WolfKnight

By JagodaWi

3.9K 258 11

Księga I trylogii |WolfKnight| W moim świecie podzieloną na rasy i społeczeństwa ludzkość obowiązuje ścisła h... More

Świat Mocy
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35

Rozdział 24

75 6 0
By JagodaWi

Podniosłam się z mojego krzesła w Sali Obrad, aby ogarnąć wzrokiem wszystkich radnych, również tych, których widziałam na ekranie laptopa. Większość członków organu pomocniczego w ostatnich dniach wyjechała do swoich rodzinnych miast i dlatego na zebranie połączyli się przez wideokonferencję. Osobiście w pomieszczeniu oprócz mnie przebywali jedynie Zimer i Agder. Praktycznie wszyscy się uśmiechali, choćby nieznacznie, nie mogąc powstrzymać się od świątecznego nastroju. Nie dziwiłam im się, w końcu był przecież dwudziesty ósmy Lukon.

– Dzisiejsze zebranie uważam za zakończone – zwróciłam się do nich. – Jak już to mówiłam wcześniej, reszta dnia należy w całości do waszej dyspozycji. Chciałabym wam jeszcze tylko podziękować za te spędzone wspólnie półtora miesiąca i życzyć wesołych Świąt. Oby nasza dalsza współpraca przebiegała równie pomyślnie.

– Wesołych Świąt, Królowo – odparli chórem i również wstali od stołu lub rozłączyli się z wideokonferencji.

Nie byłam dobra w składaniu życzeń, więc postanowiłam tego nie robić. Ponadto i tak osobiście nie obchodziłam Przesilenia Zimowego. Dla mnie dzisiejszy dzień nie różnił się praktycznie niczym od pozostałej części roku. Agder pożegnała się z nami i udała się do swojego pokoju, aby zapewne się naszykować do wybycia do dworu Whitercouse. Zostałam w sali sama z partnerem, który od razu się do mnie odwrócił.

– Na pewno mam z tobą nie zostawać? – upewnił się.

Zaprzeczyłam ruchem głowy. Ród Dark zaprosił do siebie przewodniczącego na uroczystość. Po tylu latach, które u nich spędził, traktowali go jak członka rodziny. Ponadto przecież związał się z Shadowem.

– Jedź, odpocznij – odrzekłam. – Poradzę sobie.

– Święta powinno się spędzać z ukochanymi – próbował mnie przekonać.

– Rozmawialiśmy już o tym, Zimer – przypomniałam mu, nie uciekając się do twardego tonu. – Nie obchodzę żadnych świąt.

Posłał mi smutny uśmiech, poddając się. Przytulił mnie na odchodne, pocałował w czoło i skierował się do Prywatnego Skrzydła. Poczułam się trochę niezręcznie. Podobno w Święta bliscy dawali sobie różne podarki. Odwiodłam przewodniczącego od pomysłu kupienia mi czegoś, ale w tej chwili sama pragnęłam mu coś sprawić.

– Zaczekaj – zatrzymałam go, zanim chwycił za klamkę.

Spojrzał się na mnie z pytaniem w oczach. Westchnęłam ciężko i kontynuowałam cichym głosem:

– Możesz odwiedzić Shadowa. Tylko nie siedź u niego za długo.

– Dziękuję, WolfKnight – wyszeptał rozradowany i w te pędy pobiegł do piwnic.

Echo jego kroków rozbrzmiało na korytarzu. Sięgnęłam po komórkę i zadzwoniłam do Henkera, aby wpuścił do celi mężczyznę. Agent miał wolne dopiero wieczorem. Ja sama ruszyłam do mojego gabinetu, aby zagrzebać się w stosach dokumentów do przeczytania, uzupełnienia i podpisania. Czekała na mnie pozostała papierologia z całego roku, ostatnie raporty i podsumowania działalności. Bolała mnie świadomość, że musiałam ogarnąć to podczas trzech najbliższych dób, wliczając dzisiejszą, ponieważ później wybywałam do wilków.

Cały zamek opustoszał. Nie tylko Radnym dałam dzień wolny, ale również większości służby i strażnikom. Pozostali tylko ci, którzy nie mieli dokąd jechać albo nie chcieli tego robić. Za oknami piętrzyły się białe zaspy śniegu i świeciło poranne słońce. Na szczęście budynek ogrzewano, więc nie musiałam martwić się o przeziębienie. Nie darzyłam zimy jakąś szczególną sympatią. W ten czas zawsze trudniej było przetrwać i wyżywić watahę. Co prawda moje plemię nie miało z tym dużych problemów, ale współczułam tym, które takowe posiadały. Nie mogłam jednak w żaden sposób im pomóc. Musieli przetrwać przecież tylko najsilniejsi, aby gatunek nadal dominował.

