Two faces - Zakończone

By kingsiaz

217K 9.2K 1.2K

Miłość nas połączyła. Uczucie, które nie ma definicji, uczucie, które jest najlepszym uczuciem pod słońcem. P... More

Rozdział 1 - Nowy Początek
Rozdział - 2
Rozdział - 3
Rozdział - 4
Rozdział - 5
Rozdział - 6
Rozdział - 7
Rozdział - 8
Rozdział - 9
Rozdział - 10
Rozdział - 11
Rozdział - 12
Rozdział - 13
Rozdział - 14
Rozdział - 15
Rozdział - 16
Rozdział - 17
Rozdział - 18
Rozdział - 19
Rozdział - 20
Rozdział - 21
Rozdział - 22
Rozdział - 23
Rozdział - 24
Rozdział - 25
Rozdział - 26
Rozdział - 27
Rozdział - 28
Rozdział - 29
Rozdział - 30
Rozdział - 31
Rozdział - 32
Rozdział - 33
Rozdział - 34
Rozdział - 35
Rozdział - 36
Rozdział - 37
Rozdział - 38
Rozdział - 39
Rozdział - 40
Rozdział - 41
Rozdział - 42
Rozdział - 43
Rozdział - 44
Rozdział - 45
Rozdział - 46
Rozdział - 47
Rozdział - 48
Rozdział - 49
Rozdział - 50
Rozdział - 51
Rozdział - 52
Rozdział - 53
Rozdział - 54
Rozdział - 55
Rozdział - 56
Rozdział - 57
Rozdział - 58
Rozdział - 59
Rozdział - 60
Rozdział - 61
Rozdział - 62
Rozdział - 63
Rozdział - 64
Rozdział - 65
Rozdział - 66
Rozdział - 67
Rozdział - 68
Rozdział - 69
Rozdział - 70
Rozdział - 71
EPILOG

Rozdział - 72 ( ostatni)

2.6K 91 33
By kingsiaz

#72

Stoimy wtuleni w siebie i milczymy. Nie potrzeba nam słów aby zrozumieć co nas łączy, albo jakie mocne uczucie nas łączy. Przy Willu czuję, że żyję i jestem najszczęśliwsza. Kocham go, to proste, jest moim narkotykiem, bez którego czuję, że nie istnieje, nie myślę logicznie. Wystarczyło dwa dni bez niego, a ja byłam bezsilna. Teraz, w tym momencie nie wiem co myśleć, ponieważ pamiętam jego słowa, wyraźnie i głośno powiedział, że pora to zakończyć, a jednak stoi tu ze mną, przygotował to i przytula się do mnie.

- Will, chyba musimy porozmawiać. - to chyba najrozsądniejsza decyzja jaką teraz podejmuję. Pokiwał głową i pocałował mnie w czoło. Wziął za rękę i poprowadził na kanapę, która stoi w rogu. Jedzenie, świeczki i te klimaty muszą poczekać.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał smutniejąc.

- Zacznę od początku Will. - złapałam go mocniej za ręce - Przepraszam cię za wszystko, ja nie wiem, dlaczego myślałam, że mnie znienawidzisz, to, że nie mogę mieć dzieci mnie nie skreśliło. W tamtym okresie nie myślałam logicznie, panikowałam, bałam się odrzucenia, strasznie się bałam, że cię stracę. Ale kiedy dowiedziałam się od doktora, że przez moją przeszłość nie będę mogła urodzić naszych dzieci załamałam się...

- Jul...

- Nie, daj mi skończyć. - przyłożyłam palec do jego ust nie pozwalając, by mi przerwał.

- Will, ten wypadek. Nie pamiętam nic, ale przeze mnie ktoś umarł. Nikt mi nie chciał powiedzieć kto, może i lepiej. Ale to co się później stało. Nie umiem tego wytłumaczyć, moja głowa zapomniała o najważniejszych momentach mojego życia, a zapamiętała koszmar, który przeobrażony był w piękne chwile. Wiem, co robiłam, wiem jak cierpiałeś i jak cię traktowałam. Nie pragnę nawet wybaczenia, bo na twoim miejscu nie zniosłabym obrazu ukochanego z innym. Zdradziłam cię nieświadomie, ale tylko pocałunkami. Do niczego więcej nie doszło. Zachowywałam się nieodpowiedzialnie, jak rozkapryszone dziecko uwolnione spod skrzydeł rodziców. Przepraszam. Tamtego dnia, kiedy pojechałam z Harrym okłamałam cię i zawiodłam. Piliśmy wino, chciałam po kolacji czegoś więcej. - patrzy się na mnie intensywnie - Uratowałeś to, wróciłeś po mnie, nie pozwoliłeś mi. Nie rozumiałam dlaczego jesteś taki dziwny, dlaczego go bijesz. Kiedy zemdlałam nie wiem co się stało. Jakbym wylądowała w jakimś nowo stworzonym świecie. Znajdowałam się w białym pokoju, a na ścianie wyświetlały mi się nasze wspomnienia, zdjęcia. Wszystko po kolei sobie przypominałam, choć przyznam szczerze, że nie wierzyłam w nas, w nasz związek. Potem nagle każda chwila, każde wspomnienie wróciło, moja głowa pulsowała, ale byłam najszczęśliwsza, ale i załamana. Zawiodłam i skrzywdziłam cię najgorzej jak tylko mogłam. Przeprosiny nie wystarczą, ale chcę abyś to wiedział.

