenie, może tak bardzo zmienić przyszłość.

Wstałam w końcu z fotela, a następnie weszłam do kuchni w celu przyrządzenia jakiegoś obiadu. Jak mama wróci muszę jej oznajmić, że jedziemy we trójkę i wiele, wiele innych.

***

Właśnie skończyłam pakować pierwszą walizkę. Do spakowania została mi jeszcze druga. Mogło by się wydawać, że to dużo, ale nie zapominajmy, że wyjeżdżam na cały miesiąc, nie na tydzień czy dwa.

Tadeusz jeszcze nie wrócił, a zbliża się już osiemnasta. Nie powiem, trochę mnie to niepokoi, ale mam też świadomość tego, iż nie łatwo mu było oznajmić taką decyzję Orszy, tak z dnia na dzień. Na pewno długo ustalali ważne sprawy, miedzy innymi to, kto będzie im pomagać, gdyby ktoś był ranny, skoro mnie nie będzie.

Zamykałam walizkę, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Pobiegłam więc, aby je otworzyć.

- Przepraszam, że tak długo. - powiedział Tadeusz, wchodząc do mieszkania.
- Dobrze, że już wróciłeś. - odetchnęłam z ulgą. - Ale aż tak długo?
- Byłby szybciej, ale natrafiłem na łapankę i byłem zmuszony iść bardziej okrężną drogą. - oznajmił. - Edka jeszcze nie ma?
- Nie, jeszcze, ale zapewne zaraz się zjawi. - powiedziałam, uśmiechając się lekko. - Przygrzej sobie obiadu, na pewno jesteś głodny.

Chłopak kwianą głową na zgodę i powędrował do kuchni. Postanowiłam, że pójdę za nim i dowiem się, co postanowił z Orszą.

- Co? - zapytał z pełnymi ustami, widząc jak na niego patrzę w milczeniu.

Zaśmiałam się, widząc jego wręcz bezcenną minę. Naprawdę, dawno nic mnie tak nie rozśmieszyło. Dawno się tak bardzo nie śmiałam. Dawno się nie śmiałam..

- Miło słyszeć, że się śmiejesz. - powiedział. - Przynajmniej, wiem, że nadal z nami jesteś.
- Jak to jestem z wami? - zapytałam zdziwiona. - A gdzie mam być?
- Ostatnio jesteś w innym świecie. Ja wiem, że to przez Janka, że w pewnien sposób powróciło to, co przeżywałaś już kiedyś z Heńkiem, ale mam nadzieję, że nie zamkniesz się w sobie, tak jak wtedy.

Zrobiło mi się na moment głupio. Nie wiedziałam, że tak bardzo to widać. Nie wiedziałam też, że te dwa lata temu
byłam "zamknięta w sobie". Nawet tego nie czułam, ale zapewne moje otoczenie to widziało. Tadek też ma rację. Patrząc na to, że przyżyłam już w swoim życiu zdradę i przeżywałam to bardzo mocno, to zdrada Janka uderzyła mnie dwa razy mocniej. Boli dwa razy bardziej.. Kochałam go dwa razy bardziej..

- O czym rozmawiałeś z Orszą? - zapytałam, chcąc zapomnieć o tym, o czym przed chwilą myślałam.

Tadeusz zaczął mi wszystko tłumaczyć. Orsza nie był zadowolony. Rozumiał mój wyjazd, ale nie popierał wyjazdu Zośki. Nie było mu to zbytnio na rękę, nie chciał zostawiać całego sabotażu w rękach Anieli. Nie to, że nie wierzył, że da sobie radę, tylko sądził, że może to być dla niej za dużo. Ucieszyła go jednak wieść, że Tadek będzie przyjeżdżał w piątki i będzie planował jak i wykonywał akcje. Jakoś sobie dadzą radę. Muszą..

Kiedy zmywałam naczynia, rozległo się pukanie do drzwi. Poprosiłam Tadeusza, aby otworzył, co ten uczynił. Po chwili poczułam, że ktoś obejmuje mnie od tyłu, a następnie całuje w kark.

Podskoczyłam lekko przestraszona, po czym nadal będąc w objęciach odwróciłam się.

- Dobry wieczór, kochanie. - uśmiechnął się Edek.

W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam i pocałowałam go w policzek. Chłopak puścił mnie, a następnie złapał mnie za ręce, które uniósł do ust. Potem dalej je trzymając, spojrzał na mnie.

- Co się dzieje, kwiatuszku? - zapytał, gładząc kciukami wierzch moich dłoni.
- Ależ nic. - odparłam szybko. - Jestem po prostu zmęczona przygotowaniami do wyjazdu. - westchnęłam delikatnie i uśmiechnęłam się.
- Na pewno?
- Na pewno, kochanie. - pogładziłam go dłonią po policzku. - Muszę cię przeprosić, ale mam do spakowania jeszcze jedną walizkę. Możesz iść porozmawiać z Tadeuszem?
- Nie chcesz, żeby ci pomógł? - zapytał lekko smutny, przez to, że chce go zostawić.
- Dam siebie radę sama, naprawdę. - uśmiechnęłam się i wyszłam, a Edward za mną. - Cześć Aniela.

Blondynka siedziała na wprost Tadka na kanapie i zażarcie o czymś dyskutowali.

- Serwus. - odpowiedziała. - Gdzie idziesz?
- Muszę spakować jeszcze jedną walizkę, zaraz wrócę.

Edek usiadł sobie na drugim fotelu, aby nie musieć siedzieć koło Anieli, co zapewne było im dwojgu na rękę.

Weszłam do pokoju, wyjęłam walizkę i zaczęłam pakować ubrania. Uwinęłam się z tym całkiem szybko. Nastepnie uklękłam na podłodze przy łóżku. Wyjęłam jedną deskę, a moim oczom ukazała się moja skrzyneczka. Wyjęłam ją i otwarłam na kolanach. Szybko wzięłam rzeczy z wierzchu i wyciągnęłam pistolet od taty. Jakby, nie był mi on do niczego potrzebny, ale może, a nóż widelec będzie na wsi jakiś Niemiec, z którym nie będzie dało się rozprawić w inny sposób. Poza tym, będzie przy mnie cząstka taty.

