WolfKnight

By JagodaWi

3.8K 258 11

Księga I trylogii |WolfKnight| W moim świecie podzieloną na rasy i społeczeństwa ludzkość obowiązuje ścisła h... More

Świat Mocy
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35

Rozdział 13

88 7 0
By JagodaWi

Wrota Głównej Sali otworzyły się z hukiem, wpuszczając do środka trzy osoby. Dwójka zamkowych strażników ściskała ramiona mężczyzny o przeciętnym wyglądzie i prowadziła go w kierunku podestu, tłumiąc jego chęć wyrwania się i ucieczki z budynku. Więzień usilnie starał się wyszarpnąć, ale na szczęście jego wysiłki spełzły na niczym. Doświadczeni gwardziści sprawnie przetransportowali go na koniec czerwonego dywanu i brutalnie rzucili pod stopnie podwyższenia. Zdezorientowany przestępca zamiast grzecznie przyjąć pozycję klęczącą, zaparł się, ale nie zdołał utrzymać równowagi. Upadł boleśnie na posadzkę, rozwalając sobie przy okazji nos, ponieważ skute za plecami ręce uniemożliwiły mu podparcie. Krew od razu spłynęła po jego wargach, kapiąc na podarte szaty odsłaniające podrapane ramiona. Mężczyzna z trudem podniósł się do klęczek i został zmuszony do pozostania w tej pozycji przez żelazne uściski strażników na jego barkach. Z okolonych cieniami zmęczenia oczu wyzierała jawna nienawiść, którą bardzo powoli zastępował paniczny strach.

– Imię i nazwisko – odezwałam się do niego ozięble, gładząc palcami w cienkich rękawiczkach podłokietnik tronu.

– Najdrem Nuar – warknął gardłowym głosem.

– Moc?

– Władca Mocy Panter.

– Jakiej zbrodni się dopuściłeś?

– Dałem się złapać.

Oto klęczał przede mną pierwszy schwytany opozycjonista. W czasie porannego zebrania otrzymałam telefon od Agentów, że doszło do kolejnego ataku, tym razem na jakąś fabrykę z wykorzystaniem trującego gazu. Miałam już załamać ręce, gdy okazało się, że któryś z poddanych widział kilku mężczyzn wywożących ukradkiem podłużne butle, których używa się podczas nurkowań ze sprzętem. Dzięki zdanemu rysopisowi udało się pojmać pierwszego ze sprawców. Podobno reszta również była już osaczona i za chwilę mieli zostać sprowadzeni przed mój Sąd. Obrzuciłam obecnego przestępcę spojrzeniem pełnym dezaprobaty i pogardy. Co z tego, że nie mógł tego zobaczyć przez pełno-twarzową maskę? Doskonale wyczuł na sobie mój wzrok, przez co zadrżał lekko i opuścił głowę pod jego wpływem. Chyba w końcu do niego dotarło, że znajdował się na przegranej pozycji.

– Dopuściłeś się morderstwa – poprawiłam go lodowatym tonem – czyli wykroczenia przeciwko Traktatowi.

– Wykonywałem rozkazy – spróbował się bronić.

– Czyje rozkazy?

– Zwierzchnika Opozycji...

– Czyli nie moje – skwitowałam ostro. – Twoje wytłumaczenie jest więc nic nie warte, do tego staje się kolejnym aktem, który popełniłeś, tym razem przeciwko mojej władzy. Z tego również zostaniesz rozliczony.

Przełknął ślinę, a w Głównej Sali zapadła na kilkanaście długich sekund grobowa cisza. Nadal gromiłam wzrokiem przestępcę, czując, jak złość rozsadzała mnie od środka i pchała do natychmiastowego dotknięcia znaku Śmierci. Nie mogłam jednak go tak od razu zabić. Potrzebowałam przecież tylu informacji, które ten człowiek zapewne posiadał.

– Kto wami przewodzi? – zapytałam z wymuszonym spokojem.

– Nie wiem – odparł, próbując bezskutecznie poluzować kajdany na swoich nadgarstkach.