- Kochanie nie musisz. - przerwał mi.

- Chcę i muszę Will.- odpowiedziałam. - Nie mogłam potem spojrzeć na twojego okropnego brata, poszłam z nim do tej łazienki i domyślił się, potem coś bredził, ale ja myślałam tylko o tobie. Chciałam opatrzeć ci rany, sprawdzić czy wszystko w porządku, pocałować, przytulić. - dziwne, że nie rozklejam się - Chciałam ci powiedzieć, ale nie pojechałeś z nami. Byłeś w złym stanie, a wiem, że to była moja wina, dlatego odpuściłam. Miałam zamiar powiedzieć ci rano, ale nie przyjechałeś. - spuścił głowę w dół - Jednak nie wytrzymałam. Byłam tu i wtedy.. - tym razem on przyłożył mi palec do ust.

- I wtedy usłyszałaś coś czego nie powinnaś usłyszeć Julia, to był fragment rozmowy, nieporozumienie. Jak mogłaś pomyśleć, że chcę to zakończyć ? Nie przyjechałem, masz rację, ale to był zły czas dla mnie, a skoro ty mi nie mogłaś pomóc to nikt nie mógł. Dopiero kiedy Philip mi o wszystkim powiedział uświadomiłem sobie jak to wyglądało. - czyli to kłamstwo, niepotrzebnie znowu panikowałam, jestem taka szczęśliwa... uśmiecham się - Moi rodzice się rozwodzą. - nie wiem co powiedzieć - Cieszę się, bo matka to matka, ale moja rodzina się rozpada. Nie była najlepsza, ale jednak. I rozumiem wszystko, wiem, że ojciec dobrze wybrał, ale boli mnie to. Te wszystkie lata poszły w zapomnienie, do tego doszłaś ty. Gdybyś nie odzyskała pamięci musisz wiedzieć, że nigdy bym cię nie zostawił, ale wszystko co stworzyliśmy rozpadłoby się. Myśląc o tym nie wytrzymałem psychicznie. Całą noc piłem, paliłem, oglądałem nasze zdjęcia i wspominałem dzieciństwo. Jestem dorosłym facetem, ale nie wytrzymałem. Moja psychika zaczęła wariować.

- Już jestem, Will tak bardzo cię przepraszam. - przytulam go, a on odwzajemnia gest.

- To nie wszystko kochanie, musisz o czymś wiedzieć. - coś o jego rodzinie? Milczy, patrzy prosto w moje brązowe oczy z wielkim smutkiem i mętlikiem. W końcu otwiera usta. - Straciliśmy dziecko. - nic nie rozumiem. My? Ja? Dziecko?

Tłumaczy mi całą sytuację, a ja płaczę, nie wytrzymuję. Zabiłam swoje dziecko!

- To nie twoja wina, rozumiesz? Zaszła pomyłka, to auto...

- Nie pieprz głupot Will! - wstaję z kanapy z impetem i krzyczę płacząc, przeżywając wielki ból. - To ja zabiłam to dziecko, ja jestem wszystkiemu winna, gdybym nie wpadła pod ten głupi samochód, to wina tych słuchawek, moja pieprzona wina! - podchodzi do mnie i łapie mnie obejmując. Wyrywam się, ale czując jego dotyk na plecach po prostu klęczę i płaczę. Nie mogę się uspokoić. Straciłam je, zabiłam je.

- Cii, spokojnie. - uspokaja mnie i pomaga.

- Will, ja sobie nigdy nie wybaczę nigdy. - mówię, powtarzając to zdanie kilka razy kręcąc głową na boki.

- Nie wiedziałaś, nie zrobiłabyś tego świadomie. - wmawia mi.

- A to byłam nieświadoma? Sama wybiegłam z domu, uciekłam obwiniając się za to, że nie będę mogła mieć dzieci, że bez tego nasz związek nie ma szans. A byłam w ciąży. Nie wiedziałam.... - płaczę, nie mogę się uspokoić.

~

Po kolacji Julia usnęła, płakała, rozpaczała, ale co się dziwić. Straciła dziecko, o którym marzyła, na które nie była gotowa, ale pokochała by najmocniej na świcie. Zmieniło by ono jej życie o sto osiemdziesiąt stopni, ale poradziłaby sobie. Jak zawsze. Więź z Willem wzmocniłaby się. Teraz jednak oboje muszą odpocząć, porozmawiać o sobie, ich związku i przyszłej relacji.