Schowałam go szybko do walizki miedzy  ubrania i zamknęłam walizkę. Następnie chciałam ponownie zamknąć skrzynkę, ale w oko wpadła mi jedna karteczka. Wyjęlam ją i rozwinęłam.

lieben - kochać

Schowałam ją tam od razu, gdy Edek przywiózł mnie do domu. Nie miałam zamiaru na nią patrzeć, ale jakoś nie potrafiłam jej wyrzucić. Po prostu nie mogłam..

Pomyslałam, że go wreszcie najwyższy czas zapomnieć, raz na zawsze zamknąć ten rozdział mojego życia.
Złapałam tę kartkę i zaczęłam ją przerywać, aż poczułam ukłucia w sercu. W mgnieniu oka wypuściłam karteczkę, która była już lekko przerwana.

- Chryste, co ja zrobiłam.. - pomyślałam i ponownie wzięłam karteczkę.

Zamknęłam skrzynkę, włożyłam na swoje miejsce i założyłam deskę. Wstałam i podeszłam do okna. Spojrzałam na karteczkę, zacisnęłam ją w dłoni i zaczęła patrzeć w okno.

Patrzeć praktycznie w nicość. Bo za budynkiem kamienicy już nic nie było, była ciemność. Ale ja lubiłam patrzeć w tą ciemność, patrzyłam na nią codziennie. Wtedy pojawiały mi się przed oczami różne obrazy z mojego życia. I tak jakoś lubiłam patrzeć w te ciemność. W te obrazy..

- Spakowałaś się? - usłyszałam szept do ucha.

Podskoczyłam przestraszona i szybko schowałam kartkę do kieszeni sukienki. Edward położył swoje dłonie na moich przedramionach, a ja nadal patrzyłam w okno.

- Tak.

Nagle Edek złapał zasłonę i szybko zasłonił nią okno.

- Niemcy kręcą się po ulicy. - odparł szybko.

W odpowiedzi tylko westchnęłam delikatnie.

- Będę spać tu? - zapytał.
- Jak chcesz. - powiedziałam, przykaładając głowę do jego klatki piersiowej.

Chłopak objął mnie w talii i oparł głowę o moją, uprzednio całując mnie we włosy. Przymknęłam oczy, by choć spróbować napawać się tą przyjemną chwilą.

- Chodźmy stąd. - zaproponował.
- Zgoda.

*Pov.Tadeusz*

- Muszę spakować jeszcze jedną walizkę, zaraz wrócę.

Anastazja poszła do pokoju, a Edek usiadł na fotelu. Patrzyłem na Anielę, a ona na mnie. Edward chyba zrozumiał o co chodzi, bo wstał z fotela.

- Mógłbym zrobić sobie kanapkę? Nie jadłem kolacji, a nie chcę przeszkadzać Ance, ani tobie. - powiedział.
- Jasne, nie krępuj się, czuj się jak u siebie. - odparłem szybko.

Wilczyński wszedł do kuchni. Nie potrafię ocenić, czy naprawdę robił sobie coś do jedzenia, czy po prostu usiadł przy stole, żeby nam nie przeszkadzać. Szczerze – mnie to nie interesowało w tej chwili.

Aniela wstała z sofy, więc ja uczyniłem to samo. Podeszła do mnie i tak stała wpatrując się w mnie.

- Mam do ciebie wielką prośbę. - powiedziałem.
- Mam się bać? - zapytała niepewnie.
- Chciałbym, żebyś zajrzała co kilka dni do mojej mamy, tak po prostu, żeby zobaczyć czy nic jej nie jest. - powiedział wzdychając. - Czy to nie problem?
- Tadeusz, proszę cię. - powiedziała, łapiąc mnie za rękę. - Jaki problem? Żartujesz? Zobaczyć się z panią Leonką to będzie czysta przyjemność. - uśmiechnęła się.
- Kocham cię. - powiedziałem i złapałem jej twarz w dłonie.

Złączyłem nasze usta, a zdziwiona blondynka początkowo próbowała zrozumieć, co się dzieje. Po chwili jednak odwzajemniła pocałunek, zamknęła oczy i również objęła dłońmi moją twarz.

- Kocham cię, rozumiesz? - powiedziała patrząc mi w oczy, wciąż trzymając moją twarz.

Ponownie złączyłem nasze usta, po czym zaczęliśmy się kierować w stronę mojego pokoju. Aniela z łatwością otwarła drzwi, a następnie zamknęła je tak samo sprawinie. Zacząłem odpinać jej koszulę, a ona moją, wciąż nie przerywając pocałunku. W końcu, z racji, że wciąż szliśmy do przodu, a Aniela szła tyłem, upadła na łóżko.

- Nie.. Ja.. Przepraszam. - powiedziałem, chowając twarz w dłoniach. - My.. Nie powinniśmy..
- Tadeusz.. - zaczęła, siadając na łóżku. - Usiądź.

Westchnąłem ciężko i usiadłem obok niej. Dziewczyna oparła swoją głowę o moje ramię, więc ja oparłem moją głowę o jej głowę.

- Powiedz mi: czego się boisz? - zapytała, patrząc w zamknięte drzwi.

Oboje siedzieliśmy w rozpiętych koszulach, opierając się o siebie nawzajem, zapominając o wszystkim wokół. Tak, jakby nie było nikogo oprócz nas. Jakby wokół nie było niczego.

- Ja? - zapytałem, jakby sam siebie. - Wojny. Wojny się boje.
- Wcale się nie boisz wojny. - powiedziała, zabierając głowę i spojrzała na mnie. - Nie boisz się wojny. Gdybyś bał się wojny, nie był byś dowódcą. Ba! Nie byłbyś w konspiracji.
- Boje się tego, co wojna zabiera. - oznajmiłem, patrząc w jakiś punkt na drzwiach. - Że stracę wszystko, co kocham. Mamę, Anastazję, ciebie..
- Ale wojna też nam coś daje.. Daje nam dobroć bliźniego. Widzimy, jak bardzo jesteśmy do siebie przywiązani..
- Wojna jest jak mleczarz. - zacząłem. - Zabiera puste butelki, by potem dać nowe, napełnione. Te puste butelki to osoby, które tracisz.. Są puste, jak twoje serce po stracie bliskiej osoby. Natomiast pełne butelki to osoby, które zyskujesz po tej stracie. Ponownie napełniają twoje serce miłością, radością i dobrocią. Dlatego wojna jest dziwna.
- Tadek, kochasz mnie? - zapytała.
- Kocham cię, dlatego boje się ciebie kochać.