– Kłamiesz – stwierdziłam, podnosząc znacznie głos, na co nawet strażnicy niezauważalnie podskoczyli.

– Ale ja naprawdę nie wiem – tłumaczył się rozpaczliwie Najdrem. – Nigdy go nie widziałem i nie znam jego imienia.

Westchnęłam ciężko, gdy w jego oczach pojawiły się łzy bezsilności. Patrzyłam się na niego w milczeniu, przeciągając ten moment niepewności, ale nie odezwał się ponownie. Musiałam uznać, że mężczyzna rzeczywiście nie wiedział o tożsamości swojego zwierzchnika. W sumie nawet mnie to zbytnio nie zdziwiło, bo w końcu sama utrzymywałam anonimowość. Czyżby zwierzchnik Opozycji się mną zainspirował?

– W jaki więc sposób dostawałeś rozkazy? – ciągnęłam przesłuchanie.

– Elektronicznie – wyjawił.

Machnęłam ręką na strażników, ale stojący w kącie pomieszczenia Agent, który przytransportował przestępcę do zamku, odezwał się pierwszy:

– Zarekwirowaliśmy jego komórkę oraz resztę sprzętów z jego mieszkania.

– Macie sprawdzić wszystkie serwery, na których się logował. Nie widzę możliwości, aby wam się nie udało złamać haseł i innych zabezpieczeń.

– Rozumiem – odparł zakapturzony. – Poinformuję specjalistów.

– Jakie są najbliższe plany Opozycji? – zwróciłam się ponownie do Najdrema.

– Nie jestem nikim ważnym, więc nie przekazuje się mi takich informacji. Miałem za zadanie jedynie wykonywać powierzone mi czynności związane z atakami.

– W ilu morderstwach brałeś udział?

– W dwóch – wyznał bez wahania. – W tym z wybuchem gazociągu i w dzisiejszym.

– Jakie są wasze metody działania?

Nic nie powiedział, co tylko podgrzało we mnie irytację. Ta jego cała niewiedza strasznie mnie drażniła. Utrzymywanie kamiennej twarzy, choć było niepotrzebne, pomagało mi zachować potrzebne opanowanie.

– Jakie są wasze metody działania? – powtórzyłam dobitniej, ale nadal nie otrzymałam oczekiwanej odpowiedzi.

– Wymaga się od nas precyzji – odparł wymijająco – i milczenia.

Zaklęłam w myślach i uznałam, że nie było sensu tego dalej ciągnąć. Miałam nadzieję, że jego wspólników szybciej zmuszę do mówienia. Podniosłam się z tronu, na co mężczyzna mimowolnie się wzdrygnął, a strach doszczętnie go sparaliżował. Najwyraźniej zdał sobie sprawę, co go właśnie teraz czeka.

– Najdremie Nuar, Władco Mocy Panter – rozpoczęłam swoją zwykłą kwestię, wyćwiczoną do precyzji po trzech odbytych do tej pory Sądach. – Zostałeś oskarżony o złamanie Traktatu. Za swoje czyny odpowiesz w Abaddonie. Mój wyrok więc brzmi Śmierć.

Zdjęłam prawą rękawiczkę, odkładając ją na podłokietnik tronu i podciągnęłam rękaw czarnej szaty z wieloma koronkowymi zdobieniami. Zaprezentowałam opozycjoniście charakterystyczny tatuaż. Zerknął na niego, po czym zestresowany zacisnął powieki i odniosłam wrażenie, że z jego gardła wydostał się cichy szloch. Dotknęłam z zimną krwią znaku, skupiając się na klęczącej pod podwyższeniem postaci. Nie musiałam nic mówić, nie musiałam nic myśleć. Higa doskonale odczytała moje intencje i skazaniec osunął się bezwładnie na twardą ziemię. Strażnicy nie zwlekali, od razu podnosząc umiejętnie truchło i wynieśli je z sali, mijając się z dziewczyną, która w tej chwili pełniła wartę pod drzwiami.

– Przybyli kolejni – poinformowała, przed tym się kłaniając.

– Zaproś ich – poleciłam i opadłam na siedzisko, nie zakładając z powrotem rękawiczki.