~

Otwieram oczy. Wczorajsze wydarzenia mnie wykończyły. Leżę wtulona w Willa, głowa mnie boli, wiatr lekko powiewa moje włosy. Przekładam rękę ukochanego na bok i wstaję. Podchodzę do barierki i podziwiam widok miasta, które budzi się do życia. Myślę o wczorajszym dniu. Nagle mój wzrok zatrzymuje się na stole. Podchodzę i wpatruję się się w dwie rzeczy, tak wyjątkowe, tak mi potrzebne. Ale czy mam je założyć? Biorę do ręki naszyjnik i dotykam serduszka z grawerem. Odkładam na bok i zakładam na palec pierścionek. Pasuje, ale ściągam go i odkładam na miejsce, z którego go wzięłam. Siadam na krześle i wpatruję się w jeden punkt. Co mam dalej zrobić? Dawno nie czułam się tak, tak bez życia, wyczerpana ze wszystkich sił, bez emocji. Ostatnie dni w porównaniu z wczorajszym to pestka. Teraz nie mam ochoty nawet płakać.

- Kiedy wstałaś? - obejmują mnie silne ramiona.

- Nie dawno. To miało całkiem inaczej wyglądać Will. - zamykam oczy i mówię dalej - Nie daję rady. - przytula mnie bardziej.

- Poradzimy sobie, razem pokonamy wszystko, zresztą jak zawsze.

- Tym razem nie jest jak zawsze. Czuję się całkowicie bez życia. - otwieram oczy, bo nie czuję już jego dotyku. Trzyma w ręce naszyjnik, który wcześniej oglądałam. Bierze w drugą rękę pierścionek i uśmiecha się do mnie.

- To należy do ciebie i będzie należeć aż do śmierci kotek. - uśmiecham się lekko.

- Nie zasługuję na to, schrzaniłam za bardzo, wszystko psuję. Dzieje się dobrze to przerywam to. - kiwam głową na boki. Ale on nie zważając na moje słowa zakłada pierścionek na serdeczny palec u prawej ręki. Zaraz potem podnosi moje włosy, które dawno koka nie przypominały i zapina naszyjnik. Dotykam tych wyjątkowych dla mnie rzeczy, wstaję i przytulam się w ukochanego. Czuję się okropnie, ale wiem, że bez niego będzie jeszcze gorzej.

- Zjemy coś przyszła pani Wood? - uśmiecham się na to określenie. Chwytam go za rękę i schodzimy z dachu. Will zgarnia moje rzeczy i opuszczamy jeszcze tak pięknie wyglądający wczoraj dach. Dziś płatki kwiatów pewnie odleciały daleko, a lampki są tylko i wyłącznie dekoracją, nie dodają klimatu. Idziemy do windy, a zaraz potem znajdujemy się w mieszkaniu. Siadam przy stole naprzeciwko tarasu i patrzę na niebieskie niebo, które symbolizuje jaka dziś będzie piękna pogoda. Zerkam na zegarek i wstawałabym teraz na uczelnie. Will stawia talerz z kanapką przede mną.

- Wiesz, że nie jem śniadań. - mówię.

- Wiem, że powinnaś coś zjeść zanim zażyjesz leki. - Obok położył wyjętą z ręki białą tabletkę i szklankę wody. - No raz dwa. Jedziemy za chwilę.

- Nie mam siły, nawet na uczelnię znowu nie pójdę. No i...

- I nic, masz tu wszystko. Leki, ubrania, kosmetyki. To twój dom kotek. Jeśli zamkniemy się w sobie nie damy rady nic zrobić. Będzie ciężko, za niedługo każdy będzie nas atakować, każdy dowie się o naszych sekretach rodzinnych, ty jesteś już prawie panią Wood i ciebie też to dotyczy. Pamiętaj, że siedzimy w tym razem i wiem, że cierpisz, ale ja też. To było nasze dziecko, ale będziemy mieć jeszcze naprawdę wiele dzieci. Trójka będzie w sam raz. - powiedział i uklęknął trzymając mnie za ręce. - Żyjemy dalej, z bólem, ale musimy iść na przód, bo wiele kłód spadnie nam jeszcze pod nogi. Rozwód to będzie dopiero początek koszmaru. Musisz wiedzieć, że media będą nas atakować, będziemy wzywani na rozprawy. To nie jest tylko rozwód, tu będą się toczyć sprawy większej wagi. Firma, wszystkie domy, majątek. Matka, ojciec, ja i mój zasrany brat mamy udziały i nie będzie lekko.

- Dobrze. - wykonuję gest, aby wstał. Ja zażywam tabletkę na pusty żołądek, co mu się nie podoba i całuję go intensywnie. - Przejdziemy przez to razem, nie poddam się, ale... - chwila przerwy - Musisz mi pomóc.

