WolfKnight

By JagodaWi

3.8K 258 11

Księga I trylogii |WolfKnight| W moim świecie podzieloną na rasy i społeczeństwa ludzkość obowiązuje ścisła h... More

Świat Mocy
Rozdział 1
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35

Rozdział 2

204 9 0
By JagodaWi

Rozdzierający ból przeszył moją klatkę piersiową. Jęknęłam nieprzytomnie, a dźwięk rozszedł się wokół cichym, kilkukrotnym echem. Wdychane powietrze było wilgotne i przeraźliwie zimne, drażniąc przy tym moje zatoki i płuca. Dochodził mnie silny, wręcz mdlący zapach metalu, przez co poczułam się jeszcze gorzej. Otworzyłam oczy i z wielkim trudem, jakbym musiała podnieść z siebie jakiś ciężki przedmiot, uniosłam dłonie do ust. Chuchnęłam na nie trzy razy między wymuszonymi oddechami, aby je trochę ogrzać i odzyskać w nich pełną władzę, ale moje starania spełzły na niczym.

Znajdowałam się w małym pomieszczeniu oświetlanym nikłym, żółtawym światłem pochodzącym z prostej lampy wiszącej na szarej ceglanej ścianie. Otoczenie po dłuższym zastanowieniu skojarzyło mi się z celą więzienną i mój działający na niskich obrotach umysł, spróbował znaleźć przyczynę mojego pobytu w tym budzącym dyskomfort miejscu. Leżałam na prostej, twardej pryczy podtrzymywanej przez dwa grube łańcuchy. Gdy jakimś cudem przekrzywiłam głowę na lewą stronę, długie włosy spadły z mojej twarzy, a ja zobaczyłam zamknięte drzwi. Wydawały się niemalże pancerne. Dodatkowo brak jakichkolwiek otworów nie pozwalał na dowiedzenie się, co znajdowało się po ich drugiej stronie. Nie miałam siły na to, aby się podnieść, a co dopiero wstać i spróbować je otworzyć.

W miarę upływu kolejnych minut chłód coraz bardziej ogarniał moje odrętwiałe ciało. Cienka szata nie dawała przed nim żadnej, nawet najmniejszej ochrony. Odruchowo postanowiłam więc przemienić się, aby gęste futro spełniło swoje zadanie i nie dopuściło do mojego wyziębienia. Jednak nie udało mi się zmienić organizmu na wilczy. Za każdym kolejnym razem, w każdej kolejnej próbie również ponosiłam porażki. Nie rozumiałam tego, bo w końcu Władcy Zwierzęcych Mocy we wszystkich sytuacjach, nawet w skrajnym wyczerpaniu, mogli wrócić do dzikich form. Dlaczego?, pomyślałam kompletnie zdezorientowana. O co w tym wszystkim chodzi?

Opuściłam zmęczona powieki, starając się trochę uspokoić. Mój oddech przyśpieszał, a po policzkach potoczyły się pojedyncze łzy bezsilności. Czułam, jak moje serce biło mocno, wręcz boleśnie rozrywało mi klatkę piersiową. W tym momencie część wspomnień do mnie wróciła i uświadomiłam sobie, że moja pompa krwi została przebita sztyletem. Sięgnęłam z trudem prawą ręką do górnej połowy mojego torsu. Palcami napotkałam podłużną, chropowatą wypukłość pomiędzy rozerwanym materiałem szaty i praktycznie od razu odsunęłam dłoń. Przed tym, jak uderzyła ona bezwładnie o pryczę, do opuszek przykleiły się fragmenty zaschniętej posoki, które na ślepo starłam.

Nagle usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka i przeciągły jęk otwieranych drzwi. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku i zmusiłam się do ponownego otworzenia oczu. Do środka wszedł znajomy mi już mężczyzna, który z tego, co pamiętałam, nazwał siebie Władcą Cieni i Snów. Wyglądał na zaspanego, więc domyśliłam się, że była późna godzina. Miał na sobie długie spodnie od piżamy z jakiegoś drogiego, błyszczącego materiału i niezawiązany, puchowy szlafrok, spod którego prześwitywał jego dość dobrze wyrzeźbiony tors pokryty fioletowymi sińcami. Z boku jego szyi oprócz zadrapań znajdował się czerwony ślad, jak po ugryzieniu, którego pochodzenia nie mogłam sobie przypomnieć. Intruz zbliżył się do mnie, ziewając.

