Rozdział dwudziesty siódmy

2.7K 177 3
                                    


Pani Pomfrey przetrzymała mnie jeszcze przez kilka dni w swojej świątyni. Bliźniacy musieli wrócić do swojego sklepu, który niby też był mój i zaraz po moim przebudzeniu w dni dyskusji zniknęli. Malfoy przychodził do mnie codziennie po kilka razy. Dziwnie to wyglądało, ale to w końcu mój przyjaciel, prawda? Wróciłam na zajęcia w piątek, a w sobotę miał się odbyć mecz Quidditcha Gryffindor vs Slytherin.

- Nie zagrasz po użyciu Exitusa - powtarzał mi Harry w kółko. Moja odpowiedź zwykle brzmiała tak:

- Luzuj banana - zaraz po tym zmieniałam temat. Najbardziej, o dziwo zamiast Pottera, denerwowały mnie jednak wypowiedzi na mój temat: "To dziwne, że tak znika co jakiś czas.", "Ciekawe gdzie była.", "Co jej się znowu stało?", "To jest jakiś dziwoląg."

Sobotniego ranka wstałam bardzo wcześnie. Założyłam szaty drużyny Gryfonów i wyszłam z wieży. Podczas drogi do Wielkiej Sali spotkałam Draco. Nie była to jego część zamku, nie miał też na sobie szaty drużyny ślizgonów.

- Co ty tu robisz? - zapytałam i oparłam się o swoją miotłę.

- Ja... Emm... No... Szukam łazienki - zaczął drapać się po karku. Moja ślizgońska lewa brew, choć powinnam ją teraz nazwać Gryfońską brwią, powędrowała do góry. - W mojej części skończył się papier - dodał szybko.

- Masz - podałam mu chusteczki.

- Dlac...

- Mam katar - wyjaśniłam. - Leć, poczekam na ciebie i pójdziemy razem na śniadanie.

- No dobra - mruknął. Czekałam na niego dość długo, ale w końcu wrócił. Ruszyliśmy do Wielkiej Sali. Moje pechowe nogi plątały mi się i kilka razy prawie zaliczyłam glebę. Smok na szczęście mi pomagał, aż w pewnym momencie wziął mnie na barana.

- Draco postaw mnie - zaczęłam się śmiać.

- Wywalisz się - powiedział powstrzymując się od śmiechu.

- Załamiesz się - próbowałam go przekonać.

- Jasne, jasne, suchelcu - odparł i w taki oto sposób dotarliśmy na miejsce. Postawił mnie ostrożnie na ziemi i uśmiechnął się odrobinę. - Powodzenia na meczu - powiedział i mnie przytulił. - Nie wiem jednak czy powinnaś grać, niedawno leżałaś w Skrzydle Szpitalnym.

- Będzie dobrze - odparłam. - sam zobaczysz.

- Ja nie gram- szepnął cicho. Podczas naszego dzisiejszego spotkania ponownie się zdziwiłam.

- Co ma znaczyć, że nie grasz? - założyłam ręce na piersi i spojrzałam na niego wzrokiem przepełnionym ciekawością.

- No wiesz... Ja... Wilkołak... - powiedział tak cicho, że ledwo co go usłyszałam.

- Ale pełnia już była - zauważyłam.

-Efekt uboczny eliksiru - zaczął się tłumaczyć szeptem rozglądając się na boki czy nikt nie podsłuchuje.

- Rozumiem - nie do końca wierzyłam w to co mówił, ale przytaknęłam tylko głową.

~*~

Dwa wrogie sobie domy stanęły ramie w ramię groźnie na siebie spoglądając. Zimno nie ułatwiało sytuacji, a wręcz pogarszało. Podczas moich zabaw z Exitusem ominęło mnie wiele treningów i nie byłam do końca przekonana czy podołam wyzwaniu. Katie przed samym meczem wsparła mnie wielkim przytulasem dla dodania odwagi, a Hermiona obiecała trzymać kciuki.

