Rozdział piąty

6.6K 302 114
                                    


Kiedy w namiocie byli już wszyscy Pan Weasley wytłumaczył nam co konkretnie oznacza Mroczny Znak i kim są Śmierciożercy. Harry twierdził, że wśród tych, którzy zaatakowali obozowisko byli rodzice Malfoy'a. Jestem w stanie w to uwierzyć.

Po tym całym incydencie położyliśmy się spać. Wstaliśmy wczesnym rankiem, a następnie zebraliśmy się powoli i udaliśmy po świestoklika. Nie wiem jakim cudem, ale Billy wytrzasnął skądś kule, żebym sama mogła iść. Byłam mu wdzięczna, gdyż nie wyobrażałam sobie, żeby ktoś miał mnie ponownie nieść.

Przenieśliśmy się pod sam dom Weasley'ów. Pani Molly podbiegła do nas od razu. Uściskała na samym początku bliźniaków, gdyż przed samym naszym wylotem na nich nakrzyczała i było jej głupio, że ostatnimi słowami jakie mogli od niej usłyszeć to narzekanie. Potem podeszła do mnie i się podłamała widząc moją nogę. Przez kolejne dni chodziłam o kulach i głównie czytałam książki. Reszta grała w quidditcha, a czasami siedzieli ze mną. Ogólnie czułam się już znacznie lepiej. Od czasu mojego skręcenia, Fred pilnował dokładnie co jadłam. Denerwowało mnie to.

- Fred, o co ci chodzi z tą całą kontrolą jedzenia? - zapytałam pewnego dnia już naprawdę zdenerwowana.

- O nic - odparł i nałożył mi kolejnego tosta z dżemem na talerz. Spojrzałam na niego wściekła. Popatrzył na mnie i się uśmiechnął. Na moim talerzu znajdowało się już osiem tostów.

- Dobijasz mnie - mruknęłam i spojrzałam mu prosto w oczy.

- Jedz słońce - zaśmiał się.

- Nie jestem głodna - burknęłam i odsunęłam talerz dając znak, że już skończyłam posiłek. Wstałam od stołu dziękując pani Weasley za śniadanie i wyszłam do ogrodu. Chwile po mnie na zewnątrz wyszli bliźniacy i usiedli po obu moich stronach na ławce.

- Co my z tobą mamy - George ziewnął.

Nie chciałam z nim rozmawiać o mojej rzekomej diecie polegającej na małych ilościach wszystkiego. Poczułam jednak jak czyjeś ręce mnie łapią w tali i sadzają na swoich kolanach. Był to Fred. Spojrzałam na niego podenerwowanym wzrokiem, zabijałam go wręcz spojrzeniem. On jednak nic sobie z tego nie robił. Bliźniacy przyzwyczaili się do tego typu zachowań z mojej strony.

- Ale nerwus z ciebie - poczochrał moje włosy i wyszczerzył się jak głupi.

- Nienawidzę was - powiedziałam i położyłam głowę na torsie Freda. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

~*~

Szliśmy po peronie dziewięć i trzy-czwarte. Pani Weasley, Billy i Charlie nas odprowadzali. Cały czas mówili, że w tym roku w szkole wydarzy się coś wielkiego, ale nie chcieli nam powiedzieć co. Wszyscy byliśmy tym podenerwowani.

Bliźniacy pomogli mi wnieść bagaże do pociągu, gdyż wciąż towarzyszyły mi kule, a następnie odeszli szukać Lee. Harry, Ron, Hermiona i ja usadowiliśmy się jak zwykle i gadaliśmy. Pogoda była okropna, cały czas padało. Podczas drogi przyszli do nas znajomi z roku. Chłopcy wymieniali się wrażeniami z meczu quidditcha, a ja jak i Hermiona uczyłyśmy się w tym czasie zaklęcia przywołującego z Standardowej księgi zaklęć (4 stopnia).

Podczas podróży do naszego przedziału musiał wejść oczywiście nie kto inny jak sam Draco Malfoy ze swoimi osiłkami i nas podręczyć. Kiedy dojechaliśmy na stacje rozpadało się jeszcze bardziej, a przynajmniej tak mi się wydawało.

- Hej Hagrid! - zawołał Harry do olbrzyma, który był naszym przyjacielem.

- Witajcie! Meghan... Co ci się stało w nogę? - zapytał.

To kłopoty zwykle znajdują mnie || Fred WeasleyWhere stories live. Discover now