– Nie powinnaś się jeszcze budzić, nie minęło nawet dwadzieścia godzin – powiedział cicho, jakby do siebie. – Jesteś naprawdę oporna na narzucone sny.

Niespodziewanie dotknął delikatnie palcami mojego czoła, co rozluźniło maksymalnie wszystkie moje mięśnie. Chciałam go odtrącić, ale nie mogłam się w żaden sposób ruszyć. Mężczyzna odsunął górny fragment porwanej szaty i przyjrzał się uważnie strupowi na mojej piersi.

– Jeszcze trochę i się zabliźni – ocenił ze słyszalną ulgą w swoim głosie.

Jak to zabliźni?, pomyślałam z wyrzutem. Przecież u Wiecznych wszystkie urazy miały znikać na stałe. Chyba że zostały zadane specjalną bronią... Przeklęty sztylet!

– Śpij – wyszeptał, a ja mimowolnie poddałam się jego rozkazowi i znowu zapadłam w głęboki sen.

***

Siedziałam oparta o ceglaną ścianę i bezustannie wpatrywałam się w drzwi, w te cholerne zamknięte drzwi. Zdążyła już minąć dłuższa chwila od momentu, w którym ponownie się przebudziłam. W ciasnej, ciemnej celi panowała wyższa temperatura, mój umysł działał normalnie, a ja czułam się o wiele lepiej. Byłam tylko trochę głodna, ale nie dziwiłam się temu po domyśleniu się z wypowiedzi Władcy Cieni i Snów, że przespałam prawie cały jeden dzień. Nic mnie nie bolało, a z obrażeń odniesionych podczas walki pozostała tylko ta blizna na piersi oraz zaschnięta krew na skórze. Starałam się jednak o nich zbytnio nie myśleć.

Tak, przegrałam, ale ten wynik od samego początku wydawał mi się oczywisty. Nie miałam żadnego doświadczenia w pojedynkowaniu się z ludźmi, co innego z wilkami. Przecież jakoś musiałam przejąć upragnione dowodzenie w plemieniu, a prośbami i zwykłą dyplomacją bym tego nie zrobiła. W moim świecie liczono się z potężnymi osobnikami zdolnymi przetrwać nawet w najtrudniejszych warunkach, potrafiącymi znaleźć rozwiązania nawet w beznadziejnych sytuacjach. Dzięki sile i inteligencji można było osiągnąć naprawdę dużo, jeśli nie wszystko.

Odchyliłam głowę i położyłam ją na twardej, nierównej powierzchni. Przymknęłam powieki, ciężko wzdychając i mocniej objęłam ramionami podciągnięte pod siebie nogi. Z każdą mijającą minutą, z każdą mijającą sekundą coraz bardziej brakowało mi świeżego, leśnego powietrza, widoku reszty watahy i odprężających zapachów puszczy. Gdy większą część ciebie stanowiło zwierzę, trudno było znieść niewolę. W szczególności że na samym początku istnienia za priorytet wybrałam sobie wolność. Nie zamierzałam ulec nikomu, chciałam przez wieczność pozostać niczym nieograniczona. Żadnych ścian, żadnych barier... A teraz to. Zdążyłam odkryć, że przebywanie przez dłuższy czas w małych, zamkniętych pomieszczeniach źle oddziaływało na moją psychikę i zachęcało do poddania się dzikiej panice.

Podmuch przeciągu uderzył w moje nozdrza i w tym samym momencie usłyszałam wraz z jękiem otwieranych drzwi stukanie obcasów. Lekko się wyprostowałam, spuszczając nogi na ziemię i otworzyłam oczy, by ujrzeć znajomego mi mężczyznę zamykającego za sobą pancerne wrota. Odwrócił się praktycznie od razu w moją stronę, taksując mnie niezdradzającym niczego wzrokiem. Wyglądał na w pełni sprawnego i wypoczętego, zupełnie inaczej niż przy poprzedniej wizycie. Świeże, czarne szaty dostojnie opinały się na jego ciele, a na twarzy o dość miękkich rysach pojawił się dumny wyraz.

– Witaj – powiedział klarownym głosem, złączając rozluźnione ręce za swoimi plecami i unosząc delikatnie podbródek.