Kapitanowie uścisnęli sobie dłonie i gwizdek Pani Hooch zabrzmiał dając znak startu gry. Tłuczki zostały wypuszczone, złoty znicz zniknął w sekundę, a kafel poszedł do góry. Los sprawił, że to ja jako pierwsza go złapałam. Nie czekając ani chwili dłużej podałam piłkę Ginny, a ta Katie i nasza drużyna zdobyła pierwsze dziesięć punktów. Jakiś niezadowolony ślizgon szturchnął mnie niby przypadkiem i odleciał na drugi koniec boiska. Nie kojarzyłam go, ale to nie był czas na takie rozmyślania kim jest ów chłopak. Przejęłam kulę od jednej z dziewczyn i ruszyłam w stronę bramkarza przeciwnej drużyny. Już miałam rzucać, kiedy tłuczek uderzył w moją lewą rękę, która trzymała miotłę. Kafel wypadł mi z dłoni i został przejęty przez przeciwną drużynę. Zawisłam do góry nogami trzymając się latającego kija tylko nogami.

- Roger oberwała tłuczkiem i wisi! Ciekawe czy spadnie... - dotarł do mnie głos Zachariasza Smitha, wielkiego buraka, który uczęszczał na GD w zeszłym roku. Widocznie zyskał posadę komentatora.

- Chciałbyś - powiedziałam sama do siebie i wróciłam na miotłę łapiąc jednocześnie piłkę. Nie myśląc o tym czy zaraz oberwę od ślizgonów, czy nie ruszyłam na bramkę i zdobyłam punkty dla naszego składu.

- Brawo Meghan! - krzyknął Harry, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

- Miałaś fart - fuknął rok starszy przeciwnik i odleciał.

Mecz trwał jeszcze jakiś czas. Zdobyłam jeszcze dwie bramki, a Potter złapał znicz. Wygraliśmy to spotkanie.

~*~

Impreza w pokoju wspólnym trwała w najlepsze. Grała muzyka, ludzie tańczyli, jedli, pili, dobrze się bawili.

- Dobrze ci poszło - powiedziała Hermiona i usiadła obok mnie na wygodnej, starej kanapie.

- Dzięki - uśmiechnęłam się szeroko. - Ronowi też poszło nie najgorzej - puściłam do niej oczko, a ta się zarumieniła.

- Przestań - machnęła ręką dziewczyna. - Co z tego, że Ro... - wypowiedź brunetki została przerwana przez głośne "Uuuuu!" ze środka pomieszczenia. Pani Prefekt wstała by zobaczyć o co ten cały zamęt.

- Co się stało? - spytałam z ciekawości. Nie otrzymałam jednak odpowiedzi. Dziewczyna przepchała się przez tłum i wybiegła z pokoju wspólnego. Podniosłam się szybko i zobaczyłam Lavender obściskującą się z Weasley'em. - Merlinie - mruknęłam i ruszyłam na poszukiwania przyjaciółki.

- Wiesz gdzie poszła?! - usłyszałam obok siebie. Harry widocznie też widział reakcje Grenger i tak jak ja chciał ją pocieszyć. Nie ma to jak przyjaciele.

- Nie, ale chyba się domyślam gdzie może być - odparłam i ruszyliśmy pędem. Po kilku minutach poszukiwań odnaleźliśmy zapłakaną Hermionę otoczoną żółtymi kanarkami.

- Miona - szepnęłam i podeszłam do niej. Dziewczyna przytuliły się do mnie natychmiastowo.

- Chodźcie tu - powiedział Harry i rozłożył ręce. Przylgnęłyśmy do Pottera. Chłopak zamknął nas w dużym uścisku.

- Siądźmy - wymamrotała przez łzy Gryfonka i wskazała schodki. Siedziałam na środku między dwójką przyjaciół. Hermiona chlipała mi w ramię, a Harry ze smutkiem w oczach patrzył w przestrzeń.

- A ty Harry? Co czujesz jak widzisz Ginny z nim? - zapytała już w miarę ogarnięta dziewczyna.

- Ja czuję się tak jak ty Hermiono.

- Weasley'owie lubią mącić w głowach - westchnęłam, a przez myśl przeszedł mi mój rudzielec. Bardzo za nim tęskniłam.

To kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyWhere stories live. Discover now