Blondynka nie powiedziała już nic więcej, tylko pocałowała mnie długo w policzek.

- Muszę iść. - powiedziała, wstając i zaczęła zapinać koszulę.
- Rano zadzwonię, powiem ci, kiedy jedziemy. A jak zdąrze to jeszcze dziś.
- Dobrze.

Wyszliśmy oboje z pokoju, Anastazja nadal była w pokoju, a Edek był w kuchni. Mama właśnie wchodziła do mieszkania.

- Dobry wieczór i dobranoc. - zaśmiała się Aniela.
- Dobranoc, złotko. - zaśmiała się mama, gładząc blondynkę po włosach.

Następnie poszła przywitać się z Edkeim i zniknęła w swojej sypialni.

- Do jutra. - powiedziała.
- Do jutra. - powtórzyłem.

Położyłem jej dłoń na policzki, tym samym przysuwając ją lekko do siebie i pocałowałem ją delikatnie w usta. Uśmiechnęła się lekko, a ja widziałem na jej twarzy łagodny rumieniec. Następnie złapała za klamkę i wyszła.

*Pov.Aniela*

Ledwo wyszłam z mieszkania Zawadzkich, a już sięgnęłam po opakowanie papierów w mojej kieszeni. Wyciągnęłam jedngo, włożyłam do ust i podpaliłam zapalniczką. Jedną rękę włożyłam do kieszeni, drugą co jakiś czas łapałam papierosa i tak wyszłam z kamienicy. Szłam ulicą, aż czegoś nie zobaczyłam, więc poszłam w tamtą stronę. Na miejscu zaśmiałam się pod nosem.

- Nie chowaj się, ona i tak cię nie widzi. - zakpiłam.

Chłopak podskoczył, jakby co najmniej usłyszał Hitlera i spojrzał na mnie przestraszony.

Janek stał na rogu przeciwnej kamienicy do kamienicy Zawadzkich i wpatrywał się w okno pokoju Anki, w którym stała owa brunetka.

- Co masz na myśli? - zapytał, wkładając ręce do kieszeni spodni i nie odrywając wzroku od okna.
- To, że ona i tak tu nie patrzy, patrzy gdzieś tam, daleko. - machnęłam lekceważąco ręką. - Czasami zastanawiam się czy ona w ogóle coś jeszcze widzi. - zakpiłam. - Długo tu tak stoisz?
- Codziennie, prawie zawsze zdąrze przed tym, aż ona przyjdzie. - odparł, jakby to bylo coś normalnego. - Dwa razy byłem po niej.
- Ona potrafi patrzyć w to okno, tym jej pustym wzrokiem godzinami.
- Dlatego stoję tu godzinami..
- Lepiej się napatrz. - kiwnełam głową w stronę okna. - Bo nie wiadomo, kiedy ponownie będziesz miał taką okazję.
- Aniela, co ty gadasz? - zapytał zdezorientowany.
- Anastazja wyjeżdża.
- Jak to?! - zawołał. - Gdzie? Jak? Kiedy?
- Janek, uspokój się.
- Jak mam się uspokoić?! - zawołał, wymachując rękami.

Wypuściłam już wypalonego papierosa i zdeptałam go obcasem. Złapałam go za ramiona i potrzasnęłam nim.

- Jeśli chcesz się na nią wciąż patrzeć, to lepiej bądź cicho. - powiedziałam stanowczo, patrząc ukradkiem w okno.
- To jest przekonujący argument.
- Anka postanowiła wyjachać do Brwinowa. - oznajmiłam, opierając się o ścianę kamienicy na wprost okna Anastazji.
- Kiedy? Na ile?
- Jutro rano. Na miesiąc.
- Słucham?! - zawołał.

Spojrzałam na niego złowrogim wzrokiem, a ten tylko ponownie się oparł i zamilkł.

- Edek i Tadeusz jedzie z nią. Tadek będzie przyjeżdżał w piątki. Jadą autem Wilczyńskiego. - oznajmiłam.
- I ty się na to do cholery zgodziłaś?!
- Janek.. - westchenęłam lekko. - Powiem ci teraz coś szczerze: ja sądzę, że to jest dobry pomysł.

Bytnar już chciał coś powiedzieć, ale mu przerwalam.

- Anka potrzebuje zmiany otoczenia. Potrzebuje spokojnego miejsca, w którym nie ma osób postronnych, będzie mogła pomyśleć w spokoju, na łonie natury. Ułoży siebie wszystko w glowie. Jestem pewna, że wyjdzie jej to na dobre. Nawet jeżeli będzie tam Edek.

Rudy spojrzał poraz kolejny w okno brunetki. W tym samym momencie za nią pojawiła się sylwetka Edka, a już po chwili ten zasłonił szybko zasłonę. Chłopcy złapali ze sobą kontakt wzrokowy. Teraz to Edek był górą. Miał przy sobie ukochaną Anastazję. Ten wysoki brunet miał rację.. To on wygrał tę wojnę.

Janek westchnął zrezygnowany, wiedząc, że to koniec dzisiejszego "widzenia". Jak na złość dziś widział ją tak krótko, akurat teraz, kiedy jutro ma wyjechać na cały miesiąc.

- Mam nadzieję, że naprawdę pomoże jej ten wyjazd. Że przejrzy na oczy.
- Co ma przejrzeć? Janek, zdradziłeś ją! - zawołałam zbulwersowana.
- Kocham ją. - powiedziała stanowczo.
- Zdradziłeś ją!
- Nie zdradziłem jej, do cholery! - krzyknął wkurzony.