Milczałam, gromiąc jego arystokratyczną aparycję morderczym spojrzeniem. W ogóle się nie znaliśmy, ale ja już pałałam wobec niego żywą, zwierzęcą nienawiścią. Moje mięśnie, jakby na odpowiedź rozlewającego się po umyśle uczucia, spięły się gotowe do ataku. Nie ruszyłam się jednak nawet o milimetr, utrzymując wyzywający kontakt wzrokowy z oprawcą.

– Nazywam się Shadow Dark – kontynuował beztrosko, zbliżając się kilka kroków, jakby chciał pokazać, że się mnie nie bał. – Jestem Władcą Mocy Cieni i Mocy Snów wywodzącym się z głównej linii rodu Dark, jednym z najpotężniejszych ludzi w całym świecie. Jeśli nie najpotężniejszym. – Uśmiechnął się, jakby czerpiąc satysfakcję z wypowiedzianego zdania. – Miło mi cię gościć w skromnych progach dworu Dark. Mam nadzieję, że pobyt tutaj będzie dla ciebie przyjemnością.

Miałam wielką ochotę się na niego rzucić i rozszarpać go całego na drobniutkie, nieregularne strzępy. Skutecznie powstrzymując się od tego krwawego czynu, tylko warcząc krótko w jego stronę.

– Widzę, że nie jesteś skłonna do rozmowy – skomentował niezrażony. – Nie dziwię ci się, w końcu przegranie znaczącego pojedynku nie przynosi w większości nic dobrego stronie pokonanej. Pewnie jak wiesz, według Traktatu należysz teraz do mnie. Rozumiem, że dla takiej osoby jak ty może być to niezwykle trudne do przyjęcia. Żywię jednak nadzieję, że uda nam się dogadać, wilczyco.

Gniew ścisnął moje trzewia. Nie zamierzałam skończyć jako niewolnica jakiegoś arystokraty, który miał czelność wleźć nie na swój teren. Gwałtownie wstałam z pryczy, a mój puls przyspieszył. Władca Cieni i Snów nie wydawał się w ogóle zaskoczony tą reakcją, jakby już ją kiedyś widział.

– Ulegnij, a obiecuję, że zapewnię ci dostatnie życie u mego boku w najpotężniejszej rodzinie w Świecie Mocy – odezwał się ponownie, najwyraźniej myśląc, że jego propozycja przedstawiała się dla mnie korzystnie.

– Nie – odparłam natychmiast twardym tonem.

Nic nie było w stanie mnie zmusić do padnięcia na kolana przed wrogiem. Wizja nawet najwspanialszych bogactw nie miała szans na moją przychylność. Ludzkie majątki się dla mnie po prostu nie liczyły i uznawałam je za bezwartościowe w porównaniu z pełną wolnością. Z twarzy Shadowa zniknął uśmiech, a on sam spojrzał na podłogę, wręcz niezauważalnie drżąc. Stał tak krótką chwilę, po czym podniósł wzrok, w którym ujrzałam jedynie wściekłość. Zmiana nastała tak szybko, że poczułam się lekko zdezorientowana. Jeszcze przed paroma sekundami mężczyzna świetnie się bawił, starając się ze mną porozmawiać. Dziwne, że jedno słowo sprzeciwu wystarczyło, aby wytrącić go z równowagi.

– Nie? W takim razie powiem to inaczej. Masz mi się poddać albo nie skończy się to dla ciebie najlepiej – zagroził niezwykle cicho, brzmiącym niebezpiecznie głosem.

– Nie – powtórzyłam chłodno. – Naprawdę wierzysz, że to zrobię?

– Ja to wiem – odrzekł z niezaprzeczalną pewnością i rozpłynął się w cieniu.

Nie czekając, od razu zerwałam się do biegu w kierunku drzwi. Nie zdążyłam ich nawet dosięgnąć, gdy zostałam popchnięta. Momentalnie straciłam równowagę i upadłam na ziemię. Odwróciłam się na plecy i ujrzałam nad sobą mężczyznę, ściskającego ten sam sztylet, którym przy poprzednim starciu przebił mi serce. Nie dając mi czasu na jakąkolwiek reakcję, usiadł na moich nogach. Wyciągnęłam przed siebie ręce, aby powstrzymać jego zamierzone działania. Jednak nic to nie dało. Kiedy ja siłowałam się z jego prawym ramieniem, on szybko dotknął płaską stroną ostrza mojej blizny. Zawyłam niekontrolowanie, gdy przerażający ból rozlał się po moim wnętrzu, ściskając tkanki jak ciągle dokręcane imadło.

