Rozdział trzeci

6.5K 360 74
                                    



Od wydarzenia w toalecie minęły trzy lata, które przyniosły mi wiele przygód. Na swoim kącie miałam uratowanie Kamienia Filozoficznego, walkę z ogromnym Bazyliszkiem oraz bliskie spotkanie z grupką Dementorów. Na tym jednak nie kończyły się moje wyczyny. Zajmowałam miejsce w drużynie quidditcha jako ścigająca i umiałam wyczarować patronusa w tak młodym i niedojrzałym wieku.

Poza przyjaźnią z Harry'm, Ronem i Hermioną byłam również w paczce Weasley&Weasley, co przyniosło mi wile godzin szlabanów i krzywych spojrzeń nauczycieli.

Z aktualną datą dnia trzydziestego pierwszego lipca stałam pod drzwiami domostwa państwa Dursley z ukrytym obok drzwi pudłem z tortem czekoladowym. Biorąc kilka głębokich oddechów zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. Przywitał mnie Harry z wielkim uśmiechem na twarzy.  

- Harry kto to?! - usłyszałam krzyk wuja Verona.

- Meghan! - odkrzyknął.

Nie minęła chwila, kiedy mężczyzna pojawił się zaraz za chłopakiem, a za nim ciotka Petunia i Duddley.

- Dzień dobry - przywitałam się i posłałam im słaby uśmiech.

- Co cię sprowadza? - zapytał wuj Veron marszcząc brwi.

- Chciałam poprosić Harry'ego o pomoc przy sprzedaży jabłek - skłamałam. Mężczyzna dokładnie mi się przyjrzała, co robił za każdym razem, kiedy pojawiałam się przed ich domem.

- Możesz iść - odparł sucho. - Masz wrócić przed zachodem słońca - rozkazał i wypchnął chłopaka za drzwi zatrzaskując je zaraz potem.

Podniosłam pudło, w którym znajdował się tort i razem z Harry'm ruszyłam wzdłuż ulicy.

- Nawet nie wiesz jakie to szczęście mieć cię po drugiej stronie ulicy - powiedział.

- Wiem, wiem - zaśmiałam się. - Wszystkiego najlepszego Harry! - powiedziałam głośno, ale nie na tyle, żeby całe osiedle usłyszało, a zwłaszcza mieszkańcy Privet Drive 4.    

Żwawym krokiem ruszyliśmy na mały placyk ustawiony w centrum pól, gdzie rosły zboża. Usiedliśmy pod drzewem wciśniętym w ogrodzenie i zaczęliśmy jeść tort.

- Jak tam urodzinki u Dursley'ów?- położyłam się na trawie. - Pamiętali?

- Jasne, dostałem dwie bez parne skarpety - chłopak pochłoną kawałek tortu.

- Fajny prezent - zaśmiałam się.

Przesiedzieliśmy cały dzień na placyku, praktycznie nikogo tu nie było więc mogliśmy rozmawiać, wygłupiać się i krzyczeć, jednakże kiedy słońce zaczęło zachodzić ruszyliśmy z powrotem, żeby Harry nie miał żadnych kłopotów, które i tak wisiały w powietrzu.

Pomachałam przyjacielowi spod swoich drzwi, a on mi spod swoich i weszliśmy do naszych domów. Przywitał mnie pisk siostry, która biegała to tu, to tam. Krzyknęłam, że jestem już w domu i popędziłam do swojego pokoju. Kiedy otworzyłam drzwi na moim łóżko ujrzałam rozłożonego Errola.

- Witaj staruszku - przywitałam się i podeszłam do niego. Puchacz miał przyczepione dwa listy. Odwiązałam je i wsadziłam zmęczonego ptaka do klatki Shingi podając mu kilka przysmaków. - Zobaczmy co tu mamy - powiedziałam sama do siebie i rozwinęłam pierwszy list.