W tym momencie oboje zamilkliśmy. On nie wiedział, co powiedzieć i ja nie niewidzialam.

- Aniela, czy ty naprawdę mi nie wierzysz? - zapytał z żalem.
- Janek, to nie jest tak, że ja ci nie wierzę. - przewróciłam oczami. - Nie wierzę Ance, nie wierzę w to, że zdradziłeś, ale jej argumenty są naprawdę przekonujące. Nie wiem, jak to wyglądało z twojej strony, ja nie wiem, co robiłeś z Monią. Jestem pewna, że Anastazja też nie wie.
- A chcesz wiedzieć? Chcesz poznać prawdę? - zapytał.
- Jeżeli tylko chcesz się nią ze mną podzielić, to owszem.

Chłopak ponownie oparł się o ścianę i patrzył przed siebie. Domyślałam się, że opowieść trochę zajmie, więc wyjęłam paczkę papierosów. Wyciągnęłam jedną sztukę dla siebie, a następnie spojrzałam na Janka.

- Chcesz? - zapytałam.
- Normalnie bym odmówił, ale czuję się jak śmieć, więc poproszę.

Wyciągnęłam jednego dla niego i zapaliłam.

- Zanim zacznę.. Co wam powiedziała Anka? - zapytał, zerkając na mnie.
- Że widziała rozczochraną Monie na kanapie i ciebie, ubierającego koszulę, w rozczochranych włosach, z kroplami potu na czole. A! I mówiłeś coś typu "Gorąco było, co nie?"

Janek zaśmiał się pod nosem i pokrecił głową.

- Anastazja jest naprawdę spostrzegawcza. - westchnął. - Szkoda, że w tej sytuacji to ta spostrzegawczość  przyczyniła się do tej ruiny.
- Czyli, że co? To nie tak?
- Oczywiście, że nie tak! - zaczął.

Tydzień temu..

Jakąś godzinę temu do domu wparowała Duśka, która właśnie przyszła od Anastazji. Za parę chwil mieli wcielić plan brunetki w życie. Siedziała w pokoju i pakowała do torby najpotrzebniejsze rzeczy. Rodzice siedzili w salonie, czekali na Maćka. Wiedzieli oni o wszystkim od córki, która z kolei dostała pozwolenie na pwoiedzienie im o wszystkim do Anki, ponieważ nie chcieli, żeby gdy Maciek zaprosi ich na kawę do domu, oni mówili coś w stylu "dziękujemy, ale nie mamy czasu".

Janek siedział w swoim pokoju. Nie miał zamiaru z niego wychodzić, tak czy siak nie miał co robić. Nie chciał przeszkadzać Anastazji, która po wczorajszym postrzale powinna odpoczywać. Był przygnębiony tym, jak jego plan legł w gruzach. Przecież wczoraj miało być tak pięknie! Miał wszystko dopięte na ostatni guzik, a jednak.. Obstawiał tylko, że zapewne zajrzy do Zawadzkich wieczorem, żeby choć na chwilę zobaczyć Anastazję.

Leżał teraz na łóżku i wpatrywał się w sufit, pochłonięty swoimi myślami.

- Janek, ubierz się. - powiedziała Duśka, wchodząc do pokoju.
- Ależ po co? Nigdzie nie wychodzę, to wy wszyscy wychodzicie. - powiedział, jakby było to coś najbardziej banalnego.
- I co z tego? Nie będziesz tak siedział. A jak przyjdzie listonosz czy ktoś inny? - powiedziała, podpierając ręce na biodrach. - Masz się ubrać i tyle.

Dziewczyna tupnęła noga, obróciła się na pięcie i wyszła z pokoju brata. Chciała zadbać o to, żeby młody Bytnar był ubrany, gdy przyjdzie tu Anastazja z propozycją, jakże ważna dla tej dwójki, jak i dla wszystkich ich znajomych i rodziny.

***

- Janek, rodzice już wyszli, ja też idę. - powiedziała Danuta, wchodząc do salonu, w którym Rudy czytał książkę.
- Dobrze, uważaj na siebie. - odparł, nawet nie odrywając wzorku od książki.

Ten spokój w domu nawet mu pasował w obecnej sytuacji. Mógł w ciszy i spokoju pomyśleć, jak poprosić Anastazję o zostanie parą. Już raz chciał ją poprosić i nie wyszło. A co jeżeli kolejnym razem też coś się wydarzy? Może nie jest dane im być razem? Czy to, że jego plan nie doszedł do skutku to jakaś szansa od losu? Może to znak, że nie są dla siebie stworzeni?

Danuta wyszła z mieszkania, a Janek został sam ze swoją książką. W ukochanej ciszy i spokoju. Przy tej sielance brakowało tylko jego ukochanej – tym razem Anki.

***

Zaledwie piętnaście minut temu z mieszkania wyszła Duśka. Janek nadal siedział w fotelu i czytał książkę. Po chwili w mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi.

- Kogo niesie? - mruknął po cichu, odkładając książkę na stolik.

Podszedł do drzwi, odkluczył je, a następnie otwarł.

- Monia? Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony.
- Janek, mamy dziś umówione korepetycje. - zaśmiała się lekko.
- Na śmierć zapomniałem. - westchnął, łapiąc sie za głowę. - Proszę, wchodź.

Dziewczyna weszła do mieszkania, a chłopak zamknął drzwi. Zapomniał, że przecież miał umówione korepetycje. Wyleciało mu to całkowicie z głowy. Jego głowa była przepełniona przemyśleniami z wczorajszego dnia, nawet nie myślał o tym, że miał z kimkolwiek umówione jakiekolwiek korepetycje.

- Usiądź, przyniosę zeszyt. - powiedział, wchodząc do salonu wraz z Maryną.

Dziewczyna usiadła na sofie, a po chwili dołączył do niej Janek.

- Janek, nie żeby coś, ale jest ci zimno, że palisz w kominku? - zapytała, wskazując palcem na rozpalony kominek.
- Niee - zaśmiał się i pokrecił głową w rozbawieniu. - Tata się trochę źle czuł, było mu zimno, więc rozpaliłem. Jak chcesz mogę wygasić.
- Nie, nie trzeba. Siadaj. - uśmiechnęła się delikatnie.
- Mam dla ciebie dziś dość niełatwe zadanie. - zaśmiał się chłopak. - Chciałbym, żebyś napisała list po niemiecku.