Nigdy nie odczułam czegoś tak okropnego, czegoś tak potwornego i obezwładniającego. Nie mogłam się nawet szamotać, moje mięśnie zostały wręcz sparaliżowane, ściśnięte ze sobą przez niewidzialny tłok. Po prostu leżałam bezwładnie na podłodze, błagając w głębi duszy, aby to się jak najprędzej skończyło. Nawet przebicie serca nie równało się z tym, co teraz przeżywałam. Doznanie przypominało skurcz po wzmożonym wysiłku, którego nie dało się pozbyć, jedynie rozprostowując daną kończynę. Całe moje ciało ogarnęło to znajome spięcie, tyle że kilkukrotnie nasilone. Z moich oczu mimowolnie wydostało się kilka słonych łez, ale po upłynięciu dłuższej chwili stwierdziłam, że to z dumą wytrzymam.

– Przestanę cię torturować, jeśli ulegniesz – oznajmił Władca Cieni i Snów gotowy, aby odjąć nóż od mojej piersi.

– Nigdy – wycharczałam ledwo słyszalnym głosem pełnym szczerej nienawiści.

Oddychanie przychodziło mi z coraz większym trudem, bo płuca odmawiały współpracy, a z gardła zaczęły się wydobywać niewyraźne jęki cierpienia. Nie wiedziałam, ile czasu minęło, gdy ból się skończył tak nagle, jak się zaczął. Dark podniósł się ze mnie niepewnie, a moje mięśnie z ulgą się rozluźniły. W milczeniu patrzył się z prawdziwym przerażeniem na swoją pięść zaciśniętą na lśniąco czystym sztylecie, nie wykonując żadnego ruchu. Bił od niego smród strachu, a jego klatka piersiowa podnosiła się tak szybko, jakby przed momentem przebiegł kilka kilometrów bez zatrzymania.

Gdy w końcu odzyskałam władzę w kończynach, podparłam się na przedramionach, dysząc i przyglądając się mu z nieskrywanym zdziwieniem. Do jasnej, co jest z tym mężczyzną?, pomyślałam skonsternowana. Arystokrata nagle wybiegł z celi, pozostawiając po sobie tylko słodkawy zapach, który szybko się rozwiał. Skrzywiłam się na nieprzyjemny dźwięk głośnego trzaskania drzwiami i ciężko odetchnęłam. Naprawdę nie mogłam pojąć, co właściwie się przed chwilą wydarzyło.

***

Wrócił, tak wrócił. Po najprawdopodobniej kilku godzinach. Ze spuszczoną głową i czekoladowymi oczami utkwionymi w kamiennej podłodze. Jak winny wilk, który musiał stanąć przed swoim Alfą, zamierzającym go porządnie zrugać za tę niekompetencję. Obdarzyłam go długim, chłodnym spojrzeniem, nie podnosząc się z nowego acz niewygodnego legowiska i poczekałam, aż sam postanowi zacząć rozmowę na wiadomy temat. Coraz bardziej intrygowało mnie, o co w tym wszystkim chodziło. Gdy zostałam sama, dokładnie to przemyślałam, ale nie znalazłam żadnego sensownego wytłumaczenia, więc ciekawość wręcz zżerała moją osobę od środka.

– Wybacz mi, zapędziłem się – powiedział cicho, chyba żałując swojej wcześniejszej nieprofesjonalności.

– Zamiast nieszczerze przepraszać po prostu mi to wyjaśnij – zażądałam niewzruszona, korzystając z jego chwilowej postawy.

Zerknął na mnie niepewnie i przełknął ślinę, jakby się na coś zbierał. Z bezgłośnym westchnięciem opuścił ramiona, rezygnując choć na moment z dostojnej postawy i pokonał te kilka dzielących nas kroków. Usiadł na przeciwnym krańcu pryczy, odruchowo odrzucając w tył tylne poły szaty i pochylił się do przodu, splatając palce, na których błyszczały trzy sygnety – jeden czarny z herbem rodu Dark, jak się domyśliłam i dwa srebrne z białymi kamieniami szlachetnymi. Zdziwiona jego zachowaniem, nie pasującym do arystokratycznego obrazu, który wykreował się w mojej głowie, nawet nie odsunęłam się na skraj metalowego łóżka.