***

– Co o tym myślisz? – zapytał Zimer.

– Albo rzeczywiście nic nie wiedzą, albo świetnie kłamią – odparłam. – Nie umiem sobie wyobrazić, jakim cudem udało się Opozycji dopuścić tak idealnych morderstw, jeśli w ich szeregach stacjonują takie ułomy.

– Nie skreślaj ich od razu. Może są lepsi w działaniu, niż ci się wydaje.

– Byli, nie są – sprostowałam. – Już nie żyją.

– Może udałoby się nam wyciągnąć z nich więcej na torturach, gdybyś ich tak szybko nie zabiła – zasugerował delikatnie, na co tylko ciężko westchnęłam.

– I tak by nic więcej nie zdradzili – odrzekłam, jawnie prezentując rzeczywistość. – Stali na progu Śmierci. Wiedzieli, że nie ważne co powiedzą, i tak bym ich zabiła.

– W sumie... – zgodził się niechętnie i przerwał kontakt wzrokowy, trochę się zasępiając. Od razu wyczułam, że coś było nie w porządku i postanowiłam o to zapytać.

– Coś się stało z Shadowem od wczoraj? Wiem, że rozmawiałeś z nim dzisiaj rano przez telefon.

– Nie, nie – zaprzeczył od razu. – Wszystko jest dobrze, a on czuje się o wiele lepiej niż przez ostatni rok... Po prostu przypomniała mi się wczorajsza rozmowa z nim, po której mam nieczyste sumienie.

– O czym rozmawialiście? – zaciekawiłam się i dla lekkiej otuchy, złapałam lewą dłoń partnera. Uśmiechnął się do mnie niemrawo, gniotąc delikatnie między palcami moją rękawiczkę.

– O tobie. W sensie o WolfKnight, nie o Królowej, ale tak czy siak musiałem go okłamać. Shadow był ciekawy, jak sobie radzisz i czy wszystko wróciło w twoim życiu do normy. Stwierdziłem, że nie utrzymuję z tobą kontaktu. Jednak, gdy ostatnio widziałem ciebie w lesie, nic się z tobą złego nie działo. Po tym szybko urwałem temat, mimo że widziałem, że on chciał go kontynuować.

– Dlaczego niby miałby się mną tak interesować? – zdziwiłam się, przystając na środku korytarza na pierwszym piętrze. Zimer również się zatrzymał.

– Odnoszę wrażenie, że Shadow czuje się winny po tym, co ci zrobił. U niego nie jest to zwyczajne. O żadną z wcześniejszych ofiar się tak... nie martwił. Może dlatego, że z żadną z nich konflikt nie wywiązał się tak przypadkowo jak z tobą – zniżył głos do ledwo słyszalnego szeptu. – Shadow bardzo chce cię przeprosić i jakoś zadośćuczynić zadanym cierpieniom.

Milczałam przez dłuższy moment, wiedząc, co zamierzał mi wyperswadować przewodniczący. W jego mniemaniu powinnam się spotkać z Władcą Cieni i Snów, aby jakoś poukładać sprawy między nami. Wiedziałam, że skrycie potrzebowałam tej rozmowy, choć wiązałaby się ona z wieloma kłamstwami z mojej strony i musiałabym pokazać się na niej wyłącznie w roli dzikiej wilczycy. Jednak z drugiej strony nadal w moim zabliźnionym sercu kryły się zawiść, pretensja i nienawiść do mojego byłego oprawcy. Ale nie chciałam również zawieść oczekiwań Zimera.

– Przemyślę to – obiecałam i ponownie ruszyłam w stronę schodów na parter, ale zostałam zatrzymana przez uścisk mężczyzny.

– Myślę, że to dobry moment, abym ci coś wyznał – wyszeptał, czym wzbudził we mnie kolejne zaintrygowanie. – Częściowo sam ponoszę winę za to, że tamtego dnia doszło między wami do walki.

– Niby jak? – prychnęłam z lekceważeniem.

– Pamiętasz od jakiej strony Shadow dostał się na twoje terytorium?