Maryna otwarła szerzej oczy. Nie była na to przygotowana, nie wiedziała, że Bytnar zada jej coś takiego.

- Spokojnie, dasz sobie radę. - uśmiechnął się i podał jej kartki. - Jak coś ci nie wyjdzie to nie kreśl, tylko weź nową kartkę. Spróbuj zrobić to starannie, jakbyś pisała taki prawdziwy list.

Dziewczyna westchnęła lekko i wzięła się za pisanie. Po chwili jedna kartka już zamieniła się w kulkę i trafiła do kominka.

***

Trzcińska wreszcie skończyła pisać list. Trochę jej to zajęło, widać, że się starała. Kilka kartkę trafiło do kominka.

Dziewczyna dała Bytnarowi list do sprawdzenia, a sama siedziała teraz w spokoju i rozglądała się po pomieszczeniu. Nagle jej wzrok padł na kominek.

- Janek.. - powiedziała, łapiąc go za ramię.
- Już kończę. - odparł szybko.
- Janek! - krzyknęła i szarpnęła go.

Chłopak zareagował tym razem od razu. Monia wskazała na kominek. Jedna z kartek, które nie trafiły do kominka podpaliła się. Kartka stopniowo się spalała, a ogień rósł.

- Wody! - zawołał, a dziewczyna posłuchała go niemal od razu.

Pobiegła więc do kuchni i szybko nalała wodę do jakiejś miski. Janek natomiast szybko zdjął koszulkę i zaczął zwalczać nią ogień. Po chwili Trzcińska polała ogień wodą, co trochę go stłumiło, ale musiała pobiec po wodę ponownie. Natomiast Janek wciąż tłumił ogień koszulą, deptał go butem, aż w końcu powoli zniknął. Zanim Maryna ponownie przybiegła z wodą, ognia już nie było.

- Zgaszę ten kominek. - odparł Bytnar.

Dziewczyna pokiwała głową na znak zgody i poszła wylać wodę do zlewu. Kiedy wróciła Jasiek był cały w sadzy. Koszula natomiast nadawała się tylko do wyrzucenia.

- Moniu, jeżeli się nie obrazisz, to chciałbym iść wziąść prysznic. - oznajmił, przyglądając się sobie.
- Jasne Janek. - odparła szybko. - Ja bardzo cię przepraszam.
- Nic się nie stało, to nie twoja wina. - powiedział i wyszedł z salonu.

Jak powiedział, tak też zrobił. Poszedł się odświeżyć pod prysznicem. Był ukurzony, upocony i cały w sadzy. Jednym zdaniem – potrzebował tego.

***

Po paru minutach Jasiek wyszedł z łazienki. Niestety zapomniał koszuli, więc wyszedł z pomieszczenia i poszedł do pokoju po nową. Zarzucił ją na ramiona, ale usłyszał wołanie Maryny, więc poszedł do salonu. Okazało się, że dzwonił telefon, jednak bardzo szybko się rozłączył i dziewczyna nawet nie zdarzyła zareagować.

- Było gorąco, nie? - zaśmiał sie chłopak, chcąc rozluźnić nieco atmosferę, a to zdanie idealnie podsumowywało sytuację z przed paru minut.

Bytnar zaczął zapinać koszulę. Trzcińska była rozczochrana od biegania w te i we w te. Jasiek miał jeszcze kropelki wody na czole, a włosy w nieładzie, bo nawet nie zdarzył ich uczesać.

Po chwili oboje usłyszeli, że coś spadło. Spojrzeli na drzwi. Stała w nich Anastazja..

Janek już doskonale widział te łzy w jej oczach. Zorientował sie, że mogła tę scenę źle zinterpretować.

- Anka! - zawołał chłopak, bo tylko tyle mógł z siebie wydusić.
- Tadeusz miał rację! Jesteś cholernym kobieciarzem! - krzyknęła, a po chwili wybiegła z mieszkania.

Wręcz zaniemówiłam. Naprawdę, nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Domyślałam się, że Janek nie był by w stanie zranić, a co dopiero zdradzić Ankę, ale nigdy bym nie wpadła na to, że tak wyglądała ta sytuacja. No bo, kto widząc rozczochraną parę, chłopaka zapinającego koszulę pomyślałby, że to dlatego, że głupia karta się zaczęła palić?

- Ja.. - wymamrotałam. - Jezu.. - złapałam się za głowę.
- Anastazja nie dała mi tego wytłumaczyć. - powiedział, podnosząc głowę do góry i patrząc w ciemne niebo. - Ona to źle zinterpretowała. Pojawiła się w złym miejscu w niewłaściwym czasie. - powiedział.
- Anka ma tendencję do pojawiania się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. - oznajmiłam, deptając papierosa. - I to jest jedyna rzecz, która łączy ją i Edka.
- Oni są razem, prawda? - westchnął chłopak i spojrzała na mnie przygnębiony.

Naprawdę serce krajało mi się, widząc go w takim stanie. Widać było ten żal w jego oczach. To nie jego wina. To nie jest wina żadnego z nich. To samo się tak potoczyło.. Najgorsze w tym jest to, że to Janek jest tym złym, a Edward wyszedł na tym wszystkim najlepiej. A Anka jest w niego ślepo wpatrzona.

- Tak.. - westchnąłem. - Edek jest cały w skowronkach. - zakpiłam. - Z Anką trochę gorzej..
- Nie kocha go? - zapytał, a ja słyszałam te nutkę nadzieji i sadysfakcji w jego głosie.
- Tego nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Ale mogę stwierdzić, że była szczęśliwsza, gdy była z tobą, nie będąc w zwiazku, niż z Edkiem będąc w związku.
- Powiesz jej prawdę?
- Nie. - odparłam szybko. - Po pierwsze, sądzę, że powinna się tego dowiedzieć od kogoś innego, nie ode mnie. Po drugie, myślę, że powinna się dowiedzieć, gdy wróci. Naprawdę, niech odpocznie.
- Oby Wilczyński nie namieszał jej w głowie. - mruknął, kopiąc tym samym kamień.
- Nie jestem zadowolona z faktu, że jedzie z nią, ale cóż mogę zrobić. -  wzruszyłam ramionami. - Miejmy nadzieję, że naprawdę nie namiesza jej tam w głowie.