Udało mi się wprowadzić dużo zarządzeń odnośnie zmniejszenia ingerencji Społeczeństwa Mieszczańskiego w życie Społeczeństwa Dzikiego. Wytyczyłam również surowe kary za złamanie owych przepisów. Zakazałam podróży na Antarktykę i Atralię oraz w całkowicie dzikie rejony Połudnocy i Euroazjatyki. Naukowcy, którzy chcieli się tam wybrać, aby prowadzić obserwacje musieli prośby o pozwolenie kierować bezpośrednio do mnie. Czułam dumę na myśl, że dzięki tym działaniom świat zwierząt będzie należał wyłącznie do nich samych. Jako przedstawicielka Społeczeństwa Dzikiego wśród ludzi musiałam dbać o dobro swoich pobratymców.

Pchnęłam ostatnie drzwi i opadłam ciężko na czarny obrotowy fotel. Na ślepo znalazłam kabel od lampy i przestawiłam włącznik. Żółte światło rozjaśniło gładki blat oraz piętrzące się stosy teczek i segregatorów. Wyjęłam z szat komórkę i odłożyłam ją obok laptopa. Po przyznaniu w duchu, że naprawdę nie chciało mi się tego robić, zabrałam się do nudnej roboty. Nie szło mi ani szybko, ani wolno. Raz po raz odkładałam dokumenty i sięgałam po kolejne. Czasami musiałam coś sprawdzić w komputerze, więc urządzenie cały czas było odpalone. Wokół nie panowała jednak cisza, ponieważ z głośników leciała cicho moja ulubiona muzyka. Dzięki niej dałam radę wytrwać przy biurku do południa.

Po dwunastej stwierdziłam, że czas wyprostować nogi i zaspokoić głód. Zeszłam do opustoszałej kuchni i wygrzebałam z lodówki rzeczy, które zostawili mi nieobecni kucharze. Podgrzałam posiłek w mikrofalówce i zrobiłam sobie kawę. Wróciłam z tym wszystkim do gabinetu i na nowo pogrążyłam się w papierach.

Minęło kolejne kilka godzin, zanim spojrzałam na zegar. Wybiła dziewiętnasta. Rozejrzałam się po pokoju, ziewając. Udało mi się ogarnąć połowę przygotowanej do wykonania roboty. Poza tym w rogu blatu stały brudne talerze i kubki po kawie. Wypiłam chyba trzy. Pewnie siedziałabym do późna, gdybym nie przypomniała sobie, że musiałam zmienić Henkera.

– Dobra, koniec na dzisiaj – zadecydowałam i podniosłam się z wygodnego krzesła.

Zabrałam telefon i opuściłam pomieszczenie, gasząc światło. Nie zamknęłam drzwi, aby trochę przewietrzyć gabinet. Powolnym krokiem skierowałam się do piwnic, rozważając nad tym, że nie miałam tego dnia czasu na jakiekolwiek myśli. Może to i dobrze, bo nie wpłynęłyby pewnie one pozytywnie na mój humor. Czekała mnie jeszcze długa noc w celi, której wbrew pozorom nie miałam nic przeciwko. Chętnie spędziłabym trochę czasu sam na sam z Shadowem. Odbyłam już z nim dużo rozmów i każda nas w jakiś sposób do siebie zbliżyła. Mieliśmy podobne gusta i poglądy, mogliśmy godzinami debatować na najróżniejsze tematy.

Zeszłam po schodach i pokonałam ciemny korytarz. Chłodne powietrze uderzyło w moje nozdrza, dając pewne orzeźwienie. Otworzyłam kraty, mijając się w nich z Henkerem.

– Miłej nocy, Królowo – życzył mi, więc odpowiedziałam mu tym samym.

Władca Cieni i Snów siedział na swojej pryczy ze skrzyżowanymi nogami pozbawionymi butów, przeglądając jakąś książkę. Gdy kroki Agenta ucichły w oddali, podniósł głowę i powitał mnie ciepłym uśmiechem. Gdyby nie ból w czekoladowych oczach, nigdy bym nie zgadła, że cierpiał potworne katusze. Wyglądał zdrowo, chociaż zauważalnie zbladł. Jego zapach był dziwnie podniecający, w przeciwieństwie do tego Zimera, który mnie w większości uspokajał. Przesunął się w prawą stronę, robiąc mi miejsce. Bez wahania usiadłam obok niego na kocu, opierając się plecami o kamienną ścianę. Nie martwiłam się o jakąkolwiek etykietę. Poznałam już dosyć blisko Shadowa i wiedziałam, że nie musiałam zachowywać chłodnego dystansu lub postępować w królewski sposób.