– Od zachodniej granicy – odparłam, po czym szybko skojarzyłam fakty, przez co na moją twarz wypłynęło oszołomienie ukryte przez pełno-twarzową maskę. – Od strony terenu Zity...

– Shadow tego dnia odwiedził mnie u watahy. Miły gest, większość jego wizyty przebiegła w spokojniej atmosferze, ale później niestety się pokłóciliśmy. Dość mocno pokłóciliśmy. Wkurzeni rozeszliśmy się w różne strony, aby ochłonąć. Nie spodziewałem się, że zabrnie on tak daleko i przekroczy granicę. Musiałem go całkowicie wyprowadzić z równowagi, skoro postanowił cię zaatakować. Gdybym go wtedy dopilnował i nie pozwolił oddalić się na taki dystans, nic by się nie stało... W każdym razie później nie widzieliśmy się aż do wieczora, gdy sam wezwał mnie do dworu, abym opanował jego szał. Najprawdopodobniej ty już wtedy leżałaś w celi, gdy mu pomagałem. Dowiedziałem się o tobie dopiero po następnych dwóch godzinach i próbowałem przekonać Shadowa, aby cię tylko opatrzył i odniósł z powrotem...

– Ale się uparł – dokończyłam, na co Zimer skinął głową i już nie kontynuował opowieści. W sumie, resztę już znałam. Westchnęłam ciężko, ale nie potrafiłam mieć wobec partnera jakichkolwiek wyrzutów. – Cóż... Co się stało, się już nie odstanie.

– Nie jesteś zła? – zdziwił się, wwiercając się swoimi toksycznie zielonymi oczami w moje.

– Nie mogłeś przewidzieć, że to się tak skończy. Poza tym wcale się tak źle nie skończyło, nie?

– No nie – przyznał mi rację i w końcu się uśmiechnął.

Pokręciłam w niedowierzaniu głową i wznowiłam nasz marsz do Prywatnego Skrzydła, ciągnąc wilka za sobą. Szybko dotarliśmy na dół, a po pokonaniu kolejnego korytarza znaleźliśmy się przed wejściem do moich kwater. Jednak nie byliśmy tam sami, ponieważ obok strażników czekały na nas dwie osoby. Grejsa od razu rozpoznałam, a on puścił mi stosowne skinięcie głowy, zanim skoncentrowałam się na towarzyszącej mu kobiecie o dojrzałych rysach i wysokiej, chudej posturze. Pełna elegancji w dobrze skrojonych ciemno-zielonych szatach i czarnej masce wydała mi się niezwykle surowa. Włosy w kolorze dojrzałego zboża spływały falami na jej plecy, przysłaniając nieco lewe, żółte oko. U jej pasa wisiała para sztyletów w błękitnych pochwach. Skłoniła się głęboko, opierając cały czas ciężar wyłącznie na prawej nodze.

– Królowo, to Cirissa Gardiandes – przedstawił ją Grejs. – Przybyła z bardzo ważną, niecierpiącą zwłoki sprawą.

Zastępca wyglądał na znacznie zdziwionego przybyciem tajemniczej kobiety i na lekko zestresowanego. Niemalże od razu skinął znacząco na Zimera, więc oboje oddalili się z powrotem w kierunku piętra. Jeszcze zdołałam usłyszeć, jak szeptali między sobą.

– Czy to...

– Tak – przerwał mu Xiang.

Wróciłam uwagą do nieznajomej. Na jej twarzy nadal tkwiła całkowita powaga, ale dostrzegłam, jak nerwowo pocierała kciukiem złoty pierścień na lewej dłoni.

– Zapraszam do gabinetu – powiedziałam, dając tym samym znak strażnikom, aby przepuścili ją dalej.