Zamilkliśmy na chwilę, rozejrzałam się po okolicy.

- Dobra, muszę iść. - powiedziałam. - Trzymaj się. - uśmiechnęłam się, aby dodać mu otuchy.

Mimo tego, że odpowiedział mi tym jego ciepłym uśmiechem to wiedziałam, że w środku cierpi i to bardzo.

*Pov.Anastazja*

Leżałam na łóżku, Edek spał na podłodze. Ja też teoretycznie powinnam już spać. Postanowiliśmy, że wyjedziemy gdzieś o szóstej trzydzieści, najpóźniej o siódmej.

Po cichu zeszłam z łóżka, ominęłam Wilczyńskiego i wyszłam z pokoju. Od razu powędrowałam do pokoju mamy.

- Czemu nie śpisz? - zapytałyśmy obie, po czym zaśmiałyśmy się cicho.
- Siadaj. - kiwnęła głową na łóżko na którym siedziała też ona.
- Co sądzisz o wyjeździe?
- Myślę, że wyjazd sam w siebie to bardzo dobry pomysł.- oznajmiła. - Bardziej chodzi mi o Edka..
- Słucham? - zapytałam zdziwiona.
- Kochanie, ja nie wiem, czy ty będziesz z nim szczęśliwa. Ja nie wiem, czy twój związek z nim to był dobry pomysł..
- Mamo! - powiedziałam oburzona. - Jak możesz tak mówić? Sama kazałaś mi robić to, co podpowiada mi serce. Kocham go, on też mnie kocha.
- Dobrze córciu, to twoje życie. - powiedziała, kładąc rękę na mojej dłoni. - Ja ci tylko powiedziałam, co myślę. Nie mówię, żebyś wybaczyła Jankowi, zrobił coś co cię zabolało, wiem. Jednak nie sądzę, żeby było ci lepiej z Edwardem. Przemyśl to, słonko. - powiedziała, gładząc mnie po policzku. - A teraz idź spać.

Nic nie powiedziałam, po prostu wyszłam po cichu. Nawet moja własna matka jest przeciwko Edkowi. W życiu bym się tego nie spodziewała.

Po chwili byłam już u siebie i stałam się zasnąć.

Następnego dnia..

Wstałam dość szybko, ubrałam się i zjadłam prowizoryczne śniadanie. Chciałam jak najszybciej opuścić to mieszkanie, pozbyć się tych smętnych myśli i czarnych obrazów przed oczami. Chciałam zostawić ten pewnien kawałek mojej historii za sobą i wrócić z nową, lepszą.

Byłam w salonie, mama opierała się o framugę drzwi z kuchni do salonu. Tadeusz był na dole przy samochodzie.
Podałam Edkowi walizki, żeby zaniósł je do samochodu. Aniela i Maciek stali w drzwiach do mieszkania, z założonymi rękami i kręcili lekko głową.

Mogłam smiało stwierdzić, że mama chyba nie spodziewała się, że naprawdę wyjadę. Była w lekkim szoku. Podeszłam do niej, aby się pożegnać.

- Uważaj na siebie. - uśmiechnęłam się lekko. - Zobaczymy się za miesiąc.
- Nie martw się, skarbie. - powiedziała, obejmując mnie. - Twój związek z Edkiem to błąd, kochanie. Nie mówię ci tego, żeby cię zezłościć, mówię ci to, bo znam cię na wylot. - wyszeptała mi do ucha.
- Mamo, przestań. Nie dziś. - westchenęłam lekko i puściłam ją. - Do zobacznia.
- Do zobacznia, kochanie. - pomachała mi delikatnie.

Podeszłam do drzwi, a moi przyjaciele nadal stali z założonymi rękami.

- Anka.. - zaczęła Aniela. - ..kochamy Cię jak siostrę, prawda? - spojrzała na Maćka.
- Prawda. - odparł szybko.
- I wiemy, że ten wyjazd dobrze ci zrobi, prawda?
- Prawda. - powtórzył.
- Ale oboje nie wierzymy, że ufasz Wilczyńskiemu..

Miałam już coś powiedzieć, ale przerwał mi Dawidowski.

- I mówimy ci to teraz, bo w ciągu miesiąca zapomnisz, że się na nas o to obraziłaś. - powiedział chłopak.
- Ja bardzo wam dziękuję za troskę, ale mam wszystko pod kontrolą. - odparłam szybko. - Nie macie się o co martwić. Jestem szczęśliwa. - uśmiechnęłam się.
- Z pewnością. - mruknęła blondynka.

Spojrzałam na nią z uniesioną brwią, ale ta tylko wzruszyła ramionami, na co we trójkę się zaśmialismy. Pomachałam ostatni raz mamie i wyszliśmy z mieszkania.

Po chwili byliśmy już przy aucie, przy którym stali Edward, Tadeusz i Heniek.

- Anka, zanim wyjedziemy. - powiedział Tadeusz, podchodząc do mnie. - Zdaj broń.
- Słucham? - zapytałam, bo myślałam, że nie dosłyszałam.
- Zadaj broń. - powtórzył niewzruszony.
- Anastazja, to dla twojego dobra. - powiedziała Miller, kładąc mi dłoń na ramieniu.

Wyjęłam z torebki pistolet, wciąż ten od Niemca i podałam mu go.

- Całą broń. - powiedział, akcentując pierwsze słowo.

Przewróciłam oczami i wyjęłam również zapasowy pistolet. Na całe szczęście w walizce wciąż miałam pistolet od taty, o którym nikt nie wiedział.

Tadeusz przekazał broń Heńkowi, a ten schował ją do plecaka.

- Pora wsiadać. - powiedział Edek.

