Dni mijały spokojnie. Praca, dom, praca, dom. Odkąd Fred dowiedział się, że zostanie ojcem jeszcze bardziej nalegał, żebym rzuciła pracę w Ministerstwie, bardzo nie chciał, żebym tam pracowała. Nie chcąc się z nim kłócić i sprawiać mu zawodu porzuciłam karierę Aurora.
- Pamiętasz, że dzisiaj idziemy na obiad do Nory? - zapytał Fred prosto w moją szyję. Mimo godziny dwunastej wciąż leżeliśmy w łóżku i leniliśmy się.
- Yhym - mruknęłam. - Jak im to powiemy? - zapytałam.
- Normalnie - mężczyzna położył swoją ogromna dłoń na moim jeszcze płaskim brzuchu i zaczął kreślić na nim jakieś wzorki.
- Fred, my nie mamy ślubu - powiedziałam cicho. - To wygląd...
- Jak? - przerwał mi.
- Dziwnie? - mruknęłam.
- Nim nasz mały brzdąc die urodzi będziemy już małżeństwem - złożył pocałunek na mojej szyi.
- Wstajemy - zażądałam i poderwałam się do góry. Chłopak patrzył na mnie z miną "Ja chce jeszcze zastać w łóżku..." - Już, podnoś dupsko - podeszłam do szafy i zaczekam się zastanawiać w co się dzisiaj ubrać.
- Załóż tą moją ulubioną sukienkę - poprosił Fred wciąż leżąc na łóżku.
Wyjęłam wieszak, na której wisiała pastelowa kreacja w kolorze błękitu. Zaczęłam się szykować. Nie starczyło mi jednak czasu i jak zwykle doprowadziłam do naszego spóźnienia.
- Pośpiesz się...
- Już idę - mruknęłam niezadowolona, że ponownie zjawimy się ostatni.
Mężczyzna chwycił mnie za rękę. Obrót, szarpnięcie pępka, wiele rozmazanych kolorów i... i wielkie rzyganie zaraz po wylądowaniu. Zawartość mojego żołądka znalazła się na trawie zaraz po tym jak moje stopy dotknęły podłoża.
- Chyba będziemy musieli skombinować inny transport - powiedział Fred pomagając mi się pozbierać po nieprzyjemnej sytuacji.
- Daj spokój, zdarzenie jednorazowe - złapałam go za rękę i pognaliśmy dalej. Przeszliśmy się kawałek i weszliśmy na podwórko Nory.
Kiedy weszliśmy do środka każdy siedział już przy stole. Zajęliśmy wolne miejsca obok rodziców i zaczęliśmy obiad. Rozmowy przepełniała cały dom, nie obyło się bez niezręcznych pytań.
- Na kiedy zaplanowaliście ślub? - zapytał pan Weasley, a wszystkie oczy skierowały się prosto na nas.
- Przed dzieckiem - wypalił Fred, a ja walnęła go łokciem w żebra.
- Fred - szepnęłam gniewnie.
- Mamo... - zaczął chłopak. - Ty lubisz dzieci prawda? Urodziłaś nas w końcu dość sporo - przeleciał wzrokiem po osobach wokół stołu.
- Hm? - na twarzy Pani Weasley pojawili się zaskoczenie, a oczy stały się wielkie jak spodki.
- Co się tak patrzysz? Będziesz babcią - oświadczył i uśmiechnął się id ucha do ucha chwytając mnie za rękę.
~*~
Blask księżyca oświetlała salon, który okrążałam chyba tysięczny raz. Słyszałam tykanie zegara, które mnie dobijało. Tyk... tyk... tyk... Usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłoniach. Nie mogłam się uspokoić, ślub był dla mnie czymś niepojętnym. Skrzyp schodów dotarł do moich uszu.
- Nie śpisz?
- Nie, George... - mruknęłam i oparłam się o oparcie. Chłopak ruszył do kuchni i zaczął brzęczeć naczyniami.
- Wszystkich obudzisz - spojrzałam w jego stronę.
- Wątpię, wszyscy śpią jak zabici - odparł. - No może oprócz ciebie, mnie i Freda, który próbuje ułożyć kostkę Rubika, mugole mają głupie zabawki - chłopak usadowił się obok i podał mi gorący kubek. - Czekolada - odpowiedział nim zdążyłam zapytać co to.
- Skąd Fred ma ten mugolski wnerwiacz? - zapytałam i spojrzałam na jego piegowatą twarz, była taka sama jak Freda, identyczna.
- Zwiedzaliśmy sobie ostatnio mugolskie sklepy, potrzebowaliśmy inspiracji - upiłam łyk gorącej czekolady, zadziałała jak lek kojący.
- Co u malucha? - położyłam dłoń na już sporym brzuchu, który rósł i rósł.