- Tak zrobię. - całuje mnie. - Dobra, leć się ubrać, wyjeżdżamy.

- Jak się razem wykąpiemy będzie szybciej. - mówię, jego bliskość mi się przyda. Biorę go za rękę i idziemy pod prysznic.

Wchodzę owinięta ręcznikiem do garderoby. Staję w miejscu i rozglądam się w około. Wracam tu. Uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy, zasłania cały ból jaki mam w środku. Przynajmniej na zewnątrz nie widać jaka jestem słaba i zniszczona przez te wszystkie lata.

Wybieram sobie jeansy i czerwoną bluzę z kapturem. Do tego zakładam czarne adidasy. Jest dziś bardzo ciepło, więc zastanawia mnie jeszcze ta bluza, ale nie wiem gdzie się wybieram, więc najwyżej wsadzę jakiś t-shirt do torby. Siadam przy toaletce, muszę zakryć te napuchnięte od płaczu oczy. Maluję się jak zawsze. Pora na włosy. Idę do łazienki po suszarkę.

- Jak zawsze piękna, ale może ci być gorąco. - rzekł stojąc w drzwiach.

- Powiesz mi gdzie jedziemy? - proszę go.

- Tam gdzie wszystko się zaczęło. Tam, gdzie będziemy tylko we dwoje. Tam gdzie wszystko się zakończy. - zagadka do rozwiązania czas start. Może zajmie mi głowę chociaż.

Wysuszyłam i wyczesałam włosy oraz przypięłam sobie spinkę z boku. Przebrałam sobie bluzkę, a bluzę schowałam do torby. Napisałam do brata sms'a żeby się nie martwił i poszłam do sypialni, w której jest Will.

- Sprawy kieruj do adwokatów, nie dzwońcie do mnie przez parę dni. - powiedział do kogoś przez telefon i odwrócił się. Zobaczywszy mnie szeroko się uśmiechnął i dał mi sygnał, że wychodzimy. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i wyszliśmy. Zjechaliśmy do garażu i wsiedliśmy do auta.

- Tym razem nie zasłonisz mi oczu? - zaśmiałam się. Śmieję się choć najchętniej zostałabym w łóżku, ale nie mogę się zamykać w sobie, bo się zniszczę jeszcze bardziej. Prawda jest taka, że dalej czuję się beznadziejnie jednak nie mogę ciągle leżeć w tym łóżku.

- Tym razem nie. Pamiętasz nasz, albo mój domek nad jeziorem? - zapytał. Cieszę się, że tam jedziemy. Kiwam głową na potwierdzenie. - To zagadka rozwiązana.

Dojechaliśmy na miejsce, ale zaparkowaliśmy o wiele dalej niż znajduje się domek.

- Teraz nie ma sensu zasłaniać ci oczu, bo zaraz wszystko usłyszysz. - szepnął do mojego ucha. Złapał mnie za rękę i zaczęliśmy iść. Mijamy strasznie dużo aut, a zazwyczaj nikogo tu nie było, w sumie dziwne gdyby było inaczej, bo jest tu tylko jeden domek.

Kierujemy się na wprost, widzę już mostek i ten cudowny widok. Liście wierzby jak zawsze wpadają do wody. Ale.. te hałasy, idziemy dalej i zasłaniam usta dłonią. Will patrzy na mnie, a ja na niego.

- Co ty, co oni tu robią?! I gdzie jest malutki domek?! - zadaje mu mnóstwo pytań, natychmiast chcę znać odpowiedź. Nasz domek.. nie ma go, a w jego miejscu znajdują się fundamenty na średni domek. Panowie pracują, coś tam robią, leją. No dobra widzę, że buduje się tu dom, ale co z tamtym....

- Domek babci pora zamienić na coś bardziej naszego i oczywiście tamten był stary, w każdej chwili mógł się rozwalić. Kiedy zostałaś z Philipem u mamy zacząłem budowę. Zburzyłem wszystko, oczywiście meble, pamiątki są u nas w jednym z pokoi. - to dobrze - Stwierdziłem, że musimy mieć miejsce, gdzie mamy tak wiele pozytywnych wspomnienień, które jest i będzie pamiątką rodzinną. Możemy tu odpocząć, być daleko od tętniącego życiem Los Angeles i cieszyć się sobą, popływać w jeziorze, zrobić ognisko, dobrze się bawić. Wynająłem najlepszych architektów z firmy i szybko poszło. - nie wiem skąd on wytrzasnął teczkę, bo jej wcześniej nie widziałam, ale właśnie wyciąga z niej pełno arkuszów - Tu jest projekt. Dwa piętra. Na dole salon z przeszkloną szybą, która będzie prowadzić na taras z widokiem na wschody i zachody słońca. Kuchnia w stylu skandynawskim i malutka jadalnia. Wszystko będzie w klimacie drewna, oczywiście jeśli ci się takie coś podoba. - to zapowiada się pięknie... - Na górze nasza sypialnia, którą własnoręcznie zaprojektujesz ty, obok dwa pokoiki, albo trzy i łazienki.