Spojrzałam na wszystkich. Trochę żal mi było ich zostawiać na cały miesiąc, ale i oni, i ja wiedzieliśmy, że jest mi to potrzebne. Pożegnałam się po kolei z każdym, a następnie wsiadłam do auta na miejsce pasażera. Wilczyński również się pożegnał i wsiadł za kierownicę. Tadeusz odszedł z Anielą trochę na bok, ale każdy wie, że mówili sobie czułe słówka i całowali się, jakby mieli się już nigdy nie zobaczyć.

W końcu też Tadeusz wsiadł na tył do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Oparłam głowę na ręce i patrzyłam w okno. Patrzyłam na ludzi, których mijaliśmy, na kamienice, drzewa, sklepy. Wszystko, co przestanie dla mnie istnieć przez miesiąc.

***

Byliśmy już przy wyjeździe z Warszawy. Zauważyliśmy, że stoją tam Niemcy i sprawdzają wszystkich, którzy chcą wjechać lub wyjechać ze stolicy.

- Ja wiedziałem, że ten wyjazd to zły pomysł. - powiedział wkurzony Tadeusz. - My przynajmniej mamy fałszywki, a Edek? Zawracaj!
- Spokojnie, Tadeuszu. - prychnął Edward. - Myślisz, że tylko w konspiracji ma się znajomości?

Podjechaliśmy bliżej, gdzie zatrzymali nas żołnierze.

-  Papieren (Dokumenty) - powiedział jeden z nich, podchodząc do okna kierowcy.
- Bitte. (Proszę.) - powiedział niczym niewzruszony Wilczyński i podał mu swoje dokumenty.

Niemiec zaczął je dokładnie sprawdzać, po czym ponownie spojrzał na nas.

- Wer ist das? (Kto to jest?) - zapytał, patrząc na mnie i Tadka.
- Das ist mein Verlobter, und das ist mein Schwager. (To moja narzeczona, a to mój szwagier.) - oznajmił.
- Wo wollen Sie hin? (Gdzie jedziecie?)
- An eine Familie auf dem Land. Ich möchte meine Verlobterin vorstellen.
(Do rodziny na wieś. Chce przedstawić moją narzeczoną.) - odparł.
- Gehen Sie. (Jedźcie.) - mruknął Niemiec, rzucając Edkowi papiery.

Chłopak ponownie zapalił silnik i ruszyliśmy.

- Trafiliśmy chyba na łagodnych Niemców. - mruknął Tadek.
- Może tak, może nie. - wzruszył ramionami Edward. - Najważniejsze, że nas puścili.
- Ciekawe, co byśmy zrobili, gdyby nie byli tacy mili. - powiedział Zośka.
- Wtedy powiedziałbym, że masz tyfus i jedziemy na wieś, żeby cię odizolować. - oznajmił.
- Słucham? - zapytał zdziwiony Tadek, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Niemcy boją się tyfusa jak ognia. - powiedział Wilczyński.
- Wiem o tym, ale czemu akurat ja?
- Nie mógłbym go mieć ani ja, ani Anka, bo siedzimy na przodzie, blisko siebie. Ty natomiast jesteś z tyłu, sam, jakby odizolowany od nas.
- Ty to Edek masz łeb na karku. - zaśmiał się Zawadzki.
- Musiałem się jakoś przygotować, żeby nas chronić. - wzruszył ramionami. - Żeby chronić ciebie. - powiedział, łapiąc mnie za rękę i patrząc na mnie.

Szczerze, nie wiedziałam co powiedzieć. Zrobiło mi się trochę ciepło na sercu. Dałam mu szybkiego buziaka w policzek, a przez resztę drogi trzymaliśmy się za ręce.

***

- Jesteśmy! - zawołał Edek, a ja zerwałam się jak poparzona.

Nie tylko ja, ale i Tadeusz na tyle. Oboje zasnęliśmy w trakcie drogi.

- Nareszcie.. - mruknął Zawadzki. - Muszę się przejść.
- Starość nie radość. - zaśmiałam się.
- Wezmę walizki. - oznajmił Edward.
- Pomogę ci. - powiedział Tadeusz.

Ja wyszłam z auta, a po chwili ujrzałam biegnącą w naszą stronę Katarzynę.

- Witaj kochana! - zawołała i objęła mnie mocno.
- Dzień dobry. - zaśmiałam się, po czym odkleiłyśmy się od siebie.
- Przyjechałaś sama? - zapytała, rozglądając się.
- Nie. - zakpiłam. - Jest jeszcze Tadeusz i mój chłopak.
- Ooo chłopak? - zaśmiała się. - Gdzie on jest?
- Edek, chodź. - zawołałam, odwracając się w jego stronę.

Na to imię Kasia zmarszczyła lekko czoło, a na jej twarzy pojawił się, jakby znak zapytania. Nie miała pojęcia, o co chodzi.

Edek przyszedł po chliwi i stanął koło mnie.

- Edward Wilczyński. - powiedziałam, wskazując na niego.

Chłopak objął mnie ramieniem, a ja położyłam jedną dłoń na jego klatce piersiowej

- Mój chłopak.

Widziałam to zdziwienie na twarzy blondynki.

- A co z Jan-
- Kasiu, jest wujostwo? - zapytał Tadeusz, podchodzą do nas.
- Tak, są wszyscy. - powiedziała zdezorientowana.
- Chodź ze mną. - wskazał głową na chatkę. - Pokażesz mi, gdzie mam to zanieść.

Kasia miała coś powiedzieć, ale zrezygnowała i poszła za Tadeuszem.

- Nie wspominaj o Janku, proszę. - wyszeptał Tadek, kiedy się oddalili.
- Dobrze, ale.. dlaczego? - zapytała zdezorientowana.
- Ja.. Ja nie chce ci tego mówić. - westchnął. - Jak Anka będzie chciała, to ci powie.
- Rozumiem. - powiedziała, kładąc rękę na ramieniu chłopaka.

***

Było południe. Katarzyna poprosiła mnie, abym pomogła jej obierać ziemniaki na obiad. Weszłam więc do kuchni, gdzie na krześle siedziała już blondynka.