– Jestem chory psychicznie – oznajmił ewidentnie zawstydzony tym faktem. – Od roku mam problemy z panowaniem nad emocjami, co często kończy się bardzo źle nie tylko dla mnie.

– Jakbym o tym nie wiedziała – mruknęłam nienaturalnie szorstkim głosem i bez zastanowienia zwiększyłam dystans między nami tak, jakbym zrobiła, gdyby mężczyzna cierpiał na jakąś inną, zaraźliwą przypadłość. – I co? Nic z tym nie robisz? Nie uważasz tego za poważny problem?!

– Robię – odrzekł prawie tak ostro co ja, odwracając w moją stronę twarz z zawiedzionym, lekko zirytowanym wyrazem. – Byłem u psychologa. Zalecił mi leczenie poprzez więź riend, które częściowo do tej pory skutkowało. Mój riend ostatnio mimo dużej ilość swoich obowiązków odwiedza mnie praktycznie codziennie, ponieważ choroba postępuje. Jeśli mój stan w najbliższej przyszłości się nie poprawi i nie zacznę nad sobą panować, będziemy musieli zastosować terapię, na którą za żadne skarby nie chcę się zgodzić, a on już długo nie da ze sobą dyskutować.

Z jednej strony miałam za złe temu riendowi arystokraty, że od razu nie zmusił on Władcy Cieni i Snów do poddania się najskuteczniejszemu leczeniu. Nie zaistniałaby wtedy ta dziwna sytuacja, w której grałam jedną z dwóch głównych ról. Z drugiej strony podświadomie rozumiałam, czemu tego nie zrobił. W końcu nie każdy był jedną z potęg Świata Mocy. Shadow już zdążył mi udowodnić, że nie wypadało z nim zadzierać, jeśli nie chciało się skończyć na moim miejscu, z przebitym sercem i coraz mniejszą nadzieją na szybkie wydostanie się z niewoli.

– Nie wiem, czemu w ogóle zasypuję cię tymi problemami – westchnął mój oprawca po chwili ciszy, która między nami zapadła. – Przecież i tak nie masz nic z tym wspólnego. Nie znamy się.

– Nic wspólnego? – zapytałam z niedowierzaniem, że naprawdę zdecydował się wypowiedzieć to sformułowanie. – Torturując mnie, udowodniłeś, że kompletnie nad sobą nie panujesz, Dark. Lepiej jak najszybciej poddaj się terapii. No i mnie stąd wypuść.

Zaśmiał się cicho w złowieszczy sposób, gdy już przetrawił moje żądanie. Przechylił głowę, przez co kolczyki przebijające jego uszy zadźwięczały i spojrzał się na mnie z politowaniem tak, jakby rozmawiał z kilkuletnim dzieckiem, którego wiedza o otaczającym świecie była co najmniej uboga. Ten wyraz litości w jego pięknych oczach ponownie wzbudził we mnie falę nienawiści.

– Nie licz na to – odrzekł z niewielkim uśmiechem i wziął głębszy wdech. Gdyby posiadał Moc jakiegoś zwierzęcia, pomyślałabym, że zaciągał się moim zapachem. – Pokonałem cię, więc według Traktatu mam do ciebie pełne prawo, wilczyco.

– WolfKnight – poprawiłam go, prostując się gwałtownie i podnosząc głos. Za każdym razem, gdy wymawiał słowo „wilczyca", brzmiało ono jak jedna z najgorszych obelg, więc oczywiście nie chciałam więcej słyszeć tego wyrazu z jego ust. – Mam na imię WolfKnight.

– Cieszę się, że mi o tym powiedziałaś, WolfKnight – przeciągnął wyraźnie moje imię, jakby studiował jego brzmienie. – Poza tym nie odchodząc od tematu wolności, to postawię sprawę jasno. Jeśli mi ulegniesz, przestaniesz zachowywać się wobec mnie tak wrogo i opanujesz swoją agresję w stosunku do ludzi, to cię stąd z radością wypuszczę. Jeśli nie, to cóż... Czeka cię długie życie w ciasnej celi, bo w końcu jesteś Wieczną, czyż nie? I to wychowaną w dziczy oraz niezwykle młodą, wnosząc po braku doświadczenia w walce. Ile masz lat?