- Przecie to mała willa będzie... - mówię, wyobrażając to sobie.

- Jeśli to przesada, to..

- Będzie pięknie. Ale musisz mi coś obiecać. - słucha mnie uważnie - Musi tu być huśtawka, po prostu musi, a i bujane krzesło, albo najlepiej dwa! - praktycznie krzyczę. Zaczyna się śmiać, a ja podskakuję na niego i obraca mną. Panowie z budowy zaczynają się z nas śmiać. Całujemy się.

- Dziękuję panom, mam nadzieję, że będzie pięknie! - krzyczę do nich i wtulam się w ramiona mojego narzeczonego.

- Bałem się, że ci się nie spodoba i będzie problem. - wybucham śmiechem.

- Taka straszna jestem? - przytula mnie bardziej - Dziś wracamy do domu? - pytam z ciekawości.

- Wątpię. Możemy spać w kantorku, który został. Ale jest tam tylko łóżko i łódka. - odpowiedział.

- Łódka?! Chodźmy, proszę... - wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić. Zapowiada się fantastycznie.

Jednak nie, nie zaprowadził mnie na żadną łódkę.

- Dobra, stój tu i nigdzie nie odchodź. Zaraz wracam. - powiedział lekko zaniepokojony i odszedł. Przecież mu nie ucieknę, a on tak panikuje.

Piękna zielona trawa, małe drzewko. Widok na jezioro. W oddali budowa lekko szpeci krajobraz, ale za niedługo będzie pięknie. Czekam już około dziesięć minut, albo czas mi się tak powoli ciągnie. W końcu siadam na trawniku i opieram się o korę drzewa. Słońce pada na moją twarz i ogrzewa ją. Jest cudownie. Nagle ktoś mnie całuje. Otwieram powieki, a moim oczom ukazuje się Will z kocem pod pachą i koszykiem w ręku oraz wielkim uśmiechem.

- Głodna? Mam twój ulubiony owoc, czyli arbuz, mam też banany, truskawki, czekoladę... - wymienia - A wszystko będziemy zajadać na zielonym kocyku. To twój ulubiony kolor jak dobrze pamiętam. - wszystko się zgadza.

- Dziękuję. - wstaję z trawy i całuję go namiętnie.

- To zostawmy na później, teraz jemy, bo ty bez śniadania mi tu przyjechałaś. - zrobił surową minę i rozłożył zielony materiał na ziemi.

Śmialiśmy się wygłupialiśmy, rzucaliśmy sobie do ust owocki. Wspólnie przypominaliśmy sobie śmieszne momenty z naszego życia. Teraz leżę na jego kolanach, a on głaszcze mnie po włosach.

- Dla takich chwil warto żyć. - mruknął - Ty, ja, słońce, w tle nasz domek, woda... - zaczął wymieniać. Ma racje. Przeżywam w środku walkę sama z sobą, dalej nie umiem pogodzić się ze stratą, ale myśląc logicznie nigdy nie zapomnę, zawsze będę miała w głowie, że go nie ma, małej istotki, ale jestem ja, Will. Kochamy się nawzajem i wspieramy, a to w tym wszystkim jest chyba najważniejsze. W międzyczasie odkąd tu leżymy przemyślałam coś, podjęłam chyba dobrą decyzję.

- Kochanie? - zwróciłam się do niego.

- Słucham cię.

- Może pójdziemy na tą łódkę, przyjemna woda trochę nas ochłodzi i porozmawiamy z dala od wszystkich, od nieprzyjemnego hałasu mieszania betonu. - zaśmiałam się. Zgodził się i poszliśmy do kantorku, wyjęliśmy sprzęt i poszliśmy nad wodę.

- Uwaga, nie wpadaj do wody! - trzyma moją rękę, a ja próbuję utrzymać równowagę na chwiejącej się łódce. Po chwili usiadłam, a Will wszedł bez problemu i chwycił za wiosło.

Jesteśmy sami, na środku jeziora. Moje ręce są zanurzone w wodzie. Opieram się o kawałek malutkiej łajby łapiąc promienie słońca.

- Zdecydowałam, że rzucam studia, ten kierunek. - powiedziałam, mając zamknięte oczy, więc nie widzę jego reakcji.

-Co! - łódka zaczęła się kiwać, dlatego natychmiast otworzyłam patrzały. - Chyba żartujesz.... - odburknął.