- O jesteś! - zawołała. - Siadaj.

Usiadłam posłusznie. Dziewczyna podała mi garnek, a pomiędzy nami stało wiaderko z ziemniakami. Zaczęłyśmy je obierać w ciszy.

- Mogę ci coś powiedzieć w sekrecie? - zapytała, spoglądając na mnie.
- Ależ oczywiście. O co chodzi?
- Ja.. Jestem w ciąży. - zaśmiała się, a ja widziałam łzy w jej oczach.

Prawdę mówiąc zatkało mnie.  Odłożyłam nóż i spojrzałam na nią. Złapałam ją za ręce.

- Naprawdę? - zapytałam.
- Tak. - wyszlochała.

To nie były łzy smutku. To były łzy szczęścia. Najprawdziwszego szczęścia.

- Jeszcze w kwietniu przyjechał Florek na jakieś dwa dni. Bardzo za sobą tęskniliśmy. Dowiedziałam się jakiś tydzień temu. - oznajmiła. - Napisałam Florkowi list, jeszcze nie dostałam odpowiedzi. Pani Janina i pan Ignacy jeszcze nie wiedzą. Na razie wiem ja, ty i prawdopodobnie Florek.
- Bardzo dziękuje, że mi o tym powiedziałaś. - uśmiechnęłam się.
- Wracamy do pracy, bo nie będziemy mieć co jeść. - zaśmiała się.

Zaczęłyśmy ponownie obierać ziemniaki. Znowu zapanowała cisza, ale tym razem nie trwała długo.

- Chciałam, żebyście ty i Janek byli rodzicami chrzestnymi. - oznajmiła, patrząc w garnek.
- Zdradził mnie. - wypaliłam, bez zbędnego przedłużania.

Kasi wypadł nóż z ręki i spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.

- Mój Boże.. - powiedziała, zakrywając dłonią usta.
- Dlatego przyjechałam tu, aby odpocząć od niego. Żeby zapomnieć o wszystkim, co mnie z nim łączyło. Żeby przestało boleć..
- Ja.. Bardzo cię przepraszam.. nie wiedziałam.. - powiedziała, błądząc wzrokiem.
- Nic się nie stało. A z Edkiem jestem szczęśliwa. - uśmiechnęłam się delikatnie, choć w oczach miałam łzy. - On kocha mnie, ja kocham jego. Powinnam już dawno z nim być.
- Oby było ci z nim dobrze. - powiedziała i w ten sposób zakończyłyśmy temat Janka, mam nadzieję, że na dobre.

***

Byliśmy już po obiedzie. Miałam ochotę się przejść i odpocząć. Znałam do tego idealne miejsce. Jak byłam mała to tam chadzałam, byłam ciekawa czy to miejsce w ogóle nadal istnieje.

Wyszłam z domu, a razem ze mną Wilczyński, który zaproponował, że dotrzyma mi towarzystwa. Szliśmy przez pole, by po chwili znaleść się w małym lasku. Weszliśmy tam, złapałam Edka za rękę, aby się przypadkiem nie zgubił. Po kilku minutach byliśmy na miejscu.

Mały drewniany pomost nad jeziorem. Wokół zielone drzewa. Cień, który daje ulgę, gdy jest gorąco. Kojący szum wody i śliczny śpiew ptaków. Kochałam i kocham to miejsce całym sercem.

- Ślicznie tu. - powiedział Edek, rozglądając się.

Zdjęłam buty, usiadłam na skraju pomostu i zanurzyłam stopy w wodzie. Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy. Promienie słońca, które przedostały się przez gąszcz liści, lekko oświetlały moją twarz.

- Siadaj, nie stój tak. - powiedziałam, otwierając jedno oko.

Edward uczynił to samo, co ja i usiadł obok mnie.

- Kocham cię. - powiedział, patrząc w wodę.
- Ja ciebie też. - odparłam, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Mam nadzieję, że jesteś i będziesz ze mną szczęśliwa tak samo, jak ja jestem z tobą..



_________________________________________

Dzień dobry, kochani! ♡

Mam nadzieję, że się stęskniliście i po takiej przerwie z chęcią czytało wam się dzisiejszy rozdział!

Jak widać długa przerwa robi swoje – rozdział ma ponad 9tys słów! Mam nadzieję, że zrekompensowałam wam w ten sposób moją długą nieobecność.

I jak? Podobał się rozdział? Spodziewaliście się?

Btw nie wiem czy zauważyliście, ale w poprzednich rozdziałach często dawałam wam "podpowiedzi" w postaci pogróbionych niektórych zadań np. kiedyś zdanie Edka "to ja wygram tę wojnę". Jeżeli zauważyliście to gratulację!

Tak ogólnie to pierwszy rozdział ma już 1tys odczytów! Nie mogę w to uwierzyć! Dziękuje wam bardzo! ♡

Mam nadzieję, że rozdział się podobał! Koniecznie zostawicie komentarz, żebym mogła przeczytać wasze odczucia! ♡

Tak wgl jak ktoś słuchał piosenki to tam jest "czemu nagle ktoś patrzy na mnie WILKIEM". I wiecie tak idealnie pasuje, taka gra słów, bo wiecie WILCZYŃSKI haha

Przepraszam za wszelkie literówki!

dodany ~ 30.06.2020

Continue Reading

You'll Also Like

Szczurzy Towarzysze By lomba

Historical Fiction

8.9K 614 54
Następca tronu Monako zostaje porwany przez kapitana statku pirackiego. W zawiłych okolicznościach nie zostaje jednak sprzedany ani wymieniony na oku...
37.6K 2K 40
Witajcie u podwalin Uniwersum Bohuna. Co wydarzyło się niecałe ćwierć wieku po Kozackiej Brance?. Przekonacie się sami ! Opowiadanie to będzie opisem...
1.7K 98 9
Więcej niż przyjaźń mniej niż związek
43.1K 3.3K 170
Tylko tłumaczę! Uciekając przed dziadkiem, szalonym naukowcem, młoda oraz błyskotliwa Xi ginie w eksplozji i zostaje przeniesiona do innego świata, p...