– Co czytasz? – zagadnęłam, spoglądając na obłożone czerwoną skórą tomisko.

Legendy i inne starożytne opowieści miasta Anatonis – podyktował tytuł, zamykając okładkę i odłożył dzieło na podłogę. – Zawsze chętnie do nich wracam, a to wydanie szczególnie mi się podoba. Może dlatego, że tak bardzo przypomina te wersje, które opowiadał mi mój ulubiony opiekun, jak byłem mały.

Na wspomnienie służby z rodzinnego dworu trochę spochmurniał.

– To moje pierwsze Święta poza dworem Dark – westchnął ciężko, przeczesując oklapnięte włosy, które trochę mu urosły. – Ale to zrozumiałe, w końcu odbywam karę. Dziwi mnie jednak inna rzecz...

– Jaka? – zainteresowałam się, przyznając w duchu, że w obu fryzurach mężczyzna wyglądał przystojnie i odpowiadał moim gustom.

– Dlaczego ty siedzisz sama w zamku i pilnujesz więźnia, zamiast spędzać ten dzień z rodziną?

Nie odpowiedziałam od razu, dając sobie chwilę na przemyślenie własnych słów.

– Jako Królowa mam pewne obowiązki – odparłam ostrożnie. – Poza tym i tak nie obchodzę Świąt. Wychowały mnie wilki, więc nie czuję się związana z ludzką kulturą. Jest mi ona obca.

– Cóż, nie każdy musi obchodzić Święta. Ale wiedz, że to jeden z piękniejszych czasów w roku.

– Więc może mi o nim opowiesz – zaproponowałam, widząc, że miał na to wielką ochotę.

– Od czego by tu zacząć... – zastanawiał się, rozsiadając się wygodniej. – Święto Przesilenia Zimowego było obchodzone już od starożytności i traktowano je jako okres, w którym światło zwyciężało z ciemnością. Od tego momentu dni zaczynają się przecież wydłużać, przynosząc ludziom nową nadzieję, radość i optymizm. Bogowie jasności ponownie dochodzą do władzy i tym podobne.

Musiałam przyznać, że w takim rozumowaniu starożytnych był jakiś sens.

– W naszym ateistycznym świecie tego już się tak nie postrzega – zauważyłam.

– Nie – przyznał mi rację – ale tradycja pozostała. W dniu Świąt zaprzestajemy pracy i spotykamy się w rodzinnym gronie. Nie wiem, jak to dokładnie wygląda wśród niższych warstw społeczeństwa, ale w dużych rodach urządzane są obfite kolacje dla całej rodziny.

– Zawsze jest dobry moment, aby się najeść – skomentowałam, na co mężczyzna posłał mi uśmiech rozbawienia.

– Uroczystość rozpoczynamy od podzielenia się chlebem wypieczonym z pierwszego zżętego w danym roku żyta. Ususzone, pozbawione nasion kłosy stawiamy za to w wazonie na środku głównego stołu. Obdarowując się nawzajem kawałkami bochenka, składamy sobie życzenia. Nie zawsze udawało mi się zaliczyć wszystkich członków rodziny. Dark jest trochę liczny, rozumiesz?

Kiwnęłam potwierdzająco głową.

– Po życzeniach siadamy razem do posiłku, składającego się z ogromnej liczby potraw. Każdy znajdzie wśród nich coś, co lubi. Przy jedzeniu oczywiście odbywają się najróżniejsze rozmowy. Polegają one głównie na obgadywaniu innych, ich ubrań, osiągnięć czy zachowania przy stole. Osobiście nie darzyłem tej części za dużą sympatią, gdy byłem młodszy. Ciotki pytały się mnie o wszystko, a ja czasami nie wiedziałem, jak odpowiedzieć. Na szczęście w takich momentach przychodził któryś z moich rówieśników, lub w późniejszych latach Zimer, i odciągał mnie od stołu, aby się „pobawić". – Nakreślił palcami cudzysłów. – Starsi nie każą nigdy siedzieć dzieciakom w jednym miejscu, bo wiedzą, iż jest to rzecz niemożliwa. Więc najczęściej sala zamienia się w jeden wielki rozgardiasz pełen szczenięcych zabaw i pisków. Trwa to do momentu, w którym idziemy na cmentarz.