- Nie, wiesz co? Nie nadaje się, od zawsze chciałam być psychologiem, pedagogiem, ale jak, skoro nie umiem pomóc nawet sobie. Od liceum nie radzę sobię, ciągle wracam do przeszłości, ciągle się obwiniam. Znam teorię, wiem co to depresja, byłam w niej i nie chcę wrócić. Potrzebuję pomocy, z kimś szczerze rozmawiać, kogoś kto mi pomoże z tym całym bagnem. Zaczynając od ojca, kończąc na ostatnich wydarzeniach. Nie chcę teraz wzbudzać litości, czy coś. Po prostu wiem, że potrzebuję pomocy i w końcu otwarcie to przyznałam. Chcę dalej być kimś kto zajmuje się dziedziną psychologi, ale przecież są różne kierunki z tym związane. Poradzę sobie, a i tak mnie nie było pół roku, więc...

- Przecież możesz ze mną rozmawiać, ukończysz studia i będzie wszystko dobrze. - przekonuje mnie.

- Nie chodzi o to, że nie chcę z tobą rozmawiać, czy coś. Potrzebuję pomocy specjalisty. Przyznanie tego nie jest oznaką słabości tylko walki o siebie samą. Zresztą mam pewien plan. Jeśli uda mi się go zrealizować moja przyszłość będzie wspaniała.

- Oczywiście, że będzie. Bo ze mną. - powiedział - Usiadłbym obok ciebie, ale.. spadlibyśmy. - odburknął - To kuszące, ale ci budowlańcy, ahh, nie będą na ciebie patrzeć. - zaczęłam się śmiać. Jestem dumna ze swojej decyzji i z akceptacji mojego mężczyzny. W końcu i tak bym zrobiła, to co postanowiłam, bo za często ja go nie słucham jak się uprę.

- Kocham cię Will. - rzekłam.

- Ja bardziej. A jeśli o tym mówimy ... - zaczął spoglądać w lewo.

- Maya! Ian! Philip! - moi najbliżsi zmierzają w kierunku domku. Macham im, ale nie widzą.

- Skąd ich tu wytrzasnąłeś? - pytam narzeczonego.

- Niespodzianka! Wiem, że mieliśmy być tylko we dwoje, ale oni z tobą nie rozmawiali tak długo i..

- Kocham cię jeszcze mocniej. - przytuliłabym go, ale nie. Biorę jedno wiosło i pomagam wiosłować aby szybciej być przy brzegu.

Od razu biegnę do przyjaciółki i wtulam się w jej ciało. Śmiejemy się, że wróciłam do życia. Potem przytulam się do Iana i Philipa, na którego skoczyłam dziękując za pomoc z Willem. Znowu mnie uratował, mogę powiedzieć szczerze, że jest moim bohaterem.

- No już zejdź ze mnie, swoje ważysz. - zaczął się śmiać, a ja jeszcze mocniej się do niego przytuliłam. Po chwili oczywiście odkleiłam się od niego i poszłam do grupy przyjaciół, którzy odeszli z moim Williamem.

Will pożegnał panów z budowy, zakończyli pracę na dziś. Jak się okazało, ten cały plan przyjazdu tu został dziś rano zatwierdzony. Każdy przywiózł namiocik, my podobno też mamy i nie będziemy jednak spać w kantorku. Przy okazji Maya przywiozła kiełbaski, Philip pieczywo, sosy. Za chwilę rozpalamy ognisko. Chłopaki poszli właśnie po drewno, patyki, a my zostałyśmy i przyniosłyśmy dwie drewniane ławeczki.

- Tak się cieszę waszym szczęściem. - Odparła Maya.

- Ja też, oj ja też. A jak z Ian'em? Wyglądacie na bardzo szczęśliwych.

- Tak! - prawie wykrzyczała. - Może i każdy uważa, że to przelotny romans i krążą ploty, że go wykorzystuję, żeby mieć lepsze stopnie, ale trzymamy się razem, praktycznie cały czas u niego nocuję. Jest lepiej niż mogłoby się komuś wyobrażać. Jestem bardzo szczęśliwa. - przytulam ją z uśmiechem. Dawno nie rozmawiałyśmy i ona nie wie co się stało, ale raczej nigdy się nie dowie. Żyjmy i cieszmy się chwilą.

- Panie leniuchują, a my pracujemy? Norma. - zażartował Will.

Po paru minutach wszyscy już siedzieli z kijem i kiełbaską, czekając na usmażenie. Razem śmiejemy się, opowiadamy co ciekawego u nas było, albo raczej Maya ciągle mówi, bo mnie, przetoczę jej słowa ,, bo cię nie było i nie było, a potem ci odpierdoliło to cię jeszcze bardziej nie było" Logika słów jest bardzo piękna. Co jak co ja wszystko rozumiem, ale Philip to wygląda jakby intensywnie myślał. Pytanie tkwi czy chodzi mu o zdanie i historię Mai, czy coś go dręczy. Ostatnio ciągle zajmował się mną i moimi problemami. Całkiem nie interesowałam się jego życiem.