Pierwsza przeszłam przez drzwi i, robiąc wyjątek od reguły, zapaliłam światło w pomieszczeniu. Usiadłam za biurkiem, zakładając nogę na nogę i skoncentrowałam się tylko i wyłącznie na kobiecie. Utykała lekko, ale nie widać było po niej żadnego bólu czy zmęczenia. Wskazałam jej gestem krzesło przede mną. Zajęła miejsce, nadal będąc stosownie wyprostowaną. Ciągle jeszcze dziwiłam się ludziom, którzy w ten sposób postępowali. Niby wysoka pozycja lub sytuacja wiązała się z określoną etykietą, ale im dłużej obcowałam z Radą, tym bardziej wątpiłam w potrzebę tej patetyczności. Szacunek trzeba było okazać, ale o wiele łatwiej pracowało się z osobami mniej sztywnymi.

– Więc w jakiej sprawie pani przybyła? – zapytałam, nie opatrując zwrotu nazwiskiem. Zdążyło mi już ono wylecieć z głowy. Poczułam, więc wdzięczność, kiedy przybyła przedstawiła się jeszcze raz.

– Nazywam się Cirissa Gardiandes, Władczyni Mocy Szakali – powiedziała dostojnym, ewidentnie surowym tonem. Byłam pewna, że miała ona kilka razy więcej lat niż ja. – Jestem wysłanniczką Pustkowi.

Nic mi ta nazwa nie mówiła. W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakaś firma, korporacja, czy coś w tym stylu.

– Pustkowi? – powtórzyłam za nią.

– Tak – potwierdziła i poprawiła się na siedzeniu, ściskając mocniej nogi. – Wiedza o nas jest zarezerwowana wyłącznie dla Władców. Nawet Rada nie ma przyzwolenia wiedzieć więcej, niż że Pustkowia istnieje.

– Przybyła więc pani, by mnie oświecić w tej sprawie – zgadłam, opadając na oparcie. – Mój czas jest do pani dyspozycji.

Najbliższe spotkanie miałam dopiero wieczorem, więc nigdzie mi się nie spieszyło. Papierologia też mogła zaczekać. Cirissa zaintrygowała mnie tym, co miała do powiedzenia.

– Zwykle nie odwiedzamy Władców tak wcześnie – sprostowała. – Czekamy, aż utrzymają się trochę na swoim stanowisku.

– To zrozumiałe – skomentowałam, obracając lekko fotelem na boki. – Czym więc moja sytuacja różni się od wcześniejszych?

– Dojdę do tego później – obiecała Gardiandes. W żółtych oczach dojrzałam dzikie iskierki, takie jak u każdego Władcy Zwierzęcej Mocy.

Skinęłam głową na zgodę, a ona zaczęła swoje wyjaśnienia.

– Pustkowia to obszar leżący poza głównymi kontynentami na Wyspie Kruka.

– Nigdy nie widziałam jej na żadnej mapie – zauważyłam – ale to raczej oczywisty fakt.

– W rdzennej ludności miasta Aziru krążyły kiedyś opowieści o wyspie pokrytej wyłącznie czarnymi nieurodzajnymi piaskami. Dlatego też została przez nich ogłoszona Wyspą Kruka. Ale te opowiastki nie mają dużo wspólnego z prawdą. Nasze ziemie może i są czarne, ale rosną na nich gęste lasy deszczowe, które doskonale maskują cały kompleks.

– Co się w nim mieści? – zapytałam coraz bardziej zaciekawiona.

– W pierwszej kolejności wspomnę o laboratoriach. Najdoskonalsi naukowcy Świata Mocy właśnie tam opracowują najróżniejsze wynalazki, od najbardziej zabójczych broni po najskuteczniejsze leki. Za przykład podam PRI, czyli lek umożliwiający w zadziwiająco krótkim czasie wyleczyć najgorsze rany. Jest niestety bardzo niebezpieczny i tylko najpotężniejsi mogą go zażywać. O tym, które wynalazki trafią do Świata Mocy, decyduje Pani.

Nie odezwałam się, dając Cirissie dalej mówić.

– W drugiej części mieszczą się magazyny na właśnie te wynalazki i inne rzeczy, które trzeba przechowywać w ścisłej tajemnicy. W trzeciej stacjonuje armia.

– Armia? – zdziwiłam się, na moment przerywając bawienie się fotelem.