– Na cmentarz? – zdziwiłam się.

– Tak – potwierdził. – Święto Przesilenia Zimowego jest również dniem, w którym wspominamy naszych przodków i oddajemy im cześć. Koło ich grobów razem z rodziną zapalamy symboliczne ognisko, które i im ma oświetlić trochę tę szczególną noc. Kiedyś wierzono, że takie praktyki pozwalają duszom na chwilowe uwolnienie się od tortur w Abaddonie i przywrócenie wspomnień życia w Sangdanie.

Podciągnęłam na pryczę lewą nogę, oplatając ją rękoma. Przechyliłam lekko głowę, wsłuchując się w opowieść Shadowa. Znałam prawdę o zaświatach, więc uznałam wspomnianą tradycję za jeszcze piękniejszą, choć nic niedającą.

– Po spędzeniu godziny na mrozie, podczas której opowiadamy sobie historie o przodkach, wracamy wspólnie do dworu i siadamy przy głównym kominku. Dorośli na krzesłach, dzieciaki na poduszkach na podłodze. Jeden fotel stawiamy pomiędzy utworzonym półokręgiem a paleniskiem. To miejsce zajmuje matriarchini lub patriarcha. Osoba ta opowiada legendę o powstaniu rodu. Pamiętam dokładnie głos mojej matki powtarzającej rok w rok to samo i przyznam, że nigdy mi się to nie znudziło. Kiedyś nawet wyobrażałem sobie, że sam będę mówił tę historię, grzejąc plecy ciepłem ognia w kominku... W każdym razie, Święto kończy wspólne odśpiewanie tradycyjnych pieśni, po czym rozchodzimy się do pokoi lub domów, jeśli ktoś nie zostaje na noc w dworze. Oczywiście nikt zazwyczaj nie idzie spać, a w budynku do samego świtu jest głośno.

Przerwał na moment, obserwując moje reakcje. Miałam nadzieję, że nie wyglądałam na znudzą, ponieważ taka nie byłam.

– Pewnie sobie wyobrażasz, że podczas uroczystości panuje ta cała patetyczna atmosfera, z którą kojarzy się arystokratów – zgadywał. – Nic bardziej mylnego. Podczas Święta Przesilenia Zimowego spotykamy się w rodzinnym gronie i nikt nie czuje potrzeby zachowania etykiety dworskiej. Tak przynajmniej jest u Dark.

– Zaśpiewaj jedną z tych pieśni, o których wspomniałeś – poprosiłam.

– Nie wiem, czy chcesz tego słuchać – odrzekł niepewnie, drapiąc się po potylicy.

– Chcę – zapewniłam i podparłam sobie ręką policzek.

Zastanowił się chwilę z wyrazem skupienia na twarzy, po czym zamknął oczy i otworzył usta. Z jego gardła popłynęły pierwsze słowa.

I znów po dniu nadchodzi noc,
Cały nasz świat ogarnia mrok.
Światło stawia ostatni krok,
Twój cień żegnając rokiem za rok.
Każdy potomek podąża znów
Za Tobą, czcząc świętość tych dróg
I składa hołd poległym tu
Wojownikom prosto ze snów.
A więc skieruj myśli swych tok
Na ten cmentarz pełen cnych zwłok,
Które teraz witają mrok,
Twój cień żegnając rokiem za rok.
Wczorajszą pełnię zastąpił nów,
Wilczego wycia ginie więc duch.
Chowa się w lesie, błaga o cud,
By dziś nie zstąpić w grobowy rów.
Po srebrnej sierści leje się krew,
A mrok nasz czuje pogoni zew.
Minie labirynt wysokich drzew,
By wbić kły w gardło jak dziki lew.
I znów po nocy nadchodzi dzień,
Odgania ciemność daleko hen
I wraz ze świtem wita Twój cień,
Zmywając wilku Twej krwi czerwień.

Melodia głosu Shadowa kojarzyła mi się z szumem strumienia, w którym zamiast wody płynął miód o wyrazistym smaku. Nie miałam pojęcia, czy trafiał w nuty, ale nie przywiązywałam do tego żadnej uwagi. Jego wykonanie brzmiało pięknie i tego się trzymałam. Czuł tę pieśń, której nastrój był niezwykle mroczny, ale jego ciepły głos nadawał całości zupełnie innego wybrzmienia. Moje serce pragnęło w tym zatonąć.