- Nie najlepiej, byłam dzisiaj u lekarza - westchnęłam, a George zrobił zdziwiona minę. - Miałam anoreksje, niedawno zabito we mnie horkruksa, który wyniszczył mi organizm, Exitus... - wyjaśniłam. - To nie jest nic dobrego dla rozwijającego się dziecka - dodałam.
- No trochę się pospieszyliście, myślałam, że będziecie gdzieś w środku z dziećmi, a tu pierwsi - zaśmiał się cicho. Zapanowała cisza, w której rozbrzmiewało tylko tykanie zegara i delikatne wycie wiatru na zewnątrz.
- Co u Julii? - chłopak uśmiechnął się na samo wspomnienie o dziewczynie.
- Stara się o pracę w Ministerstwie - upił łyk. - Chce naprawić edukacje - pokręcił głową tak jakby się śmiał i załamywał jednocześnie.
- Oby jej się udało - odstawiłam pusty kubek na stół.
- Idź spać Meghan, dzisiaj ważny dzień - George poklepał mnie po plecach jak starego kumpla, a raczej kumpelę.
- Ty też - uśmiechnęłam się do niego najszerzej jak tylko mogłam i ruszyłam na górę. Kiedy weszłam do pokoju, w którym miałam spać z Fredem paliło się światło, a chłopak siedział po turecku i układał kostkę Rubika, tak jak powiedział jego bliźniak. - Chodź pójdziemy już spać - szepnęłam.
- Nie mogę ułożyć tego gówna - powiedział zdenerwowany.
Podeszłam do niego i przytuliłam się. Stresował się tak jak ja, czułam to i widziałam.
- Chodź już - mruknęłam mu do ucha i położyłam dłoń na jego dłoni. Spojrzał na mnie i głośno westchnął.
- Megggg... - jęknął i położył głowę na moim ramieniu. Coś go męczyło, a ja nie wiedziałam co. Zaczęłam bawić się jego rudymi kędziorami.
- Wszystko będzie dobrze, prawda? - jego dłoń znalazła się na moim brzuchu. Pocałowałem jego czubek głowy, zawsze robił tak kiedy coś trapiło mnie, czułam się wtedy lepiej, teraz on tego potrzebował.
- Jak je nazwiemy? - zapytałam. Uśmiech pojawił się na twarzy Freda.
- Nie możemy go nazwać Maleństwo, prawda? - zapytał.
- Nie - zaśmiałam się, wiedziałam że na twarzy Weasley'a gości teraz uśmiech.
- Chodźmy już spać - szepnął po chwili. - W wielki dzień nie możemy wyglądać jak trupy - zaśmiałam się na te słowa.
Położyliśmy się. Wtuliłam się w jego ramie. Chłopak delikatnie gładził mój brzuch.
- Kocham cię - szepnęłam i lekko odchyliłem głowę w jego stronę.
- Ja ciebie też - mruknął i złożył pocałunek na moim policzku.
~*~
Ze względu na słowa Freda na ślubie Billy'ego i Fleur nasza uroczystość miała się odbyć w codziennych ubraniach i tak też było, no prawie. Nikt nie chodził ubrany bardzo elegancko, w strojnych kreacjach.
Mimo obietnic, że wszyscy będą ubrani jak w każdy dzień coś nie pykło. Panie miały na sobie krótkie i zwiewne sukienki, a panowie koszule i dżinsy. Normalnie? Nie według Freda, który narzekał, że wszyscy się odstroili.
- Jest tak jak chciałeś - Ginny próbował uspokoić Freda.
- Jest zbyt oficjalnie! - ich rozmowę słyszał cały dom i podwórko.
- Jest uparty - mruknął Harry.
- Zdenerwowany - poprawiła go Hermiona.
- Oba - powiedziałam jednocześnie z Ronem.
- Chodź pomogę ci - Miona chwyciła wieszak z moją krótką, białą i zwiewną sukienką. Ruszyłam zaraz za nią do pokoju, w którym spała.
Dziewczyna pomogła mi założyć moją suknię i uczesała mnie. Kiedy byłam już gotowa do pokoju wpadła zdenerwowana Ginny.
- Pięknie wyglądasz - skomplementowała mnie.
- Dzięki - uśmiechnęłam się.
- Nie wiem jak ty wytrzymujesz z tym facetem, ja mam go dość - powiedziała i usiadła na swoim łóżku.
- Uspokoił się? - zaśmiała się Hermiona.
- W miarę - burknęła ruda.
Patrzyliśmy sobie w oczy trzymając się za ręce. Słychać było pochlipywanie pojedynczych osób i smarkanie w chustki. Kiedy padło pytanie "Czy ty..." równocześnie powiedzieliśmy głośno "TAK" nie dając skończyć pytania mężczyźnie odprawiającemu ceremonię i zaczęliśmy się śmiać. Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku otwierając naszej miłości nowe drzwi przyszłości.