– Świat Mocy ma swoje wojsko, które jest zawsze w pełnej gotowości bojowej. Szkolimy i wychowujemy żołnierzy. Każdy z nich jest, oczywiście, bezpośrednio pod Pani rozkazami. Na czele wszystkich pułków stoją doświadczeni dowódcy znający się na swej profesji. Zanim zapomnę... – przerwała na chwilę, sięgając do kieszeni swojej szaty. Wyjęła z niej mały notes i mi go podała. – Znajdują się tu wszystkie potrzebne informacje i numery telefonów do różnych osób w Pustkowi.

Zacisnęłam palce na notatniku obłożonym czarną skórą. Cały mieścił się w mojej dłoni. Moje myśli zawiesiły się na armii. Od razu przyszedł mi pomysł przeprowadzenia prawdziwej wojny z Opozycją. Jednak szybko uznałam go za głupotę. W końcu był to konflikt polityczny i nie powinnam była angażować w to wojska.

– W czwartej części mieści się więzienie – kontynuowała. – Dostęp do niego mają jedynie trzy osoby, wliczając Panią, Królowo. Nie jestem uprawniona, aby opowiadać o tym miejscu. Możesz, Pani, dowiedzieć się więcej, składając nam osobistą wizytę.

– Na pewno to zrobię – zapewniłam, patrząc myślami w swój grafik. Ech... Napięty grafik. – Agenci też są związani z Pustkowią?

– Nie – zaprzeczyła. – Ludzie pracujący w Pustkowi mieszkają przez całe życie na wyspie i nikt ze Świata Mocy nie ma o nich pojęcia. Agenci są w pełni organizacją jawną, do której można dołączyć z własnej woli, a do nas trafiają jedynie ci, których sama Pani wybierze.

– Rozumiem. Przejdźmy już może do okoliczności pani wczesnego przybycia.

– Po ostatnim ataku Opozycji z wykorzystaniem trującego gazu wśród Krótkowiecznych rozpoczęła się epidemia – wyjaśniła bez owijania w bawełnę. – Do Świata Mocy wróciła śmiertelna choroba, która miała już na zawsze zostać wypleniona. Użycie nieodpowiedniej substancji do morderstwa spowodowało zajście groźniej reakcji chemicznej i powstanie na nowo wirusa, którym łatwo można się zarazić. U Długowiecznych powoduje on jedynie wysoką gorączkę i spadek odporności na inne zakażenia. Wieczni są całkowicie odporni. Niestety obecna populacja Krótkowiecznych jest bardzo słaba i epidemia prędko się rozprzestrzeni.

– Wielu umrze – skomentowałam. Ten fakt nie wywarł na mnie dużego wrażenia.

– Są narażeni na wymarcie bez ponownego odrodzenia się – powiedziała z nieudawaną powagą Cirissa. – Ta rasa zniknie na zawsze, jeśli nie zareagujemy. W Pustkowi pracujemy już nad skutecznym lekiem, który może powstrzymać zarazę.

– Czyli ich los leży w waszych rękach.

– Tak naprawdę to w Pani, Królowo – przypomniała. – Tylko Pani może zezwolić na przyjęcie leku w Świecie Mocy.

Między nami zapadło milczenie, które pozwoliło mi przemyśleć zaistniałą sytuację. Rozważyłam każdy aspekt i szybko podjęłam decyzję. Otworzyłam usta i chłodnym głosem przekazałam kobiecie, co postanowiłam.

Continue Reading

You'll Also Like

Touch By mayka

Teen Fiction

98.1K 4.1K 27
"Miłość to partia kart, w której wszyscy oszukują - mężczyźni, by wygrać, kobiety, by nie przegrać." Alfred Hitchcock Żadne ze zdjęć nie jest moim zd...
183K 11.3K 109
Chłopak kulił się w swojej celi, nie miał imienia, przynajmniej już nie. Kiedyś jego ojciec wołał go nim, jednak minęły lata od kiedy ostatni raz je...
43.9K 2.6K 181
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...
30.9K 1.8K 68
Po skończniu będzie korekta. Lilith jest niechcianą córką w ich domu Hailie jest tą *lepszą* córeczką mamusi. w mojej wersji zaczynamy od momętu dni...