- Philip, chodźmy. Pokażę ci wspaniałe miejsce. - popatrzyłam się znacząco na narzeczonego i poszłam z bratem na mostek. Usiedliśmy na drewnianych deskach.

- O co chodzi? - zapytał zdezorientowany - Chcesz pogadać, czy ucałować mnie na osobności za pomoc w związku? - zaczął się śmiać, a ja przybliżyłam się do niego i oparłam o jego klatkę piersiową. Oparł brodę na mojej głowie i zamilkł.

- Co u ciebie słuchać? Philip jesteś dla mnie bardzo ważną osobą i poświęciłeś dla mnie tak wiele, a ja nie spytałam nawet co u ciebie. Chyba, że w żartach.

- Przestań. Ty jesteś najważniejsza. Wiesz o tym. Zepsułem to i staram się to naprawić. - odpowiedział.

- Przestać? Nie to ty przestań. Nic nie zepsułeś. Naprawiłeś mnie właśnie.

- Jesteś najlepszą i najbardziej wyjątkową kobietą jaką znam. Nawet moja matka ci nie dorównuje. Ona mnie zostawiła, opuściła i odzywa się na urodziny, czy święta. - żali się - Babka, ma mnie w dupie. Drugiej nie znam. Tylko ty się dla mnie liczysz, jesteś wspaniała. Skrzywdziłem cię tyle razy i słowami i czynami, a ty mnie ani razu nie opuściłaś. Żałuję bardzo, ale nie cofnę czasu, chcę tylko ci powiedzieć, że gdybyś nie była moją siostrą nie poznałbym cię, dalej byłbym gówniarzem z podstawówki. Pomogłaś mi się zmienić. Kocham cię glizdo, mogłabyś zostać moją żoną, gdyby nie więzy krwi i najważniejsze.. Will. - śmiejemy się. Wzruszam się, słysząc jego wypowiedź. - Harry, ten pieprzony dupek powiedział mi nie raz, że się w tobie zakochałem. Było tak, chcę żebyś o tym wiedziała. Nawet zastanawiałem się, co by było gdyby nie było Willa. Mielibyśmy szanse? To teraz brzmi żałośnie, ale trudno się w tobie nie zakochać. Tylu gości doprowadziłaś do szaleństwa, a tak w siebie nie wierzyłaś młoda. - pocałował mnie w głowę.

- Philip. Ty wiesz, że.. - nie dokończyłam.

- Wiem, że jesteśmy rodzeństwem i nic tego nie zmieni. Po prostu powinnaś to wiedzieć, tylko ty i ja. - zamilkł. - Nie zapominaj, że jesteś dla mnie wszystkim, ok? - zapytał.

- Obiecuję, że nie zapomnę. - obejmuje mnie mocniej.

- A skoro pytałaś co u mnie to..poznałem kogoś. Tak ja, gość który powiedział, że się w tobie zakochał. Ona wie wszystko. Po pijaku jakoś się dowiedziała, to było jeszcze przed wypadkiem. Po pijaku pomogła mi dotrzeć do domu i następnego dnia jakoś rozmawialiśmy długo.

- Jak się cieszę! - mówię zgodnie z prawdą.

- Pomogła mi, naprawdę. Jeszcze się nie przespaliśmy. - roześmiał się - Jest fajna, umie słuchać i czuję, że mogę być przy niej sobą. Jest zabawna i nieśmiała, często zalicza wtopy. Jest też super mądra. To takie dziwne uczucie. - mój braciszek kocha? - Jak żartuję to wie i śmieje się razem ze mną, gdy miałaś wypadek poprawiała mi humor, powtarzała, że wszystko będzie dobrze z tobą i..

- Zaproś ją tu. - zaproponowałam - Wyślij jej lokalizację i niech przyjeżdża, albo jedź po nią.

- Mówisz? - patrzy na mnie z błyskiem w oczach.

- Leć. - wstał wahając się, ale pocałował mnie w policzek i pobiegł z uśmiechem w stronę auta.

Ja udałam się do towarzystwa. Powiedziałam, że pojechał po coś i zaraz wróci. Nikt o nic nie pytał. Jedynie Will dziwnie na mnie patrzył. Złapał mnie za rękę i szeroko uśmiechnął.

Minęła jakaś godzinka. Jeszcze nikt nie widzi tego co ja. Philip trzyma za rękę czarnoskórą, piękną dziewczyną. Uśmiechają się. Są idealni. Pasują do siebie.

- Czy to...? - zaczął mój kochany.

- Tak. - mówię, a wzrok wszystkich spoczywa na nowej parze.

- To Madeleine. - przedstawił ją. Aż dziwne, że Philip jest taki nieśmiały.

- Mówcie na mnie Mad, o Boże! Tak miło mi was w końcu poznać. Dziękuję za zaproszenie Julia. - uśmiechnęła się, podeszła do mnie i przytuliła mnie. Każdy jest zdziwiony, ale i szczęśliwy.