Był od Rona, zapraszał mnie do siebie na resztę wakacji i Mistrzostwa Quidditcha. Ucieszyłam się i zamiast przeczytać również drugi list pobiegłam na dół.

- Mamo, mogę pojechać do Rona na resztę wakacji? - zapytałam i pokazałam jej list, w którym otrzymałam zaproszenie.

- Pewnie - udzieliła mi zgody wróciła do swojej przedniej czynności jaką było cerowanie spodni Amy.

Kiedy wróciłam na górę rzuciłam się na łóżko i odpakowałam kolejny list.

Meghan, ty stary Tygrysie!

Mamy nadzieję, że przyjedziesz do nas, tak jak pisał Ron. Opracowaliśmy kilka nowych kawałów na nadchodzący rok szkolny i musimy koniecznie cię z nimi zapoznać. McGonagall będzie nas pamiętać do końca życia, tyle musisz wiedzieć jak na razie.

Weasley&Weasley

Wzięłam się za odpisywanie trójce Weasley'ów, a następnie położyłam się spać. W ciągu kilku następnych dni przyszła odpowiedź, że w najbliższą niedzielę przybędą po mnie rudzielce.

Wraz z Harry'm nie mogąc się doczekać odliczaliśmy dni do przyjazdu naszych przyjaciół. Kiedy wreszcie nadeszła niedziela godziny wlekły się niemiłosiernie. Wyczekując siedemnastej włóczyłam się po domu aż wreszcie wylądowałam w ogródku na trawie. Wpatrywałam się w chmury próbując rozpoznać kształty.  Z przemyśleń wyrwał mnie pisk otwieranych drzwi. Odwróciłam się, a moim oczom ukazały się dwie rude łepetyny. Poderwałam się do góry i uwiesiłam się na tych dwóch pustych łbach.

- Hej Tygrysie - powiedzieli jednocześnie.

- Stęskniłam się - powiedziałam i oderwałam się od nich. Zaraz potem moje włosy zamieniły się w gniazdo, za co obrzuciłam Freda gniewnym spojrzeniem, a potem zaczęłam się śmiać.

Pan Weasley porozmawiał jeszcze chwilę z moimi rodzicami, a ja zamieniłam kilka słów z Ronem i bliźniakami.

- No dobrze na nas już czas, idziemy po Harry'ego - zadecydował ojciec rodziny Weasley'ów. Pożegnałam się z rodzicami i siostrą obiecując jej super prezent na Święta.

- Wyładniałaś w te wakacje - powiedział Fred niosąc mój kufer.

- Jasne jasne - odparłam i wywróciłam oczami.

- Coś ci nie pykało brachu - zaczął się śmiać George, za co oberwał piorunującym spojrzeniem od swojego brata.

Podróż od Harry'ego do Nory zajęła nam znacznie więcej czasu niż przypuszczałam. Dursley'owie byli przerażeni Fredowi "rozsypały się" giganto języczne toffi, a Dudlley'owi rozciągnął się język na parę metrów. Wszyscy w pośpiechu przenieśli się za pomocą sieci Fiuu do Nory podczas gdy Pan Weasley próbował zapanować nad sytuacją naprawiając język chłopaka.

Pani Weasley jak zwykle narzekała, że ja i Harry jesteśmy strasznie wychudzeni. Zawsze to robiła, gdy spotykała nas po dłuższym czasie. W kuchni zauważyłam dwie nowe postacie, które były rude jak cała rodzina Weasley'ów. Przedstawili się jako Charlie i Billy. Byli to starsi bracia Rona.

Fred pomógł mi zanieść moje bagaże do pokoju Ginny, gdzie miałyśmy spać we trójkę z Hermioną. Byłam podekscytowana, że zobaczę jutro profesjonalny mecz quidditcha. Nie było to to samo, co szkolna rozgrywka. Z wielkimi trudnościami zasnęłam oczekując jutrzejszego dnia.

To kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyWhere stories live. Discover now