– Dwadzieścia trzy – odparłam po krótkim namyśle. Ta informacja nie wydawała mi się jakoś szczególnie cenna i warta zachowania w tajemnicy.

– No widzisz... – Jego mroczny uśmiech zmienił się na niemalże przyjazny. – Teoretycznie powinniśmy się dogadać, bo ja mam dwadzieścia jeden i też jestem Wiecznym. Poza tym szczerze uwielbiam przebywać z Władcami Zwierzęcych Mocy. Muszę przyznać, że jesteście naprawdę bardzo pociągający i niezwykle ciekawi. Twoje towarzystwo byłoby więc dla mnie czymś imponująco atrakcyjnym. Zastanów się więc nad tym, co powinnaś mi odpowiedzieć, gdy następnym razem zapytam, czy mi ulegniesz.

Wstał z pryczy, przybierając dumną postawę i wygładził zadbanymi dłońmi przednie poły eleganckiego ubrania. Powolnym, wręcz królewsko dostojnym krokiem ruszył do wyjścia, powiewając długimi czarnymi szatami i, jak mi się wydawało, lekko bujając biodrami. W nikłym świetle więziennej lampy wydawał się taki mroczny, taki naturalny w tym, co robił i we sposobie, w jaki się zachowywał. Nie było w nim żadnej sztuczności. Odnosiło się wrażenie, jakby urodził się z tym swoim arystokratycznym urokiem i nie musiał się wysilać, aby urzekać nim innych. Nie powinnam się temu dziwić. W końcu pochodził on z Dark, z najbardziej znanego i najprawdopodobniej obecnie najpotężniejszego rodu w całym Świecie Mocy.

– Do zobaczenia za godzinę – rzucił beztrosko na pożegnanie. – Czekają na mnie niecierpiące zwłoki sprawy, więc pozwolisz, że cię na dłuższy moment opuszczę.

– Zaczekaj – zatrzymałam go w przypływie impulsu nieufności.

– Tak? – Spojrzał się na mnie przez ramię z zaciekawieniem i wyraźną nadzieją, że podjęłam już oczekiwaną przez niego decyzję.

– Jaką mam gwarancję, że nie kłamiesz? – zapytałam, mając pewne wątpliwości co do przedstawionych przez niego faktów i obietnic. Co jeśli wcale nie był chory i wymyślił tę historyjkę, aby usprawiedliwić swoje ekstrawaganckie zachowanie? Przecież gdy rozmawialiśmy, udało mi się go zirytować i wcale nie wybuchł jak poprzednim razem.

– W sumie żadną – przyznał mi rację i przygryzł delikatnie dolną wargę, nad czymś się zastanawiając. – Jeśli chcesz, mogę do ciebie później przynieść papiery od mojego psychologa... Albo nie, mam lepszy pomysł. Przyślę tutaj mojego riend, abyście pogadali. Powinniście znaleźć wspólny język i on na pewno rozwieje wszystkie twoje wątpliwości.

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Władca Cieni i Snów zniknął za drzwiami, zostawiając po sobie tylko zapach drażniących mnie coraz mniej perfum. Musiałam przed sobą przyznać, że ta słodka woń nie była wcale taka zła, jak mi się na początku wydawało.

Continue Reading

You'll Also Like

6.8K 1.1K 93
Amelia i Wojtek wyjeżdżają na studia. Świetnie się rozumieją i pomimo jego dysfunkcji chcą żyć jak każda inna para, stawiając czoła krzywym spojrzeni...
Więzy rodzinne By Dominika

Historical Fiction

8.2K 562 22
Jak długo tli się nadzieja? Jak długo można czekać na najbliższych? Czy szczęśliwe odnalezienie jest jeszcze możliwe? Ile jest w stanie znieść matka...
183K 11.3K 109
Chłopak kulił się w swojej celi, nie miał imienia, przynajmniej już nie. Kiedyś jego ojciec wołał go nim, jednak minęły lata od kiedy ostatni raz je...
30.4K 1.7K 68
Po skończniu będzie korekta. Lilith jest niechcianą córką w ich domu Hailie jest tą *lepszą* córeczką mamusi. w mojej wersji zaczynamy od momętu dni...