Wiedziałam dokładnie, czego chciałam. Nie było sensu odsuwać od siebie uczuć i się powstrzymywać. Nie widziałam już nic złego w tym, że zaczynało zależeć mi w tym jednym szczególnym sensie na drugiej osobie. Wyprostowałam się i przysunęłam do pochłoniętego w śpiewie mężczyzny. Poczekałam, aż wypowie ostatnie słowa i pochyliłam się do niego. Popłynął jeszcze jeden czuły dźwięk i zamknęłam jego usta swoimi.

Shadow wydawał się zaskoczony obrotem sytuacji i znieruchomiał. Jego wargi były zimne, ale powoli się rozpalały pod dotykiem moich. Jedną rękę wplotłam w krótkie brązowe włosy, a drugą położyłam mu na plecach, nie pozwalając, aby się odsunął. On jednak nie próbował przerywać moich działań i sam mnie objął. Czułam, jak Władca Cieni i Snów się roztapiał. Ulegał z wielką przyjemnością temu, co robiłam. Brnęłam w to dalej, pogłębiając nasz pocałunek, aby stał się on bardziej namiętny. Podświadomie wiedziałam, że oboje tak samo pragnęliśmy tej bliskości. Było to zupełnie inne przeżycie od tych, które doświadczyłam z Zimerem. Obu wersji jednak pożądałam w takim samym stopniu. Obu kochałam tą samą, ale równocześnie inną miłością. Miałam wszystko, czego mogłam chcieć i niczego w tych związkach mi nie brakowało.

Mężczyzna przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Zaczął przechylać się do tyłu, opadając plecami na pryczę. Nawet się nie zorientowałam, gdy położyłam się na nim, przyciskając go mimowolnie do metalowej powierzchni okrytej już zmiętym kocem. Oparłam się łokciami po bokach jego głowy, pozwalając bursztynowym dłoniom wpleść się w moje długie włosy. Jednak zanim doszło do czegokolwiek bardziej intymnego niż sam pocałunek, moje płuca zażądały powietrza. Odsunęłam się, lekko dysząc i przy okazji tracąc większość swojego romantycznego zapału. Serce biło mi w niewyobrażalnym tempie. Spojrzałam w oczy Shadowa, w te pełne ekscytacji i pożądania brązowe tęczówki. Gdzieś zniknął nawet ból. Prychnęłam, krzywiąc się w uśmiechu.

– To miała być kara a nie zabawa – mruknęłam. – Powinieneś teraz zwijać się z bólu a nie z przyjemności.

– Sama zaczęłaś – przypomniał, nie próbując się spode mnie uwolnić. – Poza tym nadal dokuczają mi te cholerne igły. Nie mogę się doczekać, aż minie te dziesięć tygodni.

– Ja też – odparłam i gdy wysunął palce z mojej czupryny, usiadłam z powrotem obok niego.

Kończył się piąty tydzień wyroku, ale ja już odczuwałam rosnące napięcie. Musiałam utrzymać do końca pewne pozory i nie zdradzić moich planów co do przyszłości skazańca.

– A w ogóle to zapomniałem ci podziękować za rano – odezwał się Władca Cieni i Snów, również się podnosząc. – Nie spodziewałem się, że tak szybko znów zobaczę Zimera.

– Nie ma za co. W końcu są Święta.

– Wiesz, jak o tym myślę, to mimo wszystko jednak spędzam ten dzień w towarzystwie osoby, którą kocham.

Wróciłam do niego wzrokiem. Nie wiedziałam, co miałam więcej powiedzieć. Przyznałam mu rację zwykłym skinieniem głowy, uśmiechnęłam się delikatnie i dalej milczałam, starając się doprowadzić moją fryzurę do ładu. Cisza nie była ani krępująca, ani ciężka, Shadow postanowił jednak ją przerwać.

– Od zawsze potrzebowałem kogoś takiego jak ty – wyznał cicho. – Kogoś, kto mnie doszczętnie zniszczy.

Posłałam mu nierozumiejące spojrzenie.

– Od urodzenia traktowano mnie jak kogoś najpotężniejszego. Byłem osobą, której nigdy nie pozwolono przegrać i się poddać. Zmuszano mnie do walki o coś, czego przez długi czas nie rozumiałem. Rodzina wyznaczyła drogę, którą miałem podążać, aby osiągnąć władzę. Nie będę ukrywał, że również tego pragnąłem, ale dokuczało mi to, że musiałem we wszystkim być najlepszy. To mnie męczyło, a im stawałem się starszy tym presja bardziej rosła. Myślę, że przez to oszalałem.