- Stary, dlaczego ukrywałeś taką piękną dziewczynę? Ja rozumiem, że ukrywałeś ją dla siebie, ale ty egoisto, mogłeś wspomnieć chociaż. - Will i Ian wstali i uścisnęli Philipa.

- W końcu jedna dziewczyna więcej! - krzyknęła Maya, witając się z Mad.

- Tak mi miło... Dużo o was słyszałam, jesteście wspaniali! - krzyknęła - Przepraszam, stresuję się. - roześmiała się.

- Nie przejmuj się. - powiedziałam - Opowiedz coś o sobie, jestem tak ciekawa. Bo ty już dużo o mnie wiesz. - roześmiałam się. Maya przesiadła się na miejsce obok mnie i zaczęłyśmy rozmawiać z czarnoskórą. Chłopaki udali się na drugą stronę i głośno się śmieją, klepiąc Philipa po plecach, który co jakiś czas przenosi wzrok na chyba już jego dziewczyną. Albo przyszłą.

Philip, człowiek którego kochałam, nienawidziłam i teraz kocham. Diametralna zmiana. Człowiek, który zawsze wie jak wyjść z sytuacji, jaki powiedzieć suchar, wie co zrobić wpadł w sidła miłości. Wyznał mi, że się zakochał w mojej osobie, ale myślę, że to nie prawda. Po prostu poczuł, że ktoś go kocha i się pogubił. Gdy był mały matka wyjechała, babcia jest dobra, ale nie mają rewelacyjnych kontaktów. Ja, pierwsza kobieta pokazałam mu co to miłość. Pokochałam go jak brata, a on mnie jak siostrę. Pogubił się i zbłądził wiele razy, ale jest ideałem chłopaka. Teraz zacznie swoją przygodę z Mad. Różnią się od siebie, ale przecież przeciwieństwa się przyciągają. Życzę im wszystkiego co najlepsze, bo zasługują.

Maya, najlepsza przyjaciółka, zawsze perfekcyjna, z zaplanowanym życiem co do godziny. Nagle jej życie obróciło się do góry nogami. Zakochała się w profesorze, nie było lekko, a jednak dała radę. Jest szczęśliwa i silna, jak prawdziwa kobieta. Różnica wieku pomiędzy ukochanym a nią wynosi około dziesięciu lat, ale na pierwszy rzut oka nawet tego nie widać.

A ja? Nie wiem jaka jestem i jaka będę. Wiem czego nie robić, aby nie popełniać błędów z dawnych lat. Wiem, że długa droga przede mną, ale otaczają mnie ludzie, którzy mi pomogą. W szczególności Will. Przeżył wiele, miał ciężkie dzieciństwo, może i miał pieniądze, ale po co pieniądze skoro ma się taką rodzinę. Teraz jest osobą, która poradzi sobie w każdej sytuacji, nauczył się żyć, nauczył się nie popełniać błędów swojej rodziny. W szczególności oboje nauczyliśmy się kochać kogoś prawdziwie, nie zważając na jego historię i doświadczenia. Zaufaliśmy sobie i szanujemy każdą decyzję drugiej osoby. Miłość nas połączyła. Uczucie, które nie ma definicji, uczucie, które jest najlepszym uczuciem pod słońcem. Powoduje uśmiech na twarzy człowieka. Bo w miłości nie liczy się wygląd. W miłości nie liczy się wiek, czy kolor skóry. Liczą się tylko i wyłącznie uczucia, szczerość, zaufanie, poczucie bezpieczeństwa. A my jesteśmy tego idealnym przykładem. Pokonaliśmy już tak wiele, damy radę jeszcze więcej....

Kingsiaz ❤️

To ostatni rozdział, nie mówiłam, że to koniec, ale przed nami tylko epilog. Zakończenie nie jest ideałem, nie jest jakoś piękne i wiem o tym, ale postaram się aby epilog zakończył całą ich historię.
Rozpiszę się kiedy indziej, teraz wam bardzo dziękuję za wszystko! ❤️

Continue Reading

You'll Also Like

7.8K 312 4
Ich życie miało wyglądać jak w bajce, już na zawsze. Jednak ich losy postanowiły się sprzeciwić.. Wyczekiwana kontynuacja przez tysiące ,, Ona na ch...
531 67 7
Anabell od lat jest prześladowana w szkole. Brak ojca i nałóg matki sprawią, że rówieśnicy postrzegają ją wyłącznie przez pryzmat rozbitej rodziny. O...
23.5K 837 43
A co gdyby Hailie pochodziła z patologicznej rodziny i nie umiała już nie komu za ufać ? Historia przedstawia perspektywy braci oraz Hailie po tym j...
86.5K 2.9K 19
*Druga część opowiadania 'Cicho sza, Skarbie'* Znajomość pierwszej części jest obowiązkowa, ze względu na wydarzenia występujące w tym opowiadaniu. ...