– A nie od Wymiaru Cieni? – zasugerowałam.

– Nie, uważam na to, jak i ile używam Mocy. Nawet podczas choroby psychicznej potrafiłem ten aspekt kontrolować – sprostował stanowczo. – Wracając... W końcu pojawiłaś się ty, dzika Władczyni Wilczej Mocy. Od razu mnie sobą zainteresowałaś, a po tym, jak mnie pokonałaś... Ja... Uznawałem cię w pewnym sensie za boginię. Aż za często gościłaś w moich myślach. Później przyszła klęska Opozycji, za którą także stałaś. Strąciłaś mnie na samo dno i dałaś się uwolnić od wcześniejszego życia. Dlatego jestem ci bardziej niż wdzięczny, WolfKnight.

Pomyślałam, że chciałabym, aby używał on mojego imienia częściej.

– Nie zależy ci na tym, aby wrócić na szczyt hierarchii? – zapytałam.

– Zależy, ale póki będę pod tobą. Mogę sprawiać wrażenie typowego arystokraty, ale w głębi taki nie jestem. Potrzebuję kogoś, komu będę mógł się oddać.

– A Zimer?

– Kocham go szczerze, ale nie potrafiłbym traktować go inaczej niż teraz. Jest dla mnie kimś równym, moim riend.

– Więc rola bycia twoją Panią spada na mnie. Cóż, chyba nie do końca rozumiem twój tok myślenia, ale nie sądzę, czy rzeczywiście muszę. Wiedz jednak, że prywatnie nie pozwolę się wielbić i wynosić do rangi bogini.

– Czyli chcesz być ze mną? – zdziwił się. – Przecież w świetle politycznym jesteśmy póki co wrogami, a w hierarchii dzieli nas teraz gigantyczna przepaść.

– Nikt nie może mi niczego zabronić, Shadow – wyjaśniłam spokojnie. – Jestem Królową i to do mnie należy ocena, co jest słuszne i odpowiednie. Nie odpuszczę ci jednak tego wyroku.

– To raczej oczywiste – przyznał. – Ja sam lepiej się poczuję po odbyciu całej kary. Powiesz Zimerowi o nas?

– Oczywiście, że tak – potwierdziłam. – Pewnie będzie zadowolony, że miłosny trójkąt się zamknął.

– Na pewno.

Czas mijał nieubłaganie, a nam obojgu zaczęły opadać powieki. Miałam za sobą długi dzień i jedyne, czego mi brakowało, to przespanej nocy. Nie zapisałam w pamięci momentu, w którym rzeczywiście odpłynęłam, ale najprawdopodobniej zrobiłam to przed mężczyzną. Gdy się obudziłam, moja głowa spoczywała na jego ramieniu i oboje jakimś cudem leżeliśmy przytuleni na pryczy, okryci drugim kocem. Władca Cieni i Snów był całkowicie nieprzytomny i sprawiał wrażenie, jakby miał pozostać w tym stanie przez kilka następnych dni.

Aplikowałam mu środki odżywcze, które zostawił Henker, akurat w momencie, w którym Agent przyszedł mnie zmienić. Wróciłam do Prywatnego Skrzydła, wykąpałam się i założyłam świeże szaty. Do porannego zebrania zostało mi jedynie piętnaście minut, które poświęciłam na nierobienie niczego konkretnego.

– Jeszcze tylko pięć tygodni – mruknęłam do siebie. – Pięć cholernie długich tygodni, po upływie których tak wiele się zmieni.

Continue Reading

You'll Also Like

4.4K 315 31
~To sen czy rzeczywistość? Jest tak jak zawsze marzyłem. Jest idealnie~ 🧡Mój pierwszy fanfick🧡
249K 20.2K 154
~Manga nie jest moja, tylko tłumaczę! ~ Zreinkarnowano mnie w ciele fałszywej świętej, które pięć lat później umrze, gdy pojawi się kolejna święta. J...
187K 13.7K 126
Oryginalny tytuł: "사실은 내가 진짜였다" (czyt. "Sasil-eun Naega Jinjjayeossda") Tytuł angielski: "Actually, I Was The Real One" Polski tytuł: "Prawdę m...
2.5K 481 13
Wenecja skrywa swoje tajemnice i historie wśród ulic, kanałów i placów. Jak cienka jest granica między niezwykłością, którą się podziwia, a tą, którą...